Prezesi telewizji muszą okadzić aktualnego Wiesława. Tak są zrobieni, że bez tego nie usną
Prezesi telewizji muszą okadzić aktualnego Wiesława. Tak są zrobieni, że bez tego nie usną
Wiesław Kot
Prezesi całą noc nie zmrużyli oka, żeby wyłonić. Kiedy ostatni warszawski pracuś wyłączał komputer, tam na Woronicza, wysoko, płonęło samotne światełko. To prezesi zmagali się: który się lepiej Jarosławem zaopiekuje, który wicepremiera Andrzeja okadzi. Kto sprytniej "Polskę solidarną" przesunie w najlepsze pasmo, a "Polskę liberalną" szurnie między kawę i herbatę.
Prezesi procedowali, a działo się to w rocznicę. Prezesi zagonieni, więc przypominam: mija 40 lat od największej kampanii propagandowej, jaką widział nasz kraj. Na początku maja 1966 r. towarzysz Gomułka, po którym niżej podpisany nosi imię, bo się mu tatuś rozrzewnił na fali październikowej odwilży, dał nieporównany propagandowy show. Prezesi show nie pamiętają, bo pamięć cholernie w tej robocie przeszkadza. Ta prosta, historyczna. Cudownie za to na karierę robi tzw. pamięć branży. Co to takiego? Przykład: policjant zatrzymuje pijaczka i na "dzień dobry" liczy mu pałą żebra. Pijaczek się nie wyrywał, więc po co ten omłot? Spytacie policjanta - nie wie. "Pamięć branży" jest taka, że pijakowi trzeba przyłożyć. Bo zawsze było pijakowi przykładane. Z prezesami podobnie: muszą okadzić aktualnego Wiesława. Tak są zrobieni, że bez tego nie usną.
Tu - jak mawiają prezesi - flash back. Tysiąclecie państwa polskiego pukało do bram i prymas Wyszyński zgarniał je dla siebie. A to "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie", a to "Nowenna Tysiąclecia", a to wędrówki cudownego obrazu po parafiach. Miał inicjatywę i pomysły. Wiesław więc skrzyknął prezesów, by dali ludowej publiczności na Mille-nnium konkurencyjny show. Dali, i to jaki! Któż nie pamięta tych setek furmanek, które ciągnęły "sztafetą tysiąclecia" z Chełma Lubelskiego (bo pierwsza stolica) do Bogatyni (bo na granicy bratniego NRD). Któż nie pamięta, jak 22 lipca przed Wiesławem defilowali woje w zbrojach z tektury, poprzedzani warszawami z przemodelowanym bagażnikiem (ulica mówiła: "Stara kurwa z nową dupą").
Tak, to porywało do czynu. Prosty brygadzista Banaś z poznańskiego Pometu "zwiększył produkcję eksportową o 86% w stosunku do planu rocznego dla tego stanowiska pracy". I przyniósł ojczyźnie na tysiąclecie 2 mln złotych dewizowych. A jak brygadzista Stajszczyk z Cegielskiego dał nowe odlewy do silników okrętowych, to od razu za pół miliona dolarów. Teoretycznie Stajszczyk z Banasiem mogli odlać wcześniej za te miliony. Teoretycznie mogli. Ale nawet proste chłopaki do porządnego odlewania potrzebują porządnego show. I kto jak nie prezesi pospieszyli z dostawą? Kręci Banaś gałką, a z radia niesie się płomienny towarzysz Szydlak: "Pragnę zapewnić Was, towarzyszu Wiesławie". Otwiera Stajszczyk gazetę, a na rozkładówce dreszczowiec. Jedna wesz dziennikarska puściła się za towarzyszem Wiesławem, kiedy już wytarł podłogę na trybunie milenijnej "kierownikiem episkopatu". Wiesław zabłąkał się przypadkiem na próbę Zespołu Pieśni i Tańca Wielkopolska. Młodzież, naturalnie, zaskoczona, ale od razu młode dłonie składają się do aplauzu, a nogi do hołubców. Ech, było co poczytać! Dalej: pakują Banasia do autobusu zakładowego i ledwo rozprowadził literka, a to już Gniezno. I "na trybunę wchodzą woje Czcibora, mieszkowego brata. Fanfary, łoskot werbli". Drugi literek i za oknami Lubomierz. Na rynku młodzież szkolna wystawia "postrzyżyny u Piasta Kołodzieja". A po drodze ten rząd furmanek, co to z Chełma do Bogatyni. Wrażeń tyle, że nawet trzeciego literka nie chciało się odbijać. Stajszczykowi rosły husarskie skrzydła pod prochowcem.
A Gomułka poczytał o Stajszczyku i już wiedział, że wygrał. "Naród pójdzie słuszną drogą" - zapewnił w telewizji. Święte słowa, towarzyszu sekretarzu.
Wiesław Kot
Prezesi całą noc nie zmrużyli oka, żeby wyłonić. Kiedy ostatni warszawski pracuś wyłączał komputer, tam na Woronicza, wysoko, płonęło samotne światełko. To prezesi zmagali się: który się lepiej Jarosławem zaopiekuje, który wicepremiera Andrzeja okadzi. Kto sprytniej "Polskę solidarną" przesunie w najlepsze pasmo, a "Polskę liberalną" szurnie między kawę i herbatę.
Prezesi procedowali, a działo się to w rocznicę. Prezesi zagonieni, więc przypominam: mija 40 lat od największej kampanii propagandowej, jaką widział nasz kraj. Na początku maja 1966 r. towarzysz Gomułka, po którym niżej podpisany nosi imię, bo się mu tatuś rozrzewnił na fali październikowej odwilży, dał nieporównany propagandowy show. Prezesi show nie pamiętają, bo pamięć cholernie w tej robocie przeszkadza. Ta prosta, historyczna. Cudownie za to na karierę robi tzw. pamięć branży. Co to takiego? Przykład: policjant zatrzymuje pijaczka i na "dzień dobry" liczy mu pałą żebra. Pijaczek się nie wyrywał, więc po co ten omłot? Spytacie policjanta - nie wie. "Pamięć branży" jest taka, że pijakowi trzeba przyłożyć. Bo zawsze było pijakowi przykładane. Z prezesami podobnie: muszą okadzić aktualnego Wiesława. Tak są zrobieni, że bez tego nie usną.
Tu - jak mawiają prezesi - flash back. Tysiąclecie państwa polskiego pukało do bram i prymas Wyszyński zgarniał je dla siebie. A to "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie", a to "Nowenna Tysiąclecia", a to wędrówki cudownego obrazu po parafiach. Miał inicjatywę i pomysły. Wiesław więc skrzyknął prezesów, by dali ludowej publiczności na Mille-nnium konkurencyjny show. Dali, i to jaki! Któż nie pamięta tych setek furmanek, które ciągnęły "sztafetą tysiąclecia" z Chełma Lubelskiego (bo pierwsza stolica) do Bogatyni (bo na granicy bratniego NRD). Któż nie pamięta, jak 22 lipca przed Wiesławem defilowali woje w zbrojach z tektury, poprzedzani warszawami z przemodelowanym bagażnikiem (ulica mówiła: "Stara kurwa z nową dupą").
Tak, to porywało do czynu. Prosty brygadzista Banaś z poznańskiego Pometu "zwiększył produkcję eksportową o 86% w stosunku do planu rocznego dla tego stanowiska pracy". I przyniósł ojczyźnie na tysiąclecie 2 mln złotych dewizowych. A jak brygadzista Stajszczyk z Cegielskiego dał nowe odlewy do silników okrętowych, to od razu za pół miliona dolarów. Teoretycznie Stajszczyk z Banasiem mogli odlać wcześniej za te miliony. Teoretycznie mogli. Ale nawet proste chłopaki do porządnego odlewania potrzebują porządnego show. I kto jak nie prezesi pospieszyli z dostawą? Kręci Banaś gałką, a z radia niesie się płomienny towarzysz Szydlak: "Pragnę zapewnić Was, towarzyszu Wiesławie". Otwiera Stajszczyk gazetę, a na rozkładówce dreszczowiec. Jedna wesz dziennikarska puściła się za towarzyszem Wiesławem, kiedy już wytarł podłogę na trybunie milenijnej "kierownikiem episkopatu". Wiesław zabłąkał się przypadkiem na próbę Zespołu Pieśni i Tańca Wielkopolska. Młodzież, naturalnie, zaskoczona, ale od razu młode dłonie składają się do aplauzu, a nogi do hołubców. Ech, było co poczytać! Dalej: pakują Banasia do autobusu zakładowego i ledwo rozprowadził literka, a to już Gniezno. I "na trybunę wchodzą woje Czcibora, mieszkowego brata. Fanfary, łoskot werbli". Drugi literek i za oknami Lubomierz. Na rynku młodzież szkolna wystawia "postrzyżyny u Piasta Kołodzieja". A po drodze ten rząd furmanek, co to z Chełma do Bogatyni. Wrażeń tyle, że nawet trzeciego literka nie chciało się odbijać. Stajszczykowi rosły husarskie skrzydła pod prochowcem.
A Gomułka poczytał o Stajszczyku i już wiedział, że wygrał. "Naród pójdzie słuszną drogą" - zapewnił w telewizji. Święte słowa, towarzyszu sekretarzu.
Więcej możesz przeczytać w 18/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.