WYDARZENIE TYGODNIA
Nadchodzi Lucas!
Już tylko dni dzielą nas od "Zemsty Sithów" (premiera 19 maja), ostatniej kinowej części "Gwiezdnych wojen" George'a Lucasa. Pierwszy film, który trafił do kin 28 lat temu, wywrócił do góry nogami Hollywood i od tego czasu najważniejsze i najbardziej dochodowe przedsięwzięcia w amerykańskim kinie to rozrywkowe superprodukcje z dużą dawką efektów specjalnych i fantastyki, wspomagane przez wielką machinę promocyjną i mnóstwo gadżetów.
"Zemsta Sithów" to opowieść rozgrywająca się dwa lata po wydarzeniach przedstawionych w filmie "Atak klonów" (2002), a dwadzieścia lat przed akcją pierwszych "Gwiezdnych wojen" sprzed lat. Fani czy nawet przeciętni widzowie na świecie świetnie więc wiedzą, kto w tym filmie zginie, kto się urodzi, a kto przejdzie na Ciemną Stronę Mocy. Problemem nie jest więc co, ale jak zostanie to pokazane. Póki jednak nie ma jeszcze filmu, Lucas podgrzewa atmosferę fabułkami zapowiadającymi film. Po raz pierwszy możemy w tym uczestniczyć na dużą skalę. W sprzedaży jest już dostępny cykl powieści "Wojny klonów", wprowadzająca w fabułę nowego filmu książka "Labirynt zła" i beletryzacja "Zemsty Sithów".
Wykreowane przez Lucasa uniwersum "Star Wars" zawsze wzbudzało zachwyt dbałością o szczegóły i kompatybinością wszystkich mediów. Nic więc dziwnego, że pokazywany kilka dni temu na kanale Cartoon Network serial animowany "Star Wars: Wojny klonów" i wydawana właśnie seria komiksowa "Star Wars: Obsesja" są w pełni zgodne z zapowiadanym filmem i wszystkimi powieściami, a równocześnie opowiadają zupełnie inne historie. A jeśli ktoś szuka wrażeń natury niefabularnej, można już w Polsce kupić album z projektami graficznymi do filmu i soundtrack "Zemsty Sithów", gdzie na drugiej dołączonej płycie DVD zamieszczono ponadgodzinny dokument o tworzeniu muzyki do całej gwiezdnej sagi. "Gwiezdne wojny" atakują nas ze wszystkich stron i nie ma przed nimi ucieczki. (KŚ)
KRÓTKO PO WOLSKU
Supermarket Najwyższy
Wstydząc się swego konserwatyzmu, postanowiłem raz wcielić się w skórę postępowca i wyobrazić sobie, jak powinna wyglądać wyimaginowana przez krytyków ostatnich papieży reforma Kościoła. Rozumiem, że na razie nie będzie się postulować jego pełnej likwidacji, lecz jedynie demokratyzację, na przykład wybory proboszczów, publiczne elekcje biskupów itp. Ciekawie musiałyby wyglądać te kampanie - kilkunastu kandydatów i wszyscy powołujący się na poparcie Ducha Świętego. Oczywiście byłyby dozwolone: aborcja, eutanazja, rozwody, poligamia, poliandria i śluby monopłciowe, bo chce tego elektorat. Żadnego celibatu czy ograniczeń w kapłaństwie! Rozgrzeszenie bez konieczności spowiedzi - przez Internet! Żadnych zakazów, w myśl zasady "Zabrania się zabraniać!". Żadnych gadek o grzechach, niebie i piekle, zwłaszcza wobec dzieci - przeszkadza to bezstresowemu wychowaniu. Tolerancja! Wszyscy mają rację, toteż nie ma mowy o jakiejś jednej prawdzie. Po każdej ewangelii powinna być szansa dla spontanicznej repliki satanisty lub ateisty. Parytet pilnowany byłby przez Radę Wolności Słowa. Jeśli idzie o dogmaty (czy Kain Abla, czy Abel Kaina, kogo można dokooptować do Trójcy Świętej albo czy "Kod Leonarda" włączyć do Nowego Testamentu?) - jedynym właściwym sposobem na rozstrzyganie takich kwestii wydaje się referendum. Natomiast w sprawach mniejszej wagi, na przykład czyjejś beatyfikacji, tematu encykliki lub dnia wolnego od pracy - wystarczyłoby audiotele.
Marcin Wolski
WYSTAWA
Wtajemniczony Izdebski
Na przekór trendom i modom panującym w sztukach plastycznych Krzysztof Izdebski poważnie traktuje rzeczywistość. Pozostaje z nią jednak w jakiejś tajemnej relacji, przez co ma ciągle coś nowego do powiedzenia. Nawet na temat, wydawałoby się, całkiem już wyeksploatowany. Jego doskonale narysowane pastele czy namalowane obrazy stanowią dowód na to, że sięganie do źródeł, do tradycji i jawny z nią dialog ani trochę nie muszą się stać powodem do zahamowania własnego, oryginalnego stylu. W żyłach gdańszczanina Krzysztofa Izdebskiego płynie hiszpańska krew i jak sam mówi, trudno by mu było przejść obojętnie obok twórczości Diego Velazqueza, Francisco Goi czy Salvadora Dalego. Jego przepełnione symboliką i aluzjami obrazy można obejrzeć w toruńskiej galerii ZPAP (do 22 maja). Warto, bo ten artysta wyjątkowo szybko sprzedaje swoje prace - nieczęsto więc jest okazja, by je publicznie podziwiać. (ŁR)
Nadchodzi Lucas!
Już tylko dni dzielą nas od "Zemsty Sithów" (premiera 19 maja), ostatniej kinowej części "Gwiezdnych wojen" George'a Lucasa. Pierwszy film, który trafił do kin 28 lat temu, wywrócił do góry nogami Hollywood i od tego czasu najważniejsze i najbardziej dochodowe przedsięwzięcia w amerykańskim kinie to rozrywkowe superprodukcje z dużą dawką efektów specjalnych i fantastyki, wspomagane przez wielką machinę promocyjną i mnóstwo gadżetów.
"Zemsta Sithów" to opowieść rozgrywająca się dwa lata po wydarzeniach przedstawionych w filmie "Atak klonów" (2002), a dwadzieścia lat przed akcją pierwszych "Gwiezdnych wojen" sprzed lat. Fani czy nawet przeciętni widzowie na świecie świetnie więc wiedzą, kto w tym filmie zginie, kto się urodzi, a kto przejdzie na Ciemną Stronę Mocy. Problemem nie jest więc co, ale jak zostanie to pokazane. Póki jednak nie ma jeszcze filmu, Lucas podgrzewa atmosferę fabułkami zapowiadającymi film. Po raz pierwszy możemy w tym uczestniczyć na dużą skalę. W sprzedaży jest już dostępny cykl powieści "Wojny klonów", wprowadzająca w fabułę nowego filmu książka "Labirynt zła" i beletryzacja "Zemsty Sithów".
Wykreowane przez Lucasa uniwersum "Star Wars" zawsze wzbudzało zachwyt dbałością o szczegóły i kompatybinością wszystkich mediów. Nic więc dziwnego, że pokazywany kilka dni temu na kanale Cartoon Network serial animowany "Star Wars: Wojny klonów" i wydawana właśnie seria komiksowa "Star Wars: Obsesja" są w pełni zgodne z zapowiadanym filmem i wszystkimi powieściami, a równocześnie opowiadają zupełnie inne historie. A jeśli ktoś szuka wrażeń natury niefabularnej, można już w Polsce kupić album z projektami graficznymi do filmu i soundtrack "Zemsty Sithów", gdzie na drugiej dołączonej płycie DVD zamieszczono ponadgodzinny dokument o tworzeniu muzyki do całej gwiezdnej sagi. "Gwiezdne wojny" atakują nas ze wszystkich stron i nie ma przed nimi ucieczki. (KŚ)
KRÓTKO PO WOLSKU
Supermarket Najwyższy
Wstydząc się swego konserwatyzmu, postanowiłem raz wcielić się w skórę postępowca i wyobrazić sobie, jak powinna wyglądać wyimaginowana przez krytyków ostatnich papieży reforma Kościoła. Rozumiem, że na razie nie będzie się postulować jego pełnej likwidacji, lecz jedynie demokratyzację, na przykład wybory proboszczów, publiczne elekcje biskupów itp. Ciekawie musiałyby wyglądać te kampanie - kilkunastu kandydatów i wszyscy powołujący się na poparcie Ducha Świętego. Oczywiście byłyby dozwolone: aborcja, eutanazja, rozwody, poligamia, poliandria i śluby monopłciowe, bo chce tego elektorat. Żadnego celibatu czy ograniczeń w kapłaństwie! Rozgrzeszenie bez konieczności spowiedzi - przez Internet! Żadnych zakazów, w myśl zasady "Zabrania się zabraniać!". Żadnych gadek o grzechach, niebie i piekle, zwłaszcza wobec dzieci - przeszkadza to bezstresowemu wychowaniu. Tolerancja! Wszyscy mają rację, toteż nie ma mowy o jakiejś jednej prawdzie. Po każdej ewangelii powinna być szansa dla spontanicznej repliki satanisty lub ateisty. Parytet pilnowany byłby przez Radę Wolności Słowa. Jeśli idzie o dogmaty (czy Kain Abla, czy Abel Kaina, kogo można dokooptować do Trójcy Świętej albo czy "Kod Leonarda" włączyć do Nowego Testamentu?) - jedynym właściwym sposobem na rozstrzyganie takich kwestii wydaje się referendum. Natomiast w sprawach mniejszej wagi, na przykład czyjejś beatyfikacji, tematu encykliki lub dnia wolnego od pracy - wystarczyłoby audiotele.
Marcin Wolski
WYSTAWA
Wtajemniczony Izdebski
Na przekór trendom i modom panującym w sztukach plastycznych Krzysztof Izdebski poważnie traktuje rzeczywistość. Pozostaje z nią jednak w jakiejś tajemnej relacji, przez co ma ciągle coś nowego do powiedzenia. Nawet na temat, wydawałoby się, całkiem już wyeksploatowany. Jego doskonale narysowane pastele czy namalowane obrazy stanowią dowód na to, że sięganie do źródeł, do tradycji i jawny z nią dialog ani trochę nie muszą się stać powodem do zahamowania własnego, oryginalnego stylu. W żyłach gdańszczanina Krzysztofa Izdebskiego płynie hiszpańska krew i jak sam mówi, trudno by mu było przejść obojętnie obok twórczości Diego Velazqueza, Francisco Goi czy Salvadora Dalego. Jego przepełnione symboliką i aluzjami obrazy można obejrzeć w toruńskiej galerii ZPAP (do 22 maja). Warto, bo ten artysta wyjątkowo szybko sprzedaje swoje prace - nieczęsto więc jest okazja, by je publicznie podziwiać. (ŁR)
Więcej możesz przeczytać w 19/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.