Bronisław Wildstein w artykule "Anarchiści III RP" (nr 28) przypisuje "Gazecie Wyborczej" udział w zmasowanej kampanii przeciw orlenowskiej komisji śledczej.
Przypominam zatem, że komisja ta powstała po tekście w "Gazecie" (wywiad
z Wiesławem Kaczmarkiem) odsłaniającym polityczne kulisy zatrzymania prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego. Dużo wcześniej, tuż po zatrzymaniu prezesa na początku lutego 2002 r., pisaliśmy w "Gazecie" o "puczu w Orlenie". Witold Gadomski komentował: "Minister Kaczmarek mówi o zbiegach okoliczności, podkreśla, że nie ma nic wspólnego z akcją UOP i prokuratury przeciwko Modrzejewskiemu. Prokurator twierdzi, że zatrzymanie nie ma nic wspólnego z posiedzeniem rady nadzorczej Orlenu i walnym zgromadzeniem akcjonariuszy. Ale sekwencja wydarzeń sprawia, że takim zapewnieniom trudno dać wiarę".
W marcu zaś Jacek Żakowski pisał w "Gazecie": "Można się domyślać, że (...) miało miejsce poważne naruszenie praworządności popełnione przez funkcjonariusza lub funkcjonariuszy państwa. (...) A jeżeli w nadużywanie tajnych służb są lub wydają się być zamieszani premier, minister sprawiedliwości i szef prokuratury, (...) to może znaczyć, że w pałacach władzy panuje zaraza sięgająca najwyższego szczebla, albo że obywatele niesłusznie podejrzewają swoje najwyższe władze o uleganie zarazie. Nad tym przjść do porządku dziennego nie można".
"Gazeta Wyborcza" pierwsza opisała też nocne spotkanie w kancelarii premiera (w lutym 2002 r.), gdzie prezydent, premier Miller, Jan Kulczyk i minister Ungier uzgadniali skład rady nadzorczej Orlenu. Również "Gazeta" pierwsza informowała o liście członków tej rady, którą - jak twierdził Kaczmarek - pokazywali mu Ungier i Miller. Także "Gazeta" pierwsza, jeszcze w 2002 r., pisała o działalności mafii paliwowej w Polsce.
Te i kilka innych spraw, którymi potem zajęła się komisja śledcza, zostało ujawnionych na naszych łamach. Sugerowanie więc czytelnikom "Wprost", że "Gazeta", krytykując komisję, chce ukryć prawdę, jest kłamstwem.
Samą komisję śledczą, owszem, oceniamy bardzo krytycznie. A to dlatego, że zamiast dociekać prawdy i odsłaniać kolejne fakty, urządza polityczne nagonki, nadużywa swego mandatu, nagminnie stosuje pogróżki i pomówienia. Afera Orlenu jest dla tej komisji dogodnym środkiem do tępienia politycznych przeciwników, a nie sprawą do wyjaśnienia.
Przy okazji fałszywych zarzutów pod adresem "Gazety" Bronisław Wildstein był łaskaw potraktować obelgą Piotra Stasińskiego, pisząc, że "bezmyślnie realizuje strategię swoich mentorów". Nie odpłacę tym samym, choć to nadzwyczaj łatwe.
Przypominam zatem, że komisja ta powstała po tekście w "Gazecie" (wywiad
z Wiesławem Kaczmarkiem) odsłaniającym polityczne kulisy zatrzymania prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego. Dużo wcześniej, tuż po zatrzymaniu prezesa na początku lutego 2002 r., pisaliśmy w "Gazecie" o "puczu w Orlenie". Witold Gadomski komentował: "Minister Kaczmarek mówi o zbiegach okoliczności, podkreśla, że nie ma nic wspólnego z akcją UOP i prokuratury przeciwko Modrzejewskiemu. Prokurator twierdzi, że zatrzymanie nie ma nic wspólnego z posiedzeniem rady nadzorczej Orlenu i walnym zgromadzeniem akcjonariuszy. Ale sekwencja wydarzeń sprawia, że takim zapewnieniom trudno dać wiarę".
W marcu zaś Jacek Żakowski pisał w "Gazecie": "Można się domyślać, że (...) miało miejsce poważne naruszenie praworządności popełnione przez funkcjonariusza lub funkcjonariuszy państwa. (...) A jeżeli w nadużywanie tajnych służb są lub wydają się być zamieszani premier, minister sprawiedliwości i szef prokuratury, (...) to może znaczyć, że w pałacach władzy panuje zaraza sięgająca najwyższego szczebla, albo że obywatele niesłusznie podejrzewają swoje najwyższe władze o uleganie zarazie. Nad tym przjść do porządku dziennego nie można".
"Gazeta Wyborcza" pierwsza opisała też nocne spotkanie w kancelarii premiera (w lutym 2002 r.), gdzie prezydent, premier Miller, Jan Kulczyk i minister Ungier uzgadniali skład rady nadzorczej Orlenu. Również "Gazeta" pierwsza informowała o liście członków tej rady, którą - jak twierdził Kaczmarek - pokazywali mu Ungier i Miller. Także "Gazeta" pierwsza, jeszcze w 2002 r., pisała o działalności mafii paliwowej w Polsce.
Te i kilka innych spraw, którymi potem zajęła się komisja śledcza, zostało ujawnionych na naszych łamach. Sugerowanie więc czytelnikom "Wprost", że "Gazeta", krytykując komisję, chce ukryć prawdę, jest kłamstwem.
Samą komisję śledczą, owszem, oceniamy bardzo krytycznie. A to dlatego, że zamiast dociekać prawdy i odsłaniać kolejne fakty, urządza polityczne nagonki, nadużywa swego mandatu, nagminnie stosuje pogróżki i pomówienia. Afera Orlenu jest dla tej komisji dogodnym środkiem do tępienia politycznych przeciwników, a nie sprawą do wyjaśnienia.
Przy okazji fałszywych zarzutów pod adresem "Gazety" Bronisław Wildstein był łaskaw potraktować obelgą Piotra Stasińskiego, pisząc, że "bezmyślnie realizuje strategię swoich mentorów". Nie odpłacę tym samym, choć to nadzwyczaj łatwe.
Od autora |
---|
Owszem, dziennikarze "Gazety Wyborczej" pokazywali również ciemne oblicze III RP, w tym sprawy, którymi zajmuje się komisja orlenowska. "Gazeta" odmawia jednak wyciągnięcia wniosków z własnych rewelacji. Kiedy prace komisji zaczęły odsłaniać głębiej układ III RP, "GW" zainicjowała nagonkę na nią. Piotra Stasińskiego (a także Janinę Paradowską i Jacka Żakowskiego) mogę tylko przeprosić za niefortunny skrót poczyniony przez redakcję. W wersji oryginalnej zdanie brzmiało: "Nie są to rewelacje na temat 'klasy politycznej', co powtarzają dziennikarze, tacy jak Janina Paradowska, Jacek Żakowski czy Piotr Stasiński i wielu innych, którzy często bezmyślnie realizują strategię swoich mentorów". O co jak o co, ale o bezmyślność w tej kwestii wymienionych dziennikarzy bym nie posądził. Bronisław Wildstein |
Więcej możesz przeczytać w 29/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.