Oficerowie służb specjalnych takie operacje jak z Jarucką mają w małym palcu Maciej Rybiński będzie się wstydził swojego ostatniego felietonu we "Wprost". I nie chodzi o to, że wylał na mnie beczkę nieczystości i zamiast argumentów posłużył się inwektywami. To można zrozumieć, a nawet uznać za komplement. Od dawna przecież wiadomo, że jeśli adwersarzowi brakuje merytorycznej argumentacji, to atakuje za pomocą obelgi.
I właśnie tak postąpił Rybiński. Pewnie liczył, że odpowiem w tym samym stylu i razem z nim zacznę robić przysiady w szambie.
Nic z tego, Panie Macieju. Nie zniżę się do poziomu "świni faszerowanej fałszem", którą uczynił Pan nie tylko tytułem, ale i swoistym mottem cytowanego felietonu. Wolę analizowanie faktów.
Dzięki ustaleniom prokuratury nie ulega już dzisiaj wątpliwości, że Włodzimierz Cimoszewicz został bezwzględnie zaatakowany na forum sejmowej komisji śledczej przy pomocy świadka posługującego się fałszywymi dokumentami i składającego fałszywe zeznania. Wiadomo też, że dzięki tym oskarżeniom udało się podważyć zaufanie wyborców, jakim go darzyli. Trudno tych faktów nie związać i nie wyciągnąć wniosku, że mamy do czynienia ze starannie przeprowadzoną operacją, mającą na celu zdyskredytowanie najpoważniejszego i najbardziej popularnego do niedawna kandydata na prezydenta RP.
Nie sposób też nie dostrzec udziału w tej sprawie wysokich oficerów służb specjalnych, dzisiaj blisko związanych z Platformą Obywatelską. Wiemy z całą pewnością, że to oni doprowadzili przed komisję świadka zniesławiającego Włodzimierza Cimoszewicza. Trudno więc nie zwrócić uwagi na odpowiedzialność ręki trzymającej nóż, którym usiłowano dokonać tego politycznego zabójstwa. Tłumaczenie, że panowie pułkownicy dali się nabrać kłamiącej kobiecie, rzecz jasna trzeba włożyć między bajki. Mamy przecież do czynienia z wysokiej klasy specjalistami wywiadu, których zawodem jest aranżowanie podobnych sytuacji, a kiedy trzeba - skuteczne im przeciwdziałanie. Są do tego specjalnie przygotowywani i takie operacje jak z Jarucką mają w małym palcu.
Wprost nie mieści mi się w głowie, że człowiek o tak błyskotliwej inteligencji jak Maciej Rybiński może tego nie dostrzegać. Skoro w tym wypadku, z każdym dniem przynoszącym informacje coraz bardziej obnażające mechanizm fałszerstwa i prowokacji, Maciej Rybiński niczego nie widzi, to znaczy, że widzieć nie chce. I z tego kiedyś, Panie Macieju, przyjdzie zdać sprawę przed czytelnikami.
Kończy Pan swój felieton zdaniem: "...ja czuję, że mój świński żywot tak już jest nafaszerowany fałszem, że może się skończyć katastrofą. Nie wytrzymam i się sfajdam". To już się stało, Panie Macieju, tylko Pan tego nie zauważył.
Nic z tego, Panie Macieju. Nie zniżę się do poziomu "świni faszerowanej fałszem", którą uczynił Pan nie tylko tytułem, ale i swoistym mottem cytowanego felietonu. Wolę analizowanie faktów.
Dzięki ustaleniom prokuratury nie ulega już dzisiaj wątpliwości, że Włodzimierz Cimoszewicz został bezwzględnie zaatakowany na forum sejmowej komisji śledczej przy pomocy świadka posługującego się fałszywymi dokumentami i składającego fałszywe zeznania. Wiadomo też, że dzięki tym oskarżeniom udało się podważyć zaufanie wyborców, jakim go darzyli. Trudno tych faktów nie związać i nie wyciągnąć wniosku, że mamy do czynienia ze starannie przeprowadzoną operacją, mającą na celu zdyskredytowanie najpoważniejszego i najbardziej popularnego do niedawna kandydata na prezydenta RP.
Nie sposób też nie dostrzec udziału w tej sprawie wysokich oficerów służb specjalnych, dzisiaj blisko związanych z Platformą Obywatelską. Wiemy z całą pewnością, że to oni doprowadzili przed komisję świadka zniesławiającego Włodzimierza Cimoszewicza. Trudno więc nie zwrócić uwagi na odpowiedzialność ręki trzymającej nóż, którym usiłowano dokonać tego politycznego zabójstwa. Tłumaczenie, że panowie pułkownicy dali się nabrać kłamiącej kobiecie, rzecz jasna trzeba włożyć między bajki. Mamy przecież do czynienia z wysokiej klasy specjalistami wywiadu, których zawodem jest aranżowanie podobnych sytuacji, a kiedy trzeba - skuteczne im przeciwdziałanie. Są do tego specjalnie przygotowywani i takie operacje jak z Jarucką mają w małym palcu.
Wprost nie mieści mi się w głowie, że człowiek o tak błyskotliwej inteligencji jak Maciej Rybiński może tego nie dostrzegać. Skoro w tym wypadku, z każdym dniem przynoszącym informacje coraz bardziej obnażające mechanizm fałszerstwa i prowokacji, Maciej Rybiński niczego nie widzi, to znaczy, że widzieć nie chce. I z tego kiedyś, Panie Macieju, przyjdzie zdać sprawę przed czytelnikami.
Kończy Pan swój felieton zdaniem: "...ja czuję, że mój świński żywot tak już jest nafaszerowany fałszem, że może się skończyć katastrofą. Nie wytrzymam i się sfajdam". To już się stało, Panie Macieju, tylko Pan tego nie zauważył.
Więcej możesz przeczytać w 37/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.