Gdyby Jan Paweł II podczas pobytu w Izraelu mógł wystartować w wyborach prezydenckich, Żydzi w stu procentach głosowaliby na niego
Jan Paweł II nieodmiennie będzie mi się kojarzył z wizytą w Izraelu w 2000 r. To było bezprecedensowe wydarzenie, o czym warto przypomnieć w 27. rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża. Nie była to pierwsza wizyta papieża w naszym kraju. W 1966 r. Izrael odwiedził Paweł VI, ale to wydarzenie pamiętamy jako smutne, czysto dyplomatyczne i krótkie. Co innego wizyta Jana Pawła II w Izraelu i Jerozolimie. Odbyła się w atmosferze święta. Na każdym kroku papież spotykał się z wyrazami głębokiej sympatii i solidarności ze strony obywateli Izraela.
Paweł VI pojechał tylko do Megiddo w Dolinie Izrael. Nie był natomiast w Jerozolimie. Wizyta ograniczona była do krótkiego spotkania z prezydentem Izraela Zalmanem Szazarem. Doszło do niej przed wojną sześciodniową, kiedy Jerozolima była podzielona na część arabską i żydowską. Prawdopodobnie papież nie chciał doprowadzić do międzynarodowych zadrażnień. Na pewno nie chciał zaogniać stosunków między krajami arabskimi i chrześcijanami w nich mieszkającymi.
Bliskie odległe sąsiedztwo
Dzień, w którym samolot Jana Pawła II wylądował na lotnisku Ben Guriona, do dzisiaj pamiętają wszyscy Izraelczycy. Dla nas najważniejsze było to, że Ojciec Święty jest Polakiem, wielkim humanistą i człowiekiem wielkiej odwagi. Wszak stosunki polsko-żydowskie można określić zarówno jako bardzo odległe, jak i bardzo bliskie. Stosunki trwające od XI wieku układały się przeważnie pozytywnie, a skończyły okropną tragedią: zagładą naszego narodu na hitlerowskich wyspach na polskiej ziemi.
Większość Żydów polskiego pochodzenia (i nie tylko oni) żywi ambiwalentne uczucia wobec Kościoła katolickiego. Wprawdzie jesteśmy dziećmi jednego Boga, ale trudno zapomnieć, że korzenie antysemityzmu też wywodzą się z Kościoła, z konfliktu między religiami. Podczas II wojny światowej w klasztorach i kościołach ratowano żydowskie dzieci, ale były również takie świątynie, które milczały. Zwłaszcza milczenie Piusa XII było niewybaczalne.
Krzyż życia
Wraz z moją rodziną przez kilka dni ukrywałem się w małej kapliczce u rodziny Góralów, obok naszego domu w Borysławiu. Znaleźliśmy schronienie pod krzyżem. Od tamtej pory krzyż jest dla mnie także symbolem życia, ratunku z zagłady. Żydzi nigdy nie wchodzili do kościołów, a ich sąsiedzi nie przekraczali progu synagog. W tamtych czasach nie mówiło się o judeochrześcijaństwie, tylko o konfliktach między dwiema religiami. Jan Paweł II to zmienił. Podobnie działał już Jan XXIII, ale umarł po krótkiej służbie. Jan Paweł II, polski papież, nie tylko szedł drogą pojednania między Żydami i chrześcijanami, on ją jeszcze rozszerzył. U Jana XXIII to była ścieżka, u Jana Pawła II najpierw droga, a potem autostrada. Dlatego wizyta Ojca świętego w Izraelu i Jerozolimie stała się wydarzeniem historycznym. Wszyscy czuliśmy, że to być może jego najważniejsza wizyta.
Otwieranie serc
Jana Pawła II na lotnisku Ben Guriona witał premier Ehud Barak, którego matka urodziła się w Warszawie. Kolejny witający, naczelny rabin Izraela Meir Lau, pochodził z Piotrkowa Trybunalskiego. Także ja miałem zaszczyt być wówczas na lotnisku - jako przewodniczący światowej Rady Instytutu Pamięci Narodowej Yad Vashem.
W Izraelu, na chrześcijańskiej świętej ziemi i naszej świętej ziemi obiecanej, w naszym niepodległym, demokratycznym państwie to spotkanie wyglądało jak polska konferencja. Już na lotnisku Jan Paweł II zamienił z nami kilka słów po polsku. Po akcencie rozpoznawał, z jakich okolic pochodzą jego rozmówcy. To było wspaniałe przeżycie.
Miałem zaszczyt gościć Ojca Świętego w instytucie Yad Vashem, w najważniejszym miejscu na świecie poświęconym pamięci zamordowanych 6 mln Żydów. Do Jerozolimy, historycznej i religijnej kolebki Żydów, przyjechał papież, który już w 1986 r. po raz pierwszy odwiedził rzymską synagogę. Człowiek, który mówił o solidarności, otworzył serca chrześcijan na nas i nasze serca na was. Tej wielkiej symboliki nigdy nie zapomnę. Cały czas miałem świadomość, że na moich oczach dzieje się historia.
W nocy przed przyjazdem papieża miałem niesamowity sen. Przyśnili mi się moi dziadkowie Icyk i Hirsz. Obaj przychodzili do naszego domu na szabasowe kolacje. Z nimi w piątkowe wieczory chodziłem do synagogi. Do dzisiaj pamiętam ciepło ich dłoni. Obaj zostali zamordowani podczas trzeciego pogromu w Borysławiu. I w tym śnie oni połączyli się w jedną postać z Janem Pawłem II. Odczułem to jako symbol. Jest wiele takich symboli w stosunkach polsko-żydowskich. Papież Polak zawsze podkreślał, że jesteśmy starszymi braćmi w wierze. Może ten sen był spotkaniem starszych braci? Icyk i Hirsz, z brodami, pejsami, spotkali się z Janem Pawłem II.
Czuły dotyk
Pamiętam, kiedy premier Ehud Barak oficjalnie przedstawiał mnie Ojcu Świętemu i powiedział, że za kilka miesięcy obejmę w Polsce funkcję ambasadora. Zażartował, pytając Jana Pawła II o moją znajomość języka polskiego. Papież pomyślał chwilę i odpowiedział: "Dość dobrze, ale będzie lepiej". I to prawda, mój polski przed wyjazdem na misję dyplomatyczną był słaby, bardzo dziecinny, związany z moim straconym dzieciństwem. Przecież Polskę opuściłem w 1946 r. jako małe dziecko. Potem papież ponownie zwrócił się do mnie i zapytał, skąd pochodzę. Odpowiedziałem, że z Borysławia. Ojciec Święty zamyślił się i odrzekł: "Borysław to nie tak daleko od Wadowic, prawie 400 kilometrów". Pomyślałem wtedy, że to wielki człowiek. Ma tyle spraw na głowie, a pamięta, ile jest kilometrów z Wadowic do Borysławia.
Jana Pawła II wyróżniała nie tylko nieprzeciętna inteligencja, ale także fenomenalna pamięć. W tamtej chwili Jan Paweł II ujął mnie za rękę. Na zawsze zapamiętam ten szczególny dotyk, przywołujący wspomnienie dotyku rąk moich dziadków. Poczułem przejmujące ciepło. To była jednocześnie bardzo silna ręka. Jako młody człowiek byłem sportowcem, ale już dawno nie czułem takiego silnego uścisku. I kiedy dowiedziałem się, że Jan Paweł II był sportowcem, zrozumiałem, skąd taka silna dłoń, a jednocześnie taka delikatna.
Łzy smutku
Wystąpienie Ojca Świętego w instytucie Yad Vashem, jego łzy, jego otwarte serce zrobiły na wszystkich wielkie wrażenie. Słowa, które wówczas wyszły z jego serca, trafiły do serc. Szczególnie wspominam jego spotkanie z Edit Cirer. Tę kobietę papież po raz pierwszy zobaczył w styczniu 1945 r. na stacji kolejowej w Andrzejowie. Była bardzo słaba, wychudzona i zagubiona. Młody ksiądz Karol Wojtyła wziął ją na plecy, wniósł do wagonu i nakarmił. Później ktoś z przyjaciół pani Cirer ostrzegał ją przed Wojtyłą. Był księdzem i obawiano się, że będzie chciał nawracać młodą kobietę na chrześcijaństwo. Przestraszona Cirer schowała się przed nim, ale kiedy po latach dowiedziała się, że pomógł jej przyszły papież, była bardzo szczęśliwa.
Łzy w głębokich oczach Jana Pawła II podczas jego przemowy w Yad Vashem były czymś niezwykłym. Działo się to obok wiecznego świętego ognia, tablic pamiątkowych i prochów z Auschwitz, Birkenau, Dachau, Treblinki, Sobiboru, Majdanka. Taka powojenna smutna mapa Europy, na którą papież patrzył i my wszyscy patrzyliśmy. Ponownie poczułem ciepło jego dłoni.
Duchowo sprawiedliwy
Jan Paweł II nie dostał medalu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Odznaczenie to przyznaje się ludziom, którzy osobiście ratowali Żydów. Sytuacja Wojtyły była nieco inna: pomagał, ale było to już po wycofaniu się Niemców z Polski. Dla nas był on duchowo sprawiedliwy wśród narodów świata. Został sprawiedliwym wśród sprawiedliwych. Nie ma bardziej sprawiedliwego. I dlatego wszyscy tak go kochaliśmy. Gdyby podczas jego wizyty w Izraelu odbywały się wybory prezydenckie, w których kandydowałby Jan Paweł II, Żydzi w stu procentach głosowaliby na niego. Nic dziwnego, że kiedy Jan Paweł II umarł, wielu Izraelczyków miało łzy w oczach.
Paweł VI pojechał tylko do Megiddo w Dolinie Izrael. Nie był natomiast w Jerozolimie. Wizyta ograniczona była do krótkiego spotkania z prezydentem Izraela Zalmanem Szazarem. Doszło do niej przed wojną sześciodniową, kiedy Jerozolima była podzielona na część arabską i żydowską. Prawdopodobnie papież nie chciał doprowadzić do międzynarodowych zadrażnień. Na pewno nie chciał zaogniać stosunków między krajami arabskimi i chrześcijanami w nich mieszkającymi.
Bliskie odległe sąsiedztwo
Dzień, w którym samolot Jana Pawła II wylądował na lotnisku Ben Guriona, do dzisiaj pamiętają wszyscy Izraelczycy. Dla nas najważniejsze było to, że Ojciec Święty jest Polakiem, wielkim humanistą i człowiekiem wielkiej odwagi. Wszak stosunki polsko-żydowskie można określić zarówno jako bardzo odległe, jak i bardzo bliskie. Stosunki trwające od XI wieku układały się przeważnie pozytywnie, a skończyły okropną tragedią: zagładą naszego narodu na hitlerowskich wyspach na polskiej ziemi.
Większość Żydów polskiego pochodzenia (i nie tylko oni) żywi ambiwalentne uczucia wobec Kościoła katolickiego. Wprawdzie jesteśmy dziećmi jednego Boga, ale trudno zapomnieć, że korzenie antysemityzmu też wywodzą się z Kościoła, z konfliktu między religiami. Podczas II wojny światowej w klasztorach i kościołach ratowano żydowskie dzieci, ale były również takie świątynie, które milczały. Zwłaszcza milczenie Piusa XII było niewybaczalne.
Krzyż życia
Wraz z moją rodziną przez kilka dni ukrywałem się w małej kapliczce u rodziny Góralów, obok naszego domu w Borysławiu. Znaleźliśmy schronienie pod krzyżem. Od tamtej pory krzyż jest dla mnie także symbolem życia, ratunku z zagłady. Żydzi nigdy nie wchodzili do kościołów, a ich sąsiedzi nie przekraczali progu synagog. W tamtych czasach nie mówiło się o judeochrześcijaństwie, tylko o konfliktach między dwiema religiami. Jan Paweł II to zmienił. Podobnie działał już Jan XXIII, ale umarł po krótkiej służbie. Jan Paweł II, polski papież, nie tylko szedł drogą pojednania między Żydami i chrześcijanami, on ją jeszcze rozszerzył. U Jana XXIII to była ścieżka, u Jana Pawła II najpierw droga, a potem autostrada. Dlatego wizyta Ojca świętego w Izraelu i Jerozolimie stała się wydarzeniem historycznym. Wszyscy czuliśmy, że to być może jego najważniejsza wizyta.
Otwieranie serc
Jana Pawła II na lotnisku Ben Guriona witał premier Ehud Barak, którego matka urodziła się w Warszawie. Kolejny witający, naczelny rabin Izraela Meir Lau, pochodził z Piotrkowa Trybunalskiego. Także ja miałem zaszczyt być wówczas na lotnisku - jako przewodniczący światowej Rady Instytutu Pamięci Narodowej Yad Vashem.
W Izraelu, na chrześcijańskiej świętej ziemi i naszej świętej ziemi obiecanej, w naszym niepodległym, demokratycznym państwie to spotkanie wyglądało jak polska konferencja. Już na lotnisku Jan Paweł II zamienił z nami kilka słów po polsku. Po akcencie rozpoznawał, z jakich okolic pochodzą jego rozmówcy. To było wspaniałe przeżycie.
Miałem zaszczyt gościć Ojca Świętego w instytucie Yad Vashem, w najważniejszym miejscu na świecie poświęconym pamięci zamordowanych 6 mln Żydów. Do Jerozolimy, historycznej i religijnej kolebki Żydów, przyjechał papież, który już w 1986 r. po raz pierwszy odwiedził rzymską synagogę. Człowiek, który mówił o solidarności, otworzył serca chrześcijan na nas i nasze serca na was. Tej wielkiej symboliki nigdy nie zapomnę. Cały czas miałem świadomość, że na moich oczach dzieje się historia.
W nocy przed przyjazdem papieża miałem niesamowity sen. Przyśnili mi się moi dziadkowie Icyk i Hirsz. Obaj przychodzili do naszego domu na szabasowe kolacje. Z nimi w piątkowe wieczory chodziłem do synagogi. Do dzisiaj pamiętam ciepło ich dłoni. Obaj zostali zamordowani podczas trzeciego pogromu w Borysławiu. I w tym śnie oni połączyli się w jedną postać z Janem Pawłem II. Odczułem to jako symbol. Jest wiele takich symboli w stosunkach polsko-żydowskich. Papież Polak zawsze podkreślał, że jesteśmy starszymi braćmi w wierze. Może ten sen był spotkaniem starszych braci? Icyk i Hirsz, z brodami, pejsami, spotkali się z Janem Pawłem II.
Czuły dotyk
Pamiętam, kiedy premier Ehud Barak oficjalnie przedstawiał mnie Ojcu Świętemu i powiedział, że za kilka miesięcy obejmę w Polsce funkcję ambasadora. Zażartował, pytając Jana Pawła II o moją znajomość języka polskiego. Papież pomyślał chwilę i odpowiedział: "Dość dobrze, ale będzie lepiej". I to prawda, mój polski przed wyjazdem na misję dyplomatyczną był słaby, bardzo dziecinny, związany z moim straconym dzieciństwem. Przecież Polskę opuściłem w 1946 r. jako małe dziecko. Potem papież ponownie zwrócił się do mnie i zapytał, skąd pochodzę. Odpowiedziałem, że z Borysławia. Ojciec Święty zamyślił się i odrzekł: "Borysław to nie tak daleko od Wadowic, prawie 400 kilometrów". Pomyślałem wtedy, że to wielki człowiek. Ma tyle spraw na głowie, a pamięta, ile jest kilometrów z Wadowic do Borysławia.
Jana Pawła II wyróżniała nie tylko nieprzeciętna inteligencja, ale także fenomenalna pamięć. W tamtej chwili Jan Paweł II ujął mnie za rękę. Na zawsze zapamiętam ten szczególny dotyk, przywołujący wspomnienie dotyku rąk moich dziadków. Poczułem przejmujące ciepło. To była jednocześnie bardzo silna ręka. Jako młody człowiek byłem sportowcem, ale już dawno nie czułem takiego silnego uścisku. I kiedy dowiedziałem się, że Jan Paweł II był sportowcem, zrozumiałem, skąd taka silna dłoń, a jednocześnie taka delikatna.
Łzy smutku
Wystąpienie Ojca Świętego w instytucie Yad Vashem, jego łzy, jego otwarte serce zrobiły na wszystkich wielkie wrażenie. Słowa, które wówczas wyszły z jego serca, trafiły do serc. Szczególnie wspominam jego spotkanie z Edit Cirer. Tę kobietę papież po raz pierwszy zobaczył w styczniu 1945 r. na stacji kolejowej w Andrzejowie. Była bardzo słaba, wychudzona i zagubiona. Młody ksiądz Karol Wojtyła wziął ją na plecy, wniósł do wagonu i nakarmił. Później ktoś z przyjaciół pani Cirer ostrzegał ją przed Wojtyłą. Był księdzem i obawiano się, że będzie chciał nawracać młodą kobietę na chrześcijaństwo. Przestraszona Cirer schowała się przed nim, ale kiedy po latach dowiedziała się, że pomógł jej przyszły papież, była bardzo szczęśliwa.
Łzy w głębokich oczach Jana Pawła II podczas jego przemowy w Yad Vashem były czymś niezwykłym. Działo się to obok wiecznego świętego ognia, tablic pamiątkowych i prochów z Auschwitz, Birkenau, Dachau, Treblinki, Sobiboru, Majdanka. Taka powojenna smutna mapa Europy, na którą papież patrzył i my wszyscy patrzyliśmy. Ponownie poczułem ciepło jego dłoni.
Duchowo sprawiedliwy
Jan Paweł II nie dostał medalu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Odznaczenie to przyznaje się ludziom, którzy osobiście ratowali Żydów. Sytuacja Wojtyły była nieco inna: pomagał, ale było to już po wycofaniu się Niemców z Polski. Dla nas był on duchowo sprawiedliwy wśród narodów świata. Został sprawiedliwym wśród sprawiedliwych. Nie ma bardziej sprawiedliwego. I dlatego wszyscy tak go kochaliśmy. Gdyby podczas jego wizyty w Izraelu odbywały się wybory prezydenckie, w których kandydowałby Jan Paweł II, Żydzi w stu procentach głosowaliby na niego. Nic dziwnego, że kiedy Jan Paweł II umarł, wielu Izraelczyków miało łzy w oczach.
Więcej możesz przeczytać w 41/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.