Przez wspólne ciemne interesy księdza i czerwonych wierni siedzą w kościele na plażowych leżakach W Gdańsku, "mieście, w którym wszystko się zaczęło", czyli w stolicy etosowego styropianu, sprytny ksiądz do spółki z byłym cenzorem i byłym ubekiem zakładają kościelne wydawnictwo, które pod nosem biskupa (ksywka "autorytet moralny") zajmuje się praniem forsy czerwonych baronów lewicy. To niestety nie jest scenariusz nowej komedii Juliusza Machulskiego, lecz smutna rzeczywistość z pierwszych stron gazet. Gdyby któryś z herosów naszej filmowej muzy napisał taki scenariusz, z pewnością naraziłby się na opinię prostaka i etatowego opluwacza świętości.
Filmowcy stale narzekają na brak dobrych scenariuszy. Nie od dziś wiadomo, że najlepsze scenariusze pisze samo życie. Komornik na poczet długów trefnego wydawnictwa zajął mienie biskupa. Według przepisów, może zabrać wszystko, co nie stanowi przedmiotu kultu religijnego. Zabrał więc samochód biskupowi, a następnie maszyny wydawnictwa. Zastanawiał się, czy nie wziąć ławek z kościoła, bo przecież wierni mogą sobie postać w czasie mszy, a ławki nie są przedmiotem kultu. Niewiele brakowało, aby do katedry w Oliwie wierni przychodzili z własnymi krzesełkami. Teraz jest sezon urlopowy, więc każdy ma pod ręką jakieś rozkładane krzesełko na grilla czy dmuchany materac na basen.
Gdyby żył mistrz komedii Stanisław Bareja, być może nakręciłby scenę takiej mszy, gdzie przez wspólne ciemne interesy księdza i czerwonych wierni siedzą w kościele na plażowych leżakach. Do czego to można dojść, Drogi Biskupie, gdy się ufa byłemu cenzorowi i byłemu esbekowi? No cóż... od godności do śmieszności. Barei już nie ma, ale po latach starań jest wreszcie ulica jego imienia. Być może to dobry pretekst, by zastanowić się, o czym autor słynnego "Misia" mógłby dzisiaj nakręcić film. Tematów - podobnie jak truskawek - nie zabraknie.
Może o radnym SLD Władysławie Łęczkowskim z Gdańska, który przyłapany na głosowaniu za siebie i za nieobecną koleżankę tłumaczył się przed sądem, że przycisnął drugi guzik do głosowania, bo ma reumatyzm, a na sali było duszno. Film mógłby nosić lekko erotyczny tytuł "Radny przyciska". Jak Władysław Kozakiewicz pokazał "wała" Rosjanom na olimpiadzie w Moskwie, to też później tłumaczył się, że bolało go ścięgno. Popularna wśród polityków lewicy moda na głosowanie "na dwie ręce" wywodzi się z kultury muzycznej. Słynni didżeje, na przykład obecny niedawno w Gdyni Fatboy Slim, miksują płyty na dwa gramofony, a politycy, chcąc się przypodobać młodemu elektoratowi, głosują na dwie ręce, miksując jednocześnie głosy.
Świetnym bohaterem nowej polskiej komedii pt. "Ocipienie" mógłby być lider Demokratów.pl Władysław Frasyniuk, którego pomysły polityczne zadziwiają wszystkich pracowników prosektoriów od Świnoujścia po Ustrzyki Dolne. Ten skądinąd poczciwy facet wymyślił, że superlokomotywami jego partii będą zużyte beczkowozy z SLD. A przecież nawet dziecko wie, że próbować wygrać wybory z Belką i Hausnerem na karku to tak jakby usiłować trabantem zdobyć kosmos.
Zbiorowym bohaterem współczesnej komedii pt. "Orgia w kopalni" mogliby być górnicy, którzy najpierw podpisali kwity, że nigdy nie będą już górnikami, następnie wzięli odprawy w wysokości
50 tys. zł, w miesiąc wszystko przeputali w agencjach towarzyskich, pijąc koniaki, paląc cygara i dymając luksusowe panienki, a później szukali roboty, pomstując na Balcerowicza i kapitalizm. To zresztą temat sprzed kilku lat. Teraz w Orlenie jak ktoś nie chce już u nich robić, płacą po 200 tys. zł (proponowany tytuł "Wielkie żarcie 2").
Ciekawym tematem dla Barei byłaby oszałamiająca kariera naukowa posłanki Renaty Beger (proponowane tytuły: "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz 2", "Wejście smoka 3" lub "Seksmisja 4"), która gdy dostała się do parlamentu, była absolwentką podstawówki, a kiedy kończyła się kadencja Sejmu, już powoli prasowała żakiet, szykując się do obrony pracy magisterskiej z dziedziny psychologii społecznej pt. "Wpływ owsa na życie seksualne posłów w kontekście końskich gonitw na Służewcu".
Dla wielu hitami komediowymi byłyby filmy o Młodzieży Wszechpolskiej, której jeden z liderów okazuje się kryptogejem o pseudonimie Zosia (tytuł "Narodowe sprawy to nie pocałunki z Warszawy"), czy hiphopowa opowieść o senatorze Chronowskim, który sam sobie założył podsłuch ("Samogwałt skład"), czy wreszcie barwna opowieść o przygodach Violetty Villas, stale nękanej przez bezpiekę i FBI w trakcie koncertów w Las Vegas, pt. "Śniadanie u Jaruzelskiego".
Gdyby Stanisław Bareja żył, z pewnością kręciłby pyszne komedie o naszych czasach i dla widzów, a nie wydumane pierdoły na węgierskie festiwale.
Gdyby żył mistrz komedii Stanisław Bareja, być może nakręciłby scenę takiej mszy, gdzie przez wspólne ciemne interesy księdza i czerwonych wierni siedzą w kościele na plażowych leżakach. Do czego to można dojść, Drogi Biskupie, gdy się ufa byłemu cenzorowi i byłemu esbekowi? No cóż... od godności do śmieszności. Barei już nie ma, ale po latach starań jest wreszcie ulica jego imienia. Być może to dobry pretekst, by zastanowić się, o czym autor słynnego "Misia" mógłby dzisiaj nakręcić film. Tematów - podobnie jak truskawek - nie zabraknie.
Może o radnym SLD Władysławie Łęczkowskim z Gdańska, który przyłapany na głosowaniu za siebie i za nieobecną koleżankę tłumaczył się przed sądem, że przycisnął drugi guzik do głosowania, bo ma reumatyzm, a na sali było duszno. Film mógłby nosić lekko erotyczny tytuł "Radny przyciska". Jak Władysław Kozakiewicz pokazał "wała" Rosjanom na olimpiadzie w Moskwie, to też później tłumaczył się, że bolało go ścięgno. Popularna wśród polityków lewicy moda na głosowanie "na dwie ręce" wywodzi się z kultury muzycznej. Słynni didżeje, na przykład obecny niedawno w Gdyni Fatboy Slim, miksują płyty na dwa gramofony, a politycy, chcąc się przypodobać młodemu elektoratowi, głosują na dwie ręce, miksując jednocześnie głosy.
Świetnym bohaterem nowej polskiej komedii pt. "Ocipienie" mógłby być lider Demokratów.pl Władysław Frasyniuk, którego pomysły polityczne zadziwiają wszystkich pracowników prosektoriów od Świnoujścia po Ustrzyki Dolne. Ten skądinąd poczciwy facet wymyślił, że superlokomotywami jego partii będą zużyte beczkowozy z SLD. A przecież nawet dziecko wie, że próbować wygrać wybory z Belką i Hausnerem na karku to tak jakby usiłować trabantem zdobyć kosmos.
Zbiorowym bohaterem współczesnej komedii pt. "Orgia w kopalni" mogliby być górnicy, którzy najpierw podpisali kwity, że nigdy nie będą już górnikami, następnie wzięli odprawy w wysokości
50 tys. zł, w miesiąc wszystko przeputali w agencjach towarzyskich, pijąc koniaki, paląc cygara i dymając luksusowe panienki, a później szukali roboty, pomstując na Balcerowicza i kapitalizm. To zresztą temat sprzed kilku lat. Teraz w Orlenie jak ktoś nie chce już u nich robić, płacą po 200 tys. zł (proponowany tytuł "Wielkie żarcie 2").
Ciekawym tematem dla Barei byłaby oszałamiająca kariera naukowa posłanki Renaty Beger (proponowane tytuły: "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz 2", "Wejście smoka 3" lub "Seksmisja 4"), która gdy dostała się do parlamentu, była absolwentką podstawówki, a kiedy kończyła się kadencja Sejmu, już powoli prasowała żakiet, szykując się do obrony pracy magisterskiej z dziedziny psychologii społecznej pt. "Wpływ owsa na życie seksualne posłów w kontekście końskich gonitw na Służewcu".
Dla wielu hitami komediowymi byłyby filmy o Młodzieży Wszechpolskiej, której jeden z liderów okazuje się kryptogejem o pseudonimie Zosia (tytuł "Narodowe sprawy to nie pocałunki z Warszawy"), czy hiphopowa opowieść o senatorze Chronowskim, który sam sobie założył podsłuch ("Samogwałt skład"), czy wreszcie barwna opowieść o przygodach Violetty Villas, stale nękanej przez bezpiekę i FBI w trakcie koncertów w Las Vegas, pt. "Śniadanie u Jaruzelskiego".
Gdyby Stanisław Bareja żył, z pewnością kręciłby pyszne komedie o naszych czasach i dla widzów, a nie wydumane pierdoły na węgierskie festiwale.
Więcej możesz przeczytać w 29/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.