Nie da się zmienić Polski, nie rozliczając się z systemem Prezia Mało kto sobie uświadamia, że ostatnie dwunastolecie to panowanie lub współistnienie układu Kwaśniewskiego. Najpierw rządził on z tylnego siedzenia - jako szef SLD, a po 1995 r. - jako prezydent. Nikt bardziej niż Kwaśniewski nie odpowiada więc za wady III RP, w tym za wadę fundamentalną, czyli skrojoną pod niego konstytucję.
Aleksander Kwaśniewski współtworzył państwo rządzone przez układ. Cała jego prezydentura jest symbolem fasadowej demokracji, a on sam jest kontynuatorem PRL-owskiej tradycji pełnienia funkcji publicznych. Nie da się zmienić Polski, nie rozliczając się ze spuścizną Kwaśniewskiego, z systemem Prezia. Jest to o tyle trudne, że system Kwaśniewskiego oplótł struktury państwa, żył z państwem w zabójczej symbiozie. Likwidacja systemu Kwaśniewskiego nie jest więc zabiegiem kosmetycznym, lecz czymś w rodzaju chemioterapii. I Donald Tusk, i Lech Kaczyński są gotowi taką ostrą kurację przeprowadzić.
Dwór
Tylko w tym roku funkcjonowanie Kancelarii Prezydenta RP ma kosztować podatników rekordową kwotę 164 mln zł. To jeden z najdroższych dworów Europy: utrzymanie prezydenta Francji Jacques`a Chiraca, notabene mającego znacznie większe kompetencje niż Kwaśniewski, kosztuje Francuzów o jedną czwartą mniej. Dla porównania: budżet Kancelarii Senatu wynosi 123 mln zł, IPN - 93 mln zł, a Trybunału Konstytucyjnego - 19 mln zł. Oprócz Pałacu Prezydenckiego Kwaśniewski dysponuje obecnie ogólnopolską siecią rezydencji: warszawskim Belwederem, hotelem przy ulicy Klonowej, gmachem przy Wiejskiej, posiadłością w Lucieniu, dworkiem w Ciechocinku, ośrodkiem wypoczynkowym Mewa w Juracie oraz pałacykiem w Wiśle.
Bizancjum
Aleksander Kwaśniewski lubi się powoływać na swoje związki z politykami Zachodu, ale pod względem stylu prezydentury bliżej mu raczej do postsowieckich kacyków w typie rozmiłowanego w pałacach Turkmenbaszy Saparmurata Nijazowa. To jednak, co w wypadku władcy azjatyckiej republiki może się wydawać egzotyczne, u prezydenta europejskiego kraju jest zwykłym przekroczeniem granic przyzwoitości.
"Wprost" zapytał dwóch najpoważniejszych kandydatów do prezydentury, Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego, o to, jak będzie wyglądało ich sprzątanie po Kwaśniewskim. - Urząd prezydenta musi cechować pewien prestiż, ale styl Kwaśniewskiego jest zbyt dworski. Widzę tu duże pole do oszczędności - zapowiada Lech Kaczyński. Jego rywal, lider sondaży Donald Tusk, jest bardziej radykalny. - Jestem absolutnym przeciwnikiem Bizancjum stworzonego przez Kwaśniewskiego. Ludzie władzy powinni dawać Polakom przykład skromności i pokory. A prezydent szczególnie - przekonuje Tusk.
Świta
Kancelaria Prezydenta oficjalnie zatrudnia ok. 250 osób. Problemem jest to, że znaczna część pracowników nie pracuje na etatach. W pierwszym roku prezydentury Kwaśniewskiego prof. Witold Kieżun z Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie oszacował rzeczywistą liczbę pracowników kancelarii na 460 osób. Rok temu posłowie opozycji wyliczyli, że administracja prezydenta liczy już około 600 osób, a dziś mówi się nawet o 700 urzędnikach. Prezydent zatrudnia ekspertów z dziedzin, za które głowa państwa w ogóle nie odpowiada: doradców ds. rolnictwa i wsi, nauki, samorządów terytorialnych i zawodowych, ochrony środowiska czy sportu. - Przerost zatrudnienia jest widoczny szczególnie w prezydenckiej administracji. Głowie państwa potrzebne jest silne zaplecze prawne, ale już na przykład stanowisko doradcy ds. kultury fizycznej i sportu wiąże się chyba tylko z osobistymi zainteresowaniami Kwaśniewskiego, a nie potrzebami państwa - mówi Lech Kaczyński.
Donald Tusk uważa, że zatrudnienie w Kancelarii Prezydenta można zredukować nawet bardzo znacząco. Kandydat PO ma już też precyzyjne wyliczenia dotyczące ograniczenia kosztów funkcjonowania kancelarii głowy państwa. Jego eksperci sugerują, że w pierwszym roku będzie można zmniejszyć budżet prezydenta nawet o 50 mln zł. - Należy zdecydowanie zredukować rozdętą strukturę administracyjną Kancelarii Prezydenta oraz ograniczyć wydatki reprezentacyjne - zapowiada Tusk.
Koniec cesarstwa
"Z przerażeniem myślimy, że po zakończeniu kadencji będziemy musieli się przeprowadzić do naszego [nowego] domu. Nie możemy przecież wrócić do swojego starego mieszkania" - mówiła w jednym z wywiadów Jolanta Kwaśniewska. A jeszcze na początku 1995 r. z dobrze zagranym niesmakiem opowiadała o rzekomych luksusach, jakie w Pałacu Prezydenckim pozostawił Lech Wałęsa. Po dziesięciu latach styl życia Wałęsów w porównaniu z Kwaśniewskimi przypomina żywot Kopciuszka. To w znacznej mierze kwestia smaku. - Ja na przykład nie wyobrażam sobie mojej żony spędzającej czas na kolejnych sesjach mody dla kolorowych magazynów. To po prostu nie jej styl - mówi Tusk. - Nadchodzi czas skromnej prezydentury. Czas, w którym nie będzie przyjęć i obściskiwania się z bogatymi biznesmenami. Czas końca cesarstwa i dworskiego ceremoniału - zapowiada Tusk.
Zwłaszcza, że ten dworski ceremoniał przybiera niekiedy karykaturalne formy. Wokół prezydenckiej posiadłości na Półwyspie Helskim zamknięto przestrzeń powietrzną, a w czasie pobytu pierwszej pary okoliczni rybacy mają całkowity zakaz połowów. - Całą tę sieć letnich i zimowych rezydencji głowy państwa trzeba po prostu zlikwidować. Taniej przecież wynająć nawet najlepszy ośrodek wypoczynkowy na dwa tygodnie, niż przez cały rok utrzymywać specjalną prezydencką bazę wypoczynkową - ocenia Donald Tusk. I zapowiada, że jako prezydent zrezygnuje nawet z Pałacu Prezydenckiego. - Nie widzę powodu, żeby prezydent mieszkał w pałacu. Rezydencją głowy państwa będzie znowu Belweder. Wraz z rodziną zamieszkam albo w nim, albo w innym skromnym obiekcie - deklaruje szef platformy. Zapowiedzi Tuska nie podobają się Lechowi Kaczyńskiemu. - Moim zdaniem, to trąci populizmem. Istotnie jednak należy zrezygnować z dużej liczby należących do Kancelarii Prezydenta obiektów, na przykład z pałacyku w Wiśle, który - w razie mojej wygranej - przekażę na cele społeczne - mówi obecny prezydent Warszawy.
Nieprzejrzystość
Jednym z podstawowych zadań nowego prezydenta będzie skończenie z nieprzejrzystością działania Kwaśniewskiego i jego ludzi. Kancelaria Prezydenta nie udziela szczegółowych informacji na temat swoich wydatków, i to nie tylko mediom, ale nawet parlamentarzystom kontrolującym wykonanie budżetu. Co roku prezydent ułaskawia też od stu do dwustu przestępców, których nazwiska pozostają jednak ukryte przed opinią publiczną. Nawet lista odznaczonych jest niejawna. Wbrew pozorom to istotna sprawa: obecny prezydent jest prawdziwym rekordzistą w przyznawaniu medali i odznaczeń - w ubiegłym roku przyznał ich prawie 73 tysiące. Tylko w tym roku polityka medalowa kosztuje budżet państwa 5,5 mln zł! Dlaczego prezydent utajnia informacje o wyróżnionych przez siebie osobach? Może dlatego, że na liście nagrodzonych przez Kwaśniewskiego znaleźli się m.in. były szef UB w Krośnie i współpracownik NKWD, którego prokuratura oskarżyła o torturowanie żołnierzy AK, oraz SLD-owski radny dwukrotnie skazany za pobicie żony. Po przegranych przez lewicę wyborach w 1997 r. prezydent wręczył medale byłym wojewodom oraz posłom SLD, którzy nie dostali się ponownie do parlamentu. Wręczenie odznaczeń odbyło się niemal potajemnie w siedzibie partii, bez udziału mediów. W 2000 r. kontrowersje wzbudziło nagrodzenie lewicowych dziennikarzy, w tym czołowych propagandystów stanu wojennego. Dwa lata później medal otrzymał sprzyjający lewicy prezenter "Wiadomości" Sławomir Jeneralski. - A w ostatnich dniach Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski dostał burmistrz Rawicza, który wsławił się tym, że strzelał do tarczy z wizerunkiem Jana Pawła II - przypomina Tusk.
I Tusk, i Kaczyński w rozmowie z "Wprost" zobowiązują się, że w razie zwycięstwa zarówno lista ułaskawionych, jak i odznaczonych będzie jawna. I to nie tylko za okres ich rządów, ale także poprzednika. - Jedynym wyjątkiem powinny być te ułaskawienia, których ujawnienie wiązałoby się z naruszeniem tajemnicy państwowej, ale to przecież pojedyncze wypadki - mówi Lech Kaczyński. - A ordery powinny otrzymywać osoby zasłużone w walce o niepodległość Polski, a nie na przykład utrwalacze władzy ludowej - dodaje Kaczyński.
Panowanie
Można odnieść wrażenie, że Aleksander Kwaśniewski bierze przykład z Elżbiety II, czyli panuje. - Trzeba skończyć z polityką pustych gestów i uśmiechów, wyjazdów na olimpiady i mundiale - zapowiada Donald Tusk. I obiecuje, że po zwycięskich wyborach będzie znacznie częściej stosował weto, zwłaszcza wobec ustaw, które ograniczają działanie wolnego rynku.
- Prezydent powinien się stać wielkim deregulatorem - przekonuje Tusk. Także Lech Kaczyński obiecuje, że nie będzie pełnił funkcji wyłącznie dekoracyjnych.
- Co najmniej dwa razy częstsze niż obecnie będą prezydenckie inicjatywy ustawodawcze, trzy, cztery razy w roku prezydenckie orędzie w parlamencie, mniej więcej co dwa miesiące zwoływana przez prezydenta Rada Gabinetowa. Do tego częste wnioski do NIK o zbadanie nieprawidłowości w instytucjach państwowych. No i ożywienie Biura Bezpieczeństwa Narodowego, które pod rządami Kwaśniewskiego praktycznie przestało działać. Konia z rzędem temu, kto wymieni choćby kilku członków tego gremium - mówi Lech Kaczyński.
Folwark
Stworzone przez Kwaśniewskiego Bizancjum zaczyna być już przedmiotem drwin nawet wśród polityków przyjaznej dotychczas dla prezydenta lewicy. Niedawno posłowie SLD opowiadali o tablicy wmurowanej w Jastarni ku czci Jolanty Kwaśniewskiej oraz o pseudobarokowych obrazach prezydenckiej pary zdobiących posiadłość w Wiśle. Spekuluje się też o egzotycznych zwierzętach sprowadzanych ponoć na życzenie Kwaśniewskiego. Nie sposób ustalić, czy to prawda. Kancelaria prezydencka stanowczo odmawia wstępu do rezydencji Kwaśniewskiego. Dziennikarze "Super Expressu", którzy przy użyciu paralotni sfotografowali obiekty prezydenckiej rezydencji nad morzem, byli wzywani przez funkcjonariuszy ABW i straszeni więzieniem.
Na razie Polacy muszą powściągnąć ciekawość. Czekanie może się jednak opłacać. Gdy następca Kwaśniewskiego otworzy prezydenckie posiadłości na widok publiczny, może być interesująco.
System Kwaśniewskiego
Nie zaskakują słowa Jolanty Kwaśniewskiej, że tylko namaszczony przez jej męża Włodzimierz Cimoszewicz gwarantuje, że "dorobek prezydentury mojego męża nie zostanie zmarnowany". Kwaśniewska powiedziała tylko tyle, że liczy na to, iż system Kwaśniewskiego przetrwa bez Kwaśniewskiego. Tylko Cimoszewicz to gwarantuje, co oznacza, że tylko on daje prezydenckiej parze polisę bezpieczeństwa. Bo układ Kwaśniewskiego to nie tylko sposób sprawowania władzy, lecz także sekretna wiedza o nim. To wiedza, przy której nawet śmiałe wnioski sejmowych komisji śledczych mogą się okazać łagodne i naiwne. Tu nie chodzi jedynie o zwycięstwo Cimoszewicza, tu chodzi o życie filarów tego układu.
Dwór
Tylko w tym roku funkcjonowanie Kancelarii Prezydenta RP ma kosztować podatników rekordową kwotę 164 mln zł. To jeden z najdroższych dworów Europy: utrzymanie prezydenta Francji Jacques`a Chiraca, notabene mającego znacznie większe kompetencje niż Kwaśniewski, kosztuje Francuzów o jedną czwartą mniej. Dla porównania: budżet Kancelarii Senatu wynosi 123 mln zł, IPN - 93 mln zł, a Trybunału Konstytucyjnego - 19 mln zł. Oprócz Pałacu Prezydenckiego Kwaśniewski dysponuje obecnie ogólnopolską siecią rezydencji: warszawskim Belwederem, hotelem przy ulicy Klonowej, gmachem przy Wiejskiej, posiadłością w Lucieniu, dworkiem w Ciechocinku, ośrodkiem wypoczynkowym Mewa w Juracie oraz pałacykiem w Wiśle.
Bizancjum
Aleksander Kwaśniewski lubi się powoływać na swoje związki z politykami Zachodu, ale pod względem stylu prezydentury bliżej mu raczej do postsowieckich kacyków w typie rozmiłowanego w pałacach Turkmenbaszy Saparmurata Nijazowa. To jednak, co w wypadku władcy azjatyckiej republiki może się wydawać egzotyczne, u prezydenta europejskiego kraju jest zwykłym przekroczeniem granic przyzwoitości.
"Wprost" zapytał dwóch najpoważniejszych kandydatów do prezydentury, Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego, o to, jak będzie wyglądało ich sprzątanie po Kwaśniewskim. - Urząd prezydenta musi cechować pewien prestiż, ale styl Kwaśniewskiego jest zbyt dworski. Widzę tu duże pole do oszczędności - zapowiada Lech Kaczyński. Jego rywal, lider sondaży Donald Tusk, jest bardziej radykalny. - Jestem absolutnym przeciwnikiem Bizancjum stworzonego przez Kwaśniewskiego. Ludzie władzy powinni dawać Polakom przykład skromności i pokory. A prezydent szczególnie - przekonuje Tusk.
Świta
Kancelaria Prezydenta oficjalnie zatrudnia ok. 250 osób. Problemem jest to, że znaczna część pracowników nie pracuje na etatach. W pierwszym roku prezydentury Kwaśniewskiego prof. Witold Kieżun z Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie oszacował rzeczywistą liczbę pracowników kancelarii na 460 osób. Rok temu posłowie opozycji wyliczyli, że administracja prezydenta liczy już około 600 osób, a dziś mówi się nawet o 700 urzędnikach. Prezydent zatrudnia ekspertów z dziedzin, za które głowa państwa w ogóle nie odpowiada: doradców ds. rolnictwa i wsi, nauki, samorządów terytorialnych i zawodowych, ochrony środowiska czy sportu. - Przerost zatrudnienia jest widoczny szczególnie w prezydenckiej administracji. Głowie państwa potrzebne jest silne zaplecze prawne, ale już na przykład stanowisko doradcy ds. kultury fizycznej i sportu wiąże się chyba tylko z osobistymi zainteresowaniami Kwaśniewskiego, a nie potrzebami państwa - mówi Lech Kaczyński.
Donald Tusk uważa, że zatrudnienie w Kancelarii Prezydenta można zredukować nawet bardzo znacząco. Kandydat PO ma już też precyzyjne wyliczenia dotyczące ograniczenia kosztów funkcjonowania kancelarii głowy państwa. Jego eksperci sugerują, że w pierwszym roku będzie można zmniejszyć budżet prezydenta nawet o 50 mln zł. - Należy zdecydowanie zredukować rozdętą strukturę administracyjną Kancelarii Prezydenta oraz ograniczyć wydatki reprezentacyjne - zapowiada Tusk.
Koniec cesarstwa
"Z przerażeniem myślimy, że po zakończeniu kadencji będziemy musieli się przeprowadzić do naszego [nowego] domu. Nie możemy przecież wrócić do swojego starego mieszkania" - mówiła w jednym z wywiadów Jolanta Kwaśniewska. A jeszcze na początku 1995 r. z dobrze zagranym niesmakiem opowiadała o rzekomych luksusach, jakie w Pałacu Prezydenckim pozostawił Lech Wałęsa. Po dziesięciu latach styl życia Wałęsów w porównaniu z Kwaśniewskimi przypomina żywot Kopciuszka. To w znacznej mierze kwestia smaku. - Ja na przykład nie wyobrażam sobie mojej żony spędzającej czas na kolejnych sesjach mody dla kolorowych magazynów. To po prostu nie jej styl - mówi Tusk. - Nadchodzi czas skromnej prezydentury. Czas, w którym nie będzie przyjęć i obściskiwania się z bogatymi biznesmenami. Czas końca cesarstwa i dworskiego ceremoniału - zapowiada Tusk.
Zwłaszcza, że ten dworski ceremoniał przybiera niekiedy karykaturalne formy. Wokół prezydenckiej posiadłości na Półwyspie Helskim zamknięto przestrzeń powietrzną, a w czasie pobytu pierwszej pary okoliczni rybacy mają całkowity zakaz połowów. - Całą tę sieć letnich i zimowych rezydencji głowy państwa trzeba po prostu zlikwidować. Taniej przecież wynająć nawet najlepszy ośrodek wypoczynkowy na dwa tygodnie, niż przez cały rok utrzymywać specjalną prezydencką bazę wypoczynkową - ocenia Donald Tusk. I zapowiada, że jako prezydent zrezygnuje nawet z Pałacu Prezydenckiego. - Nie widzę powodu, żeby prezydent mieszkał w pałacu. Rezydencją głowy państwa będzie znowu Belweder. Wraz z rodziną zamieszkam albo w nim, albo w innym skromnym obiekcie - deklaruje szef platformy. Zapowiedzi Tuska nie podobają się Lechowi Kaczyńskiemu. - Moim zdaniem, to trąci populizmem. Istotnie jednak należy zrezygnować z dużej liczby należących do Kancelarii Prezydenta obiektów, na przykład z pałacyku w Wiśle, który - w razie mojej wygranej - przekażę na cele społeczne - mówi obecny prezydent Warszawy.
Nieprzejrzystość
Jednym z podstawowych zadań nowego prezydenta będzie skończenie z nieprzejrzystością działania Kwaśniewskiego i jego ludzi. Kancelaria Prezydenta nie udziela szczegółowych informacji na temat swoich wydatków, i to nie tylko mediom, ale nawet parlamentarzystom kontrolującym wykonanie budżetu. Co roku prezydent ułaskawia też od stu do dwustu przestępców, których nazwiska pozostają jednak ukryte przed opinią publiczną. Nawet lista odznaczonych jest niejawna. Wbrew pozorom to istotna sprawa: obecny prezydent jest prawdziwym rekordzistą w przyznawaniu medali i odznaczeń - w ubiegłym roku przyznał ich prawie 73 tysiące. Tylko w tym roku polityka medalowa kosztuje budżet państwa 5,5 mln zł! Dlaczego prezydent utajnia informacje o wyróżnionych przez siebie osobach? Może dlatego, że na liście nagrodzonych przez Kwaśniewskiego znaleźli się m.in. były szef UB w Krośnie i współpracownik NKWD, którego prokuratura oskarżyła o torturowanie żołnierzy AK, oraz SLD-owski radny dwukrotnie skazany za pobicie żony. Po przegranych przez lewicę wyborach w 1997 r. prezydent wręczył medale byłym wojewodom oraz posłom SLD, którzy nie dostali się ponownie do parlamentu. Wręczenie odznaczeń odbyło się niemal potajemnie w siedzibie partii, bez udziału mediów. W 2000 r. kontrowersje wzbudziło nagrodzenie lewicowych dziennikarzy, w tym czołowych propagandystów stanu wojennego. Dwa lata później medal otrzymał sprzyjający lewicy prezenter "Wiadomości" Sławomir Jeneralski. - A w ostatnich dniach Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski dostał burmistrz Rawicza, który wsławił się tym, że strzelał do tarczy z wizerunkiem Jana Pawła II - przypomina Tusk.
I Tusk, i Kaczyński w rozmowie z "Wprost" zobowiązują się, że w razie zwycięstwa zarówno lista ułaskawionych, jak i odznaczonych będzie jawna. I to nie tylko za okres ich rządów, ale także poprzednika. - Jedynym wyjątkiem powinny być te ułaskawienia, których ujawnienie wiązałoby się z naruszeniem tajemnicy państwowej, ale to przecież pojedyncze wypadki - mówi Lech Kaczyński. - A ordery powinny otrzymywać osoby zasłużone w walce o niepodległość Polski, a nie na przykład utrwalacze władzy ludowej - dodaje Kaczyński.
Panowanie
Można odnieść wrażenie, że Aleksander Kwaśniewski bierze przykład z Elżbiety II, czyli panuje. - Trzeba skończyć z polityką pustych gestów i uśmiechów, wyjazdów na olimpiady i mundiale - zapowiada Donald Tusk. I obiecuje, że po zwycięskich wyborach będzie znacznie częściej stosował weto, zwłaszcza wobec ustaw, które ograniczają działanie wolnego rynku.
- Prezydent powinien się stać wielkim deregulatorem - przekonuje Tusk. Także Lech Kaczyński obiecuje, że nie będzie pełnił funkcji wyłącznie dekoracyjnych.
- Co najmniej dwa razy częstsze niż obecnie będą prezydenckie inicjatywy ustawodawcze, trzy, cztery razy w roku prezydenckie orędzie w parlamencie, mniej więcej co dwa miesiące zwoływana przez prezydenta Rada Gabinetowa. Do tego częste wnioski do NIK o zbadanie nieprawidłowości w instytucjach państwowych. No i ożywienie Biura Bezpieczeństwa Narodowego, które pod rządami Kwaśniewskiego praktycznie przestało działać. Konia z rzędem temu, kto wymieni choćby kilku członków tego gremium - mówi Lech Kaczyński.
Folwark
Stworzone przez Kwaśniewskiego Bizancjum zaczyna być już przedmiotem drwin nawet wśród polityków przyjaznej dotychczas dla prezydenta lewicy. Niedawno posłowie SLD opowiadali o tablicy wmurowanej w Jastarni ku czci Jolanty Kwaśniewskiej oraz o pseudobarokowych obrazach prezydenckiej pary zdobiących posiadłość w Wiśle. Spekuluje się też o egzotycznych zwierzętach sprowadzanych ponoć na życzenie Kwaśniewskiego. Nie sposób ustalić, czy to prawda. Kancelaria prezydencka stanowczo odmawia wstępu do rezydencji Kwaśniewskiego. Dziennikarze "Super Expressu", którzy przy użyciu paralotni sfotografowali obiekty prezydenckiej rezydencji nad morzem, byli wzywani przez funkcjonariuszy ABW i straszeni więzieniem.
Na razie Polacy muszą powściągnąć ciekawość. Czekanie może się jednak opłacać. Gdy następca Kwaśniewskiego otworzy prezydenckie posiadłości na widok publiczny, może być interesująco.
System Kwaśniewskiego
Nie zaskakują słowa Jolanty Kwaśniewskiej, że tylko namaszczony przez jej męża Włodzimierz Cimoszewicz gwarantuje, że "dorobek prezydentury mojego męża nie zostanie zmarnowany". Kwaśniewska powiedziała tylko tyle, że liczy na to, iż system Kwaśniewskiego przetrwa bez Kwaśniewskiego. Tylko Cimoszewicz to gwarantuje, co oznacza, że tylko on daje prezydenckiej parze polisę bezpieczeństwa. Bo układ Kwaśniewskiego to nie tylko sposób sprawowania władzy, lecz także sekretna wiedza o nim. To wiedza, przy której nawet śmiałe wnioski sejmowych komisji śledczych mogą się okazać łagodne i naiwne. Tu nie chodzi jedynie o zwycięstwo Cimoszewicza, tu chodzi o życie filarów tego układu.
Więcej możesz przeczytać w 37/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.