Światu znów grozi zimna wojna - naftowa Do ataku na Pearl Harbor mogłoby nie dojść, gdyby Amerykanie nie ograniczyli dostaw ropy do Japonii, której gospodarka w całości zależała od importu tego surowca, głównie z USA. Japońscy stratedzy uznali, że w razie zakręcenia kurka jedynym wyjściem będzie zajęcie bogatych w "czarne złoto" wysp indonezyjskich, należących wówczas do Holandii. Kluczem do tej operacji było rozbicie amerykańskiej floty na Pacyfiku, której bazą był Pearl Harbor. Dziś najbardziej ropy brakuje Chinom odnotowującym co roku 10-procentowy wzrost gospodarczy. Podobnie jak Japonia z początku lat 40. Chiny są jednak ciągle krajem totalitarnym. Chiński głód ropy może spowodować powstanie "naftowej osi zła". - Grozi nam zimna wojna naftowa - przekonuje "Wprost" prof. Michael Economides z University of Houston.
Jedwabny szlak nafty
Chińska dyplomacja nie traci czasu na kontakty, które nie służą pozyskiwaniu deficytowego surowca. Czerwony dywan rozwija się najchętniej przed tymi, którzy mają do zaoferowania dostęp do złóż. Rezerwa walutowa w wysokości 600 mld USD, którą zgromadziło Państwo Środka, ma się w znacznym stopniu przyczynić do rozwoju zamorskich inwestycji naftowych. Do tej pory Chiny wpompowały w zagraniczne pola naftowe 15 mld USD, a suma ta ma wzrosnąć dziesięciokrotnie w najbliższej dekadzie. Ostatnio, oprócz megakontraktu gazowego z Iranem, wartego 100 mld USD (zwanego naftowym kontraktem stulecia), Chiny podpisały umowy na eksploatację irańskich pól naftowych. Wartość tej inwestycji co najmniej dorównuje wartości przedsięwzięcia gazowniczego - Rosja obiecuje Chińczykom priorytetowy udział w modernizacji syberyjskich złóż. - To już się dzieje - podkreśla Michael Economides, wskazując, że na przejęcie (za 9,4 mld USD) przez Rosnieft Jugańska, najważniejszej spółki należącej wcześniej do Jukosu, gwarancji finansowych udzieliły Chiny.
Naftowi mandaryni zamierzają zbudować kosztem 3,5 mld USD rurociąg z Kazachstanu do prowincji Sinkiang (Ujgur), który ma zapewnić dostęp do złóż basenu Morza Kaspijskiego. Chińczycy mają też unowocześnić pola naftowe w Wenezueli, w bliskim sąsiedztwie USA. W grudniu Chiny podpisały kontrakt na budowę rurociągu umożliwiającego przesyłanie wenezuelskiej ropy na kolumbijskie wybrzeże Pacyfiku, co umożliwi ominięcie Kanału Panamskiego, a tym samym kontroli USA. Kuba dała Chińczykom zgodę na poszukiwanie ropy na swoim wybrzeżu. Na celowniku mandarynów znalazła się też Brazylia. Jeśli dodać do tego współpracę z Iranem oraz coraz intensywniejsze kontakty z państwami Zatoki Perskiej (w tym z Arabią Saudyjską), to można odnieść wrażenie, że jesteśmy świadkami powstawania nowego "jedwabnego szlaku", tym razem wykorzystywanego do handlu ropą.
Chiny nie będą szczędzić juanów na zabezpieczenie długofalowych dostaw ropy choćby z najdalszych zakątków globu i z najbardziej niestabilnych państw. Naftowi mandaryni, na przykład z Sinopecu, popychani do agresywnego działania przez władze, nie wahają się zawierać umów z Sudanem, gdzie trwa ludobójstwo, oraz z pogrążoną w biedzie i chaosie Angolą.
- Już dziś - mówi "Wprost" Frank Verrastro, dyrektor Departamentu Energetyki w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS). - Chińczycy szastają pieniędzmi, w wielu wpadkach oferując kontrahentom dużo więcej, niż są gotowe zapłacić zachodnie koncerny.
Pół biedy, że psuje to rynek (najbardziej tam, gdzie za partnerów Chińczycy mają państwowe firmy) przez windowanie cen surowców (podobnie Chiny postępują przy pozyskiwaniu gazu czy miedzi). Gorzej, że wskutek tak kosztochłonnego marketingu korzystają najczęściej reżimy państw autorytarnych, a także rozbójniczych. - Obserwujemy z niepokojem - od Rosji przez Iran po Wenezuelę - jak Pekin rzuca tym państwom koła ratunkowe, chroniąc przed presją Ameryki na przeprowadzanie reform - mówi Verrastro.
Petrozaraza
Prócz dostępu do ropy Pekin nie wymaga niczego więcej. Przeciwnie - pomaga państwom chronić się przed "demokratyczną zarazą". Gazowo-naftowe przedsięwzięcia Chin w Iranie wywołują coraz większą nerwowość w Białym Domu. W styczniu Departament Stanu USA nałożył kary na chińskich producentów broni za wspieranie irańskiego programu rakiet balistycznych. Pekin utrudnia starania Waszyngtonu i stolic europejskich mające na celu zahamowanie dążenia Iranu do budowy arsenału atomowego i środków przenoszenia pocisków nuklearnych. Iran staje się w ten sposób najnowszym polem walki geopolitycznej przeciwko amerykańskiej hegemonii, która tak zajmuje chińskich (i rosyjskich) strategów. Robert Karniol z "Jane's Defence Weekly" mówi o agresywnej polityce naftowej Pekinu, która wcześniej czy później może wywołać poważny konflikt z państwami zachodnimi czy Japonią. Inni eksperci także ostrzegają, że w nadchodzących latach największym wyzwaniem dla pax Americana będzie właśnie polityka Chin.
Pekin, tworząc i opłacając sieć petropowiązań z państwami mającymi złą opinię na świecie, inwestuje krocie w rozbudowę floty morskiej i lotniczej. Ma to zapewnić ochronę wydłużających się szlaków naftowych. Innymi słowy - gwałtowny wzrost popytu na ropę zmusza Państwo Środka do przyspieszenia rozbudowy potencjału, który umożliwi odgrywanie roli mocarstwa o prawdziwie globalnym zasięgu - mocarstwa wspierającego państwa groźne dla demokratycznej wspólnoty międzynarodowej.
Chińska dyplomacja nie traci czasu na kontakty, które nie służą pozyskiwaniu deficytowego surowca. Czerwony dywan rozwija się najchętniej przed tymi, którzy mają do zaoferowania dostęp do złóż. Rezerwa walutowa w wysokości 600 mld USD, którą zgromadziło Państwo Środka, ma się w znacznym stopniu przyczynić do rozwoju zamorskich inwestycji naftowych. Do tej pory Chiny wpompowały w zagraniczne pola naftowe 15 mld USD, a suma ta ma wzrosnąć dziesięciokrotnie w najbliższej dekadzie. Ostatnio, oprócz megakontraktu gazowego z Iranem, wartego 100 mld USD (zwanego naftowym kontraktem stulecia), Chiny podpisały umowy na eksploatację irańskich pól naftowych. Wartość tej inwestycji co najmniej dorównuje wartości przedsięwzięcia gazowniczego - Rosja obiecuje Chińczykom priorytetowy udział w modernizacji syberyjskich złóż. - To już się dzieje - podkreśla Michael Economides, wskazując, że na przejęcie (za 9,4 mld USD) przez Rosnieft Jugańska, najważniejszej spółki należącej wcześniej do Jukosu, gwarancji finansowych udzieliły Chiny.
Naftowi mandaryni zamierzają zbudować kosztem 3,5 mld USD rurociąg z Kazachstanu do prowincji Sinkiang (Ujgur), który ma zapewnić dostęp do złóż basenu Morza Kaspijskiego. Chińczycy mają też unowocześnić pola naftowe w Wenezueli, w bliskim sąsiedztwie USA. W grudniu Chiny podpisały kontrakt na budowę rurociągu umożliwiającego przesyłanie wenezuelskiej ropy na kolumbijskie wybrzeże Pacyfiku, co umożliwi ominięcie Kanału Panamskiego, a tym samym kontroli USA. Kuba dała Chińczykom zgodę na poszukiwanie ropy na swoim wybrzeżu. Na celowniku mandarynów znalazła się też Brazylia. Jeśli dodać do tego współpracę z Iranem oraz coraz intensywniejsze kontakty z państwami Zatoki Perskiej (w tym z Arabią Saudyjską), to można odnieść wrażenie, że jesteśmy świadkami powstawania nowego "jedwabnego szlaku", tym razem wykorzystywanego do handlu ropą.
Chiny nie będą szczędzić juanów na zabezpieczenie długofalowych dostaw ropy choćby z najdalszych zakątków globu i z najbardziej niestabilnych państw. Naftowi mandaryni, na przykład z Sinopecu, popychani do agresywnego działania przez władze, nie wahają się zawierać umów z Sudanem, gdzie trwa ludobójstwo, oraz z pogrążoną w biedzie i chaosie Angolą.
- Już dziś - mówi "Wprost" Frank Verrastro, dyrektor Departamentu Energetyki w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS). - Chińczycy szastają pieniędzmi, w wielu wpadkach oferując kontrahentom dużo więcej, niż są gotowe zapłacić zachodnie koncerny.
Pół biedy, że psuje to rynek (najbardziej tam, gdzie za partnerów Chińczycy mają państwowe firmy) przez windowanie cen surowców (podobnie Chiny postępują przy pozyskiwaniu gazu czy miedzi). Gorzej, że wskutek tak kosztochłonnego marketingu korzystają najczęściej reżimy państw autorytarnych, a także rozbójniczych. - Obserwujemy z niepokojem - od Rosji przez Iran po Wenezuelę - jak Pekin rzuca tym państwom koła ratunkowe, chroniąc przed presją Ameryki na przeprowadzanie reform - mówi Verrastro.
Petrozaraza
Prócz dostępu do ropy Pekin nie wymaga niczego więcej. Przeciwnie - pomaga państwom chronić się przed "demokratyczną zarazą". Gazowo-naftowe przedsięwzięcia Chin w Iranie wywołują coraz większą nerwowość w Białym Domu. W styczniu Departament Stanu USA nałożył kary na chińskich producentów broni za wspieranie irańskiego programu rakiet balistycznych. Pekin utrudnia starania Waszyngtonu i stolic europejskich mające na celu zahamowanie dążenia Iranu do budowy arsenału atomowego i środków przenoszenia pocisków nuklearnych. Iran staje się w ten sposób najnowszym polem walki geopolitycznej przeciwko amerykańskiej hegemonii, która tak zajmuje chińskich (i rosyjskich) strategów. Robert Karniol z "Jane's Defence Weekly" mówi o agresywnej polityce naftowej Pekinu, która wcześniej czy później może wywołać poważny konflikt z państwami zachodnimi czy Japonią. Inni eksperci także ostrzegają, że w nadchodzących latach największym wyzwaniem dla pax Americana będzie właśnie polityka Chin.
Pekin, tworząc i opłacając sieć petropowiązań z państwami mającymi złą opinię na świecie, inwestuje krocie w rozbudowę floty morskiej i lotniczej. Ma to zapewnić ochronę wydłużających się szlaków naftowych. Innymi słowy - gwałtowny wzrost popytu na ropę zmusza Państwo Środka do przyspieszenia rozbudowy potencjału, który umożliwi odgrywanie roli mocarstwa o prawdziwie globalnym zasięgu - mocarstwa wspierającego państwa groźne dla demokratycznej wspólnoty międzynarodowej.
Więcej możesz przeczytać w 19/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.