Tylko 6 proc. niemieckich studentów ma negatywną opinię na temat Polaków
Jeszcze przed paru laty wierzyłem, iż cud polsko-niemieckiego pojednania jest możliwy, teraz jednak moja wiara się zachwiała" - mówił prof. Bronisław Geremek na konferencji "Pamięć i polityka zagraniczna". Prawie wszyscy wypowiadający się na temat stosunków polsko-niemieckich byli zgodni, że nie są one dobre. Wszyscy zgadzali się również, że wynika to ze zmiany niemieckiej polityki i niemieckiego stosunku do przeszłości. Niektórzy rzecz całą sprowadzali do działalności Eriki Steinbach, co niewątpliwie jest uproszczeniem mającym służyć samouspokojeniu. Czy rzeczywiście jest tak źle? Gdzie można szukać oznak polepszenia? Z czego czerpać nadzieję, że w przyszłości uda się przezwyciężyć ten kryzys?
Ci, którzy szukają pozytywnych wniosków, kiedy nie są zadowoleni z teraźniejszości, zwracają swe spojrzenie ku młodzieży. Traktują ją jako rękojmię, że przyszłość, która do niej należy, usunie skazy teraźniejszości. Tak też uczyniły dwa kluby rotariańskie: Warszawa - Stare Miasto i Berlin - Brama Brandenburska. Przeprowadziły sondaż wśród studentów wyższych uczelni w Warszawie, Berlinie i na Europejskim Uniwersytecie we Frankfurcie nad Odrą: "Polacy i Niemcy - razem czy osobno?".
Przyjazna obojętność
Okazuje się, że polscy studenci są przychylniej nastawieni do Niemców niż niemieccy studenci do Polaków. Więcej też wiedzą o kraju sąsiada. Chociaż z drugiej strony, tylko 6 proc. niemieckich studentów wyraża negatywną opinię o Polakach, podczas gdy 15 proc. polskich studentów ma negatywną opinię o Niemcach. Pozostali deklarują neutralne lub pozytywne postawy.
Oczywiście, są rysy na tym obrazie, na przykład prawie 30 proc. niemieckich studentów nie ma żadnej opinii na temat polsko-niemieckich stosunków, a 70 proc. nie wyobraża sobie życia w Polsce. Polska jest też najgorzej oceniana spośród wszystkich krajów sąsiadujących. Zainteresowanie Polską wśród studentów niemieckich nie wzrasta nawet wtedy, gdy mieszkają blisko granicy. Aż 53 proc. polskich studentów (i 38 proc. niemieckich) ocenia stosunki polsko-niemieckie jako nieufne.
Autorzy raportu są jednak optymistami: "Zarówno polscy, jak i niemieccy studenci postrzegają sąsiedni kraj i jego mieszkańców bez uprzedzeń. Chociaż historia ciągle odgrywa pewną rolę we wzajemnym postrzeganiu się i mimo tego, że wiedza na temat Niemiec i zainteresowanie Niemcami są większe w Polsce niż wiedza i zainteresowanie Polską w Niemczech, u obu stron występuje ogromna potrzeba wzajemnych kontaktów, pozbawionych uprzedzeń i psychicznego dystansu.".
Przyszłość przeszłości
Według badaczy, młodzież Polski i Niemiec jest zorientowana przede wszystkim na przyszłość. Niewątpliwie taki wniosek jest dość pochopny. Nie wiadomo, dlaczego autorzy raportu uznali, że "zarówno niemieccy, jak i polscy studenci są raczej zorientowani na przyszłość, którą chcieliby budować wspólnie. Przeszłość należy pozostawić za sobą, nie można budować na niej swojej tożsamości". Przeczy to badaniom pokazującym, że w naszym kraju znowu stał się modny patriotyzm. Co więcej, autorzy raportu sądzą, że odwrócenie się od przeszłości łączy się z proeuropejską postawą. Piszą: "Innym wyraźnym wnioskiem z badań jest to, iż młodzi ludzie myślą przede wszystkim o przyszłości, a przeszłość nie odgrywa dla nich zbyt istotnej roli. Z tendencją tą związany jest wynikający z ankiety fakt, że młodzi ludzie popierają integrację europejską. Powyższe wnioski doprowadziły uczestników projektu do konkluzji, że tytuł raportu z badań powinien brzmieć: `Niemcy - Polska. Coraz bliżej`".
Wydaje się, że motywem interpretacji badań jest rozpowszechnione w Niemczech przekonanie, iż tylko oderwanie się od historii może być podstawą nowych dobrych stosunków. O tym jednak, że przeszłość ciągle odgrywa wielką rolę, świadczy odpowiedź na pytanie, czy II wojna światowa wpływa na sposób, w jaki respondenci oceniają polsko-niemieckie stosunki. Prawie dwie trzecie (65 proc.) Polaków odpowiedziało "zdecydowanie tak" lub "raczej tak", a ponad jedna trzecia odpowiedziała "zdecydowanie nie" lub "raczej nie". Połowa niemieckich respondentów (52 proc.) wybrała opcję "zdecydowanie nie" lub "raczej nie", 43 proc. wyraziło opinie "zdecydowanie tak" lub "raczej tak". Charakterystyczny jest wniosek, jaki badacze wyciągnęli z tych danych. Piszą oni: "Fakt, iż opinia niemieckich studentów jest w mniejszym stopniu uwarunkowana wydarzeniami II wojny światowej, może wskazywać na `syndrom ofiary` wśród Polaków. Niemcy wyrządzili Polakom krzywdę, nie doznając żadnej w zamian. Z drugiej strony, niemieccy studenci skupiają się bardziej na współczesności, starają się nie obciążać własną historią. Możliwe, że nie chcą, by ich opinia była kształtowana przez `nieczyste sumienie`". Jak wiadomo, zwalczanie "syndromu ofiary" Polaków należy do ulubionych motywów niemieckiej publicystyki.
Innym interesującym rezultatem badań jest zdecydowane przecenianie przez niemieckich studentów znaczenia dla stosunków polsko-niemieckich wizyty Willy`ego Brandta w 1970 r. i niedocenianie - zarówno przez polskich, jak i niemieckich studentów - znaczenia "Solidarności". Tylko 25 proc. niemieckich studentów uważa, że Polska przyczyniła się do upadku muru.
Rozpieszczone dzieci dobrobytu kontra głodni sukcesu
Niektóre wnioski badaczy raczej wyrażają ich pobożne życzenia, niż znajdują potwierdzenia w prezentowanych wynikach. Dotyczy to także głównej tezy. Jeśli bowiem studenci rzeczywiście lepiej niż osoby od nich starsze wypowiadają się dzisiaj o relacjach polsko-niemieckich, to nie wiadomo, czy kiedyś - na przykład wtedy, gdy zaczną życie zawodowe i nabiorą życiowego doświadczenia lub gdy się zestarzeją - nie zmienią opinii. W tego rodzaju badaniach nigdy przecież nie jest do końca jasne, czy rzeczywiście chodzi o przemiany pokoleniowe czy też o fazę, cykl życia.
Trudno dzisiaj nie zauważyć, w jak odmiennych warunkach żyją polscy i niemieccy studenci, jak różne są to grupy. Z jednej strony, mamy rozpieszczone dzieci dobrobytu, z drugiej - głodne sukcesu dzieci społeczeństwa na dorobku, którym emigracja często wydaje się jedynym sposobem osiągnięcia życiowych celów. I to mimo że polscy studenci pochodzą z wyższych warstw - wśród badanych polskich studentów nieliczny procent ma rodziców z podstawowym wykształceniem (2 proc. matkę, 4,3 proc. ojca), podczas gdy wśród niemieckich odsetek jest znaczny (19 proc. i 18 proc.).
Niemieccy studenci nie wyjeżdżają z Niemiec w poszukiwaniu pracy, lecz co najwyżej w celach turystyczno-poznawczych. Obserwując z bliska polskich i niemieckich studentów, równie ujmujących i inteligentnych, stale stwierdzam głębokie różnice dotyczące ich światopoglądu, sposobu życia i aspiracji. Kiedy zaczynała się wakacyjna przerwa, moi studenci z Warszawy jechali gremialnie "w ciemno" za pracą do Dublina i Londynu, niemieccy studenci z Bremy skarżyli się, że organizacja ich wyjazdu na semestr studiów zagranicznych w przyszłym roku postępuje zbyt wolno. Ci, którzy wybierają się do Rosji, odrzucili z oburzeniem sugestie, by sami mogli się starać o wizy. Wyraźnie manifestuje się też różnica w religijności (w tych badaniach 81 proc. Polaków identyfikowało się jako katolicy, 14 proc. jako bezwyznaniowcy, wśród Niemców było 12 proc. katolików i 51 proc. bezwyznaniowców) i poglądach politycznych. Niemiecka młodzież jest lewicowa, choć już nie rewolucyjna, polska - umiarkowanie konserwatywna. Potwierdzają to liczby przedstawione w tych badaniach - Polacy deklarowali bardziej prawicowe poglądy (centroprawicowe - 25 proc. i prawicowe 10 proc., a wśród Niemców odsetki te wyniosły 13,5 proc. i 0,7 proc.; większość deklarowała swoje poglądy jako centrolewicowe - 40 proc.).
Studenci pozytywnie oceniają akcesję Polski do UE, ale wielu sądzi, że nie będzie to miało żadnego znaczenia dla ich osobistej sytuacji materialnej. Znaczna większość - w obu grupach około 70 proc. - wypowiada się za możliwością prowadzenia niezależnej polityki państw członkowskich, zarazem - cóż za młodzieńcza niekonsekwencja - studenci obu krajów sądzą, że UE powinna prowadzić wspólną politykę, z wyjątkiem polityki kulturalnej (Niemcy) i podatkowej (Polacy). Zdaniem autorów, może to świadczyć o tym, że Niemcy są dumni ze swej kultury, a Polacy "w mniejszym stopniu".
Sprawiedliwość z o.o.
O tym, jak będą się rozwijać polsko-niemieckie stosunki, zadecyduje coś zupełnie innego niż dzisiejsze deklaracje studenckiej młodzieży, w których znać wpływy "politycznej poprawności". Friedbert Pflueger, czołowy polityk CDU, stwierdził w "Rzeczpospolitej" z 12 sierpnia: "Planowany projekt Centrum przeciwko Wypędzeniom spotyka się w Polsce z nieufnością i odmową. Sprawa ta nie powinna być jednak przedmiotem sporu we wzajemnych stosunkach. Chodzi nam o to, by upamiętnić wypędzenia w duchu pojednania. Nikt nie podaje w wątpliwość, że wojnę rozpoczęły nazistowskie Niemcy. Udokumentowanie zjawiska wypędzeń uważam za właściwe i konieczne. Konieczne jest rozliczenie każdej niesprawiedliwości. Tym sposobem utrudnimy powtórzenie się podobnej niesprawiedliwości w przyszłości. Chcemy, aby projekt centrum został zeuropeizowany w takim stopniu, jak tylko jest to możliwe".
Rzecz w tym, że w Polsce jest inne niż w Niemczech poczucie sprawiedliwości, niezależnie od współczucia dla jednostek i potępienia czynów kryminalnych. Po wojnie Polacy i Niemcy zdecydowanie różnili się w rozumieniu tego, na czym polega sprawiedliwość. Carl Schmitt, jeden z wielu intelektualistów, którzy poparli Hitlera, skarżył się w swoich zapiskach: "Są zbrodnie przeciw ludzkości i zbrodnie dla ludzkości. Zbrodnie przeciw ludzkości są popełnianie przez Niemców. Zbrodnie dla ludzkości są popełniane na Niemcach". Do zbrodni zaliczał on także proces norymberski. Dzisiaj coraz częściej uważa się w Niemczech, że aktem niesprawiedliwości łamiącym podstawowe prawa człowieka były nie tylko bombardowania niemieckich miast przez alianckie lotnictwo, lecz także konferencja w Poczdamie i - oczywiście - wypędzenie. Jest ono wpisywane nie tyle w dzieje II wojny światowej, ile w historię wielkich czystek etnicznych i uchodzi przede wszystkim za skutek polskiego i czeskiego nacjonalizmu.
Niesymetria cierpień i win
W Polsce inne były odczucia, choćby takie, jakie znajdujemy w opartym na biograficznych przeżyciach opowiadaniu Marka Hłaski "Szukając gwiazd". Jeden z bohaterów, ojciec chłopca zakochanego w żydowskiej dziewczynce, mówi: "Może Bóg zachowa Niemców, a zachowa ich na pewno. Ja myślę, że ze wszystkich narodów oni właśnie są najbardziej potrzebni Bogu i dlatego ich zachowa. Żeby wszyscy ludzie wiedzieli i czuli, jak wygląda zło. Tylko po to, aby można było wybierać dobroć... A teraz pójdę, aby ich zabijać, i będę się modlić do Boga, aby ich zachował".
Czytając opowiadanie Hłaski, zwłaszcza opis mordu na ukrywającej się żydowskiej rodzinie, łatwo zrozumieć, dlaczego ludzie w Polsce tak mogli, a nawet musieli myśleć o Niemcach. W niczym nie zmienia tego - i zmienić nie może - fakt, że w opowiadaniu Hłaski denuncjantem był Polak, a przy egzekucji asystował granatowy policjant. Niestety, nasza pamięć o tamtych czasach i czynach nie pozwala nam uznać symetrii niemieckich i polskich cierpień i win, rozumieć wypędzenia po prostu jako niesprawiedliwości ani zaakceptować Niemców jako wychowujących nas nauczycieli dobra. Wydaje się, że stosunki polsko-niemieckie tylko wtedy naprawdę się poprawią i ustabilizują, gdy nasi zachodni sąsiedzi - studenci, politycy, publicyści i intelektualiści - przyjmą to wreszcie do wiadomości.
Fot. Z. Furman
Ci, którzy szukają pozytywnych wniosków, kiedy nie są zadowoleni z teraźniejszości, zwracają swe spojrzenie ku młodzieży. Traktują ją jako rękojmię, że przyszłość, która do niej należy, usunie skazy teraźniejszości. Tak też uczyniły dwa kluby rotariańskie: Warszawa - Stare Miasto i Berlin - Brama Brandenburska. Przeprowadziły sondaż wśród studentów wyższych uczelni w Warszawie, Berlinie i na Europejskim Uniwersytecie we Frankfurcie nad Odrą: "Polacy i Niemcy - razem czy osobno?".
Przyjazna obojętność
Okazuje się, że polscy studenci są przychylniej nastawieni do Niemców niż niemieccy studenci do Polaków. Więcej też wiedzą o kraju sąsiada. Chociaż z drugiej strony, tylko 6 proc. niemieckich studentów wyraża negatywną opinię o Polakach, podczas gdy 15 proc. polskich studentów ma negatywną opinię o Niemcach. Pozostali deklarują neutralne lub pozytywne postawy.
Oczywiście, są rysy na tym obrazie, na przykład prawie 30 proc. niemieckich studentów nie ma żadnej opinii na temat polsko-niemieckich stosunków, a 70 proc. nie wyobraża sobie życia w Polsce. Polska jest też najgorzej oceniana spośród wszystkich krajów sąsiadujących. Zainteresowanie Polską wśród studentów niemieckich nie wzrasta nawet wtedy, gdy mieszkają blisko granicy. Aż 53 proc. polskich studentów (i 38 proc. niemieckich) ocenia stosunki polsko-niemieckie jako nieufne.
Autorzy raportu są jednak optymistami: "Zarówno polscy, jak i niemieccy studenci postrzegają sąsiedni kraj i jego mieszkańców bez uprzedzeń. Chociaż historia ciągle odgrywa pewną rolę we wzajemnym postrzeganiu się i mimo tego, że wiedza na temat Niemiec i zainteresowanie Niemcami są większe w Polsce niż wiedza i zainteresowanie Polską w Niemczech, u obu stron występuje ogromna potrzeba wzajemnych kontaktów, pozbawionych uprzedzeń i psychicznego dystansu.".
Przyszłość przeszłości
Według badaczy, młodzież Polski i Niemiec jest zorientowana przede wszystkim na przyszłość. Niewątpliwie taki wniosek jest dość pochopny. Nie wiadomo, dlaczego autorzy raportu uznali, że "zarówno niemieccy, jak i polscy studenci są raczej zorientowani na przyszłość, którą chcieliby budować wspólnie. Przeszłość należy pozostawić za sobą, nie można budować na niej swojej tożsamości". Przeczy to badaniom pokazującym, że w naszym kraju znowu stał się modny patriotyzm. Co więcej, autorzy raportu sądzą, że odwrócenie się od przeszłości łączy się z proeuropejską postawą. Piszą: "Innym wyraźnym wnioskiem z badań jest to, iż młodzi ludzie myślą przede wszystkim o przyszłości, a przeszłość nie odgrywa dla nich zbyt istotnej roli. Z tendencją tą związany jest wynikający z ankiety fakt, że młodzi ludzie popierają integrację europejską. Powyższe wnioski doprowadziły uczestników projektu do konkluzji, że tytuł raportu z badań powinien brzmieć: `Niemcy - Polska. Coraz bliżej`".
Wydaje się, że motywem interpretacji badań jest rozpowszechnione w Niemczech przekonanie, iż tylko oderwanie się od historii może być podstawą nowych dobrych stosunków. O tym jednak, że przeszłość ciągle odgrywa wielką rolę, świadczy odpowiedź na pytanie, czy II wojna światowa wpływa na sposób, w jaki respondenci oceniają polsko-niemieckie stosunki. Prawie dwie trzecie (65 proc.) Polaków odpowiedziało "zdecydowanie tak" lub "raczej tak", a ponad jedna trzecia odpowiedziała "zdecydowanie nie" lub "raczej nie". Połowa niemieckich respondentów (52 proc.) wybrała opcję "zdecydowanie nie" lub "raczej nie", 43 proc. wyraziło opinie "zdecydowanie tak" lub "raczej tak". Charakterystyczny jest wniosek, jaki badacze wyciągnęli z tych danych. Piszą oni: "Fakt, iż opinia niemieckich studentów jest w mniejszym stopniu uwarunkowana wydarzeniami II wojny światowej, może wskazywać na `syndrom ofiary` wśród Polaków. Niemcy wyrządzili Polakom krzywdę, nie doznając żadnej w zamian. Z drugiej strony, niemieccy studenci skupiają się bardziej na współczesności, starają się nie obciążać własną historią. Możliwe, że nie chcą, by ich opinia była kształtowana przez `nieczyste sumienie`". Jak wiadomo, zwalczanie "syndromu ofiary" Polaków należy do ulubionych motywów niemieckiej publicystyki.
Innym interesującym rezultatem badań jest zdecydowane przecenianie przez niemieckich studentów znaczenia dla stosunków polsko-niemieckich wizyty Willy`ego Brandta w 1970 r. i niedocenianie - zarówno przez polskich, jak i niemieckich studentów - znaczenia "Solidarności". Tylko 25 proc. niemieckich studentów uważa, że Polska przyczyniła się do upadku muru.
Rozpieszczone dzieci dobrobytu kontra głodni sukcesu
Niektóre wnioski badaczy raczej wyrażają ich pobożne życzenia, niż znajdują potwierdzenia w prezentowanych wynikach. Dotyczy to także głównej tezy. Jeśli bowiem studenci rzeczywiście lepiej niż osoby od nich starsze wypowiadają się dzisiaj o relacjach polsko-niemieckich, to nie wiadomo, czy kiedyś - na przykład wtedy, gdy zaczną życie zawodowe i nabiorą życiowego doświadczenia lub gdy się zestarzeją - nie zmienią opinii. W tego rodzaju badaniach nigdy przecież nie jest do końca jasne, czy rzeczywiście chodzi o przemiany pokoleniowe czy też o fazę, cykl życia.
Trudno dzisiaj nie zauważyć, w jak odmiennych warunkach żyją polscy i niemieccy studenci, jak różne są to grupy. Z jednej strony, mamy rozpieszczone dzieci dobrobytu, z drugiej - głodne sukcesu dzieci społeczeństwa na dorobku, którym emigracja często wydaje się jedynym sposobem osiągnięcia życiowych celów. I to mimo że polscy studenci pochodzą z wyższych warstw - wśród badanych polskich studentów nieliczny procent ma rodziców z podstawowym wykształceniem (2 proc. matkę, 4,3 proc. ojca), podczas gdy wśród niemieckich odsetek jest znaczny (19 proc. i 18 proc.).
Niemieccy studenci nie wyjeżdżają z Niemiec w poszukiwaniu pracy, lecz co najwyżej w celach turystyczno-poznawczych. Obserwując z bliska polskich i niemieckich studentów, równie ujmujących i inteligentnych, stale stwierdzam głębokie różnice dotyczące ich światopoglądu, sposobu życia i aspiracji. Kiedy zaczynała się wakacyjna przerwa, moi studenci z Warszawy jechali gremialnie "w ciemno" za pracą do Dublina i Londynu, niemieccy studenci z Bremy skarżyli się, że organizacja ich wyjazdu na semestr studiów zagranicznych w przyszłym roku postępuje zbyt wolno. Ci, którzy wybierają się do Rosji, odrzucili z oburzeniem sugestie, by sami mogli się starać o wizy. Wyraźnie manifestuje się też różnica w religijności (w tych badaniach 81 proc. Polaków identyfikowało się jako katolicy, 14 proc. jako bezwyznaniowcy, wśród Niemców było 12 proc. katolików i 51 proc. bezwyznaniowców) i poglądach politycznych. Niemiecka młodzież jest lewicowa, choć już nie rewolucyjna, polska - umiarkowanie konserwatywna. Potwierdzają to liczby przedstawione w tych badaniach - Polacy deklarowali bardziej prawicowe poglądy (centroprawicowe - 25 proc. i prawicowe 10 proc., a wśród Niemców odsetki te wyniosły 13,5 proc. i 0,7 proc.; większość deklarowała swoje poglądy jako centrolewicowe - 40 proc.).
Studenci pozytywnie oceniają akcesję Polski do UE, ale wielu sądzi, że nie będzie to miało żadnego znaczenia dla ich osobistej sytuacji materialnej. Znaczna większość - w obu grupach około 70 proc. - wypowiada się za możliwością prowadzenia niezależnej polityki państw członkowskich, zarazem - cóż za młodzieńcza niekonsekwencja - studenci obu krajów sądzą, że UE powinna prowadzić wspólną politykę, z wyjątkiem polityki kulturalnej (Niemcy) i podatkowej (Polacy). Zdaniem autorów, może to świadczyć o tym, że Niemcy są dumni ze swej kultury, a Polacy "w mniejszym stopniu".
Sprawiedliwość z o.o.
O tym, jak będą się rozwijać polsko-niemieckie stosunki, zadecyduje coś zupełnie innego niż dzisiejsze deklaracje studenckiej młodzieży, w których znać wpływy "politycznej poprawności". Friedbert Pflueger, czołowy polityk CDU, stwierdził w "Rzeczpospolitej" z 12 sierpnia: "Planowany projekt Centrum przeciwko Wypędzeniom spotyka się w Polsce z nieufnością i odmową. Sprawa ta nie powinna być jednak przedmiotem sporu we wzajemnych stosunkach. Chodzi nam o to, by upamiętnić wypędzenia w duchu pojednania. Nikt nie podaje w wątpliwość, że wojnę rozpoczęły nazistowskie Niemcy. Udokumentowanie zjawiska wypędzeń uważam za właściwe i konieczne. Konieczne jest rozliczenie każdej niesprawiedliwości. Tym sposobem utrudnimy powtórzenie się podobnej niesprawiedliwości w przyszłości. Chcemy, aby projekt centrum został zeuropeizowany w takim stopniu, jak tylko jest to możliwe".
Rzecz w tym, że w Polsce jest inne niż w Niemczech poczucie sprawiedliwości, niezależnie od współczucia dla jednostek i potępienia czynów kryminalnych. Po wojnie Polacy i Niemcy zdecydowanie różnili się w rozumieniu tego, na czym polega sprawiedliwość. Carl Schmitt, jeden z wielu intelektualistów, którzy poparli Hitlera, skarżył się w swoich zapiskach: "Są zbrodnie przeciw ludzkości i zbrodnie dla ludzkości. Zbrodnie przeciw ludzkości są popełnianie przez Niemców. Zbrodnie dla ludzkości są popełniane na Niemcach". Do zbrodni zaliczał on także proces norymberski. Dzisiaj coraz częściej uważa się w Niemczech, że aktem niesprawiedliwości łamiącym podstawowe prawa człowieka były nie tylko bombardowania niemieckich miast przez alianckie lotnictwo, lecz także konferencja w Poczdamie i - oczywiście - wypędzenie. Jest ono wpisywane nie tyle w dzieje II wojny światowej, ile w historię wielkich czystek etnicznych i uchodzi przede wszystkim za skutek polskiego i czeskiego nacjonalizmu.
Niesymetria cierpień i win
W Polsce inne były odczucia, choćby takie, jakie znajdujemy w opartym na biograficznych przeżyciach opowiadaniu Marka Hłaski "Szukając gwiazd". Jeden z bohaterów, ojciec chłopca zakochanego w żydowskiej dziewczynce, mówi: "Może Bóg zachowa Niemców, a zachowa ich na pewno. Ja myślę, że ze wszystkich narodów oni właśnie są najbardziej potrzebni Bogu i dlatego ich zachowa. Żeby wszyscy ludzie wiedzieli i czuli, jak wygląda zło. Tylko po to, aby można było wybierać dobroć... A teraz pójdę, aby ich zabijać, i będę się modlić do Boga, aby ich zachował".
Czytając opowiadanie Hłaski, zwłaszcza opis mordu na ukrywającej się żydowskiej rodzinie, łatwo zrozumieć, dlaczego ludzie w Polsce tak mogli, a nawet musieli myśleć o Niemcach. W niczym nie zmienia tego - i zmienić nie może - fakt, że w opowiadaniu Hłaski denuncjantem był Polak, a przy egzekucji asystował granatowy policjant. Niestety, nasza pamięć o tamtych czasach i czynach nie pozwala nam uznać symetrii niemieckich i polskich cierpień i win, rozumieć wypędzenia po prostu jako niesprawiedliwości ani zaakceptować Niemców jako wychowujących nas nauczycieli dobra. Wydaje się, że stosunki polsko-niemieckie tylko wtedy naprawdę się poprawią i ustabilizują, gdy nasi zachodni sąsiedzi - studenci, politycy, publicyści i intelektualiści - przyjmą to wreszcie do wiadomości.
Fot. Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 41/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.