Belgowie woleliby, aby mordercy 17-letniego Joego pochodzili z Afryki Północnej
Spora część Belgów była zawiedziona, gdy okazało się, że mordercami 17-letniego Joego van Holsbeecka byli Polacy, a nie Marokańczycy, jak na początku podejrzewano. Bo choć nikt tego nie powiedział oficjalnie, ubiegłotygodniowy brukselski marsz przeciwko przemocy, w którym wzięło udział 80 tys. osób, miał podtekst antyiimigrancki, a zwłaszcza antyislamski.
Tani i pracowici
Morderstwo Joego wstrząsnęło Belgią. 80 tys. uczestników marszu, dziesiątki artykułów w prasie oraz programów w radio i telewizji - od czasu afery mordercy i pedofila Marca Dutroux żadna sprawa nie wywołała w Belgii takich emocji. A przecież miesięcznie dokonywanych jest tam co najmniej kilkanaście zabójstw. Dlaczego więc jedno z nich urosło do rangi symbolu? - To co innego, młody chłopak został zabity w biały dzień, w miejscu publicznym, na zatłoczonym Dworcu Centralnym za głupie mp3. Takie zbrodnie nie zdarzają się co dzień - wylicza dziennikarz David Delmote. Jest jeszcze coś, o czym ani on, ani nikt inny publicznie nie mówi: niemal od początku po ujawnieniu zdjęć z kamer umieszczonych na dworcu wiadomo było, że mordercy nie wyglądali na rdzennych Europejczyków, ale raczej na przybyszów z Afryki Północnej. To właśnie fakt, że mordercy mogli być marokańskimi imigrantami, wzbudził najwięcej emocji. Byłaby to kropka nad i, uzasadniająca niechęć do tej grupy. Politycy na razie respektują prośbę matki zabitego chłopaka i nie wykorzystują jego śmierci do wzajemnych rozgrywek. A mieliby ułatwione zadanie, bo ponad 25 proc. Belgów nie kryje w sondażach niechęci do cudzoziemców, zwłaszcza kolorowych.
Informacja, że mordercy Joe to nie Marokańczycy, ale Polacy (prawdopodobnie romskiego pochodzenia), wywołała konsternację. Na Polaków pracujących w Belgii padł blady strach. Każdy z nich podświadomie czuł się napiętnowany. Według dziennika "La Dernire Heure" to około 100-tysięczna grupa, w której dominują mieszkańcy okolic Białegostoku, stamtąd wywodzą się też aresztowani. Białostocki szturm na Brukselę, Antwerpię i Lige trwa od końca lat 80. - kobiety sprzątają i opiekują się dziećmi, mężczyźni pracują na budowach i wykonują prace remontowe. W Brukseli mieszkają, tłocząc się w wynajmowanych pokojach, a w Siemiatyczach pod Białymstokiem wznoszą wille. Przed naszym wejściem do Unii Europejskiej belgijskie gazety, zwłaszcza największy dziennik "Le Soir", straszyły, że 80 proc. drobnych przestępstw to dzieło przybyszów z Europy Wschodniej, głównie Polaków. Dane policyjne zadają temu kłam. - Polacy nie są grupą szczególnie kryminogenną. Najczęściej mają problemy z prawem z powodu nielegalnej pracy lub kradzieży, ale to nie jest żadna epidemia - mówi Henri Brunnel z policji federalnej. Inny policjant dodaje, że Polaków łatwiej aresztować niż na przykład Marokańczyków, bo są mniej agresywni i rzadziej poruszają się w dużych grupach. Owszem, widzi się na ulicach pijanych i niedomytych polskojęzycznych kloszardów, ale tyle samo jest kloszardów belgijskich czy portugalskich. W przeciwieństwie do Niemiec i Austrii hasło "Polak złodziej" w Belgii nie jest szczególnie popularne. Belgowie chętnie zatrudniają Polaków, bo są tani i pracowici.
Wojna polsko-marokańska
Od kilku lat rośnie za to wzajemna niechęć między Polakami a Marokańczykami. To z tych dwóch nacji wywodzi się najwięcej nielegalnych pracowników, którzy siłą rzeczy są dla siebie konkurencją. Polskie sprzątaczki i opiekunki pokonały azjatycką i marokańską konkurencję; podobnie jest w wypadku mężczyzn. Belgowie wolą zatrudniać Polaków, bo są bardziej podobni do nich kulturowo. Między Marokańczykami a Polakami dochodzi do sporadycznych bijatyk, a polscy robotnicy mówią o swych konkurentach "brudasy". Marokańczycy, którzy biją Polaków na łeb, na szyję w policyjnych statystykach, teraz triumfują. Wreszcie to oni będą mogli gardzić Polakami. W dzielnicy Saint Gilles, w której mieszkają obie nacje, robi się coraz goręcej.
Belgijskie media nie wykorzystały na razie okazji do przypuszczenia ataku na Polaków. Zadanie nie byłoby trudne: niedawno polski eurodeputowany został oskarżony o zgwałcenie prostytutki, teraz Polacy zamordowali Belga. To i informacje o nielegalnych pracownikach, zabierających pracę Belgom, wystarczyłoby, by podkręcić atmosferę. Dziennik "La Libre Belgique" tuż po ogłoszeniu informacji o polskim pochodzeniu podejrzanych w artykule redakcyjnym zaapelował o niegeneralizowanie sprawy i niedyskryminowanie Polaków. Co prawda, jedna ze stacji telewizyjnych nadała komunikat policji o polskich gangach grasujących w pociągach, inne media jednak nie podchwyciły informacji. Za to wszystkie media belgijskie obszernie relacjonowały fakt, że grupa młodzieży z południowej Polski, która przybyła do Brukseli na zaproszenie eurodeputowanego Bogdana Klicha, złożyła kwiaty w miejscu, gdzie zginął Joe. Echem odbiła się także msza w intencji chłopca w polskim kościele. Paradoksalnie Polacy mają teraz szansę pokazać się jako zbiorowość zorganizowana, asymilująca się z belgijskim otoczeniem i równie niechętnie patrząca na arabskich imigrantów. Choć społeczność marokańska wymusiła na belgijskich władzach przeprosiny za nieme oskarżenie, obie strony wiedzą, że mur rośnie.
Tani i pracowici
Morderstwo Joego wstrząsnęło Belgią. 80 tys. uczestników marszu, dziesiątki artykułów w prasie oraz programów w radio i telewizji - od czasu afery mordercy i pedofila Marca Dutroux żadna sprawa nie wywołała w Belgii takich emocji. A przecież miesięcznie dokonywanych jest tam co najmniej kilkanaście zabójstw. Dlaczego więc jedno z nich urosło do rangi symbolu? - To co innego, młody chłopak został zabity w biały dzień, w miejscu publicznym, na zatłoczonym Dworcu Centralnym za głupie mp3. Takie zbrodnie nie zdarzają się co dzień - wylicza dziennikarz David Delmote. Jest jeszcze coś, o czym ani on, ani nikt inny publicznie nie mówi: niemal od początku po ujawnieniu zdjęć z kamer umieszczonych na dworcu wiadomo było, że mordercy nie wyglądali na rdzennych Europejczyków, ale raczej na przybyszów z Afryki Północnej. To właśnie fakt, że mordercy mogli być marokańskimi imigrantami, wzbudził najwięcej emocji. Byłaby to kropka nad i, uzasadniająca niechęć do tej grupy. Politycy na razie respektują prośbę matki zabitego chłopaka i nie wykorzystują jego śmierci do wzajemnych rozgrywek. A mieliby ułatwione zadanie, bo ponad 25 proc. Belgów nie kryje w sondażach niechęci do cudzoziemców, zwłaszcza kolorowych.
Informacja, że mordercy Joe to nie Marokańczycy, ale Polacy (prawdopodobnie romskiego pochodzenia), wywołała konsternację. Na Polaków pracujących w Belgii padł blady strach. Każdy z nich podświadomie czuł się napiętnowany. Według dziennika "La Dernire Heure" to około 100-tysięczna grupa, w której dominują mieszkańcy okolic Białegostoku, stamtąd wywodzą się też aresztowani. Białostocki szturm na Brukselę, Antwerpię i Lige trwa od końca lat 80. - kobiety sprzątają i opiekują się dziećmi, mężczyźni pracują na budowach i wykonują prace remontowe. W Brukseli mieszkają, tłocząc się w wynajmowanych pokojach, a w Siemiatyczach pod Białymstokiem wznoszą wille. Przed naszym wejściem do Unii Europejskiej belgijskie gazety, zwłaszcza największy dziennik "Le Soir", straszyły, że 80 proc. drobnych przestępstw to dzieło przybyszów z Europy Wschodniej, głównie Polaków. Dane policyjne zadają temu kłam. - Polacy nie są grupą szczególnie kryminogenną. Najczęściej mają problemy z prawem z powodu nielegalnej pracy lub kradzieży, ale to nie jest żadna epidemia - mówi Henri Brunnel z policji federalnej. Inny policjant dodaje, że Polaków łatwiej aresztować niż na przykład Marokańczyków, bo są mniej agresywni i rzadziej poruszają się w dużych grupach. Owszem, widzi się na ulicach pijanych i niedomytych polskojęzycznych kloszardów, ale tyle samo jest kloszardów belgijskich czy portugalskich. W przeciwieństwie do Niemiec i Austrii hasło "Polak złodziej" w Belgii nie jest szczególnie popularne. Belgowie chętnie zatrudniają Polaków, bo są tani i pracowici.
Wojna polsko-marokańska
Od kilku lat rośnie za to wzajemna niechęć między Polakami a Marokańczykami. To z tych dwóch nacji wywodzi się najwięcej nielegalnych pracowników, którzy siłą rzeczy są dla siebie konkurencją. Polskie sprzątaczki i opiekunki pokonały azjatycką i marokańską konkurencję; podobnie jest w wypadku mężczyzn. Belgowie wolą zatrudniać Polaków, bo są bardziej podobni do nich kulturowo. Między Marokańczykami a Polakami dochodzi do sporadycznych bijatyk, a polscy robotnicy mówią o swych konkurentach "brudasy". Marokańczycy, którzy biją Polaków na łeb, na szyję w policyjnych statystykach, teraz triumfują. Wreszcie to oni będą mogli gardzić Polakami. W dzielnicy Saint Gilles, w której mieszkają obie nacje, robi się coraz goręcej.
Belgijskie media nie wykorzystały na razie okazji do przypuszczenia ataku na Polaków. Zadanie nie byłoby trudne: niedawno polski eurodeputowany został oskarżony o zgwałcenie prostytutki, teraz Polacy zamordowali Belga. To i informacje o nielegalnych pracownikach, zabierających pracę Belgom, wystarczyłoby, by podkręcić atmosferę. Dziennik "La Libre Belgique" tuż po ogłoszeniu informacji o polskim pochodzeniu podejrzanych w artykule redakcyjnym zaapelował o niegeneralizowanie sprawy i niedyskryminowanie Polaków. Co prawda, jedna ze stacji telewizyjnych nadała komunikat policji o polskich gangach grasujących w pociągach, inne media jednak nie podchwyciły informacji. Za to wszystkie media belgijskie obszernie relacjonowały fakt, że grupa młodzieży z południowej Polski, która przybyła do Brukseli na zaproszenie eurodeputowanego Bogdana Klicha, złożyła kwiaty w miejscu, gdzie zginął Joe. Echem odbiła się także msza w intencji chłopca w polskim kościele. Paradoksalnie Polacy mają teraz szansę pokazać się jako zbiorowość zorganizowana, asymilująca się z belgijskim otoczeniem i równie niechętnie patrząca na arabskich imigrantów. Choć społeczność marokańska wymusiła na belgijskich władzach przeprosiny za nieme oskarżenie, obie strony wiedzą, że mur rośnie.
Więcej możesz przeczytać w 18/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.