Eurokraci wyrzucają pieniądze z Europy do Azji W marcu 1972 roku na pierwsze strony szwajcarskich gazet trafiło zdjęcie Stanleya Little'a, urzędnika brytyjskiego Ministerstwa Finansów. Próbował on przekupić szwajcarskich bankowców, aby wydali mu listę brytyjskich obywateli, którzy trzymali pieniądze w tamtejszych bankach. Wkrótce Little został poinformowany, że jest persona non grata w Szwajcarii i jeśli tylko postawi nogę na terytorium tego kraju - zostanie aresztowany.
Gdyby Szwajcarzy byli dziś równie konsekwentni, to powinni rozesłać listy gończe za prezydentem Francji Jakiem Chirakiem i kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem. To oni głównie lobbowali za uchwaleniem nowego prawa, które miało położyć kres ucieczce przed zachłannością fiskusa z krajów europejskich do rajów podatkowych. Nowe prawo weszło w życie 1 lipca. Tą dyrektywą wprowadzono wymianę informacji o zagranicznych kontach cudzoziemców w UE oraz ponadgraniczne opodatkowanie odsetek na kontach w krajach (unii i poza nią), gdzie obowiązuje tajemnica bankowa. Zamiast wydrukować zdjęcia pomysłodawców, szwajcarskie gazety ochrzciły nowe prawo mianem "podatku dla idiotów". Ma ono tak wiele luk, że tylko kompletni idioci nie będą umieli go ominąć. Już teraz banki ulokowane w europejskich rajach podatkowych (w Szwajcarii, Liechtensteinie, Luksemburgu, na Cyprze i na Malcie) zaczęły otwierać konta swoim klientom w Singapurze i zarządzać nimi w Europie. Dyrektywa UE dotycząca opodatkowania oszczędności została odrzucona przez prezydenta George'a Busha. "Pomysły podatkowe eurokratów mają dosłownie zerowe poparcie w amerykańskim rządzie, ponieważ są sprzeczne z amerykańskim interesem" - powiedział anonimowy przedstawiciel administracji Busha.
Do wyścigu w euroabsurdach włączyła się Polska. Na początku czerwca Sejm uchwalił ustawy, które mają umożliwić ratyfikowanie międzynarodowych umów z "rajami podatkowymi", tak aby opodatkowywały one ulokowane tam pieniądze Polaków. Prawo to, wzorowane na unijnym, ma wszystkie jego wady i jest dziurawe jak ser szwajcarski. Szczytny cel powstrzymania transferu 30 mld zł - bo tyle według szacunków Ministerstwa Finansów wypływa rocznie pieniędzy z Polski - można osiągnąć tylko w jeden sposób: obniżając podatki.
Chłopaki nie płacą
Od początku lat 90. przedsiębiorczy Polacy zaczęli uciekać do rajów podatkowych. Najpierw był to Cypr, gdzie w szczytowym okresie (koniec lat 90.) było ponad tysiąc firm z Polski, teraz, gdy podatek dla firm zagranicznych wzrósł tam do 10 proc., część firm przeniosła się na Maltę (4,17 proc.). Nikt nie wie, ile polskich przedsiębiorstw jest zarejestrowanych w państwach i na terytoriach o tzw. przyjaznym systemie podatkowym, takich jak Luksemburg, Malta, Seszele i Kajmanay. Już teraz większość zamożnych biznesmenów ucieka z naszego systemu podatkowego. Przykład idzie z góry. Jan Kulczyk, pierwszy na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost", kontroluje swoją firmę handlującą samochodami Kulczyk Tradex przez holenderską Kulczyk PON Investment BV. Dzięki temu Kulczyk Tradex, unikając opodatkowania w Polsce, może przekazywać cały zysk do Holandii w postaci dywidendy. Zygmunt Solorz-Żak kontroluje Polsat przez holenderską Polsat Media BV. Bohdan Wejchert i Mariusz Walter kontrolują ITI przez spółki na Antylach. Zagraniczne firmy mają także Marek Mikuśkiewicz i Jerzy Starak. Zbigniew Niemczycki jest rezydentem w USA, a Piotr Buechner mieszka w Szwajcarii i tam płaci dziesięcioprocentowy podatek od dochodów uzyskiwanych z polskich i zagranicznych spółek. Po wprowadzeniu podatku od zysków z inwestycji na giełdzie większość dużych inwestorów przeprowadza transakcje na warszawskim parkiecie za pośrednictwem funduszy z Liechtensteinu i Luksemburga. Zarabiają legalnie i nie płacą Ministerstwu Finansów 19-procentowego haraczu.
Przed podatkami uciekają nie tylko przedsiębiorcy. Jeżeli ktoś spędza w naszym kraju mniej niż 183 dni w roku, to może oddać fiskusowi tylko 20 proc. zarobionych u nas pieniędzy. Nie trzeba mieć obcego obywatelstwa! Wystarczy przedstawić urzędowi skarbowemu stosowne zaświadczenie z państwa, w którym rezydujemy. Monako, gdzie od 1869 r. nie obowiązuje podatek dochodowy, przypadło do gustu Teresie Żylis-Garze, Wojciechowi Fibakowi, Sobiesławowi Zasadzie i Małgorzacie Solorz-Żak. Żeby zostać rezydentem księstwa, trzeba uzyskać prawo stałego pobytu we Francji, mieć co najmniej milion franków na koncie w jednym z monakijskich banków oraz kupione lub wynajęte tam mieszkanie. Do exodusu najbogatszych dochodzi w większości państw europejskich, gdzie podatki są jeszcze wyższe niż w Polsce. - Jeżeli ktoś zarabia naprawdę duże pieniądze, to płaci podatki takie, jakie chce - nie owija w bawełnę Krzysztof Kubala, prezes Taxways, firmy doradzającej, gdzie najkorzystniej płacić podatki.
Duży może więcej
Odwieczna wojna, którą UE prowadzi z rajami podatkowymi w sojuszu z OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju zrzeszająca najbardziej rozwinięte kraje), trąci hipokryzją. Na czarną listę rajów podatkowych formalnie powinny bowiem trafić również Stany Zjednoczone i Wielka Brytania - oba państwa spełniają stawiane przez OECD kryteria. Nie ma ich tylko dlatego, że eurokraci boją się zadzierać z Amerykanami. Otóż w USA nie są opodatkowane zyski kapitałowe przedsiębiorstw, o ile firmy te nie prowadzą działalności gospodarczej w USA albo nie hand-lują z amerykańskimi firmami. Podobnie jest z prywatnymi osobami, które nie płacą podatków w USA, jeśli przebywają na ich terytorium krócej niż 183 dni w roku. Amerykanie wiedzą, że niskie podatki przyciągają kapitał, a to właśnie dużo kapitału na rynku pozwala tanio go pożyczać i finansować inwestycje w gospodarkę.
O tym, jak duże znaczenie w finansowaniu amerykańskiej gospodarki mają pieniądze płynące z rajów podatkowych, świadczy fakt, że z 2800 mld USD zagranicznych pieniędzy ulokowanych w amerykańskich bankach 1100 mld USD pochodziło tylko z jednego raju podatkowego na Wyspach Karaibskich (dla porównania: lokaty dokonane za pośrednictwem wszystkich oficjalnych europejskich banków wyniosły 1050 mld USD). - Stany Zjednoczone są de facto rajem podatkowym i największym na świecie beneficjentem konkurencji podatkowej między krajami - mówi Daniel J. Mitchell, ekspert podatkowy Heritage Foundation. Nic dziwnego, że tylko w ostatnich dziesięciu latach (od 1970 r. różnica w wysokości podatków między USA a Europą zaczęła się intensywnie zwiększać) amerykańska gospodarka rosła przeciętnie o ponad 50 proc. szybciej od europejskiej (wzrost PKB w USA - 3,3 proc., w UE - 2,2 proc.). W Stanach Zjednoczonych całkowity poziom opodatkowania wynosi 29 proc., podczas gdy w UE - 43 proc. Ta różnica sprawiła, że poziom życia w USA jest o połowę wyższy niż w Europie, a bezrobocie - ponad dwa razy niższe.
Singapur drugą Szwajcarią?
Na bezsensownej krucjacie eurokratów najbardziej zarabiają azjatyckie centra finansowe, a tracą europejskie. Kiedy w 2003 r. ogłoszono warunki dyrektywy UE dotyczącej oszczędności, Komisja Papierów Wartościowych i Giełd w Hongkongu podała, że wartość depozytów zarządzanych przez tamtejsze banki i instytucje finansowe wzrosła o 80 proc. (z 1635 mld USD w 2002 r. do 2947 mld w 2003 r.). Szefowie europejskich banków ocenili na początku czerwca w ankiecie, że w tym roku Singapur prześcignie Luksemburg i stanie się drugim co do wielkości centrum bankowym offshore (czyli "rajem podatkowym"). Ostatnio szwajcarski bank Credit Suisse chciał zwiększyć zatrudnienie w dziale private banking (zajmuje się inwestowaniem pieniędzy zamożnych klientów prywatnych), ale dodatkowych ludzi nie przyjął w centrali firmy w Zurychu, lecz w oddziale w Singapurze.
W 1920 r. Andrew Mellon, amerykański sekretarz skarbu (odpowiednik europejskiego ministra finansów), próbował zainicjować poprawkę w konstytucji, która ustanawiałaby maksymalną dopuszczalną przez prawo stopę podatku. Z analiz, które przeprowadzono, wynikało, że granicą powinno być 25 proc., ponieważ jeśli podatki były wyższe, motywacja podatników do ich płacenia malała, a wpływy do budżetu spadały. Pytanie, jak silna jest motywacja Polaków, skoro efektywna stawka podatkowa dla najbogatszych sięga w Polsce 40 procent...
Do wyścigu w euroabsurdach włączyła się Polska. Na początku czerwca Sejm uchwalił ustawy, które mają umożliwić ratyfikowanie międzynarodowych umów z "rajami podatkowymi", tak aby opodatkowywały one ulokowane tam pieniądze Polaków. Prawo to, wzorowane na unijnym, ma wszystkie jego wady i jest dziurawe jak ser szwajcarski. Szczytny cel powstrzymania transferu 30 mld zł - bo tyle według szacunków Ministerstwa Finansów wypływa rocznie pieniędzy z Polski - można osiągnąć tylko w jeden sposób: obniżając podatki.
Chłopaki nie płacą
Od początku lat 90. przedsiębiorczy Polacy zaczęli uciekać do rajów podatkowych. Najpierw był to Cypr, gdzie w szczytowym okresie (koniec lat 90.) było ponad tysiąc firm z Polski, teraz, gdy podatek dla firm zagranicznych wzrósł tam do 10 proc., część firm przeniosła się na Maltę (4,17 proc.). Nikt nie wie, ile polskich przedsiębiorstw jest zarejestrowanych w państwach i na terytoriach o tzw. przyjaznym systemie podatkowym, takich jak Luksemburg, Malta, Seszele i Kajmanay. Już teraz większość zamożnych biznesmenów ucieka z naszego systemu podatkowego. Przykład idzie z góry. Jan Kulczyk, pierwszy na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost", kontroluje swoją firmę handlującą samochodami Kulczyk Tradex przez holenderską Kulczyk PON Investment BV. Dzięki temu Kulczyk Tradex, unikając opodatkowania w Polsce, może przekazywać cały zysk do Holandii w postaci dywidendy. Zygmunt Solorz-Żak kontroluje Polsat przez holenderską Polsat Media BV. Bohdan Wejchert i Mariusz Walter kontrolują ITI przez spółki na Antylach. Zagraniczne firmy mają także Marek Mikuśkiewicz i Jerzy Starak. Zbigniew Niemczycki jest rezydentem w USA, a Piotr Buechner mieszka w Szwajcarii i tam płaci dziesięcioprocentowy podatek od dochodów uzyskiwanych z polskich i zagranicznych spółek. Po wprowadzeniu podatku od zysków z inwestycji na giełdzie większość dużych inwestorów przeprowadza transakcje na warszawskim parkiecie za pośrednictwem funduszy z Liechtensteinu i Luksemburga. Zarabiają legalnie i nie płacą Ministerstwu Finansów 19-procentowego haraczu.
Przed podatkami uciekają nie tylko przedsiębiorcy. Jeżeli ktoś spędza w naszym kraju mniej niż 183 dni w roku, to może oddać fiskusowi tylko 20 proc. zarobionych u nas pieniędzy. Nie trzeba mieć obcego obywatelstwa! Wystarczy przedstawić urzędowi skarbowemu stosowne zaświadczenie z państwa, w którym rezydujemy. Monako, gdzie od 1869 r. nie obowiązuje podatek dochodowy, przypadło do gustu Teresie Żylis-Garze, Wojciechowi Fibakowi, Sobiesławowi Zasadzie i Małgorzacie Solorz-Żak. Żeby zostać rezydentem księstwa, trzeba uzyskać prawo stałego pobytu we Francji, mieć co najmniej milion franków na koncie w jednym z monakijskich banków oraz kupione lub wynajęte tam mieszkanie. Do exodusu najbogatszych dochodzi w większości państw europejskich, gdzie podatki są jeszcze wyższe niż w Polsce. - Jeżeli ktoś zarabia naprawdę duże pieniądze, to płaci podatki takie, jakie chce - nie owija w bawełnę Krzysztof Kubala, prezes Taxways, firmy doradzającej, gdzie najkorzystniej płacić podatki.
Duży może więcej
Odwieczna wojna, którą UE prowadzi z rajami podatkowymi w sojuszu z OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju zrzeszająca najbardziej rozwinięte kraje), trąci hipokryzją. Na czarną listę rajów podatkowych formalnie powinny bowiem trafić również Stany Zjednoczone i Wielka Brytania - oba państwa spełniają stawiane przez OECD kryteria. Nie ma ich tylko dlatego, że eurokraci boją się zadzierać z Amerykanami. Otóż w USA nie są opodatkowane zyski kapitałowe przedsiębiorstw, o ile firmy te nie prowadzą działalności gospodarczej w USA albo nie hand-lują z amerykańskimi firmami. Podobnie jest z prywatnymi osobami, które nie płacą podatków w USA, jeśli przebywają na ich terytorium krócej niż 183 dni w roku. Amerykanie wiedzą, że niskie podatki przyciągają kapitał, a to właśnie dużo kapitału na rynku pozwala tanio go pożyczać i finansować inwestycje w gospodarkę.
O tym, jak duże znaczenie w finansowaniu amerykańskiej gospodarki mają pieniądze płynące z rajów podatkowych, świadczy fakt, że z 2800 mld USD zagranicznych pieniędzy ulokowanych w amerykańskich bankach 1100 mld USD pochodziło tylko z jednego raju podatkowego na Wyspach Karaibskich (dla porównania: lokaty dokonane za pośrednictwem wszystkich oficjalnych europejskich banków wyniosły 1050 mld USD). - Stany Zjednoczone są de facto rajem podatkowym i największym na świecie beneficjentem konkurencji podatkowej między krajami - mówi Daniel J. Mitchell, ekspert podatkowy Heritage Foundation. Nic dziwnego, że tylko w ostatnich dziesięciu latach (od 1970 r. różnica w wysokości podatków między USA a Europą zaczęła się intensywnie zwiększać) amerykańska gospodarka rosła przeciętnie o ponad 50 proc. szybciej od europejskiej (wzrost PKB w USA - 3,3 proc., w UE - 2,2 proc.). W Stanach Zjednoczonych całkowity poziom opodatkowania wynosi 29 proc., podczas gdy w UE - 43 proc. Ta różnica sprawiła, że poziom życia w USA jest o połowę wyższy niż w Europie, a bezrobocie - ponad dwa razy niższe.
Singapur drugą Szwajcarią?
Na bezsensownej krucjacie eurokratów najbardziej zarabiają azjatyckie centra finansowe, a tracą europejskie. Kiedy w 2003 r. ogłoszono warunki dyrektywy UE dotyczącej oszczędności, Komisja Papierów Wartościowych i Giełd w Hongkongu podała, że wartość depozytów zarządzanych przez tamtejsze banki i instytucje finansowe wzrosła o 80 proc. (z 1635 mld USD w 2002 r. do 2947 mld w 2003 r.). Szefowie europejskich banków ocenili na początku czerwca w ankiecie, że w tym roku Singapur prześcignie Luksemburg i stanie się drugim co do wielkości centrum bankowym offshore (czyli "rajem podatkowym"). Ostatnio szwajcarski bank Credit Suisse chciał zwiększyć zatrudnienie w dziale private banking (zajmuje się inwestowaniem pieniędzy zamożnych klientów prywatnych), ale dodatkowych ludzi nie przyjął w centrali firmy w Zurychu, lecz w oddziale w Singapurze.
W 1920 r. Andrew Mellon, amerykański sekretarz skarbu (odpowiednik europejskiego ministra finansów), próbował zainicjować poprawkę w konstytucji, która ustanawiałaby maksymalną dopuszczalną przez prawo stopę podatku. Z analiz, które przeprowadzono, wynikało, że granicą powinno być 25 proc., ponieważ jeśli podatki były wyższe, motywacja podatników do ich płacenia malała, a wpływy do budżetu spadały. Pytanie, jak silna jest motywacja Polaków, skoro efektywna stawka podatkowa dla najbogatszych sięga w Polsce 40 procent...
NIEBIAŃSKA WIEŚ |
---|
200 km na północ od Hamburga leży wieś Norderfriedrichskoog. W 17 domach mieszka tylko 45 mieszkańców, ale swoje siedziby mają tam takie giganty, jak Deutsche Bank, Lufthansa czy E.ON. W 1978 r. wójt wsi postanowił, że skoro osada jest tak mała, że nie ma nawet szkoły czy ratusza, to nie ma potrzeby pobierać podatków na ich utrzymanie i ustanowił stawkę 0 proc. podatku dla firm. Minęło prawie 15 lat, zanim niemieckie firmy zauważyły, że aby legalnie nie płacić podatków, nie muszą jechać do Szwajcarii. W 1992 r. pojawiła się pierwsza spółka, a za nią jeszcze 500 firm. Według różnych szacunków, firmy rezydujące w Norderfriedrichskoog zaoszczędziły na podatkach 300 mln euro. |
KOMU SIĘ OPŁACA |
---|
Do rajów podatkowych najczęściej przeprowadzają się firmy świadczące usługi na rynku międzynarodowym, przede wszystkim handlowe i konsultingowe. Przedsiębiorcy oddają dzięki temu fiskusowi kilkakrotnie mniej, niż gdyby płacili podatki w Polsce. Firma, która chce kupić w USA licencję na przykład na film, zapłaci u nas dziesięcioprocentowy podatek od wartości kontraktu. Jeżeli założy spółkę w Holandii i za jej pośrednictwem dokona zakupu licencji, którą później sprzeda do Polski, podatek wyniesie 0 proc. Za dolną granicę opłacalności ucieczki do "raju" uchodzi 100 tys. USD rocznego zysku, gdyż przeprowadzka kosztuje od 3 tys. USD do 30 tys. USD. |
Więcej możesz przeczytać w 29/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.