Platformie w wielu sprawach bliżej jest do rozsądnej lewicy niż do nawiedzonego PiS Sejm wybrał nowego rzecznika praw obywatelskich. Został nim prof. Andrzej Rzepliński, znakomity uczony, specjalista od prawa karnego i przestrzegania swobód obywatelskich. Ceniona jest też jego działalność w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Miał odwagę upominać się o te prawa w stanie wojennym, ale także po 1989 r. Skrytykował między innymi prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego za zakazanie Parady Równości, co jego zdaniem było naruszeniem konstytucyjnej gwarancji swobody demonstrowania. Uczynił to, wiedząc, że znacznie pogarsza swoje szanse wyboru na urząd rzecznika. I rzeczywiście, w odruchu zemsty PiS zagłosował przeciwko jego kandydaturze.
Mamy więc rzecznika praw obywatelskich godnego swoich wielkich poprzedników: Ewy Łętowskiej, Tadeusza Zielińskiego, Adama Zielińskiego i Andrzeja Zolla. Cieszy to tym bardziej, że nadchodzi epoka, w której prawa obywatelskie znów mogą być zagrożone. Cechujący się brakiem tolerancji prezydent Warszawy kandyduje przecież na stanowisko głowy państwa, a jego bratu bliźniakowi marzy się urząd premiera.
W dokonanym przez Sejm wyborze ciekawa jest koalicja, która dokonała tej elekcji. Głosowanie nie było łatwe i odbyło się w dwóch turach. W pierwszej Rzepliński przepadł. Większość bezwzględna, wynosiła 197 głosów, o on uzyskał 180 głosów za i 163 przeciw. Poparły go kluby: wnioskującej o wybór Platformy Obywatelskiej, Socjaldemokracji Polskiej, PSL, Samoobrony i częściowo LPR. Wybór zablokowały połączone siły PiS i SLD. Sojusz wyszedł tutaj na durnia, bowiem z małpiej złośliwości, razem z mszczącą się za obronę Parady Równości partią braci Kaczyńskich, utrącił naprawdę dobrego kandydata.
Z tego powodu w szeregach SLD zapanował polityczny kac. Rósł on wraz z bezskutecznymi poszukiwaniami własnej kandydatury na rzecznika. W końcu sojusz zrozumiał, że albo poprze Rzeplińskiego, albo wybór następcy prof. Zolla pozostawi nowemu Sejmowi, w którym obrońcy praw obywatelskich najpewniej nie będą mieli większości. Kiedy więc PO ponownie zgłosiła kandydaturę Rzeplińskiego, SLD udzielił jej poparcia, podobnie jak konsekwentnie głosująca SDPL. Przymierze to doprowadziło do odwrócenia dotychczasowych sojuszy. Popierające wcześniej Rzeplińskiego kluby teraz zdecydowanie wystąpiły przeciwko jego kandydaturze i poparły PiS.
Może to być zjawisko incydentalne, ale nie da się wykluczyć hipotezy, że jest w tym zachowaniu znak nowych czasów, w których Platforma będzie szukać sprzymierzeńca nie w demonstracyjnie kochanym dzisiaj PiS, ale w poniewieranej lewicy. Tak naprawdę platformie w wielu sprawach bliżej jest do rozsądnej lewicy niż do nawiedzonego PiS i z czasem może to być coraz bardziej widoczne. Pożyjemy - zobaczymy.
W dokonanym przez Sejm wyborze ciekawa jest koalicja, która dokonała tej elekcji. Głosowanie nie było łatwe i odbyło się w dwóch turach. W pierwszej Rzepliński przepadł. Większość bezwzględna, wynosiła 197 głosów, o on uzyskał 180 głosów za i 163 przeciw. Poparły go kluby: wnioskującej o wybór Platformy Obywatelskiej, Socjaldemokracji Polskiej, PSL, Samoobrony i częściowo LPR. Wybór zablokowały połączone siły PiS i SLD. Sojusz wyszedł tutaj na durnia, bowiem z małpiej złośliwości, razem z mszczącą się za obronę Parady Równości partią braci Kaczyńskich, utrącił naprawdę dobrego kandydata.
Z tego powodu w szeregach SLD zapanował polityczny kac. Rósł on wraz z bezskutecznymi poszukiwaniami własnej kandydatury na rzecznika. W końcu sojusz zrozumiał, że albo poprze Rzeplińskiego, albo wybór następcy prof. Zolla pozostawi nowemu Sejmowi, w którym obrońcy praw obywatelskich najpewniej nie będą mieli większości. Kiedy więc PO ponownie zgłosiła kandydaturę Rzeplińskiego, SLD udzielił jej poparcia, podobnie jak konsekwentnie głosująca SDPL. Przymierze to doprowadziło do odwrócenia dotychczasowych sojuszy. Popierające wcześniej Rzeplińskiego kluby teraz zdecydowanie wystąpiły przeciwko jego kandydaturze i poparły PiS.
Może to być zjawisko incydentalne, ale nie da się wykluczyć hipotezy, że jest w tym zachowaniu znak nowych czasów, w których Platforma będzie szukać sprzymierzeńca nie w demonstracyjnie kochanym dzisiaj PiS, ale w poniewieranej lewicy. Tak naprawdę platformie w wielu sprawach bliżej jest do rozsądnej lewicy niż do nawiedzonego PiS i z czasem może to być coraz bardziej widoczne. Pożyjemy - zobaczymy.
Więcej możesz przeczytać w 29/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.