Jeśli rzeczywiście wygraliśmy tę wojnę, to dopiero w roku 1989 W maju Europa świętuje swoje wyzwolenie. Do rangi głównych obchodów urosła ceremonia w Moskwie 9 maja. Odbędą się też setki dodatkowych imprez. W Niemczech prawie każde miasto i miasteczko poczuło się zobowiązane do upamiętnienia tamtych wydarzeń.
My, Polacy, mamy mieszane uczucia. Czy nie jest to wyraz wiecznego polskiego malkontenctwa? Czy nie należałoby się cieszyć, że pamięć o wojnie i zbrodniach, jakie przyniosła, się nie zaciera? Trudno jednak nie zauważyć, jak zmienił się w Europie stosunek do tamtych czasów. Nie zawsze na gorsze. Na pewno część zmian jest w dużej mierze nieunikniona, bo wynika ze zmiany pokoleniowej. Łączą się z nimi jednak niebezpieczeństwa, co pokazała dyskusja w Parlamencie Europejskim na temat dopuszczalnych i stosownych określeń obozów koncentracyjnych. Okazało się, że wielu Europejczykom obozy kojarzą się bardziej z Polską niż z Niemcami. Być może ambiwalencja naszych odczuć nie wynika ze skłonności do szukania dziury w całym, lecz z tego, że historia wykształciła w nas - jak w żadnym innym narodzie europejskim - zmysł pozwalający na wczesne rozpoznanie, wyczucie takich niebezpieczeństw.
Pokonani zwycięzcy
Największa zmiana polega na tym, że w pewnym sensie Niemcy należą dziś do zwycięskiej koalicji, do obozu antyhitlerowskiego. Oficjalne deklaracje nie pozostawiają już wątpliwości, że w 1945 r. tego kraju nie spotkała katastrofa, lecz dokonało się wyzwolenie od nazizmu. Koniec wojny jest odczuwany przez większość Niemców jako początek pomyślnego rozwoju i demokracji, a nie jako klęska. W ten sposób Niemcy dołączyli do europejskich przyjaciół - Francji pozwolono się zapisać w szeregi zwycięzców już pod koniec wojny, a Vichy uznano za obcy wtręt, cezurę we francuskiej historii.
Ten całkowity dystans wobec narodowego socjalizmu sprawia, że nie widać związków między przeszłością Niemiec a ich teraźniejszością. Naziści są postrzegani tak, jakby przybyli z Marsa lub spadli z Księżyca - czemu nie przeszkadza to, że mnożą się książki, w których pokolenie wnuków stara się odtworzyć rodzinną historię i losy dziadków uwikłanych w narodowy socjalizm. Mimo takich publikacji w ogólnej pamięci obraz narodowego socjalizmu staje się coraz bardziej uproszczony, a im bardziej jest czarny, tym mniej wydaje się mieć wspólnego z prawdziwymi Niemcami. Zapomina się o tym, jak bardzo niemieckie społeczeństwo utożsamiało się z reżimem Hitlera. Wystarczy sięgnąć po jakąkolwiek ówczesną relację. Na przykład Wilm Hosenfeld, oficer Wehrmachtu, który uratował Władysława Szpilmana, żarliwy katolik życzliwy Polakom, w początkowej fazie wojny daje wyraz ogromnemu zaufaniu do Hitlera jako "najbardziej altruistycznego przywódcy w Europie", pragnącego tylko pokoju i dobrobytu dla Europy. Początkowo Hosenfeldowi nie przeszkadza to, co dzieje się z Żydami: "Czytam >>Mein Kampf<< Hitlera. To zaskakujące, ile Fuhrer już zrealizował żądań, planów i myśli; można się więc domyślać, co nastąpi, na przykład konflikt z rosyjskim systemem rządzenia, między innymi także załatwienie do końca kwestii żydowskiej w Europie. Po Hitlerze nie będzie już żadnego Żyda w Europie" (list z marca 1941 r.).
Zapomina się też, jak pomyślny był to okres dla Niemców, nim wojna zwróciła się przeciw nim, jak postępowa i skuteczna była polityka społeczna Hitlera. Dlatego takie poruszenie wywołuje książka Gštza Aly "Hitlers Volksstaat", która pokazuje, że to rabunek i zbrodnia umożliwiły tę postępową politykę społeczną, że Niemcy bogacili się na wojnie i Holocauście. Niedawno opublikowana biografia żony Hansa Franka, "królowej Polski", napisana przez ich syna Niklasa, dodatkowo ilustruje tę tezę.
Wyzwoliciele
Niemcy starają się jednak zmierzyć z przeszłością. Inaczej jest z trzecim zwycięzcą nad faszyzmem - Rosją, sukcesorem ZSRR. Obchody w Moskwie mają być przypomnieniem wkładu Związku Radzieckiego w pokonanie Hitlera, a tym samym w wyzwolenie Europy. Przypominanie, że to Armia Czerwona wyzwoliła Europę, miało zamykać usta krytykom sowieckiego komunizmu. Dziś pozwala to oczyścić Rosję i ZSRR, oderwać ich historię od komunizmu, wydobyć z niej pozytywny europejski motyw.
Miłość Europy do Rosji jest ogromna i trwała. W "Szkicach piórkiem" w lipcu 1944 r. Andrzej Bobkowski zanotował, jak Francuzi ulegali temu urokowi: "To zaczyna być nadprzyrodzone, do jakiego stopnia wszystko >>chwyta<<, gdy chodzi o Rosję. Nie ma niczego poza Rosją... Pomiędzy tą powierzchownie opoliturowaną Francją i Sowietami istnieje jakaś tajemna i bardzo mocna nić. Komunizm zastąpił dziś religię i stał się tym samym, o co oskarża inne religie: opium dla ludu. Francuzi zawsze mieli wielki pociąg do rzeczy praktycznie nieosiągalnych i do głębokiej wiary w rzeczy nieosiągalne. I stąd ta powszechna sympatia do Sowietów".
Komunizmu już nie ma, zamiast Sowietów znowu pojawili się Rosjanie, lecz ta tajemna nić nie została zerwana. Także Niemcy są w stanie przebaczyć Rosjanom miliony gwałtów na niemieckich kobietach i los jeńców wojennych z wielkodusznością, której nie widać, gdy chodzi o "wypędzanie z ojcowizny" przez Polaków.
To, że obchody końca wojny odbędą się w kraju, który dokonuje ludobójstwa w Czeczenii i nie poddał krytycznej rewizji swojej przeszłości, w kraju, któremu daleko do standardów państwa prawa i demokracji, nie budzi najmniejszego niepokoju w Europie. Gdyby rzeczywiście wyciągnięto wnioski z II wojny światowej, nikt by do Moskwy nie pojechał. Charakterystyczne, że ostatnie przemówienie prezydenta Putina zupełnie inaczej referowano w Niemczech niż w Polsce. We "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pominięto zdanie o ZSRR, które tak zaniepokoiło i poruszyło polską opinię publiczną. W "Die Welt" wspomniano o tym na marginesie. Zauważono tylko, że Putin wykazał "szczególne rozumienie historii", gdyż "rozpad ZSRR określił mianem Čnajwiększej katastrofy XX wiekuÇ, mimo dwóch wojen światowych, Holocaustu i zbrodni Stalina". Tak więc wytknięto Putinowi jedynie brak wyczucia proporcji, a nie neoimperializm i rewizjonizm.
Sprzymierzeńcy Hitlera
Przemilcza się, jak bardzo narodowy socjalizm był zakorzeniony w europejskiej kulturze. Po stronie Niemiec walczyli Włosi, Francuzi, Holendrzy, Belgowie, Norwegowie, Ukraińcy, Łotysze, Rumuni, Węgrzy. Do 1941 r. sojusznikiem Niemiec był ZSRR. Tej paneuropejskiej koalicji przeciwstawiali się konsekwentnie tylko Brytyjczycy oraz Polacy, których wkład w walkę z III Rzeszą nie jest ani znany, ani uznany. Istnieje natomiast zadziwiające zapotrzebowanie na przykłady kolaboracji Polaków, które są odnotowywane skwapliwie, podobnie jak "zbrodnie wojenne" Brytyjczyków.
Po wojnie winą za nią zostali obarczeni niemal wyłącznie Niemcy, którzy z dnia na dzień musieli zmienić swą tożsamość. Jak pisał niedawno berliński socjolog Alexander Schuller: "My, Niemcy, jesteśmy dziećmi z roku 1945. Ale kto jest naszym ojcem? 1945 miał co najmniej dwóch ojców. Do 8 maja niemieckiego, a po 8 maja innego, amerykańskiego". W dzisiejszej niechęci do Amerykanów jest wiele z podświadomej nienawiści do tego drugiego ojca, który pokonał pierwszego - prawdziwego. Pewnie dlatego Niemcy pozostają, jak niedawno stwierdził Helmut Schmidt, "narodem zagrożonym", psychicznie niestabilnym.
Smutne święto
W PRL też kiedyś świętowano dzień zwycięstwa. Jego mit jednak nie wytrzymywał konfrontacji z rzeczywistością. Pamiętam ludzi, których spotykałem w pociągu, gdy latem 1981 r. wracali z RFN, ich reakcję z pierwszego spotkania z Zachodem. Zmiażdżeni różnicą poziomu życia w Polsce i Niemczech Zachodnich pytali: "Kto w końcu wygrał tę wojnę?". Dziś wiemy, że jeśli rzeczywiście wygraliśmy tę wojnę, to dopiero w 1989 r. I dopiero teraz uprzątamy społeczne ruiny, dopiero teraz uświadamiamy sobie rozmiar zniszczeń Polski przez obie okupacje - nazistowską i sowiecką. Została zniszczona elita, której brak tak dotkliwe odczuwamy, przemielone społeczeństwo i zmącona świadomość społeczna.
Ziemie zachodnie nabyte w wyniku II wojny światowej długo legitymizowały władzę komunistów. Dziś w Europie coraz wyraźniej podważa się nasze moralne do nich prawo. Instalacja komunizmu w Polsce sprawiła też, że nie dokonał się krytyczny obrachunek z tymi, którzy w czasie wojny kolaborowali z okupantami, możliwy tylko w wolnym, demokratycznym kraju. Komuniści mieli bardziej naglące zadania, a zarzut kolaboracji stawiali bohaterom z AK. W pewnym sensie rację ma Jan Tomasz Gross, że to zdemoralizowani niemiecką okupacją ludzie stali się podporą komunistycznego reżimu. Dzisiejsza długotrwała niemożność zmierzenia się z dziedzictwem komunizmu jest powtórzeniem tego zaniedbania. Wojna zahamowała też proces konsolidacji społecznej i narodowej Polski oraz ułożenia relacji z mniejszościami.
Niewiele mamy do świętowania 9 maja, zwłaszcza w Moskwie. Najbardziej niepokoi to, że choć nie mamy ochoty do biegu za rydwanem Putina, Schršdera i Chiraca, mówi się nam - ustami prezydenta - że świętować musimy, bo w innym wypadku Europa oskarży nas o fobię, a naród rosyjski poczuje się urażony. Zła byłaby to wróżba na przyszłość, gdyby nowa Europa miała budować swą tożsamość na przymusie i fałszu historycznym.
Pokonani zwycięzcy
Największa zmiana polega na tym, że w pewnym sensie Niemcy należą dziś do zwycięskiej koalicji, do obozu antyhitlerowskiego. Oficjalne deklaracje nie pozostawiają już wątpliwości, że w 1945 r. tego kraju nie spotkała katastrofa, lecz dokonało się wyzwolenie od nazizmu. Koniec wojny jest odczuwany przez większość Niemców jako początek pomyślnego rozwoju i demokracji, a nie jako klęska. W ten sposób Niemcy dołączyli do europejskich przyjaciół - Francji pozwolono się zapisać w szeregi zwycięzców już pod koniec wojny, a Vichy uznano za obcy wtręt, cezurę we francuskiej historii.
Ten całkowity dystans wobec narodowego socjalizmu sprawia, że nie widać związków między przeszłością Niemiec a ich teraźniejszością. Naziści są postrzegani tak, jakby przybyli z Marsa lub spadli z Księżyca - czemu nie przeszkadza to, że mnożą się książki, w których pokolenie wnuków stara się odtworzyć rodzinną historię i losy dziadków uwikłanych w narodowy socjalizm. Mimo takich publikacji w ogólnej pamięci obraz narodowego socjalizmu staje się coraz bardziej uproszczony, a im bardziej jest czarny, tym mniej wydaje się mieć wspólnego z prawdziwymi Niemcami. Zapomina się o tym, jak bardzo niemieckie społeczeństwo utożsamiało się z reżimem Hitlera. Wystarczy sięgnąć po jakąkolwiek ówczesną relację. Na przykład Wilm Hosenfeld, oficer Wehrmachtu, który uratował Władysława Szpilmana, żarliwy katolik życzliwy Polakom, w początkowej fazie wojny daje wyraz ogromnemu zaufaniu do Hitlera jako "najbardziej altruistycznego przywódcy w Europie", pragnącego tylko pokoju i dobrobytu dla Europy. Początkowo Hosenfeldowi nie przeszkadza to, co dzieje się z Żydami: "Czytam >>Mein Kampf<< Hitlera. To zaskakujące, ile Fuhrer już zrealizował żądań, planów i myśli; można się więc domyślać, co nastąpi, na przykład konflikt z rosyjskim systemem rządzenia, między innymi także załatwienie do końca kwestii żydowskiej w Europie. Po Hitlerze nie będzie już żadnego Żyda w Europie" (list z marca 1941 r.).
Zapomina się też, jak pomyślny był to okres dla Niemców, nim wojna zwróciła się przeciw nim, jak postępowa i skuteczna była polityka społeczna Hitlera. Dlatego takie poruszenie wywołuje książka Gštza Aly "Hitlers Volksstaat", która pokazuje, że to rabunek i zbrodnia umożliwiły tę postępową politykę społeczną, że Niemcy bogacili się na wojnie i Holocauście. Niedawno opublikowana biografia żony Hansa Franka, "królowej Polski", napisana przez ich syna Niklasa, dodatkowo ilustruje tę tezę.
Wyzwoliciele
Niemcy starają się jednak zmierzyć z przeszłością. Inaczej jest z trzecim zwycięzcą nad faszyzmem - Rosją, sukcesorem ZSRR. Obchody w Moskwie mają być przypomnieniem wkładu Związku Radzieckiego w pokonanie Hitlera, a tym samym w wyzwolenie Europy. Przypominanie, że to Armia Czerwona wyzwoliła Europę, miało zamykać usta krytykom sowieckiego komunizmu. Dziś pozwala to oczyścić Rosję i ZSRR, oderwać ich historię od komunizmu, wydobyć z niej pozytywny europejski motyw.
Miłość Europy do Rosji jest ogromna i trwała. W "Szkicach piórkiem" w lipcu 1944 r. Andrzej Bobkowski zanotował, jak Francuzi ulegali temu urokowi: "To zaczyna być nadprzyrodzone, do jakiego stopnia wszystko >>chwyta<<, gdy chodzi o Rosję. Nie ma niczego poza Rosją... Pomiędzy tą powierzchownie opoliturowaną Francją i Sowietami istnieje jakaś tajemna i bardzo mocna nić. Komunizm zastąpił dziś religię i stał się tym samym, o co oskarża inne religie: opium dla ludu. Francuzi zawsze mieli wielki pociąg do rzeczy praktycznie nieosiągalnych i do głębokiej wiary w rzeczy nieosiągalne. I stąd ta powszechna sympatia do Sowietów".
Komunizmu już nie ma, zamiast Sowietów znowu pojawili się Rosjanie, lecz ta tajemna nić nie została zerwana. Także Niemcy są w stanie przebaczyć Rosjanom miliony gwałtów na niemieckich kobietach i los jeńców wojennych z wielkodusznością, której nie widać, gdy chodzi o "wypędzanie z ojcowizny" przez Polaków.
To, że obchody końca wojny odbędą się w kraju, który dokonuje ludobójstwa w Czeczenii i nie poddał krytycznej rewizji swojej przeszłości, w kraju, któremu daleko do standardów państwa prawa i demokracji, nie budzi najmniejszego niepokoju w Europie. Gdyby rzeczywiście wyciągnięto wnioski z II wojny światowej, nikt by do Moskwy nie pojechał. Charakterystyczne, że ostatnie przemówienie prezydenta Putina zupełnie inaczej referowano w Niemczech niż w Polsce. We "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pominięto zdanie o ZSRR, które tak zaniepokoiło i poruszyło polską opinię publiczną. W "Die Welt" wspomniano o tym na marginesie. Zauważono tylko, że Putin wykazał "szczególne rozumienie historii", gdyż "rozpad ZSRR określił mianem Čnajwiększej katastrofy XX wiekuÇ, mimo dwóch wojen światowych, Holocaustu i zbrodni Stalina". Tak więc wytknięto Putinowi jedynie brak wyczucia proporcji, a nie neoimperializm i rewizjonizm.
Sprzymierzeńcy Hitlera
Przemilcza się, jak bardzo narodowy socjalizm był zakorzeniony w europejskiej kulturze. Po stronie Niemiec walczyli Włosi, Francuzi, Holendrzy, Belgowie, Norwegowie, Ukraińcy, Łotysze, Rumuni, Węgrzy. Do 1941 r. sojusznikiem Niemiec był ZSRR. Tej paneuropejskiej koalicji przeciwstawiali się konsekwentnie tylko Brytyjczycy oraz Polacy, których wkład w walkę z III Rzeszą nie jest ani znany, ani uznany. Istnieje natomiast zadziwiające zapotrzebowanie na przykłady kolaboracji Polaków, które są odnotowywane skwapliwie, podobnie jak "zbrodnie wojenne" Brytyjczyków.
Po wojnie winą za nią zostali obarczeni niemal wyłącznie Niemcy, którzy z dnia na dzień musieli zmienić swą tożsamość. Jak pisał niedawno berliński socjolog Alexander Schuller: "My, Niemcy, jesteśmy dziećmi z roku 1945. Ale kto jest naszym ojcem? 1945 miał co najmniej dwóch ojców. Do 8 maja niemieckiego, a po 8 maja innego, amerykańskiego". W dzisiejszej niechęci do Amerykanów jest wiele z podświadomej nienawiści do tego drugiego ojca, który pokonał pierwszego - prawdziwego. Pewnie dlatego Niemcy pozostają, jak niedawno stwierdził Helmut Schmidt, "narodem zagrożonym", psychicznie niestabilnym.
Smutne święto
W PRL też kiedyś świętowano dzień zwycięstwa. Jego mit jednak nie wytrzymywał konfrontacji z rzeczywistością. Pamiętam ludzi, których spotykałem w pociągu, gdy latem 1981 r. wracali z RFN, ich reakcję z pierwszego spotkania z Zachodem. Zmiażdżeni różnicą poziomu życia w Polsce i Niemczech Zachodnich pytali: "Kto w końcu wygrał tę wojnę?". Dziś wiemy, że jeśli rzeczywiście wygraliśmy tę wojnę, to dopiero w 1989 r. I dopiero teraz uprzątamy społeczne ruiny, dopiero teraz uświadamiamy sobie rozmiar zniszczeń Polski przez obie okupacje - nazistowską i sowiecką. Została zniszczona elita, której brak tak dotkliwe odczuwamy, przemielone społeczeństwo i zmącona świadomość społeczna.
Ziemie zachodnie nabyte w wyniku II wojny światowej długo legitymizowały władzę komunistów. Dziś w Europie coraz wyraźniej podważa się nasze moralne do nich prawo. Instalacja komunizmu w Polsce sprawiła też, że nie dokonał się krytyczny obrachunek z tymi, którzy w czasie wojny kolaborowali z okupantami, możliwy tylko w wolnym, demokratycznym kraju. Komuniści mieli bardziej naglące zadania, a zarzut kolaboracji stawiali bohaterom z AK. W pewnym sensie rację ma Jan Tomasz Gross, że to zdemoralizowani niemiecką okupacją ludzie stali się podporą komunistycznego reżimu. Dzisiejsza długotrwała niemożność zmierzenia się z dziedzictwem komunizmu jest powtórzeniem tego zaniedbania. Wojna zahamowała też proces konsolidacji społecznej i narodowej Polski oraz ułożenia relacji z mniejszościami.
Niewiele mamy do świętowania 9 maja, zwłaszcza w Moskwie. Najbardziej niepokoi to, że choć nie mamy ochoty do biegu za rydwanem Putina, Schršdera i Chiraca, mówi się nam - ustami prezydenta - że świętować musimy, bo w innym wypadku Europa oskarży nas o fobię, a naród rosyjski poczuje się urażony. Zła byłaby to wróżba na przyszłość, gdyby nowa Europa miała budować swą tożsamość na przymusie i fałszu historycznym.
Wojna i pojednanie według Władimira Putina |
---|
"60. rocznica dnia zwycięstwa symbolizuje triumf narodowego ducha w walce o wolność i prawo wszystkich narodów świata do swobodnego wyboru drogi rozwoju" "Nie można porównywać Stalina i Hitlera. Stalin był tyranem, wielu nazywa go zbrodniarzem. Ale nie był nazistą" "Rosjanie przebaczyli Niemcom zbrodnie II wojny światowej. To jest pojednanie, które płynie z serca. A w kilku innych krajach wielu obywateli nie zaszło jeszcze tak daleko" "Alianci zachodni nie wyróżniali się podczas II wojny światowej szczególnie humanitarną postawą. Do dziś nie jestem w stanie pojąć, dlaczego trzeba było unicestwić Drezno. Z punktu widzenia osób kierujących wojną nie było takiej konieczności" "Związek Sowiecki podpisał pakt [Ribbentrop - Mołotow], by obronić własne interesy i zapewnić bezpieczeństwo swej zachodniej granicy" "Rosja już dawno potępiła pakt Ribbentrop - Mołotow. Czy musimy robić to codziennie, co roku?" "Upadek ZSRR był nie tylko największą katastrofą geopolityczną XX wieku, ale również prawdziwym dramatem dla Rosjan. Miliony naszych rodaków znalazły się poza granicami Rosji, oszczędności obywateli straciły na wartości, stare ideały zostały zburzone" "Właśnie to zrobiliśmy. Zaprosiliśmy ich na uroczystości, chcemy podpisać układy graniczne, chcemy współpracować we wszystkich dziedzinach" (w odpowiedzi na pytanie o gesty pojednania wobec państw bałtyckich) |
Więcej możesz przeczytać w 19/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.