Koronkowa robota Borisa Reitschustera to przedstawianie słów Putina tuż obok faktów, które im przeczą
Boris Reitschuster, od 1990 r. korespondent niemieckich mediów w Moskwie, po trzynastu latach śledzenia kremlowskiej polityki opisał jej mechanizmy z niemiecką zaiste precyzją. Jego książka "Władimir Putin. Dokąd prowadzi Rosję?" to analityczny opis pozorów, imitacji, kłamstw i fałszerstw składających się na to, co Zachód - dla swojej wygody - nazywa demokratyczną Rosją. Autor zdziera zasłony z fasad, które otaczają twierdzę coraz bardziej autorytarnej władzy.
Staje przed nami władca zawdzięczający swe mianowanie na prezydencki tron (a konstytucja rosyjska daje prezydentowi władzę niemal absolutną) wyłącznie bezwarunkowej lojalności. Lojalności wobec zła, bo klanowi Jelcyna potrzebny był następca gwarantujący bezkarność odpowiedzialnym za nieprawdopodobne przekręty o wartości miliardów dolarów. Rozmiar tych przewinień Putin znał doskonale, gdyż wcześniej, jako szef FSB (dawna KGB), blokował wszelkie dochodzenia w tej sprawie.
Istotą wprowadzonej przez Putina "dyktatury prawa" jest zaciemnianie prawdy i sankcjonowanie bezprawia, czy to przy zatonięciu atomowego okrętu podwodnego "Kursk", czy w śledztwie dotyczącym napadu terrorystów na teatr podczas spektaklu "Nord-Ost", czy przy badaniu okoliczności dramatu w Biesłanie, czy wreszcie przy montowaniu oskarżeń przeciw biznesmenowi Michaiłowi Chodorkowskiemu.
Koronkowa robota Reitschustera to nizanie na nić słów wypowiadanych przez Putina tuż obok faktów, które im zaprzeczają. Niedługo po tym, jak zachęcał dziennikarzy, "by stale i z pasją krytykowali wszystkie bez wyjątku organa państwa, łącznie z nim samym", umarł dziwną, nagłą śmiercią znany dziennikarz Jurij Szcziekoczichin tropiący afery korupcyjne sięgające Kremla. "Jestem przekonany, że nie może być demokratycznej Rosji bez wolności prasy" - mówił Putin w 2002 r., a brutalnego dławienia tej wolności jest w Putinowej Rosji tyle, że tylko pobieżny jego opis zajął autorowi prawie 40 stron.
Czeczenii nie poświęca autor oddzielnego rozdziału - jest ona osią, wokół której kręci się kariera Putina. Gdyby nie zmontowane przez FSB "akty terrorystyczne" z 1999 r., "nieubłagany pogromca Czeczenów" nie zostałby prezydentem. Gdyby nie kolejne akty terroru, jak tłumaczyłby Rosji i światu nieustającą wojnę z maleńkim narodem? W analizie Reitschustera nie ma cienia sympatii dla Czeczenów, jest rzetelna analiza przestępstw Kremla wobec nich i wstrząsających łgarstw we wszystkim, co Czeczenii dotyczy. Bo czy notatka omyłkowo przeczytana przez przewodniczącego Dumy Sielezniowa (nieprawidłowo nazwanego przez tłumacza Żeleznowem) o wybuchu, który dopiero miał nastąpić, nie jest dowodem na montaż apokaliptycznego kłamstwa, które jak katapulta wyniosło Putina do władzy?
Dokąd zmierza Rosja dzisiejsza, "Rosja inscenizowanej demokracji, gdzie Kreml stawia na kłamstwa i kontrolę informacji, manipuluje opinią publiczną"? Autor ma niemal pewność, że po prostu do dyktatury. Ale ma i nadzieję, że jeszcze większa kontrola i silniejsze represje doprowadzą do tego, iż "demokracja sterowana przewróci się sama". Konieczna jest jednak zmiana postawy Zachodu, bo "kto zamyka oczy, zamiast otwarcie wyrażać obawy i uwagi krytyczne, wyświadcza Rosji złą przysługę".
Choć historia wprost się nie powtarza, to jednak Reitschuster przyrównuje Putina do Stalina. Jego książka to dzwon na trwogę i obowiązkowa lektura dla polityków.
Staje przed nami władca zawdzięczający swe mianowanie na prezydencki tron (a konstytucja rosyjska daje prezydentowi władzę niemal absolutną) wyłącznie bezwarunkowej lojalności. Lojalności wobec zła, bo klanowi Jelcyna potrzebny był następca gwarantujący bezkarność odpowiedzialnym za nieprawdopodobne przekręty o wartości miliardów dolarów. Rozmiar tych przewinień Putin znał doskonale, gdyż wcześniej, jako szef FSB (dawna KGB), blokował wszelkie dochodzenia w tej sprawie.
Istotą wprowadzonej przez Putina "dyktatury prawa" jest zaciemnianie prawdy i sankcjonowanie bezprawia, czy to przy zatonięciu atomowego okrętu podwodnego "Kursk", czy w śledztwie dotyczącym napadu terrorystów na teatr podczas spektaklu "Nord-Ost", czy przy badaniu okoliczności dramatu w Biesłanie, czy wreszcie przy montowaniu oskarżeń przeciw biznesmenowi Michaiłowi Chodorkowskiemu.
Koronkowa robota Reitschustera to nizanie na nić słów wypowiadanych przez Putina tuż obok faktów, które im zaprzeczają. Niedługo po tym, jak zachęcał dziennikarzy, "by stale i z pasją krytykowali wszystkie bez wyjątku organa państwa, łącznie z nim samym", umarł dziwną, nagłą śmiercią znany dziennikarz Jurij Szcziekoczichin tropiący afery korupcyjne sięgające Kremla. "Jestem przekonany, że nie może być demokratycznej Rosji bez wolności prasy" - mówił Putin w 2002 r., a brutalnego dławienia tej wolności jest w Putinowej Rosji tyle, że tylko pobieżny jego opis zajął autorowi prawie 40 stron.
Czeczenii nie poświęca autor oddzielnego rozdziału - jest ona osią, wokół której kręci się kariera Putina. Gdyby nie zmontowane przez FSB "akty terrorystyczne" z 1999 r., "nieubłagany pogromca Czeczenów" nie zostałby prezydentem. Gdyby nie kolejne akty terroru, jak tłumaczyłby Rosji i światu nieustającą wojnę z maleńkim narodem? W analizie Reitschustera nie ma cienia sympatii dla Czeczenów, jest rzetelna analiza przestępstw Kremla wobec nich i wstrząsających łgarstw we wszystkim, co Czeczenii dotyczy. Bo czy notatka omyłkowo przeczytana przez przewodniczącego Dumy Sielezniowa (nieprawidłowo nazwanego przez tłumacza Żeleznowem) o wybuchu, który dopiero miał nastąpić, nie jest dowodem na montaż apokaliptycznego kłamstwa, które jak katapulta wyniosło Putina do władzy?
Dokąd zmierza Rosja dzisiejsza, "Rosja inscenizowanej demokracji, gdzie Kreml stawia na kłamstwa i kontrolę informacji, manipuluje opinią publiczną"? Autor ma niemal pewność, że po prostu do dyktatury. Ale ma i nadzieję, że jeszcze większa kontrola i silniejsze represje doprowadzą do tego, iż "demokracja sterowana przewróci się sama". Konieczna jest jednak zmiana postawy Zachodu, bo "kto zamyka oczy, zamiast otwarcie wyrażać obawy i uwagi krytyczne, wyświadcza Rosji złą przysługę".
Choć historia wprost się nie powtarza, to jednak Reitschuster przyrównuje Putina do Stalina. Jego książka to dzwon na trwogę i obowiązkowa lektura dla polityków.
Więcej możesz przeczytać w 41/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.