Piotrusiu!
Pierwszy weekend maja spędziłem w Zakopanem. Podobny pomysł przyszedł do głowy kilkuset tysiącom innych ludzi, więc nawet nie próbowałem wedrzeć się na Krupówki. Ulokowałem się na uboczu, na spacery jeździłem w okolice Babiej Góry, a poza tym oddawałem się rozkoszom podhalańskiej gastronomii. Wnioski mam dość optymistyczne. Zatrzymałem się na uboczu w Dworku Bawarskim, gdzie w restauracji oferuje się dania z ojczyzny Benedykta XVI. Kluseczki spaetzle, knedle bułczany i wątrobiany, weisswursty z wody ze słodką musztardą, pszeniczne piwo z beczki - powiadam Ci, gdyby nie nagle objawione ciągoty perypatetyczne, nie wychyliłbym nosa na zewnątrz. Ale nie żałuję. Podróż do Nowego Targu zaowocowała odkryciem karczmy Góralska Strawa. Proste i smaczne jedzenie. Spożyłem zatem żur z białą kiełbasą, spróbowałem kwaśnicy na wędzonych żeberkach, zjadłem pieczeń baranią z tarciokami, uszczknąłem prosięcia nadziewanego śliwkami, wypiłem cztery kubki domowego kwaśnego mleka ze szczypiorkiem, wchłonąłem kilka pajd kapitalnego chleba. By nieco zmienić smaki, udałem się do Murzasichla, gdzie kiedyś jadłem niezłe rzeczy we włoskiej restauracji Le Chalet. Lokal mieści się w przyziemiu góralskiej chałupy, prowadzi go góralsko-włoskie małżeństwo, mają opalany drewnem piec, w którym robią nie tylko pizzę, ale i focaccię oraz mięsa. Próbowałem bezbłędnego, w punkt ugotowanego spaghetti Napoli w sosie pomidorowym, cielęciny z rzeczonego pieca, spaghetti frutti di mare, włoskie podpłomyki polewałem dobrą oliwą, wypiłem parę szklaneczek chianti, świetne espresso i kieliszeczek grappy. Tym samym chciałbym Ci powiedzieć, że długi weekend i w Zakopanem spędzić można zupełnie przyjemnie.
Twój wypoczęty RM
Drogi Przyjacielu!
Ty peregrynujesz sobie po knajpach w tak zwanym realu, ja zaś wirtualnie. Pracuję nad przewodnikiem restauracyjnym po Polsce i sprawdzam w sieci, co dzieje się w miejscach, które znam i w tych, które poznać powinienem.
No i wygląda, że dzieje się dużo dobrego. Zapanowała prawdziwa moda na kuchnie regionalne. Karczmy i zajazdy oferujące lokalne specjały rozmnożyły się wprost niesamowicie. Rozwija się nawet kuchnia łemkowska i warmińska. Mam oczywiście świadomość, że co najmniej połowa z tego to mydlenie oczu, ale czuć w powietrzu zmiany.
Nie da się ukryć, że niektórzy restauratorzy wykazują się skłonnością do grafomanii, no bo popatrz na taki fragment jadłospisu: "polewka z kaczki z kluseczkami ziemniaczanymi wykonana, czerniną nazywana", "kluski mięsem faszerowane, kołdunami nazywane, polewką z buraków zalewane", "wół z kurkami sporządzony, roladą nazwany, z kluskami śląskimi skomponowany", "w pucharze zamknięta słodycz mrożona, owocem pachnąca, w upale chłodząca". Możliwe jednak, że kucharz nie jest grafomanem kulinarnym i to wszystko jest pyszne...
Praca pracą, a jeść trzeba. A że jest maj, wykorzystujemy w naszej domowej kuchni to, co właśnie wyrasta. Polecam Ci zupę z młodych pokrzyw, bo potem nie będą już takie pyszne. Tylko nie zbieraj ich na trawniku w mieście, ale rusz się na majówkę. Do czego namawia gorąco
Bikont Majowy Pokrzywowy
Pierwszy weekend maja spędziłem w Zakopanem. Podobny pomysł przyszedł do głowy kilkuset tysiącom innych ludzi, więc nawet nie próbowałem wedrzeć się na Krupówki. Ulokowałem się na uboczu, na spacery jeździłem w okolice Babiej Góry, a poza tym oddawałem się rozkoszom podhalańskiej gastronomii. Wnioski mam dość optymistyczne. Zatrzymałem się na uboczu w Dworku Bawarskim, gdzie w restauracji oferuje się dania z ojczyzny Benedykta XVI. Kluseczki spaetzle, knedle bułczany i wątrobiany, weisswursty z wody ze słodką musztardą, pszeniczne piwo z beczki - powiadam Ci, gdyby nie nagle objawione ciągoty perypatetyczne, nie wychyliłbym nosa na zewnątrz. Ale nie żałuję. Podróż do Nowego Targu zaowocowała odkryciem karczmy Góralska Strawa. Proste i smaczne jedzenie. Spożyłem zatem żur z białą kiełbasą, spróbowałem kwaśnicy na wędzonych żeberkach, zjadłem pieczeń baranią z tarciokami, uszczknąłem prosięcia nadziewanego śliwkami, wypiłem cztery kubki domowego kwaśnego mleka ze szczypiorkiem, wchłonąłem kilka pajd kapitalnego chleba. By nieco zmienić smaki, udałem się do Murzasichla, gdzie kiedyś jadłem niezłe rzeczy we włoskiej restauracji Le Chalet. Lokal mieści się w przyziemiu góralskiej chałupy, prowadzi go góralsko-włoskie małżeństwo, mają opalany drewnem piec, w którym robią nie tylko pizzę, ale i focaccię oraz mięsa. Próbowałem bezbłędnego, w punkt ugotowanego spaghetti Napoli w sosie pomidorowym, cielęciny z rzeczonego pieca, spaghetti frutti di mare, włoskie podpłomyki polewałem dobrą oliwą, wypiłem parę szklaneczek chianti, świetne espresso i kieliszeczek grappy. Tym samym chciałbym Ci powiedzieć, że długi weekend i w Zakopanem spędzić można zupełnie przyjemnie.
Twój wypoczęty RM
Drogi Przyjacielu!
Ty peregrynujesz sobie po knajpach w tak zwanym realu, ja zaś wirtualnie. Pracuję nad przewodnikiem restauracyjnym po Polsce i sprawdzam w sieci, co dzieje się w miejscach, które znam i w tych, które poznać powinienem.
No i wygląda, że dzieje się dużo dobrego. Zapanowała prawdziwa moda na kuchnie regionalne. Karczmy i zajazdy oferujące lokalne specjały rozmnożyły się wprost niesamowicie. Rozwija się nawet kuchnia łemkowska i warmińska. Mam oczywiście świadomość, że co najmniej połowa z tego to mydlenie oczu, ale czuć w powietrzu zmiany.
Nie da się ukryć, że niektórzy restauratorzy wykazują się skłonnością do grafomanii, no bo popatrz na taki fragment jadłospisu: "polewka z kaczki z kluseczkami ziemniaczanymi wykonana, czerniną nazywana", "kluski mięsem faszerowane, kołdunami nazywane, polewką z buraków zalewane", "wół z kurkami sporządzony, roladą nazwany, z kluskami śląskimi skomponowany", "w pucharze zamknięta słodycz mrożona, owocem pachnąca, w upale chłodząca". Możliwe jednak, że kucharz nie jest grafomanem kulinarnym i to wszystko jest pyszne...
Praca pracą, a jeść trzeba. A że jest maj, wykorzystujemy w naszej domowej kuchni to, co właśnie wyrasta. Polecam Ci zupę z młodych pokrzyw, bo potem nie będą już takie pyszne. Tylko nie zbieraj ich na trawniku w mieście, ale rusz się na majówkę. Do czego namawia gorąco
Bikont Majowy Pokrzywowy
ZUPA Z MŁODYCH POKRZYW (podaje Piotr Bikont) |
---|
30 młodych pokrzyw (około 20 cm), 2 l wody, 5 ząbków czosnku, 1 pęczek szczypiorku, 200 ml kwaśnej śmietany, pół łyżeczki zielonej pasty curry, 1 cytryna, sól i pieprz Zebrać na łące pokrzywy. Zagotować wodę i wrzucić pokrzywy w całości do wrzątku. Dodać obrany czosnek i grubo posiekany szczypiorek. Gotować 10 minut. Zdjąć z ognia, dodać śmietanę, curry i sok wyciśnięty z cytryny, zmiksować. Doprawić do smaku solą i pieprzem. Podawać z posiekanym jajkiem na twardo albo z grzaneczkami, ewentualnie z jednym i drugim. |
Więcej możesz przeczytać w 19/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.