Mam problem ze swoim wizerunkiem kobiecym. Wiem, że nie jest idealny – mówi posłanka Anna Grodzka, do 2007 roku Krzysztof Bęgowski, kandydatka na stanowisko wicemarszałka Sejmu, przez ponad pięćdziesiąt lat mężczyzna, a od niedawna kobieta.
Za swoich męskich czasów kochający mąż, działacz Zrzeszenia Studentów Polskich, SdRP i SLD, i jak mówią jego dawni kumple – flirciarz, a nawet pies na baby. Za damskich – twórca fundacji Trans-Fuzja, posłanka z ramienia Ruchu Palikota, a niektórzy twierdzą, że osoba bardzo kobieca. – Sądzę, że mają na myśli moje cechy charakteru, sposób zachowania. Oczywiście, że chciałabym być bardziej kobieca. Ale w moim wieku to już nie jest takie proste.
Anna Grodzka w przyszłym roku kończy 60 lat, ale można przecież zrobić operacje plastyczne. – Dostanie pani premię jako wicemarszałek. Ze 40 tysięcy i do roboty – podpowiadam. – Proszę nie żartować. Rozmawiałam o tych pieniądzach z Wandą (to o marszałek Nowickiej). To wszystko z tymi pieniędzmi wydarzyło się poza nią. Te nagrody tak naprawdę były podzielone na raty i gdzieś tam spływały na jej konto i ona, wierzę jej, tego nie zauważyła. A co do operacji, to 40 tysięcy nie wystarczy na to, co mam na myśli. Jest coś takiego, co się nazywa facial feminization surgery. To jest taki potężny lifting, a do tego kształtowanie kości twarzy, piłowanie… Tak to się robi. I efekty są świetne. Mnie na to nie stać i już stać nie będzie. To kosztuje 100-200 tys. zł. Można to zrobić w Stanach, w Europie, Tajlandii…
– W Tajlandii poddała się pani korekcie płci – przypominam. – To prawda – słyszę, a kiedy pytam, czy pani poseł sprawiła sobie jakiś mniej inwazyjny lifting twarzy, jakiś botoks, szybko ucina: – Niech pani pozwoli, że pozostanie to moją słodką tajemnicą. To nie jest temat, którym chciałabym się dzielić z czytelnikami tak porządnego pisma jak „Wprost”.
Anna Grodzka w przyszłym roku kończy 60 lat, ale można przecież zrobić operacje plastyczne. – Dostanie pani premię jako wicemarszałek. Ze 40 tysięcy i do roboty – podpowiadam. – Proszę nie żartować. Rozmawiałam o tych pieniądzach z Wandą (to o marszałek Nowickiej). To wszystko z tymi pieniędzmi wydarzyło się poza nią. Te nagrody tak naprawdę były podzielone na raty i gdzieś tam spływały na jej konto i ona, wierzę jej, tego nie zauważyła. A co do operacji, to 40 tysięcy nie wystarczy na to, co mam na myśli. Jest coś takiego, co się nazywa facial feminization surgery. To jest taki potężny lifting, a do tego kształtowanie kości twarzy, piłowanie… Tak to się robi. I efekty są świetne. Mnie na to nie stać i już stać nie będzie. To kosztuje 100-200 tys. zł. Można to zrobić w Stanach, w Europie, Tajlandii…
– W Tajlandii poddała się pani korekcie płci – przypominam. – To prawda – słyszę, a kiedy pytam, czy pani poseł sprawiła sobie jakiś mniej inwazyjny lifting twarzy, jakiś botoks, szybko ucina: – Niech pani pozwoli, że pozostanie to moją słodką tajemnicą. To nie jest temat, którym chciałabym się dzielić z czytelnikami tak porządnego pisma jak „Wprost”.
Więcej możesz przeczytać w 6/2013 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.