Hellenę utopił niezatapialny właściciel Niezatapialny - mówiono przez piętnaście lat w Kaliszu o właścicielu Helleny Zenonie Sroczyńskim (38. na liście 100 najbogatszych Polaków "Wprost"). Kilka tygodni temu niezatapialny gdzieś zniknął. Znajomym miał powiedzieć, że jedzie za granicę szukać inwestorów dla tonącej Helleny, jednego z największych w Polsce producentów soków i napojów. Sroczyński lubił podkreślać, że do swoich milionów doszedł sam i także samodzielnie obroni się przed międzynarodową konkurencją, która, kiedy nie mogła go pokonać na rynku, próbowała go kupić. Zerwane negocjacje z holenderskim Refresco i decyzja sądu o ogłoszeniu upadłości firmy spowodowały, że mit niezatapialnego upadł. Konkurenci są przekonani, że Hellena zostanie uratowana, ale bez Sroczyńskiego i jego świty.
Helena plus Helena
W PRL Sroczyński był dyrektorem PKS, a potem Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego. Wielkiego majątku się wtedy nie dorobił; gdy w 1989 r. rozpoczynał biznes, miał jednak własny dom i niezły samochód. Właśnie jego osobisty majątek był poręczeniem pod kredyt, za który kupił we Włoszech pierwszą linię do produkcji napojów. Interes szybko się rozwijał, a właściciel firmy, która nazwę wzięła od imion jego matki i teściowej (stąd dwa "l"), nie był dusigroszem. Na przykład otoczył opieką utalentowaną pływaczkę Joannę Anczykowską. Sponsorowany przez niego klub kolarski z Kalisza zdobywał dziesiątki medali. Wśród osób, które kupiły bilet wstępu na torowe mistrzostwa Polski, rozlosowano malucha, więc na stadion miejski w Kaliszu po raz pierwszy przyszły tłumy. Sponsorowanie skończyło się z dnia na dzień w roku 1994. Wtedy właśnie Hellena po raz pierwszy wpadła w tarapaty. Zimne, deszczowe lato spowodowało znaczny spadek sprzedaży napojów i kłopoty z płatnościami. Jeden z największych zagranicznych kontrahentów potrzebował wyroku sądu, żeby odzyskać pieniądze, ale Hellena z pomocą życzliwych banków wyszła z tarapatów, już jako spółka akcyjna.
Kaliszanin roku
Problemy sprzed dziesięciu lat niczego Sroczyńskiego nie nauczyły. W rodzinnym Opatówku, gdzie z czasem przeniósł większość produkcji, stanął jedyny w gminie wieżowiec - słynny zielony biurowiec Helleny. Sroczyński lubił się chwalić, że sam go zaprojektował, włącznie z wyposażeniem. Zatrudnił w firmie wielu pociotków, znajomych i znajomych znajomych. Niektórzy pracownicy sarkali, że dla Sroki ważniejsze od umiejętności i wykształcenia są więzy krwi. Jemu to nie przeszkadzało, bo interes znów kwitł. Najlepszy w historii przedsiębiorstwa był rok 2001, kiedy przychody ze sprzedaży przekroczyły 250 mln zł. Sroczyński był już wtedy kawalerem Orderu Odrodzenia Polski, kaliszaninem roku 2000 i laureatem Nagrody św. Brata Alberta. Wszyscy docenili jego niezwykły gest, jakim była budowa domu dla 26 ubogich rodzin, którym przekazał mieszkania na własność za symboliczną złotówkę. Dzieci mogły liczyć na pomoc fundacji jego żony Haliny, która za działalność charytatywną została kawalerem Orderu Uśmiechu. Nie żałował obcym, nie żałował swoim. Dyrektorzy dostawali służbowe mercedesy, a on sam kupił sobie luksusowego maybacha (wtedy takim nabytkiem mógł się pochwalić tylko Ryszard Krauze). Symbolem bogactwa były też okazałe posiadłości Sroczyńskiego, jego prawej ręki, prezes firmy Barbary Mikołajczyk oraz syna Przemysława.
Deszcz w oczy
Największą inwestycją Sroczyńskiego była nowa linia produkcyjna, uruchomiona w 2003 roku. Była ona początkiem końca, bo, jak uważa Sroczyński, jego plany rozwoju zniweczyła zeszłoroczna deszczowa aura. Konkurenci Helleny też co prawda narzekali na deszcze, ale udało im się zwiększyć sprzedaż i zyski. Hellena wpadła w długi. Sroczyński mówi o 30 mln zł. Jego konkurenci twierdzą, że wynoszą one 190 mln zł. Nic nie dały zmiana strategii działania firmy, nowe pomysły na opakowania do soków itp. Sroczyński nie znalazł także strategicznego inwestora.
Na skraju Opatówka koło Kalisza pod biurowiec upadłej, ale nadal wytwarzającej soki i napoje Helleny co rusz podjeżdża auto z chętnym do przejęcia firmy. Pierwszy warunek jest taki: biorę fabrykę, markę, nie chcę nikogo z dworu Sroczyńskiego.
W PRL Sroczyński był dyrektorem PKS, a potem Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego. Wielkiego majątku się wtedy nie dorobił; gdy w 1989 r. rozpoczynał biznes, miał jednak własny dom i niezły samochód. Właśnie jego osobisty majątek był poręczeniem pod kredyt, za który kupił we Włoszech pierwszą linię do produkcji napojów. Interes szybko się rozwijał, a właściciel firmy, która nazwę wzięła od imion jego matki i teściowej (stąd dwa "l"), nie był dusigroszem. Na przykład otoczył opieką utalentowaną pływaczkę Joannę Anczykowską. Sponsorowany przez niego klub kolarski z Kalisza zdobywał dziesiątki medali. Wśród osób, które kupiły bilet wstępu na torowe mistrzostwa Polski, rozlosowano malucha, więc na stadion miejski w Kaliszu po raz pierwszy przyszły tłumy. Sponsorowanie skończyło się z dnia na dzień w roku 1994. Wtedy właśnie Hellena po raz pierwszy wpadła w tarapaty. Zimne, deszczowe lato spowodowało znaczny spadek sprzedaży napojów i kłopoty z płatnościami. Jeden z największych zagranicznych kontrahentów potrzebował wyroku sądu, żeby odzyskać pieniądze, ale Hellena z pomocą życzliwych banków wyszła z tarapatów, już jako spółka akcyjna.
Kaliszanin roku
Problemy sprzed dziesięciu lat niczego Sroczyńskiego nie nauczyły. W rodzinnym Opatówku, gdzie z czasem przeniósł większość produkcji, stanął jedyny w gminie wieżowiec - słynny zielony biurowiec Helleny. Sroczyński lubił się chwalić, że sam go zaprojektował, włącznie z wyposażeniem. Zatrudnił w firmie wielu pociotków, znajomych i znajomych znajomych. Niektórzy pracownicy sarkali, że dla Sroki ważniejsze od umiejętności i wykształcenia są więzy krwi. Jemu to nie przeszkadzało, bo interes znów kwitł. Najlepszy w historii przedsiębiorstwa był rok 2001, kiedy przychody ze sprzedaży przekroczyły 250 mln zł. Sroczyński był już wtedy kawalerem Orderu Odrodzenia Polski, kaliszaninem roku 2000 i laureatem Nagrody św. Brata Alberta. Wszyscy docenili jego niezwykły gest, jakim była budowa domu dla 26 ubogich rodzin, którym przekazał mieszkania na własność za symboliczną złotówkę. Dzieci mogły liczyć na pomoc fundacji jego żony Haliny, która za działalność charytatywną została kawalerem Orderu Uśmiechu. Nie żałował obcym, nie żałował swoim. Dyrektorzy dostawali służbowe mercedesy, a on sam kupił sobie luksusowego maybacha (wtedy takim nabytkiem mógł się pochwalić tylko Ryszard Krauze). Symbolem bogactwa były też okazałe posiadłości Sroczyńskiego, jego prawej ręki, prezes firmy Barbary Mikołajczyk oraz syna Przemysława.
Deszcz w oczy
Największą inwestycją Sroczyńskiego była nowa linia produkcyjna, uruchomiona w 2003 roku. Była ona początkiem końca, bo, jak uważa Sroczyński, jego plany rozwoju zniweczyła zeszłoroczna deszczowa aura. Konkurenci Helleny też co prawda narzekali na deszcze, ale udało im się zwiększyć sprzedaż i zyski. Hellena wpadła w długi. Sroczyński mówi o 30 mln zł. Jego konkurenci twierdzą, że wynoszą one 190 mln zł. Nic nie dały zmiana strategii działania firmy, nowe pomysły na opakowania do soków itp. Sroczyński nie znalazł także strategicznego inwestora.
Na skraju Opatówka koło Kalisza pod biurowiec upadłej, ale nadal wytwarzającej soki i napoje Helleny co rusz podjeżdża auto z chętnym do przejęcia firmy. Pierwszy warunek jest taki: biorę fabrykę, markę, nie chcę nikogo z dworu Sroczyńskiego.
Więcej możesz przeczytać w 29/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.