Czy może być coś szkodliwszego społecznie niż wypytywanie Cimoszewiczów o sprawy majątkowe? No to "Wprost" się doigrał. Trzeba było nie zaczynać z rodziną Cimoszewiczów. Rodzina Cimoszewiczów to podstawowa komórka społeczeństwa. Chroniona jest przez konstytucję i przysługuje jej zasiłek rodzinny z budżetu państwa. Rodzina zawsze trzyma się razem i kiedy ktoś popsuje jednemu z jej członków babki w piaskownicy, ten nie beczy, nie mazgai się, lecz oznajmia: "nu pagadi!", i woła starszego brata.
Jak źle jest zadzierać z rodziną, wie każdy, kto zadarł z rodziną Corleone albo zna jej historię. Nie ma zmiłuj. Delikwent popamięta rodzinę ruski miesiąc, albo - jeśli ma pecha - to miesiąc amerykański, który jest liczony w dolarach, a nie w rublach.
Jako człowiek rodzinny przestrzegałem redaktora Marka Króla. Mówiłem mu: nie publikujcie kłamliwych oszczerstw, bo to się może skończyć źle. Tylko oszczerstwa prawdziwe.
I żeby nie miały sensacyjnego charakteru, bo za to w Ameryce dokładają karcer, twarde łoże i dwa posty tygodniowo. Nie usłuchał i teraz ma na głowie proces w Spartanburgu, prawdopodobnie przed sądem doraźnym i bez prawa apelacji. Co rodzina, to rodzina. I tak dobrze, że prawo linczu (lynchu) zostało w Karolinie Południowej zniesione i zastąpione przez prawo lunchu z przerwą obiadową.
Swoją drogą, kampania wyborcza Włodzimierza Cimoszewicza wzbogaciła nam niepomiernie zasoby językowe, zwłaszcza związki frazeologiczne. Dała nam nie tylko świnię faszerowaną fałszem, którą szlachtowałem tydzień temu na benefis Nałęcza. Przyniosła także nowatorską "niezamierzoną pomyłkę" - określenie porażające świeżością, bo przecież do tej pory mieliśmy do czynienia, zwłaszcza w środowisku ludzi rodzinnych i absolutnie uczciwych, z samymi pomyłkami zamierzonymi, a nawet celowymi. Teraz doszły kłamliwe oszczerstwa, znacznie bardziej wyraziste od oszczerczych kłamstw. Stanowczo odpowiednie gremia powinny się zastanowić nad przyznaniem Cimoszewiczowi tytułu Mistrz Mowy Polskiej. Niech język giętki to wyrazi, co pomyśli głowa. Oczywiście, głowa rodziny z aspiracją do głowy państwa.
Marszałek Sejmu RP, druga osoba w hierarchii, więc jeszcze nie głowa, ale już półgłówek państwa, skarży "Wprost" wraz z rodziną przed sądem amerykańskim. Pewnie wie, co robi, bo będąc politykiem zajmującym od lat najwyższe stanowiska w kraju, w tym premiera, zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma co liczyć na dochodzenie sprawiedliwości przed polskimi sądami, nadzorowanymi przez jego kolegów, ostatnio Kurczuka i Kalwasa. Człowiek się poskarży sądowi jak ojcu, rodzinnie, a sąd zamiast spuścić winowajcy manto, weźmie i sprawę umorzy ze względu na niską szkodliwość społeczną. Czy może być coś szkodliwszego społecznie niż wypytywanie rodziny Cimoszewiczów o sprawy majątkowe? Nie. I w tej sytuacji marszałek nie mógł czekać, aż do władzy dojdą Kaczyńscy, aż zrobią IV Rzeczpospolitą, oczyszczą sądownictwo, zaostrzą kary i zaprowadzą surowość, która tak jest Cimoszewiczom potrzebna już dziś. Nie było wyjścia, trzeba się było udać za granicę. Ja rodzinę Cimoszewiczów rozumiem. Tylko dlaczego od razu do Ameryki? Strasznie daleko. Podobno w sąsiedztwie, na Białorusi, są bardzo sprawne sądy. W Rosji aparat sprawiedliwości także jest spolegliwy, a poddanie Polski i naszych wewnętrznych sporów na powrót jurysdykcji rosyjskiej, i to przez rodzinę wieloletniego ministra spraw zagranicznych, mogłoby przywrócić dobrosąsiedzkie stosunki z Moskwą. Może nawet udałoby się w rezultacie gazrurkę Ribbentrop - Mołotow przenieść z dna Bałtyku do Białowieży. A co nam da podporządkowanie się jurysdykcji Karoliny Południowej? Nie można nawet liczyć na to, że przyślą do redakcji "Wprost" marines, żeby zrobić wreszcie porządek jak w Iraku.
Zresztą, dobrze, sam jestem zainteresowany niestwarzaniem precedensu, bo mam na głowie podobny proces z panem Gasińskim, tym z Klewek, który skarży mnie o poniżenie w opinii publicznej, na łamach "Wprost", Andrzeja Leppera. Sąd w Olsztynie akt oskarżenia oddalił bez rozpatrywania, bo czyn występny popełniłem w Warszawie. Sąd warszawski, jak mnie zapewniają prawnicy, też go oddali, bo Gasiński obraził się za Leppera jako jego wyznawca, a Lepper na razie nie podlega takiej ochronie, jaką cieszą się symbole religijne. Obawiam się, że Gasiński, nie mogąc znaleźć sprawiedliwości, uniesiony przykładem Cimoszewicza też odwoła się do sądu w Spartanburgu. A ja nie chcę do Ameryki. Ja chcę na Białoruś!
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Jako człowiek rodzinny przestrzegałem redaktora Marka Króla. Mówiłem mu: nie publikujcie kłamliwych oszczerstw, bo to się może skończyć źle. Tylko oszczerstwa prawdziwe.
I żeby nie miały sensacyjnego charakteru, bo za to w Ameryce dokładają karcer, twarde łoże i dwa posty tygodniowo. Nie usłuchał i teraz ma na głowie proces w Spartanburgu, prawdopodobnie przed sądem doraźnym i bez prawa apelacji. Co rodzina, to rodzina. I tak dobrze, że prawo linczu (lynchu) zostało w Karolinie Południowej zniesione i zastąpione przez prawo lunchu z przerwą obiadową.
Swoją drogą, kampania wyborcza Włodzimierza Cimoszewicza wzbogaciła nam niepomiernie zasoby językowe, zwłaszcza związki frazeologiczne. Dała nam nie tylko świnię faszerowaną fałszem, którą szlachtowałem tydzień temu na benefis Nałęcza. Przyniosła także nowatorską "niezamierzoną pomyłkę" - określenie porażające świeżością, bo przecież do tej pory mieliśmy do czynienia, zwłaszcza w środowisku ludzi rodzinnych i absolutnie uczciwych, z samymi pomyłkami zamierzonymi, a nawet celowymi. Teraz doszły kłamliwe oszczerstwa, znacznie bardziej wyraziste od oszczerczych kłamstw. Stanowczo odpowiednie gremia powinny się zastanowić nad przyznaniem Cimoszewiczowi tytułu Mistrz Mowy Polskiej. Niech język giętki to wyrazi, co pomyśli głowa. Oczywiście, głowa rodziny z aspiracją do głowy państwa.
Marszałek Sejmu RP, druga osoba w hierarchii, więc jeszcze nie głowa, ale już półgłówek państwa, skarży "Wprost" wraz z rodziną przed sądem amerykańskim. Pewnie wie, co robi, bo będąc politykiem zajmującym od lat najwyższe stanowiska w kraju, w tym premiera, zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma co liczyć na dochodzenie sprawiedliwości przed polskimi sądami, nadzorowanymi przez jego kolegów, ostatnio Kurczuka i Kalwasa. Człowiek się poskarży sądowi jak ojcu, rodzinnie, a sąd zamiast spuścić winowajcy manto, weźmie i sprawę umorzy ze względu na niską szkodliwość społeczną. Czy może być coś szkodliwszego społecznie niż wypytywanie rodziny Cimoszewiczów o sprawy majątkowe? Nie. I w tej sytuacji marszałek nie mógł czekać, aż do władzy dojdą Kaczyńscy, aż zrobią IV Rzeczpospolitą, oczyszczą sądownictwo, zaostrzą kary i zaprowadzą surowość, która tak jest Cimoszewiczom potrzebna już dziś. Nie było wyjścia, trzeba się było udać za granicę. Ja rodzinę Cimoszewiczów rozumiem. Tylko dlaczego od razu do Ameryki? Strasznie daleko. Podobno w sąsiedztwie, na Białorusi, są bardzo sprawne sądy. W Rosji aparat sprawiedliwości także jest spolegliwy, a poddanie Polski i naszych wewnętrznych sporów na powrót jurysdykcji rosyjskiej, i to przez rodzinę wieloletniego ministra spraw zagranicznych, mogłoby przywrócić dobrosąsiedzkie stosunki z Moskwą. Może nawet udałoby się w rezultacie gazrurkę Ribbentrop - Mołotow przenieść z dna Bałtyku do Białowieży. A co nam da podporządkowanie się jurysdykcji Karoliny Południowej? Nie można nawet liczyć na to, że przyślą do redakcji "Wprost" marines, żeby zrobić wreszcie porządek jak w Iraku.
Zresztą, dobrze, sam jestem zainteresowany niestwarzaniem precedensu, bo mam na głowie podobny proces z panem Gasińskim, tym z Klewek, który skarży mnie o poniżenie w opinii publicznej, na łamach "Wprost", Andrzeja Leppera. Sąd w Olsztynie akt oskarżenia oddalił bez rozpatrywania, bo czyn występny popełniłem w Warszawie. Sąd warszawski, jak mnie zapewniają prawnicy, też go oddali, bo Gasiński obraził się za Leppera jako jego wyznawca, a Lepper na razie nie podlega takiej ochronie, jaką cieszą się symbole religijne. Obawiam się, że Gasiński, nie mogąc znaleźć sprawiedliwości, uniesiony przykładem Cimoszewicza też odwoła się do sądu w Spartanburgu. A ja nie chcę do Ameryki. Ja chcę na Białoruś!
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Więcej możesz przeczytać w 37/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.