Bayreuth Wagnera kontra Salzburg Mozarta Latem Europa ma dwie stolice muzyczne: austriacki Salzburg i niemiecki Bayreuth. Toczą one zaciętą wojnę o pierwszeństwo: oba festiwale odbywają się w tym samym czasie, a miasta dzieli nie większa odległość niż Warszawę od Krakowa, więc goście mogą byś na jednym i drugim. Nieliczne bilety na tegoroczny Festiwal Wagnerowski w Bayreuth można jeszcze kupić, tyle że po 1500 euro. Za jedno przedstawienie! Gdyby chcieć kupić bilet oficjalnie, trzeba by się zapisać w kolejce i czekać... około pięciu lat. Sam patron festiwalu Richard Wagner, zakochany w sobie i swych dziełach, nie mógł przewidzieć takiego sukcesu. A trudno jego dramaty muzyczne uznać za lekkie, łatwe i przyjemne: najkrótszy trwa niemal trzy godziny, a słynna tetralogia "Pierścień Nibelunga" - 15 godzin. Salzburg nie jest tak elitarny jak Bayreuth, choć najważniejsza jest tam publiczność bogata i doskonale znająca się na muzyce.
Wojna na festiwale
W Salzburgu około 170-180 przedstawień ogląda ponad 220 tys. widzów. Najtańsze spektakle (jak wystawiany co roku "Jedermann") są grane tradycyjnie na placu przed ratuszem za symboliczną opłatę. Najdroższe są przedstawienia operowe, za które trzeba zapłacić 150-300 euro. Bilety rezerwuje się zaraz po ogłoszeniu programu na rok przyszły, co następuje tuż po odbytym festiwalu, choć część nazwisk gwiazd ujawnia się dopiero koło grudnia. Na pomysł imprezy wpadł w 1917 r. Max Reinhardt, który chciał wypełnić bezczynny dla aktorów i śpiewaków czas wakacji. Dziś w Salzburgu muzyka jest grana w festiwalowych teatrach, malowniczo "przyklejonych" do wielkiej skały, i w kapiącym złotem Mozarteum. Przez pięć tygodni występują tu tylko największe gwiazdy, w rodzaju Domingo, Fleming, Gheorghiu, Zimermana, Kożeny, Alagni czy Netrebko. Na specjalnych prawach jest oczywiście w Salzburgu muzyka Mozarta, który tu się urodził, ma swój plac, pomnik, dom, kino, a nawet Mozartkugeln, czyli czekoladki.
Z kolei niewielkie Bayreuth byłoby do dziś jednym z wielu niemieckich miasteczek, o jakich turysta dowiaduje się dopiero z przewodnika. To, że łączy je z całym światem nowoczesne lotnisko, a odwiedzenie go jest nobilitacją dla elit i marzeniem dla tysięcy ludzi od Ameryki po Australię - Bayreuth zawdzięcza osobie i muzyce Ryszarda Wagnera.
Wielka muzyczna bitwa między Bayreuth a Salzburgiem rozegra się w przyszłym roku, bo wtedy przypada 250. rocznica urodzin Mozarta i 130. urodziny festiwalu w Bayreuth. Oczywiście, oba miasta i festiwale muszą się też liczyć z konkurencją festiwali w austriackiej Bregencji (scena na wyspie na Jeziorze Bodeńskim, oddzielona wodą od publiczności), festiwalu Pucciniego we włoskim Torre del Lago, Schuberta w austriackim Schwarzenbergu, Arena di Verona w Weronie (w starorzymskim teatrze, na wolnym powietrzu), Rossiniego w Pesaro, francuskiego festiwalu w Orange i fińskiego w zamku w Savonlinna (operowy). Żaden z nich nie może się jednak równać z Salzburgiem i Bayreuth.
Królestwo Wagnerów
"To nasze szczęście, nasz pokój i nasz koniec" - powiedział Ryszard Wagner żonie, patrząc na swój teatr, dom i podwójny grobowiec - wybudowane dzięki wielkiej hojności króla Bawarii Ludwika II. Z miłości do sztuki wyasygnował on 400 tys. ówczesnych marek. Twórca "Lohengrina" zmarł siedem lat po pierwszym festiwalu, w 1883 r. Coraz większe pieniądze, jakie zaczęły napływać z tantiem z przedstawień wystawianych na całym świecie, wystarczały na doroczne prezentowanie dzieł Wagnera w mieście-pomniku. Obecnie przedsięwzięcie ma status fundacji, a nad wszystkim panuje niepodzielnie (od 1951 r.) sędziwy wnuk Wagnera - Wolfgang. Ale rodzina Wagnerów jest tak skłócona jak bohaterowie "Pierścienia Nibelunga". Wolfgang Wagner (do 1966 r. współpracujący z bratem Wielandem) co pewien czas zapowiada rezygnację na rzecz córki Evy, z którą jednak od lat nie rozmawia. Jego odejście będzie końcem pewnej epoki, ale wcale nie oznacza radykalnych zmian artystycznych, bo przeprowadził je już sam Wolfgang. Obaj wnukowie Wagnera okazali się niezwykle twórczymi, otwartymi umysłami, a Wieland - inicjator przełomowych inscenizacji z lat 60., malowanych światłem, na owe czasy bardzo współczesnych - był genialnym inscenizatorem.
W 2001 r. Wolfgang Wagner do inscenizacji "Pierścienia Nibelunga" postanowił zaprosić filmowca Larsa von Triera. Ekstrawagancki Duńczyk przez dwa lata przygotowywał swój projekt, po czym zrezygnował, dochodząc do wniosku, że jednak nie uda mu się zrealizować na scenie tego, co wymyślił. Tegoroczny festiwal, bez nowego "Pierścienia", to kilka przedstawień "Tristana i Izoldy", "Holendra tułacza", "Lohengrina", "Tannhusera" i "Parsifala".
W tym roku w ramach festiwalu salzburskiego przygotowano 183 imprezy kulturalne (43 przedstawienia muzyczne i taneczne, 74 sztuki teatralne i 66 koncertów) - od nowych inscenizacji operowych w Wielkim Domu Festiwalowym, Letniej Ujeżdżalni Koni oraz na dziedzińcu rezydencji, po koncerty z cyklu "Salzburg Passagen". Festiwal otworzy 26 lipca w Letniej Ujeżdżalni Koni premiera opery Franza Schrekera "Die Gezeichneten". Publiczność może tylko zacierać ręce, bo rywalizacja Salzburga i Bayreuth gwarantuje spektakle muzyczne na najwyższym poziomie.
W Salzburgu około 170-180 przedstawień ogląda ponad 220 tys. widzów. Najtańsze spektakle (jak wystawiany co roku "Jedermann") są grane tradycyjnie na placu przed ratuszem za symboliczną opłatę. Najdroższe są przedstawienia operowe, za które trzeba zapłacić 150-300 euro. Bilety rezerwuje się zaraz po ogłoszeniu programu na rok przyszły, co następuje tuż po odbytym festiwalu, choć część nazwisk gwiazd ujawnia się dopiero koło grudnia. Na pomysł imprezy wpadł w 1917 r. Max Reinhardt, który chciał wypełnić bezczynny dla aktorów i śpiewaków czas wakacji. Dziś w Salzburgu muzyka jest grana w festiwalowych teatrach, malowniczo "przyklejonych" do wielkiej skały, i w kapiącym złotem Mozarteum. Przez pięć tygodni występują tu tylko największe gwiazdy, w rodzaju Domingo, Fleming, Gheorghiu, Zimermana, Kożeny, Alagni czy Netrebko. Na specjalnych prawach jest oczywiście w Salzburgu muzyka Mozarta, który tu się urodził, ma swój plac, pomnik, dom, kino, a nawet Mozartkugeln, czyli czekoladki.
Z kolei niewielkie Bayreuth byłoby do dziś jednym z wielu niemieckich miasteczek, o jakich turysta dowiaduje się dopiero z przewodnika. To, że łączy je z całym światem nowoczesne lotnisko, a odwiedzenie go jest nobilitacją dla elit i marzeniem dla tysięcy ludzi od Ameryki po Australię - Bayreuth zawdzięcza osobie i muzyce Ryszarda Wagnera.
Wielka muzyczna bitwa między Bayreuth a Salzburgiem rozegra się w przyszłym roku, bo wtedy przypada 250. rocznica urodzin Mozarta i 130. urodziny festiwalu w Bayreuth. Oczywiście, oba miasta i festiwale muszą się też liczyć z konkurencją festiwali w austriackiej Bregencji (scena na wyspie na Jeziorze Bodeńskim, oddzielona wodą od publiczności), festiwalu Pucciniego we włoskim Torre del Lago, Schuberta w austriackim Schwarzenbergu, Arena di Verona w Weronie (w starorzymskim teatrze, na wolnym powietrzu), Rossiniego w Pesaro, francuskiego festiwalu w Orange i fińskiego w zamku w Savonlinna (operowy). Żaden z nich nie może się jednak równać z Salzburgiem i Bayreuth.
Królestwo Wagnerów
"To nasze szczęście, nasz pokój i nasz koniec" - powiedział Ryszard Wagner żonie, patrząc na swój teatr, dom i podwójny grobowiec - wybudowane dzięki wielkiej hojności króla Bawarii Ludwika II. Z miłości do sztuki wyasygnował on 400 tys. ówczesnych marek. Twórca "Lohengrina" zmarł siedem lat po pierwszym festiwalu, w 1883 r. Coraz większe pieniądze, jakie zaczęły napływać z tantiem z przedstawień wystawianych na całym świecie, wystarczały na doroczne prezentowanie dzieł Wagnera w mieście-pomniku. Obecnie przedsięwzięcie ma status fundacji, a nad wszystkim panuje niepodzielnie (od 1951 r.) sędziwy wnuk Wagnera - Wolfgang. Ale rodzina Wagnerów jest tak skłócona jak bohaterowie "Pierścienia Nibelunga". Wolfgang Wagner (do 1966 r. współpracujący z bratem Wielandem) co pewien czas zapowiada rezygnację na rzecz córki Evy, z którą jednak od lat nie rozmawia. Jego odejście będzie końcem pewnej epoki, ale wcale nie oznacza radykalnych zmian artystycznych, bo przeprowadził je już sam Wolfgang. Obaj wnukowie Wagnera okazali się niezwykle twórczymi, otwartymi umysłami, a Wieland - inicjator przełomowych inscenizacji z lat 60., malowanych światłem, na owe czasy bardzo współczesnych - był genialnym inscenizatorem.
W 2001 r. Wolfgang Wagner do inscenizacji "Pierścienia Nibelunga" postanowił zaprosić filmowca Larsa von Triera. Ekstrawagancki Duńczyk przez dwa lata przygotowywał swój projekt, po czym zrezygnował, dochodząc do wniosku, że jednak nie uda mu się zrealizować na scenie tego, co wymyślił. Tegoroczny festiwal, bez nowego "Pierścienia", to kilka przedstawień "Tristana i Izoldy", "Holendra tułacza", "Lohengrina", "Tannhusera" i "Parsifala".
W tym roku w ramach festiwalu salzburskiego przygotowano 183 imprezy kulturalne (43 przedstawienia muzyczne i taneczne, 74 sztuki teatralne i 66 koncertów) - od nowych inscenizacji operowych w Wielkim Domu Festiwalowym, Letniej Ujeżdżalni Koni oraz na dziedzińcu rezydencji, po koncerty z cyklu "Salzburg Passagen". Festiwal otworzy 26 lipca w Letniej Ujeżdżalni Koni premiera opery Franza Schrekera "Die Gezeichneten". Publiczność może tylko zacierać ręce, bo rywalizacja Salzburga i Bayreuth gwarantuje spektakle muzyczne na najwyższym poziomie.
Więcej możesz przeczytać w 30/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.