* * * * *
Roald Dahl byłby pewnie zachwycony adaptacją "Willy`ego Wonki i fabryki czekolady", której dokonał jeden z najwybitniejszych amerykańskich reżyserów Tim Burton. Pisarz nie cierpiał poprzedniej, autorstwa Mela Stewarta, z Gene`em Wilderem w roli głównej, i nienawidził tego wszystkiego, co z jego przewrotnymi, czasem lekko zabarwionymi sadyzmem powieściami dla dzieci wyprawiał Hollywood, by wspomnieć "Matyldę" czy "Czarownice".
Tim Burton nie na darmo jest jednym z czołowych autorów kina amerykańskiego - jak Woody Allen, Jim Jarmusch i Clint Eastwood. I nie na darmo jest fanem popularnej kultury. Z książki samotnika z Buckinghamshire (w Anglii, rzecz jasna) uczynił jedną z nielicznych perełek tegorocznego letniego sezonu. Jego "Charlie i fabryka czekolady" skrzy się dowcipem, ożywczo zaskakuje makabrą, radośnie ignoruje nakazy politycznej poprawności i zachwyca wyobraźnią plastyczną, jaką zaaprobowałby pewnie sam Federico Fellini. Tyle że zamiast dużych, cycatych blondynek film Burtona zaludniają postacie z uniwersalnego popkulturowego koszmaru: spaślak z Niemiec, zepsuta mała arystokratka z Anglii, mistrzyni świata w żuciu gumy z Atlanty i paskudny szczeniak spędzający cały swój wolny czas przy komputerze. Każdy z nich wylosował jeden z pięciu złotych kuponów na wycieczkę po fabryce fantastycznych łakoci. Piątym z owych szczęśliwców jest Charlie Bucket - chłopiec z tak biednej rodziny, że tabliczka czekolady jest dla niego luksusem doświadczanym tylko raz w roku. Na co dzień wraz z rodzicami i kompletem dziadków żywi się kapuśniakiem.
Coś dickensowskiego spotyka się w tym filmie z futurystycznymi wizjami niemieckich ekspresjonistów: Johnny Depp jako ekscentryczny Willy Wonka zdaje się być syntezą Howarda Hughesa i Michaela Jacksona. Burton umieszcza w tym filmie aluzje do takich dzieł jak "2001: Odyseja kosmiczna" Stanleya Kubricka i starych rewiowych choreografii Busby`ego Berkeleya. A angażując Christophera Lee jako ojca Willy`ego, odwołuje się do horrorów z wytwórni Hammer. Gdy jednak spojrzymy wstecz na dorobek Burtona, a szczególnie na "Edwarda Nożycorękiego", "Eda Wooda", "Jeźdźca bez głowy" czy "Dużą rybę", dopiero wtedy zrozumiemy wielkość tego wyjątkowego w skali amerykańskiej reżysera.
Jerzy A. Rzewuski
"Charlie i fabryka czekolady", reż. Tim Burton, USA 2005 (Warner
Roald Dahl byłby pewnie zachwycony adaptacją "Willy`ego Wonki i fabryki czekolady", której dokonał jeden z najwybitniejszych amerykańskich reżyserów Tim Burton. Pisarz nie cierpiał poprzedniej, autorstwa Mela Stewarta, z Gene`em Wilderem w roli głównej, i nienawidził tego wszystkiego, co z jego przewrotnymi, czasem lekko zabarwionymi sadyzmem powieściami dla dzieci wyprawiał Hollywood, by wspomnieć "Matyldę" czy "Czarownice".
Tim Burton nie na darmo jest jednym z czołowych autorów kina amerykańskiego - jak Woody Allen, Jim Jarmusch i Clint Eastwood. I nie na darmo jest fanem popularnej kultury. Z książki samotnika z Buckinghamshire (w Anglii, rzecz jasna) uczynił jedną z nielicznych perełek tegorocznego letniego sezonu. Jego "Charlie i fabryka czekolady" skrzy się dowcipem, ożywczo zaskakuje makabrą, radośnie ignoruje nakazy politycznej poprawności i zachwyca wyobraźnią plastyczną, jaką zaaprobowałby pewnie sam Federico Fellini. Tyle że zamiast dużych, cycatych blondynek film Burtona zaludniają postacie z uniwersalnego popkulturowego koszmaru: spaślak z Niemiec, zepsuta mała arystokratka z Anglii, mistrzyni świata w żuciu gumy z Atlanty i paskudny szczeniak spędzający cały swój wolny czas przy komputerze. Każdy z nich wylosował jeden z pięciu złotych kuponów na wycieczkę po fabryce fantastycznych łakoci. Piątym z owych szczęśliwców jest Charlie Bucket - chłopiec z tak biednej rodziny, że tabliczka czekolady jest dla niego luksusem doświadczanym tylko raz w roku. Na co dzień wraz z rodzicami i kompletem dziadków żywi się kapuśniakiem.
Coś dickensowskiego spotyka się w tym filmie z futurystycznymi wizjami niemieckich ekspresjonistów: Johnny Depp jako ekscentryczny Willy Wonka zdaje się być syntezą Howarda Hughesa i Michaela Jacksona. Burton umieszcza w tym filmie aluzje do takich dzieł jak "2001: Odyseja kosmiczna" Stanleya Kubricka i starych rewiowych choreografii Busby`ego Berkeleya. A angażując Christophera Lee jako ojca Willy`ego, odwołuje się do horrorów z wytwórni Hammer. Gdy jednak spojrzymy wstecz na dorobek Burtona, a szczególnie na "Edwarda Nożycorękiego", "Eda Wooda", "Jeźdźca bez głowy" czy "Dużą rybę", dopiero wtedy zrozumiemy wielkość tego wyjątkowego w skali amerykańskiej reżysera.
Jerzy A. Rzewuski
"Charlie i fabryka czekolady", reż. Tim Burton, USA 2005 (Warner
Więcej możesz przeczytać w 37/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.