Pieniądze płyną do twierdzy Kim Dzong Ila Rzeczą niezbędną jest latarka. Mała, kieszonkowa, najlepiej mieć ją zawsze przy sobie - mówi Robert Barrett, szef firmy konsultingowej Korea Business Consultants, która pomaga inwestować w Korei Północnej. - Odradzam korzystanie z wind, zwłaszcza jeśli spieszymy się na samolot. Prądu może zabraknąć w każdej chwili. I zasada numer jeden: nigdy nie mów nic lekceważącego o Kim Dzong Ilu i Kim Ir Senie. Nie pytaj też, czy kraj ma już broń atomową - dodaje.
Barrett, były żołnierz armii brytyjskiej, udziela porad od 10 lat. Co miesiąc wydaje "DPRK Business News Bulletin", jedyną publikację biznesową ukazującą się w Korei Północnej. Jego zdaniem, dzisiejszy "klimat inwestycyjny" w KRLD przypomina Chiny sprzed 20 lat. Rady Barretta dotyczą więc wszystkiego - jak dojechać do kraju, w którym hotelu się zatrzymać, jak i gdzie prowadzić negocjacje (najlepiej na świeżym powietrzu, wtedy trudniej podsłuchać), gdzie znaleźć kasyno i jak wręczać prezenty. Barrett ma coraz więcej klientów, głównie z Europy i Azji.
Kim Dzong Il namawia zagranicznych inwestorów, by pomogli wydobywać węgiel, budowali elektrownie i przenosili produkcję do KRLD. "U nas jest konkurencyjniej" - zachęcają komunistyczni notable. Zagraniczny biznes coraz odważniej korzysta z tej propozycji. Nie oznacza to jednak, że Korea Północna stanie się w najbliższych latach nowymi Chinami Wschodu.
Rynek bez rynku
Billboardy z hwiparamem (czyli gwizdkiem) były pierwszą kampanią reklamową w historii KRLD. Ta południowokoreańska odmiana fiata sieny pojawiła się na wielkich plakatach w ubiegłym roku. Ile samochodów sprzedano - nie wiadomo. Wiadomo jedynie, że hwiparam kosztuje 8 tys. euro, czyli że nie stać na niego nawet dobrze sytuowanego Koreańczyka z północy.
Jeszcze do niedawna w Korei Północnej nie było rynku. Nie było nawet podatków, bo nie było czego i kogo opodatkować. Producentem wszystkich towarów było państwo - jedyny pracodawca. Produkty dystrybuowano za pomocą kartek. Nie było więc sklepów, tylko magazyny. Pieniądze służyły jedynie do rozliczania się między fabrykami i kołchozami. Używały ich też elita, wojsko, MSW, podobnie jak nielicznych w kraju telefonów. Tak było do niedawna.
Głód, jaki dotknął Koreę Północną w latach 1995-1999 (mogło wtedy umrzeć nawet 2 mln osób), i widmo upadku systemu zmusiły Kim Dzong Ila do przeprowadzenia reformy gospodarczej. Zwłaszcza że dyktator zaangażował się w program atomowy, a wewnętrzny system rozdawnictwa całkiem się załamał. Kim uwolnił ceny żywności, urealniono kurs dewiz (choć nadal jest kilkudziesięciokrotnie niższy od czarnorynkowego), zlikwidowano subsydia dla przedsiębiorstw. Dzięki reformie w Korei stworzono namiastkę rynku. W niektórych miastach powstały sklepy i bazary, w restauracjach pojawiło się menu, a na ulicach - nawet samochody.
Strefa pracy
Kilka lat temu na północnym wschodzie kraju stworzono strefę ekonomiczną Rajin-Sonbong, która jest częścią większego projektu "Złoty trójkąt" (działającego pod auspicjami ONZ). Na bazarach miast, które graniczą z Chinami i Rosją, można kupić niemalże wszystko - od ryżu i kukurydzy po chińskie telewizory i pornografię. Władze chwalą się, że w ostatnich kilku latach w strefie zainwestowano 300 mln USD, a ofertą zainteresowało się ponad 500 firm, wśród nich Boeing, Chrysler, GM, Siemens. Władze zachęcają inwestorów w różny sposób. Inwestycje w strefie przez kilka lat są zwalniane z podatków, płace są trzykrotnie niższe niż w Chinach, a koszty dzierżawy - o połowę. Firma Luxley z Tajlandii zainstalowała łącze satelitarne, władze pozwoliły na otworzenie prywatnych banków. Jest hotel, planuje się budowę lotniska. Na razie widać tam głównie Rosjan i Chińczyków. Władze chcą podobny projekt wprowadzić w życie w strefie zdemilitaryzowanej na granicy z Koreą Południową, by "zapewnić Seulowi tanią siłę roboczą".
Oprócz stworzenia strefy władze "uchyliły drzwi" na granicy z Chinami. Do komunistycznej Korei codziennie przejeżdża 225 ciężarówek wyładowanych towarami - od lodówek po worki z ryżem. Przez to przejście przechodzi 70 proc. importu Korei Północnej. Jego wartość w ostatnim roku wzrosła o 20 proc., do 1,2 mld USD. Według reportera "Christian Science Monitor", teza, że reżim w Phenianie upadnie z przyczyn gospodarczych, wydaje się mocno przesadzona.
Obłaskawić Kima
Na gwałtownym upadku reżimu Kim Dzong Ila nie bardzo zależy ani Korei Południowej, ani tym bardziej Chinom, które musiałyby się liczyć z napływem potężnej fali uchodźców. Ponadto Korea Południowa poniosłaby koszty utrzymania biedniejszej siostry, przy których koszt zjednoczenia Niemiec to niewielki wydatek. Zarówno Pekin, jak i Seul wolą więc stosować politykę obłaskawiania, promując "reformy polityczne" zamiast całkowitej izolacji. Dlatego zachęcają swoje przedsiębiorstwa do inwestycji na północy, tym samym utrzymując reżim Kim Dzong Ila.
To właśnie Chińczycy zbudowali w KRLD fabrykę szkła, zmodernizowali dwie odlewnie stali, wydobywają węgiel, a Koreańczycy z południa stworzyli sieć telefonii komórkowej. Poza tym, według danych Phenianu, w KRLD funkcjonuje około dwustu podmiotów z kapitałem zagranicznym. Od 1997 r. działa firma kurierska DHL. Budową infrastruktury internetowej zajmuje się niemiecka firma KCC Europe. Singapurska Maxgro-Holdings prowadzi szkółki leśne i zamierza zainwestować w tym roku 5 mln USD w budowę kompleksu wypoczynkowego. Nad budową browaru zastanawia się Heineken, a Fila sponsoruje niektóre wydarzenia sportowe.
Czy Korea Północna zmieni się choćby tak, jak w ostatnich latach przeobraziły się Chiny? Należy w to wątpić. O kierunkach zmian w KRLD świadczy ujawniona niedawno instrukcja Kim Dzong Ila, który kazał służbom bezpieczeństwa "zająć się jakimś interesem". Zdaniem Amerykanów, zajęły się szmuglowaniem narkotyków.
Kim Dzong Il namawia zagranicznych inwestorów, by pomogli wydobywać węgiel, budowali elektrownie i przenosili produkcję do KRLD. "U nas jest konkurencyjniej" - zachęcają komunistyczni notable. Zagraniczny biznes coraz odważniej korzysta z tej propozycji. Nie oznacza to jednak, że Korea Północna stanie się w najbliższych latach nowymi Chinami Wschodu.
Rynek bez rynku
Billboardy z hwiparamem (czyli gwizdkiem) były pierwszą kampanią reklamową w historii KRLD. Ta południowokoreańska odmiana fiata sieny pojawiła się na wielkich plakatach w ubiegłym roku. Ile samochodów sprzedano - nie wiadomo. Wiadomo jedynie, że hwiparam kosztuje 8 tys. euro, czyli że nie stać na niego nawet dobrze sytuowanego Koreańczyka z północy.
Jeszcze do niedawna w Korei Północnej nie było rynku. Nie było nawet podatków, bo nie było czego i kogo opodatkować. Producentem wszystkich towarów było państwo - jedyny pracodawca. Produkty dystrybuowano za pomocą kartek. Nie było więc sklepów, tylko magazyny. Pieniądze służyły jedynie do rozliczania się między fabrykami i kołchozami. Używały ich też elita, wojsko, MSW, podobnie jak nielicznych w kraju telefonów. Tak było do niedawna.
Głód, jaki dotknął Koreę Północną w latach 1995-1999 (mogło wtedy umrzeć nawet 2 mln osób), i widmo upadku systemu zmusiły Kim Dzong Ila do przeprowadzenia reformy gospodarczej. Zwłaszcza że dyktator zaangażował się w program atomowy, a wewnętrzny system rozdawnictwa całkiem się załamał. Kim uwolnił ceny żywności, urealniono kurs dewiz (choć nadal jest kilkudziesięciokrotnie niższy od czarnorynkowego), zlikwidowano subsydia dla przedsiębiorstw. Dzięki reformie w Korei stworzono namiastkę rynku. W niektórych miastach powstały sklepy i bazary, w restauracjach pojawiło się menu, a na ulicach - nawet samochody.
Strefa pracy
Kilka lat temu na północnym wschodzie kraju stworzono strefę ekonomiczną Rajin-Sonbong, która jest częścią większego projektu "Złoty trójkąt" (działającego pod auspicjami ONZ). Na bazarach miast, które graniczą z Chinami i Rosją, można kupić niemalże wszystko - od ryżu i kukurydzy po chińskie telewizory i pornografię. Władze chwalą się, że w ostatnich kilku latach w strefie zainwestowano 300 mln USD, a ofertą zainteresowało się ponad 500 firm, wśród nich Boeing, Chrysler, GM, Siemens. Władze zachęcają inwestorów w różny sposób. Inwestycje w strefie przez kilka lat są zwalniane z podatków, płace są trzykrotnie niższe niż w Chinach, a koszty dzierżawy - o połowę. Firma Luxley z Tajlandii zainstalowała łącze satelitarne, władze pozwoliły na otworzenie prywatnych banków. Jest hotel, planuje się budowę lotniska. Na razie widać tam głównie Rosjan i Chińczyków. Władze chcą podobny projekt wprowadzić w życie w strefie zdemilitaryzowanej na granicy z Koreą Południową, by "zapewnić Seulowi tanią siłę roboczą".
Oprócz stworzenia strefy władze "uchyliły drzwi" na granicy z Chinami. Do komunistycznej Korei codziennie przejeżdża 225 ciężarówek wyładowanych towarami - od lodówek po worki z ryżem. Przez to przejście przechodzi 70 proc. importu Korei Północnej. Jego wartość w ostatnim roku wzrosła o 20 proc., do 1,2 mld USD. Według reportera "Christian Science Monitor", teza, że reżim w Phenianie upadnie z przyczyn gospodarczych, wydaje się mocno przesadzona.
Obłaskawić Kima
Na gwałtownym upadku reżimu Kim Dzong Ila nie bardzo zależy ani Korei Południowej, ani tym bardziej Chinom, które musiałyby się liczyć z napływem potężnej fali uchodźców. Ponadto Korea Południowa poniosłaby koszty utrzymania biedniejszej siostry, przy których koszt zjednoczenia Niemiec to niewielki wydatek. Zarówno Pekin, jak i Seul wolą więc stosować politykę obłaskawiania, promując "reformy polityczne" zamiast całkowitej izolacji. Dlatego zachęcają swoje przedsiębiorstwa do inwestycji na północy, tym samym utrzymując reżim Kim Dzong Ila.
To właśnie Chińczycy zbudowali w KRLD fabrykę szkła, zmodernizowali dwie odlewnie stali, wydobywają węgiel, a Koreańczycy z południa stworzyli sieć telefonii komórkowej. Poza tym, według danych Phenianu, w KRLD funkcjonuje około dwustu podmiotów z kapitałem zagranicznym. Od 1997 r. działa firma kurierska DHL. Budową infrastruktury internetowej zajmuje się niemiecka firma KCC Europe. Singapurska Maxgro-Holdings prowadzi szkółki leśne i zamierza zainwestować w tym roku 5 mln USD w budowę kompleksu wypoczynkowego. Nad budową browaru zastanawia się Heineken, a Fila sponsoruje niektóre wydarzenia sportowe.
Czy Korea Północna zmieni się choćby tak, jak w ostatnich latach przeobraziły się Chiny? Należy w to wątpić. O kierunkach zmian w KRLD świadczy ujawniona niedawno instrukcja Kim Dzong Ila, który kazał służbom bezpieczeństwa "zająć się jakimś interesem". Zdaniem Amerykanów, zajęły się szmuglowaniem narkotyków.
Więcej możesz przeczytać w 19/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.