W walce z Anglikami o awans na mundial nie chodzi tylko o piłkę, lecz o narodową dumę i tożsamość Czy można podbijać Europę za 2 mln dolarów? Można. I to w dziedzinie, w której 2 mln dolarów jest sumą porównywalną z napiwkiem. Udowadnia to polska reprezentacja piłkarska. Nasi futboliści właśnie wygrali siódmy mecz w eliminacjach mistrzostw świata (z Walią) i są o krok od awansu. Znów zapełnili stadiony oraz wywołali falę narodowej dumy i euforii.
Dwa miliony dolarów premii za awans? A co to jest za tak znakomitą reklamę Polski? Za pracę kilkudziesięciu zawodowców prze dwa lata? To tyle, ile telewizja zapłaciła za godzinny koncert Jeana-Michela Jarre`a, na którym część widzów dopytywała się, kiedy ten gość zacznie śpiewać - żartuje w rozmowie z "Wprost" Michał Listkiewicz, prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Futbolowa wojna zastępcza
Polscy piłkarze walczą o pieniądze, ale też o prestiż, honor, narodową tożsamość. W wypadku takich krajów jak Polska sukcesy sportowców są też formą leczenia kompleksów, nabytych często przed wiekami. Mecz piłkarski staje się namiastką wojny. Trenerzy zastępują w niej generałów, widownia szarych i anonimowych żołnierzy, a drużyny są pancernymi dywizjami wysyłanymi na front. Dośrodkowania przypominają nalot bombowców, rajd - desant, faul jest akcją prewencyjną, a karny - wyrokiem śmierci. Spalony jest jak wejście w pole minowe, a odcięcie od podań uniemożliwieniem dostaw broni.
Sportowe wojny są po to, bo niby kraje współczesnego świata miłują pokój, ale tak naprawdę każdy chce być lepszy: Anglicy od Niemców, Niemcy od Francuzów, ci od Polaków, a my od Anglików. Na boisku spory rozstrzyga się lepiej i łatwiej niż w europejskich komisjach czy w ONZ. I to rozstrzyga ostatecznie. I odwrotnie niż w życiu - każdy ma szansę wygrać.
Selekcjoner Jaruzelski
W czasach globalizacji futbol stał się równie wymieszany rasowo i narodowo, jak współczesne społeczeństwa. Brytyjska prasa odnotowała, że największy interes w dziejach futbolu to kupno klubu z północy Anglii przez Żyda z Ameryki od Irlandczyków (chodzi o nabycie Manchesteru United). W ostatnim meczu piłkarzy Niemiec (z Republiką Południowej Afryki) na liście strzelców widnieją: Podolski (3 bramki) i Borowski (jeden gol). Można odnieść wrażenie, że selekcjonerem kadry Niemiec nie jest Juergen Klinsmann, ale generał Jaruzelski, który doprowadził do tego, że tyle osób z Polski wyemigrowało, a teraz ich dzieci grają już dla nowej ojczyzny.
Tamę globalizacji stawia szczególny rodzaj tożsamości: miłość do własnej drużyny i barw. Widać to choćby po morderczej walce Australii z Wyspami Salomona. Albo po sensacyjnej wygranej Irlandii Północnej z Anglią. Jedenastu piłkarzy zrobiło więcej przez 90 minut na zielonej trawie niż Irlandzka Armia Republikańska przez lata. Taki jest futbol: małego może zrównać z wielkim.
Niepokorni przeciętniacy
Polska nie ma wielkiej drużyny futbolowej, mimo że prowadzi w swojej grupie eliminacyjnej przed Anglią i Austrią. Nie jesteśmy wielcy zwłaszcza w obronie. Niektórzy żartują, że pole karne Polaków to jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc świata - tuż po Bagdadzie i Nowym Orleanie. Ale Polacy dobrze atakują - jak dawna polska jazda. I jak mawiał Zagłoba - albo powiezie, albo ją powiozą. Piłkarzy mamy przeciętnych: żaden nie gra w wielkim europejskim klubie (Jerzy Dudek gra, ale ostatnio grzeje ławę rezerwowych) i żaden nie ma na to szans. Są prości i burkliwi. Pozują na gwiazdy, choć na przykład wygrywając z Austrią i Walią, ogrywali tylko zespoły z końca światowej setki.
Polscy futboliści są niepokorni. Tomasz Frankowski publicznie zbeształ trenera Janasa. Kamil Kosowski odważnie opisał żywot polskiego piłkarza: "Nie naoliwisz, nie pojedziesz!". Radosława Sobolewskiego dwa lata temu w Orlenie Płock zesłano do IV ligi... za brak talentu. Przetrzymał zły czas i teraz gra równie ofiarnie jak Frank Lampard w Chelsea Londyn.
Mamy przeciętną reprezentację piłkarską, przeciętny jest więc również jej trener Paweł Janas. To naturszczyk, który szkół nie kończył. Ale ma sukcesy: mistrzostwa Polski i Ligę Mistrzów z Legią Warszawa. Odnosi sukcesy, bo ma charakter. I rozumie piłkarzy. Jak kiedyś Kazimierz Górski bardziej im matkuje, niż trenuje. Ma też oko do ludzi: do współpracowników, którzy robią za niego najbardziej niewdzięczną robotę, i do graczy. "Jak pan to robi, panie Górski, że pan wygrywa?" - pytano sławnego trenera. "To proste, wybieram najlepszych piłkarzy" - odparł Górski. Janas robi to samo.
Polacy lubią być dumni. Dzięki piłkarzom, a wcześniej Adamowi Małyszowi, odżyła moda na polskość. Na identyfikowanie się ze sztandarem, hymnem, z historią. Widać to było w meczu z Austrią, gdy 50 tys. ludzi w Chorzowie wygwizdywało gracza gości Kuehbauera. Wyrwało mu się przed meczem, że Polacy śmierdzą. "Super Express" kupił austriackiemu chamowi maskę przeciwgazową, by się u nas nie zatruł. Kuehbauer usłyszał w Chorzowie taką kocią muzykę, że natychmiast po zejściu z boiska ogłosił zakończenie kariery. W kibicowskich rankingach w Internecie przebił w skali nienawiści nawet Adolfa Hitlera. I choć media słusznie zganiły widzów za donośne gwizdanie podczas grania austriackiego hymnu, rozeszła się po Europie wieść, że Polskę i Polaków trzeba szanować.
Futbolowa bitwa pod Grunwaldem
Siedem kolejnych zwycięstw nie gwarantuje nam awansu do mistrzostw świata, ale wywołuje emocje. Tym większe, że rywalizacja w naszej grupie rozstrzygnie się zapewne w Anglii, w meczu na Old Trafford. Rozstrzygnie się w ojczyźnie futbolu, gdzie wymyślono tę grę, jej przepisy, stadiony, bilety, doping, korki, gwizdek, karnego, sędziów i zawodowstwo, czyli płacenie za grę. Wymyślono tam także ligę, puchary, mecze międzypaństwowe. Angielska Football Association powstała w 1863 r., gdy w Polsce trwało powstanie styczniowe. Wyprawa Polaków do Anglii to podróż do korzeni futbolu. Wygrać tam z Anglikami to tak, jakby zawojować świat. Takie zwycięstwo przechodzi do legendy. W 1973 r. reprezentacja Górskiego tylko zremisowała z Anglikami, ale awansowaliśmy do mistrzostw w Niemczech, gdzie zajęliśmy trzecie miejsce. Legenda tego meczu trwa do dziś - jak pamięć słynnych bitew, na przykład pod Grunwaldem czy Kircholmem. Takie legendy budują narodową tożsamość. Dlatego w walce z Anglikami o pierwsze miejsce w grupie i awans na mundial nie chodzi tylko o piłkę. W ogóle w futbolu o piłkę chodzi najmniej. Ale może dlatego wywołuje on takie emocje, gromadzi dziesiątki tysięcy na stadionach i miliony przed telewizorami.
Futbolowa wojna zastępcza
Polscy piłkarze walczą o pieniądze, ale też o prestiż, honor, narodową tożsamość. W wypadku takich krajów jak Polska sukcesy sportowców są też formą leczenia kompleksów, nabytych często przed wiekami. Mecz piłkarski staje się namiastką wojny. Trenerzy zastępują w niej generałów, widownia szarych i anonimowych żołnierzy, a drużyny są pancernymi dywizjami wysyłanymi na front. Dośrodkowania przypominają nalot bombowców, rajd - desant, faul jest akcją prewencyjną, a karny - wyrokiem śmierci. Spalony jest jak wejście w pole minowe, a odcięcie od podań uniemożliwieniem dostaw broni.
Sportowe wojny są po to, bo niby kraje współczesnego świata miłują pokój, ale tak naprawdę każdy chce być lepszy: Anglicy od Niemców, Niemcy od Francuzów, ci od Polaków, a my od Anglików. Na boisku spory rozstrzyga się lepiej i łatwiej niż w europejskich komisjach czy w ONZ. I to rozstrzyga ostatecznie. I odwrotnie niż w życiu - każdy ma szansę wygrać.
Selekcjoner Jaruzelski
W czasach globalizacji futbol stał się równie wymieszany rasowo i narodowo, jak współczesne społeczeństwa. Brytyjska prasa odnotowała, że największy interes w dziejach futbolu to kupno klubu z północy Anglii przez Żyda z Ameryki od Irlandczyków (chodzi o nabycie Manchesteru United). W ostatnim meczu piłkarzy Niemiec (z Republiką Południowej Afryki) na liście strzelców widnieją: Podolski (3 bramki) i Borowski (jeden gol). Można odnieść wrażenie, że selekcjonerem kadry Niemiec nie jest Juergen Klinsmann, ale generał Jaruzelski, który doprowadził do tego, że tyle osób z Polski wyemigrowało, a teraz ich dzieci grają już dla nowej ojczyzny.
Tamę globalizacji stawia szczególny rodzaj tożsamości: miłość do własnej drużyny i barw. Widać to choćby po morderczej walce Australii z Wyspami Salomona. Albo po sensacyjnej wygranej Irlandii Północnej z Anglią. Jedenastu piłkarzy zrobiło więcej przez 90 minut na zielonej trawie niż Irlandzka Armia Republikańska przez lata. Taki jest futbol: małego może zrównać z wielkim.
Niepokorni przeciętniacy
Polska nie ma wielkiej drużyny futbolowej, mimo że prowadzi w swojej grupie eliminacyjnej przed Anglią i Austrią. Nie jesteśmy wielcy zwłaszcza w obronie. Niektórzy żartują, że pole karne Polaków to jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc świata - tuż po Bagdadzie i Nowym Orleanie. Ale Polacy dobrze atakują - jak dawna polska jazda. I jak mawiał Zagłoba - albo powiezie, albo ją powiozą. Piłkarzy mamy przeciętnych: żaden nie gra w wielkim europejskim klubie (Jerzy Dudek gra, ale ostatnio grzeje ławę rezerwowych) i żaden nie ma na to szans. Są prości i burkliwi. Pozują na gwiazdy, choć na przykład wygrywając z Austrią i Walią, ogrywali tylko zespoły z końca światowej setki.
Polscy futboliści są niepokorni. Tomasz Frankowski publicznie zbeształ trenera Janasa. Kamil Kosowski odważnie opisał żywot polskiego piłkarza: "Nie naoliwisz, nie pojedziesz!". Radosława Sobolewskiego dwa lata temu w Orlenie Płock zesłano do IV ligi... za brak talentu. Przetrzymał zły czas i teraz gra równie ofiarnie jak Frank Lampard w Chelsea Londyn.
Mamy przeciętną reprezentację piłkarską, przeciętny jest więc również jej trener Paweł Janas. To naturszczyk, który szkół nie kończył. Ale ma sukcesy: mistrzostwa Polski i Ligę Mistrzów z Legią Warszawa. Odnosi sukcesy, bo ma charakter. I rozumie piłkarzy. Jak kiedyś Kazimierz Górski bardziej im matkuje, niż trenuje. Ma też oko do ludzi: do współpracowników, którzy robią za niego najbardziej niewdzięczną robotę, i do graczy. "Jak pan to robi, panie Górski, że pan wygrywa?" - pytano sławnego trenera. "To proste, wybieram najlepszych piłkarzy" - odparł Górski. Janas robi to samo.
Polacy lubią być dumni. Dzięki piłkarzom, a wcześniej Adamowi Małyszowi, odżyła moda na polskość. Na identyfikowanie się ze sztandarem, hymnem, z historią. Widać to było w meczu z Austrią, gdy 50 tys. ludzi w Chorzowie wygwizdywało gracza gości Kuehbauera. Wyrwało mu się przed meczem, że Polacy śmierdzą. "Super Express" kupił austriackiemu chamowi maskę przeciwgazową, by się u nas nie zatruł. Kuehbauer usłyszał w Chorzowie taką kocią muzykę, że natychmiast po zejściu z boiska ogłosił zakończenie kariery. W kibicowskich rankingach w Internecie przebił w skali nienawiści nawet Adolfa Hitlera. I choć media słusznie zganiły widzów za donośne gwizdanie podczas grania austriackiego hymnu, rozeszła się po Europie wieść, że Polskę i Polaków trzeba szanować.
Futbolowa bitwa pod Grunwaldem
Siedem kolejnych zwycięstw nie gwarantuje nam awansu do mistrzostw świata, ale wywołuje emocje. Tym większe, że rywalizacja w naszej grupie rozstrzygnie się zapewne w Anglii, w meczu na Old Trafford. Rozstrzygnie się w ojczyźnie futbolu, gdzie wymyślono tę grę, jej przepisy, stadiony, bilety, doping, korki, gwizdek, karnego, sędziów i zawodowstwo, czyli płacenie za grę. Wymyślono tam także ligę, puchary, mecze międzypaństwowe. Angielska Football Association powstała w 1863 r., gdy w Polsce trwało powstanie styczniowe. Wyprawa Polaków do Anglii to podróż do korzeni futbolu. Wygrać tam z Anglikami to tak, jakby zawojować świat. Takie zwycięstwo przechodzi do legendy. W 1973 r. reprezentacja Górskiego tylko zremisowała z Anglikami, ale awansowaliśmy do mistrzostw w Niemczech, gdzie zajęliśmy trzecie miejsce. Legenda tego meczu trwa do dziś - jak pamięć słynnych bitew, na przykład pod Grunwaldem czy Kircholmem. Takie legendy budują narodową tożsamość. Dlatego w walce z Anglikami o pierwsze miejsce w grupie i awans na mundial nie chodzi tylko o piłkę. W ogóle w futbolu o piłkę chodzi najmniej. Ale może dlatego wywołuje on takie emocje, gromadzi dziesiątki tysięcy na stadionach i miliony przed telewizorami.
Więcej możesz przeczytać w 37/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.