Koszty realizacji obietnic i zamysłów PiS wyraźnie przewyższą ewentualne oszczędności
Oficjalnie się o tym nie mówi. Ale wystarczy spojrzeć na różnice programowe między potencjalnymi koalicjantami, by wszystko stało się jasne. Stan wiedzy Platformy Obywatelskiej w sprawach pieniądza, finansów publicznych i roli gospodarki rynkowej różni się istotnie od poglądów Prawa i Sprawiedliwości w tej dziedzinie. Choć kandydat PiS na premiera cieszy się opinią polityka rozważnego i najbliższego światopoglądowo platformie, to zapisy programowe jego partii mówią jednak coś innego. Nawet pobieżny ich ogląd wskazuje, że koszty realizacji rozmaitych obietnic i zamysłów PiS będą wyraźnie przeważać bardzo ewentualne oszczędności z tytułu obniżenia wydatków na administrację. Dotychczas nie udało się to większości rządów szesnastolecia. Niepokoi też zapowiedź kontynuowania wsparcia budżetowego dla państwowych molochów, zwłaszcza dla górnictwa węglowego, pochłaniającego miliardy złotych mimo dobrej koniunktury. PiS nie jest przekonany o zasadności konsekwentnej prywatyzacji, choć w Polsce udział majątku państwowego i sektora nierynkowego w gospodarce jest większy niż w wielu innych krajach. Czyżbyśmy mieli zamiar nadal obciążać gospodarkę prywatną daninami na rzecz sektora nierynkowego i zniechęcać ją do inwestowania?
Tonacja programu gospodarczego PiS wskazuje, że jego autorzy mają dość ambiwalentny stosunek do deficytu budżetowego i długu publicznego. Nie widać, by zagrożenia wynikające z długu publicznego, bliskiego granicznej wielkości 60 proc. PKB, i wysokich kosztów obsługi tego długu spędzały im sen z powiek. Biorąc pod uwagę listę obietnic, zapowiedź ograniczenia deficytu budżetowego do 30 mld zł brzmi gołosłownie. Nie wspomina się o tym, że jest to deficyt wysoki, powiększający, a nie zmniejszający, dług publiczny. Czyżbyśmy ciągle jeszcze nie zdawali sobie sprawy z tego, że przyrost długu publicznego obniża przyrost produktu krajowego? Wygląda na to, że wielu polityków ciągle nie rozumie, że przy wzroście PKB o 4 proc. i wzroście długu publicznego o 3 proc. realny przyrost produktu krajowego w ciągu roku wynosi 1 proc. A u nas same tylko koszty obsługi długu zjadają nam 3 proc. PKB.
PiS wiedział, nie powiedział
Ryzykując spadek popularności, PiS powinien wyraźnie powiedzieć, że nie stać nas na taką hipertrofię polityki socjalnej jak w Niemczech, gdzie tylko silny prywatny sektor eksportowy podtrzymuje stojącą w miejscu gospodarkę. Pachnące populizmem eksponowanie socjalnych aspektów programu PiS w porównaniu z rzekomo aspołecznym stanowiskiem platformy dowodzi utrzymywania się zasadniczych nieporozumień w sferze wiedzy ekonomicznej. Rzecz w tym, że kosztowność hojnej polityki socjalnej osłabia dynamikę gospodarki i podcina możliwość rozwiązania jej rzeczywistych problemów, takich jak bezrobocie. Polska ciągle jeszcze należy do krajów potrzebujących dużych inwestycji warunkujących spadek bezrobocia, a nie samooszukiwania się świadczeniami socjalnymi. Efektowny postulat wprowadzenia 100-procentowej jednorazowej amortyzacji nakładów inwestycyjnych jest trudny do pogodzenia z podstawami rachunku ekonomicznego. Trzeba mieć świadomość, że to polska wysoka stopa redystrybucji na rzecz świadczeń socjalnych ogranicza skłonność do inwestowania i utrudnia zwalczanie bezrobocia. Utrzymywanie własności państwowej i etatystyczne ciągoty PiS nie zapowiadają poprawy tych relacji. Tymczasem ich radykalna, szybka poprawa jest głównym warunkiem przyspieszenia rozwoju gospodarczego.
Szepty Samoobrony
Nie sądzę, by politycy PiS ulegli podszeptom Samoobrony w kwestiach polityki pieniężnej i pokusom sterowania gospodarką w sposób niezgodny z regułami rynkowymi. Nie sądzę też, by zamiar likwidacji Rady Polityki Pieniężnej miał się przełożyć na żądanie zwiększenia podaży pieniądza ponad wielkości zapewniające prawidłowe relacje ekonomiczne i stabilność cen. Na szczęście mamy w tej mierze gwarancję utrzymania porządku do roku 2007.
XXI wiek nie będzie wiekiem populizmu. Eksperymenty w tym zakresie okazały się zbyt kosztowne i nieefektywne. Coraz powszechniejsza jest świadomość właściwej kolejności rzeczy w sprawach gospodarczych. Po to, by móc podzielić produkt społeczny, trzeba go najpierw wytworzyć. Kluczowe znaczenie ma wobec tego stworzenie klimatu sprzyjającego wzrostowi produkcji, zysków i inwestycji. Partie koalicyjne zasłużą się Polsce dobrze, jeśli przesuną w swej polityce punkt ciężkości z podziału na produkcję, na osiąganie nadwyżek, a nie na produkowanie deficytu.
Tonacja programu gospodarczego PiS wskazuje, że jego autorzy mają dość ambiwalentny stosunek do deficytu budżetowego i długu publicznego. Nie widać, by zagrożenia wynikające z długu publicznego, bliskiego granicznej wielkości 60 proc. PKB, i wysokich kosztów obsługi tego długu spędzały im sen z powiek. Biorąc pod uwagę listę obietnic, zapowiedź ograniczenia deficytu budżetowego do 30 mld zł brzmi gołosłownie. Nie wspomina się o tym, że jest to deficyt wysoki, powiększający, a nie zmniejszający, dług publiczny. Czyżbyśmy ciągle jeszcze nie zdawali sobie sprawy z tego, że przyrost długu publicznego obniża przyrost produktu krajowego? Wygląda na to, że wielu polityków ciągle nie rozumie, że przy wzroście PKB o 4 proc. i wzroście długu publicznego o 3 proc. realny przyrost produktu krajowego w ciągu roku wynosi 1 proc. A u nas same tylko koszty obsługi długu zjadają nam 3 proc. PKB.
PiS wiedział, nie powiedział
Ryzykując spadek popularności, PiS powinien wyraźnie powiedzieć, że nie stać nas na taką hipertrofię polityki socjalnej jak w Niemczech, gdzie tylko silny prywatny sektor eksportowy podtrzymuje stojącą w miejscu gospodarkę. Pachnące populizmem eksponowanie socjalnych aspektów programu PiS w porównaniu z rzekomo aspołecznym stanowiskiem platformy dowodzi utrzymywania się zasadniczych nieporozumień w sferze wiedzy ekonomicznej. Rzecz w tym, że kosztowność hojnej polityki socjalnej osłabia dynamikę gospodarki i podcina możliwość rozwiązania jej rzeczywistych problemów, takich jak bezrobocie. Polska ciągle jeszcze należy do krajów potrzebujących dużych inwestycji warunkujących spadek bezrobocia, a nie samooszukiwania się świadczeniami socjalnymi. Efektowny postulat wprowadzenia 100-procentowej jednorazowej amortyzacji nakładów inwestycyjnych jest trudny do pogodzenia z podstawami rachunku ekonomicznego. Trzeba mieć świadomość, że to polska wysoka stopa redystrybucji na rzecz świadczeń socjalnych ogranicza skłonność do inwestowania i utrudnia zwalczanie bezrobocia. Utrzymywanie własności państwowej i etatystyczne ciągoty PiS nie zapowiadają poprawy tych relacji. Tymczasem ich radykalna, szybka poprawa jest głównym warunkiem przyspieszenia rozwoju gospodarczego.
Szepty Samoobrony
Nie sądzę, by politycy PiS ulegli podszeptom Samoobrony w kwestiach polityki pieniężnej i pokusom sterowania gospodarką w sposób niezgodny z regułami rynkowymi. Nie sądzę też, by zamiar likwidacji Rady Polityki Pieniężnej miał się przełożyć na żądanie zwiększenia podaży pieniądza ponad wielkości zapewniające prawidłowe relacje ekonomiczne i stabilność cen. Na szczęście mamy w tej mierze gwarancję utrzymania porządku do roku 2007.
XXI wiek nie będzie wiekiem populizmu. Eksperymenty w tym zakresie okazały się zbyt kosztowne i nieefektywne. Coraz powszechniejsza jest świadomość właściwej kolejności rzeczy w sprawach gospodarczych. Po to, by móc podzielić produkt społeczny, trzeba go najpierw wytworzyć. Kluczowe znaczenie ma wobec tego stworzenie klimatu sprzyjającego wzrostowi produkcji, zysków i inwestycji. Partie koalicyjne zasłużą się Polsce dobrze, jeśli przesuną w swej polityce punkt ciężkości z podziału na produkcję, na osiąganie nadwyżek, a nie na produkowanie deficytu.
Więcej możesz przeczytać w 41/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.