W Polsce powinien być tylko jeden kanał publicznej telewizji
Jest rzeczą zadziwiającą, że w dyskusjach o kształcie publicznej telewizji nigdy albo prawie nigdy nie padły oczywiste prawdy. Telewizja publiczna w obecnym kształcie prawnym, organizacyjnym, programowym i finansowym działa wbrew interesom telewizji jako takiej. Innymi słowy: interes TVP jest sprzeczny z interesem przemysłu telewizyjnego, a tym samym działa na niekorzyść odbiorców telewizji. Dzieje się tak dlatego, że w Polsce telewizja publiczna jest taka wyłącznie z nazwy.
Dotyczy to zarówno programu, jak i sposobu finansowania. Konia z rzędem temu, kto w sposób przekonywający udowodni, że programy informacyjne TVP SA są lepsze na przykład od programów TVN. Albo że programy rozrywkowe w TVP są lepsze niż w Polsacie. Albo że programy edukacyjne w TVP są lepsze od pokazywanych w Discovery Channel czy Animal Planet.
Z punktu widzenia odbiorcy programu nie ma żadnej różnicy między tzw. telewizją publiczną a tzw. telewizją komercyjną. Jedyna różnica polega na tym, że za odbiór telewizji komercyjnej nie trzeba płacić, natomiast za TVP trzeba uiszczać abonament, który ze swojej natury jest podatkiem. Czyli odbiorca programu TVP, płacąc podatek, nic w zamian nie otrzymuje. Ma reklamy, teleshopping (co w wypadku publicznej telewizji jest aberracją) i wiele idiotycznych programów, które może obejrzeć na innych kanałach. Nic dziwnego, że wielu odbiorców nie płaci abonamentu. Sądzę, że płaciliby, gdyby wiedzieli, za co płacą.
Komercyjna telewizja publiczna
Poprzednie kierownictwo TVP (Roberta Kwiatkowskiego) oznajmiło: "Tyle misji, ile abonamentu". Pomijając arogancję i swoisty szantaż zawarty w tej zasadzie, stawia ona sprawę na głowie. Z równym powodzeniem szef policji mógłby stwierdzić: "Tym większe bezpieczeństwo, im więcej podatków na policję. Tym bardziej że większość czasu musimy poświęcić na działalność komercyjną". I tu dochodzimy do sedna sprawy: telewizję publiczną różnią od telewizji komercyjnej wyłącznie źródła finansowania. Komercyjna żyje z reklam, TVP z tychże reklam i podatku. Odbiorca programu TVP, który płaci podatek na jej utrzymanie, ma prawo domagać się "jakości". Ma również prawo do oglądania programu bez reklam.
Z publicznych enuncjacji kierownictwa TVP wynika, że wpływy abonamentowe pokrywają co najwyżej 35 proc. kosztów. Na tej podstawie owo kierownictwo wyciąga wniosek, że TVP musi mieć dodatkowe wpływy, by utrzymać firmę. Nasuwa się jednak również inny wniosek: TVP jest za droga, więc jej koszty powinny być zmniejszone o dwie trzecie. Polski, jak i chyba żadnego innego kraju, nie stać na utrzymywanie czterech ogólnonarodowych kanałów telewizji publicznej, jeśli mają one być istotnie publiczne, a nie komercyjne.
Tylko TVP 1
Są proste środki zaradcze prowadzące do tego, by w Polsce powstała prawdziwa telewizja publiczna. Otóż powinna być ona utrzymywana wyłącznie z abonamentu. To oznacza, że w Polsce będzie tylko jeden kanał publicznej telewizji - TVP 1. Cały majątek TVP powinien zostać przekazany TVP 1 - już prawdziwie "publicznej telewizji", czyli nie nadającej reklam. Co TVP 1 zrobi z tym majątkiem, to już inna sprawa. Istnieje wiele możliwości: może część sprzedać, wynająć, wykorzystać na własne potrzeby itp. TVP 2 i TVP 3 (telewizja regionalna) powinny zostać sprywatyzowane. W wypadku TVP 2 nie ma chyba problemu. W wypadku TVP 3 jest problem, polegający na tym, że w obecnym kształcie prawno-organizacyjnym nikt przytomny nie będzie chciał tego kupić. Bo po co komukolwiek 16 ośrodków regionalnych, 16 studiów, 16 zespołów, które nie przynoszą dochodów i - co więcej - nie dają perspektywy na wygenerowanie dochodów pozwalających na utrzymanie takiej sieci. Prywatyzacja TVP 2 oznacza, że państwo, a w tym wypadku minister skarbu, sprzeda powietrze, czyli prawo do użytkowania częstotliwości, na których obecnie nadaje TVP 2. Jeśli uda się zmienić ustrój TVP 3, ten sam proces będzie można powtórzyć.
Siła oporu
Z góry można założyć, że przekształcenie TVP w prawdziwą telewizję publiczną spotka się z oporem wielu wpływowych środowisk. Wspólnym mianownikiem ich oporu jest wiara w mity. Skądinąd wiadomo jednak, że w życiu publicznym w konflikcie między rzeczywistością a mitem z reguły wygrywa mit. Im bardziej mit jest niezgodny z rzeczywistością, tym gorzej dla rzeczywistości. Pierwszym środowiskiem oporu będą politycy wierzący w to, że "kto ma telewizję, ten ma władzę". Przykład Unii Demokratycznej, której lider Tadeusz Mazowiecki przegrał wybory z Lechem Wałęsą, mimo że szefem TVP był Andrzej Drawicz, przyjaciel pierwszego po 1989 r. premiera Polski, tego mitu nie nadwerężył. Podobnie jak porażka SLD, który przecież miał w ostatnich latach przemożny wpływ na TVP.
Przekształceniom telewizji publicznej będzie również przeciwne kierownictwo TVP. I nie ma się co dziwić - od tego jest. Gdybym był na ich miejscu, też byłbym przeciw. Nie zmienia to faktu, iż mitem jest wiara w to, że im większa telewizja publiczna, tym lepsza.
Przeciwne przekształceniu TVP w prawdziwie publiczną telewizję, na wzór choćby BBC w Wielkiej Brytanii czy Public Broadcasting Service w Stanach Zjednoczonych, będą również środowiska twórcze. Będą one uważać, że znika albo przynajmniej zmniejsza się źródło potencjalnych dochodów i forum, na którym można realizować własne pomysły artystyczne bez względu na to, czy będzie to ktoś oglądał. To kolejny mit. Najwartościowsze, najsłynniejsze programy powstawały w telewizji komercyjnej. Co nie oznacza, że telewizja publiczna zrezygnuje z wkładu prawdziwie utalentowanych artystów w swój program. Wręcz przeciwnie - właśnie telewizji publicznej, uwolnionej od obowiązku zarobienia na siebie, będzie zależało na tym, aby prezentować dokonania ludzi kultury. Będzie to jej statutowym obowiązkiem, z którego wreszcie będzie się mogła wywiązać.
Przeciwni zmianom będą oczywiście pracownicy TVP i reprezentujące ich związki zawodowe, zintegrowani pod hasłem: "Po tylu latach wyrzuceni na bruk". Temu też można zaradzić. Po pierwsze, powstałe w miejsce TVP 2 czy TVP 3 nowe komercyjne telewizje będą potrzebowały pracowników. Po drugie, jedną z możliwości jest przeznaczenie środków uzyskanych ze sprzedanych częstotliwości po TVP 2 i TVP 3 na odprawy dla zwalnianych pracowników. Algorytm, który określi wysokość takiej odprawy, może być uzgodniony między związkami zawodowymi i pracodawcą. Tu konflikt między mitem a rzeczywistością będzie pokutował najdłużej. Bez względu na wysokość odpraw i przyszłe zawodowe losy tych, którzy zostaną zwolnieni, mit "wyrzuconych na bruk" będzie trwał.
Bez względu na opór różnych środowisk czas najwyższy przystąpić do poważnej i rzeczowej dyskusji, której rezultatem będzie pojawienie się w Polsce prawdziwej telewizji publicznej.
small>Fot. K. Mikuła, K. Pacuła, M. Stelmach
Dotyczy to zarówno programu, jak i sposobu finansowania. Konia z rzędem temu, kto w sposób przekonywający udowodni, że programy informacyjne TVP SA są lepsze na przykład od programów TVN. Albo że programy rozrywkowe w TVP są lepsze niż w Polsacie. Albo że programy edukacyjne w TVP są lepsze od pokazywanych w Discovery Channel czy Animal Planet.
Z punktu widzenia odbiorcy programu nie ma żadnej różnicy między tzw. telewizją publiczną a tzw. telewizją komercyjną. Jedyna różnica polega na tym, że za odbiór telewizji komercyjnej nie trzeba płacić, natomiast za TVP trzeba uiszczać abonament, który ze swojej natury jest podatkiem. Czyli odbiorca programu TVP, płacąc podatek, nic w zamian nie otrzymuje. Ma reklamy, teleshopping (co w wypadku publicznej telewizji jest aberracją) i wiele idiotycznych programów, które może obejrzeć na innych kanałach. Nic dziwnego, że wielu odbiorców nie płaci abonamentu. Sądzę, że płaciliby, gdyby wiedzieli, za co płacą.
Komercyjna telewizja publiczna
Poprzednie kierownictwo TVP (Roberta Kwiatkowskiego) oznajmiło: "Tyle misji, ile abonamentu". Pomijając arogancję i swoisty szantaż zawarty w tej zasadzie, stawia ona sprawę na głowie. Z równym powodzeniem szef policji mógłby stwierdzić: "Tym większe bezpieczeństwo, im więcej podatków na policję. Tym bardziej że większość czasu musimy poświęcić na działalność komercyjną". I tu dochodzimy do sedna sprawy: telewizję publiczną różnią od telewizji komercyjnej wyłącznie źródła finansowania. Komercyjna żyje z reklam, TVP z tychże reklam i podatku. Odbiorca programu TVP, który płaci podatek na jej utrzymanie, ma prawo domagać się "jakości". Ma również prawo do oglądania programu bez reklam.
Z publicznych enuncjacji kierownictwa TVP wynika, że wpływy abonamentowe pokrywają co najwyżej 35 proc. kosztów. Na tej podstawie owo kierownictwo wyciąga wniosek, że TVP musi mieć dodatkowe wpływy, by utrzymać firmę. Nasuwa się jednak również inny wniosek: TVP jest za droga, więc jej koszty powinny być zmniejszone o dwie trzecie. Polski, jak i chyba żadnego innego kraju, nie stać na utrzymywanie czterech ogólnonarodowych kanałów telewizji publicznej, jeśli mają one być istotnie publiczne, a nie komercyjne.
Tylko TVP 1
Są proste środki zaradcze prowadzące do tego, by w Polsce powstała prawdziwa telewizja publiczna. Otóż powinna być ona utrzymywana wyłącznie z abonamentu. To oznacza, że w Polsce będzie tylko jeden kanał publicznej telewizji - TVP 1. Cały majątek TVP powinien zostać przekazany TVP 1 - już prawdziwie "publicznej telewizji", czyli nie nadającej reklam. Co TVP 1 zrobi z tym majątkiem, to już inna sprawa. Istnieje wiele możliwości: może część sprzedać, wynająć, wykorzystać na własne potrzeby itp. TVP 2 i TVP 3 (telewizja regionalna) powinny zostać sprywatyzowane. W wypadku TVP 2 nie ma chyba problemu. W wypadku TVP 3 jest problem, polegający na tym, że w obecnym kształcie prawno-organizacyjnym nikt przytomny nie będzie chciał tego kupić. Bo po co komukolwiek 16 ośrodków regionalnych, 16 studiów, 16 zespołów, które nie przynoszą dochodów i - co więcej - nie dają perspektywy na wygenerowanie dochodów pozwalających na utrzymanie takiej sieci. Prywatyzacja TVP 2 oznacza, że państwo, a w tym wypadku minister skarbu, sprzeda powietrze, czyli prawo do użytkowania częstotliwości, na których obecnie nadaje TVP 2. Jeśli uda się zmienić ustrój TVP 3, ten sam proces będzie można powtórzyć.
Siła oporu
Z góry można założyć, że przekształcenie TVP w prawdziwą telewizję publiczną spotka się z oporem wielu wpływowych środowisk. Wspólnym mianownikiem ich oporu jest wiara w mity. Skądinąd wiadomo jednak, że w życiu publicznym w konflikcie między rzeczywistością a mitem z reguły wygrywa mit. Im bardziej mit jest niezgodny z rzeczywistością, tym gorzej dla rzeczywistości. Pierwszym środowiskiem oporu będą politycy wierzący w to, że "kto ma telewizję, ten ma władzę". Przykład Unii Demokratycznej, której lider Tadeusz Mazowiecki przegrał wybory z Lechem Wałęsą, mimo że szefem TVP był Andrzej Drawicz, przyjaciel pierwszego po 1989 r. premiera Polski, tego mitu nie nadwerężył. Podobnie jak porażka SLD, który przecież miał w ostatnich latach przemożny wpływ na TVP.
Przekształceniom telewizji publicznej będzie również przeciwne kierownictwo TVP. I nie ma się co dziwić - od tego jest. Gdybym był na ich miejscu, też byłbym przeciw. Nie zmienia to faktu, iż mitem jest wiara w to, że im większa telewizja publiczna, tym lepsza.
Przeciwne przekształceniu TVP w prawdziwie publiczną telewizję, na wzór choćby BBC w Wielkiej Brytanii czy Public Broadcasting Service w Stanach Zjednoczonych, będą również środowiska twórcze. Będą one uważać, że znika albo przynajmniej zmniejsza się źródło potencjalnych dochodów i forum, na którym można realizować własne pomysły artystyczne bez względu na to, czy będzie to ktoś oglądał. To kolejny mit. Najwartościowsze, najsłynniejsze programy powstawały w telewizji komercyjnej. Co nie oznacza, że telewizja publiczna zrezygnuje z wkładu prawdziwie utalentowanych artystów w swój program. Wręcz przeciwnie - właśnie telewizji publicznej, uwolnionej od obowiązku zarobienia na siebie, będzie zależało na tym, aby prezentować dokonania ludzi kultury. Będzie to jej statutowym obowiązkiem, z którego wreszcie będzie się mogła wywiązać.
Przeciwni zmianom będą oczywiście pracownicy TVP i reprezentujące ich związki zawodowe, zintegrowani pod hasłem: "Po tylu latach wyrzuceni na bruk". Temu też można zaradzić. Po pierwsze, powstałe w miejsce TVP 2 czy TVP 3 nowe komercyjne telewizje będą potrzebowały pracowników. Po drugie, jedną z możliwości jest przeznaczenie środków uzyskanych ze sprzedanych częstotliwości po TVP 2 i TVP 3 na odprawy dla zwalnianych pracowników. Algorytm, który określi wysokość takiej odprawy, może być uzgodniony między związkami zawodowymi i pracodawcą. Tu konflikt między mitem a rzeczywistością będzie pokutował najdłużej. Bez względu na wysokość odpraw i przyszłe zawodowe losy tych, którzy zostaną zwolnieni, mit "wyrzuconych na bruk" będzie trwał.
Bez względu na opór różnych środowisk czas najwyższy przystąpić do poważnej i rzeczowej dyskusji, której rezultatem będzie pojawienie się w Polsce prawdziwej telewizji publicznej.
- JULIUSZ BRAUN były przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji
Normą w Unii Europejskiej jest istnienie telewizji publicznej nadającej kilka programów, o silnej pozycji rynkowej (BBC w Wielkiej Brytanii - ponad 30 proc. rynku, ARD i ZDF w Niemczech - ok. 40 proc.). Normą jest też mieszane finansowanie - abonament i reklama (BBC jest wyjątkiem, ale z abonamentu ma rocznie ponad 2,5 mld funtów). Polsce publiczna telewizja jest potrzebna, pomysły na prywatyzację uważam za szkodliwe. Konieczne jest natomiast stabilne finansowanie, pozwalające zerwać z patologią nadmiernego uzależnienia od reklam i gwarantujące prawdziwą niezależność.
- LECH JAWORSKI członek KRRiTV
Telewizja Polska powinna zostać własnością państwa. Ale nie po to, by była przez nie kontrolowana, ale z uwagi na zadania, jakie przed nią stoją. Chodzi o wypełnianie tzw. misji publicznej, działalność informacyjną czy kreowanie życia kulturalnego. Zadania te TVP realizuje nie dlatego, że jej się to opłaca, ale dlatego, że musi. Zmiany powinny dotyczyć sposobu zarządzania telewizją publiczną. Obecny system, w którym KRRiTV powołuje członków rad nadzorczych (poza jednym mianowanym przez ministra skarbu), a ci z kolei wybierają zarząd, powoduje, że władze TVP są odzwierciedleniem układu sił panującego w radzie.
- MAREK JUREK poseł PiS, były członek KRRiTV
Uważam, że telewizja publiczna jest niezbędna na rynku mediów. Ze względu na ustawowe umocowanie daje możliwość wpływu społeczeństwu na to, co się dzieje w mediach elektronicznych. Telewizja publiczna jest również największym producentem w polskiej kinematografii, a także tworzy i propaguje wzorce kulturalne. Ważna jest także kwestia istnienia telewizji regionalnych, które poza strukturami TVP nie byłyby w stanie funkcjonować. Warto się natomiast zastanowić nad dalszym istnieniem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
- ADAM PAWŁOWICZ sekretarz rady nadzorczej TVP
Nie należy prywatyzować żadnego kanału telewizji publicznej, bo za kilka lat może się okazać, że TVP będzie jedyną polską telewizją. Powinna ona rozszerzać pole swojej działalności przez stworzenie sieci kanałów tematycznych. Podobnie jak BBC, która ma kanały ogólnokrajowe, regionalny, satelitarny i właśnie tematyczne. Przy tej wysokości abonamentu TVP nie należy też odbierać prawa do emisji reklam. Pod tym względem TVP i tak ma mniejsze możliwości niż stacje komercyjne, bo nie może przerywać programów reklamami.
small>Fot. K. Mikuła, K. Pacuła, M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 41/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.