60 procent Białorusinów chce przystąpienia ich kraju do Unii Europejskiej
Gdybyśmy zapytali Europejczyka o Białoruś, to jestem pewien, że w odpowiedzi pojawiłoby się słowo Rosja. Albo rozmówca uznałby, że mowa o części państwa rosyjskiego, albo też - w lepszym wypadku - powiedziałby, iż jest to kraj leżący koło Rosji. I tyle. W sensie politycznym Unia Europejska od dawna traktuje Białoruś jako rosyjską strefę wpływów. Tymczasem Białorusini - po okresie nadziei na współpracę ze wschodnim sąsiadem - wybrali zachodni kierunek rozwoju.
Gdyby dzisiaj zostało rozpisane referendum o wstąpieniu Białorusi do UE, "za" opowiedziałoby się ponad 60 proc. obywateli. Dwa lata temu ten wskaźnik był niemal dwa razy mniejszy. Jednocześnie tylko 7 proc. obywateli gotowych jest się pożegnać z niepodległością Białorusi na rzecz sojuszu z Rosją. Te dane, oparte na solidnych sondażach, świadczą o zasadniczej samoidentyfikacji cywilizacyjnej, jaka nastąpiła na Białorusi - mimo natarczywej propagandy antyzachodniej oraz prorosyjskiej.
Aleksander Łukaszenka zdaje sobie z tego sprawę. Dla każdego dyktatora zagrożeniem nie jest jednak naród, lecz urzędnicy niezbędni do funkcjonowania państwa. Łukaszenka - wystraszony nastrojami społecznymi i niepewny lojalności swego otoczenia - nasila represje. Zniszczono ostatnie szkoły nauczające po białorusku, prześladowane są związki zawodowe, organizacje pozarządowe i media, ale zmiana mentalności moich rodaków sprawia, że niczym w Polsce lat 80. na miejsce zamykanych szkół i organizacji powstają nowe - silniejsze i lepiej przygotowane. Wśród urzędników średniego i wyższego szczebla pojawia się coraz więcej niezadowolonych, a w prywatnych rozmowach mówi się o nienawiści wobec dyktatora.
Zależy nam, by w Polsce nie przyjmowano zachodnioeuropejskiego punktu widzenia. Łączą nas bliskie więzy - sąsiedztwo, kontakty handlowe i wspólna historia. Polacy lepiej niż ktokolwiek inny rozumieją Białorusinów. Chciałbym, by zauważyli ten powiew optymizmu i energii, który w ostatnich miesiącach pojawił się na Białorusi w związku z powstaniem Koalicji Ludowej 5+. To z Polski nadawało popularne u nas Radio Racja, to Polacy są ekspertami białoruskiej opozycji. I wreszcie to Polska jako ojczyzna demokratycznych ruchów w regionie jest dla obywateli Białorusi przykładem, że pożegnanie z komunizmem może się udać.
Polska - jako członek UE - może się stać rzecznikiem demokratycznej Białorusi. Demokratycznej, podkreślam, bo to rozróżnienie jest dla Białorusinów kluczowe. Kiedy rozmawiamy na forum OBWE i Rady Europy o przestrzeganiu praw człowieka na Białorusi, głos Polski jest ledwie słyszalny. Znaczącym krokiem byłoby utworzenie przez UE komisji ad hoc z siedzibą w Mińsku czy jednym z krajów sąsiednich, na której forum dyskutowano by o bieżących sprawach: zwalczaniu terroryzmu i handlu narkotyków, ale też o demokracji i wolności wyborów na Białorusi. W tym sensie liczymy na pomoc Polski.
Kilka dni temu opozycja złożyła własny, autorski projekt budżetu państwa i reformy emerytalnej. Zaskoczony minister finansów Białorusi stwierdził, że "mógłby rozpatrzyć kilka naszych propozycji, niektórych jednak nie rozumie". Im więcej profesjonalnie opracowanych pomysłów, popartych opiniami polskich ekspertów, tym bardziej białoruska opozycja będzie się liczyć. Ludzie zauważą, że istnieje alternatywna siła dla reżimu Łukaszenki. Siła, która ma program gospodarczy i społeczny pozwalający na wydobycie Białorusi z tragicznego kryzysu.
Stanisław Szuszkiewicz
lider opozycyjnej partii Hramada, były przewodniczący Rady Najwyższej Białorusi
Stworzyliśmy demokratyczną koalicję partii opozycyjnych 5+, by budować Białoruś demokratyczną, niezależną i grającą w europejskiej drużynie. Ta idea połączyła partie - od liberałów przez ludowców po komunistów. Chcemy końca reżimu Łukaszenki, by móc budować demokratyczny porządek konstytucyjny. Do tego jednak potrzebujemy pomocy Polski. Największą bolączką białoruskiego społeczeństwa jest brak dostępu do informacji. Oficjalne media działają na podstawie urzędniczych "prikazów" dotyczących tego, o czym i jak mówić. Opozycja jest w nich traktowana po stalinowsku, jako "zdrajcy na usługach zachodnich organizacji". Niezależne informacje można znaleźć właściwie tylko w Internecie, ale dostęp do niego ma na Białorusi stosunkowo mało osób. Chcielibyśmy więc, by Polska pomogła nam w budowaniu niezależnych mediów. Aleksander Łukaszenka jak nigdy przedtem nie może być pewny społecznego poparcia. Jego polityczny obóz składający się z urzędników państwowych, wojskowych i emerytów szybko topnieje. Październikowe wybory parlamentarne będą sfałszowane, gdyż pole do nadużyć, na jakie pozwala prawo wyborcze, jest ogromne. Mimo to weźmiemy w tych wyborach udział.
Opracował Grzegorz Sadowski
Gdyby dzisiaj zostało rozpisane referendum o wstąpieniu Białorusi do UE, "za" opowiedziałoby się ponad 60 proc. obywateli. Dwa lata temu ten wskaźnik był niemal dwa razy mniejszy. Jednocześnie tylko 7 proc. obywateli gotowych jest się pożegnać z niepodległością Białorusi na rzecz sojuszu z Rosją. Te dane, oparte na solidnych sondażach, świadczą o zasadniczej samoidentyfikacji cywilizacyjnej, jaka nastąpiła na Białorusi - mimo natarczywej propagandy antyzachodniej oraz prorosyjskiej.
Aleksander Łukaszenka zdaje sobie z tego sprawę. Dla każdego dyktatora zagrożeniem nie jest jednak naród, lecz urzędnicy niezbędni do funkcjonowania państwa. Łukaszenka - wystraszony nastrojami społecznymi i niepewny lojalności swego otoczenia - nasila represje. Zniszczono ostatnie szkoły nauczające po białorusku, prześladowane są związki zawodowe, organizacje pozarządowe i media, ale zmiana mentalności moich rodaków sprawia, że niczym w Polsce lat 80. na miejsce zamykanych szkół i organizacji powstają nowe - silniejsze i lepiej przygotowane. Wśród urzędników średniego i wyższego szczebla pojawia się coraz więcej niezadowolonych, a w prywatnych rozmowach mówi się o nienawiści wobec dyktatora.
Zależy nam, by w Polsce nie przyjmowano zachodnioeuropejskiego punktu widzenia. Łączą nas bliskie więzy - sąsiedztwo, kontakty handlowe i wspólna historia. Polacy lepiej niż ktokolwiek inny rozumieją Białorusinów. Chciałbym, by zauważyli ten powiew optymizmu i energii, który w ostatnich miesiącach pojawił się na Białorusi w związku z powstaniem Koalicji Ludowej 5+. To z Polski nadawało popularne u nas Radio Racja, to Polacy są ekspertami białoruskiej opozycji. I wreszcie to Polska jako ojczyzna demokratycznych ruchów w regionie jest dla obywateli Białorusi przykładem, że pożegnanie z komunizmem może się udać.
Polska - jako członek UE - może się stać rzecznikiem demokratycznej Białorusi. Demokratycznej, podkreślam, bo to rozróżnienie jest dla Białorusinów kluczowe. Kiedy rozmawiamy na forum OBWE i Rady Europy o przestrzeganiu praw człowieka na Białorusi, głos Polski jest ledwie słyszalny. Znaczącym krokiem byłoby utworzenie przez UE komisji ad hoc z siedzibą w Mińsku czy jednym z krajów sąsiednich, na której forum dyskutowano by o bieżących sprawach: zwalczaniu terroryzmu i handlu narkotyków, ale też o demokracji i wolności wyborów na Białorusi. W tym sensie liczymy na pomoc Polski.
Kilka dni temu opozycja złożyła własny, autorski projekt budżetu państwa i reformy emerytalnej. Zaskoczony minister finansów Białorusi stwierdził, że "mógłby rozpatrzyć kilka naszych propozycji, niektórych jednak nie rozumie". Im więcej profesjonalnie opracowanych pomysłów, popartych opiniami polskich ekspertów, tym bardziej białoruska opozycja będzie się liczyć. Ludzie zauważą, że istnieje alternatywna siła dla reżimu Łukaszenki. Siła, która ma program gospodarczy i społeczny pozwalający na wydobycie Białorusi z tragicznego kryzysu.
Stanisław Szuszkiewicz
lider opozycyjnej partii Hramada, były przewodniczący Rady Najwyższej Białorusi
Stworzyliśmy demokratyczną koalicję partii opozycyjnych 5+, by budować Białoruś demokratyczną, niezależną i grającą w europejskiej drużynie. Ta idea połączyła partie - od liberałów przez ludowców po komunistów. Chcemy końca reżimu Łukaszenki, by móc budować demokratyczny porządek konstytucyjny. Do tego jednak potrzebujemy pomocy Polski. Największą bolączką białoruskiego społeczeństwa jest brak dostępu do informacji. Oficjalne media działają na podstawie urzędniczych "prikazów" dotyczących tego, o czym i jak mówić. Opozycja jest w nich traktowana po stalinowsku, jako "zdrajcy na usługach zachodnich organizacji". Niezależne informacje można znaleźć właściwie tylko w Internecie, ale dostęp do niego ma na Białorusi stosunkowo mało osób. Chcielibyśmy więc, by Polska pomogła nam w budowaniu niezależnych mediów. Aleksander Łukaszenka jak nigdy przedtem nie może być pewny społecznego poparcia. Jego polityczny obóz składający się z urzędników państwowych, wojskowych i emerytów szybko topnieje. Październikowe wybory parlamentarne będą sfałszowane, gdyż pole do nadużyć, na jakie pozwala prawo wyborcze, jest ogromne. Mimo to weźmiemy w tych wyborach udział.
Opracował Grzegorz Sadowski
Więcej możesz przeczytać w 5/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.