Jaruzelski szybko zapomniał o haśle: "socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości", i skrył się za parawanem "mniejszego zła"
W przeddzień dwudziestej piątej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego gen. Wojciech Jaruzelski rozesłał do wielu osób, w tym i do mnie, obszerny tekst, w którym po raz kolejny broni swej decyzji z grudnia 1981 r. W jego zakończeniu stwierdza: "ČSolidarnośćÇ miała dalekosiężną historyczną rację, która w ostatecznym rachunku - jako demokratyczny cel i wizja (É) zwyciężyła. My, władza, mieliśmy rację sytuacyjną, pragmatyczną. Pozwoliło to zapobiec katastrofie. Dojść do punktu, w którym przemiany mogły dokonać się nie jako niebezpieczne burzenie, ale jako sterowalny, pokojowy demontaż". Na pierwszy rzut oka można by pierwsze z przytoczonych zdań uznać za swoistą kapitulację dyktatora, który dokonał rachunku sumienia i zdecydował się przyznać historyczną rację tym, których w 1981 r. kazał internować. W rzeczywistości jednak mamy do czynienia z kolejnym dobrze przemyślanym ruchem generała prowadzącego od lat kampanię w obronie swego miejsca w historii.
Gdyby gen. Jaruzelski w wolnej Polsce twierdził - jak to czynił wielokrotnie przed 1989 r. - że głównym celem stanu wojennego była "obrona socjalizmu" (czyli monopolistycznych rządów PZPR), zostałby uznany za komunistycznego mamuta i - kto wie - czy jego wychowankowie kierujący SLD broniliby go z taką determinacją, jakiej byliśmy świadkami w minionych latach. Jaruzelski, gdy tylko pojawiły się żądania pociągnięcia go do odpowiedzialności, zapomniał jednak o haśle głoszącym, że "socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości Polski", i skrył za parawanem "mniejszego zła",kreując się na postać z szekspirowskiego dramatu. "Cały ten okres (É) był udręką, koszmarem. (É) Nieraz kładłem dłoń na chłodnej rękojeści pistoletu" - pisał w wydanej w 1992 r. książce "Stan wojenny. DlaczegoÉ". Przekonywał w niej, że alternatywą dla stanu wojennego była nieuchronna interwencja zbrojna wojsk Układu Warszawskiego. Rok po wydaniu tej książki do Polski przyjechał prezydent Borys Jelcyn, który przywiózł kilkadziesiąt sowieckich dokumentów, z których wynika, że sprawa nie była taka prosta.
Najważniejsze znaczenie ma protokół z posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR odbytego 10 grudnia 1981 r. - trzy dni przed wprowadzeniem stanu wojennego. "Jeśli chodzi o przeprowadzenie operacji X - stwierdził wówczas szef KGB Jurij Andropow - to powinna być to tylko i wyłącznie decyzja towarzyszy polskich, jak oni zdecydują, tak będzie. (...) Nie zamierzamy wprowadzać wojska do Polski. To jest słuszne stanowisko i musimy przestrzegać go do końca. Nie wiem, jak będzie z Polską, ale nawet jeśli Polska będzie pod władzą ČSolidarnościÇ, to tylko jedna sprawa. A jeśli na Związek Radziecki rzucą się kraje kapitalistyczne, a oni już mają odpowiednie uzgodnienia o różnego rodzaju sankcjach ekonomicznych i politycznych, to dla nas będzie to bardzo ciężkie". Z kolei szef radzieckiej dyplomacji Andriej Gromyko powiedział: "Żadnego wprowadzenia wojsk do Polski być nie może. Sądzę, że możemy polecić naszemu ambasadorowi, aby odwiedził Jaruzelskiego i poinformował go o tym". Dyskusję podsumował Michaił Susłow: "Myślę więc, że wszyscy tutaj jesteśmy zgodni, iż w żadnym wypadku nie może być mowy o wprowadzaniu wojsk".
Gen. Jaruzelski określił dokumenty przywiezione przez Jelcyna mianem "archiwalnych wycinków, selektywnie stronie polskiej udostępnionych", a przez to, jego zdaniem, niewiarygodnych. Dla niego ważniejsze są wypowiedzi kilku emerytowanych sowieckich generałów, którzy po latach mówią, że interwencja była przygotowywana. Tyle że z prowadzenia ćwiczeń wojskowych i tworzenia planów nie wynika jeszcze, że interwencja była przesądzona. Wszak sam Jaruzelski i jego podwładni przez kilka dziesięcioleci ćwiczyli atak na północną część RFN oraz Danię, które po zwycięskim natarciu armii Układu Warszawskiego miały się znaleźć pod okupacją LWP.
Cztery lata po wizycie Jelcyna do Polski przyjechał na konferencję w Jachrance poświęconą kryzysowi lat 1980-81 w Polsce marszałek Wiktor Kulikow, dowódca wojsk Układu Warszawskiego z tego okresu. Towarzyszył mu jego ówczesny adiutant gen. Wiktor Anoszkin, który przywiózł tzw. zeszyt roboczy, zawierający skrótowe notatki z rozmów przeprowadzonych w grudniu 1981 r. przez przebywającego wówczas w Polsce Kulikowa. Amerykański historyk prof. Mark Kramer nakłonił Anoszkina do zgody na wykonanie kserokopii tego dokumentu, w którym znalazła się m.in. notatka z rozmowy Kulikowa z członkiem Biura Politycznego Mirosławem Milewskim. 10 grudnia 1981 r. Milewski zadał marszałkowi w imieniu Jaruzelskiego cztery pytania, z których jedno brzmiało następująco: "Czy możemy liczyć na pomoc po linii wojskowej ze strony ZSRR (o dodatkowym wprowadzeniu wojsk)?". Odpowiedź - zgodna z tym, co zdecydowali cytowani wcześniej członkowie sowieckiego politbiura - była jednoznaczna: "Nie będziemy wprowadzać wojsk". Anoszkin zanotował też następującą reakcję Milewskiego: "To dla nas straszna nowina! Przez półtora roku paplanina o wprowadzeniu wojsk - wszystko odpadło. Jaka jest sytuacja Jaruzelskiego?".
Sytuacja generała nie była najgorsza ani wówczas - wszak w trzy dni później zdołał rozbić "Solidarność" - ani też po latach, gdy ujawniono ten dokument. Legenda o "mniejszym złu" okazała się silniejsza, a generał i jego obrońcy nadal z powodzeniem wmawiali wielu Polakom, że alternatywą dla stanu wojennego były wydarzenia znane z Węgier (1956 r.) i Czechosłowacji (1968 r.). Podejrzewam, że sytuacji tej nie zmieni też publikowany w tych dniach przez IPN pierwszy tom wydawnictwa źródłowego "Przed i po 13 grudnia. Państwa bloku wschodniego wobec kryzysu w PRL 1980-1982" pod redakcją Łukasza Kamińskiego. Zawiera ono ponad czterysta dokumentów z archiwów niemieckich, czeskich, węgierskich, rumuńskich oraz bułgarskich, które obrazują stosunek władz komunistycznych tych krajów do wydarzeń w Polsce. Potwierdzają ogromny niepokój, który u Honeckera, Husaka czy Żiwkowa budziła działalność "Solidarności", oraz nacisk, który wywierali oni - w ślad za Breżniewem - na kierownictwo PZPR, by położyło kres "kontrrewolucji". O tej presji od lat mówi gen. Jaruzelski i w tym miejscu nie mija się z prawdą. Z publikowanych przez IPN dokumentów wynika jednak, że presję tę wywierano przede wszystkim dlatego, iż interwencję wojskową uważano za rozwiązanie najgorsze z możliwych. "Ja nie opowiadam się za akcją militarną" - stwierdził w maju 1981 r. podczas rozmowy z Breżniewem na Krymie przywódca NRD Erich Honecker, który w kwestii walki z "kontrrewolucją w Polsce" zajmował najbardziej pryncypialne stanowisko. W trakcie tego spotkania sowiecki premier Nikołaj Tichonow oświadczył: "Interwencja w obecnej sytuacji międzynarodowej nie wchodzi w grę, dlatego należy aktywnie wspierać opór zdrowych sił, ale te zdrowe siły nie mają wybitnego przywódcy". Pięć miesięcy później na czele "zdrowych sił" w PZPR stanął gen. Jaruzelski. Uczynił to nie bez wahań, jak bowiem powiedział Breżniewowi po wyborze na I sekretarza KC PZPR, "zgodziłem się przyjąć to stanowisko po dużej wewnętrznej walce i tylko dlatego, że wiedziałem, że wy mnie popieracie i że wy jesteście za taką decyzją".
Wszystko to nie znaczy oczywiście, że ZSRR w żadnej sytuacji nie dokonałby interwencji w Polsce. Być może - mimo deklaracji Andropowa - poczułby się do tego zmuszony, gdyby w Polsce przystąpiono do fizycznej rozprawy z działaczami PZPR bądź też gdyby nasz kraj zechciał wystąpić z Układu Warszawskiego. W grudniu 1981 r. do niczego takiego nie doszło. Polska jest dziś wolnym krajem, a Jaruzelski oraz jego zwolennicy mogą powtarzać legendę o dramacie generała, który wybrał "mniejsze zło", ocalając kraj przed wojskami Układu Warszawskiego. W rzeczywistości jednak z coraz większej liczby dokumentów wynika, że wprowadzając stan wojenny, przede wszystkim ochronił on bankrutujący ustrój PRL oraz stworzył podstawy do jego "sterowalnego, pokojowego demontażu", który zapewnił generałowi trwającą już szesnaście lat faktyczną nietykalność. Z tego punktu widzenia Jaruzelski napisał ostatnio prawdę, stwierdzając, że miał "rację sytuacyjną, pragmatyczną".
Gdyby gen. Jaruzelski w wolnej Polsce twierdził - jak to czynił wielokrotnie przed 1989 r. - że głównym celem stanu wojennego była "obrona socjalizmu" (czyli monopolistycznych rządów PZPR), zostałby uznany za komunistycznego mamuta i - kto wie - czy jego wychowankowie kierujący SLD broniliby go z taką determinacją, jakiej byliśmy świadkami w minionych latach. Jaruzelski, gdy tylko pojawiły się żądania pociągnięcia go do odpowiedzialności, zapomniał jednak o haśle głoszącym, że "socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości Polski", i skrył za parawanem "mniejszego zła",kreując się na postać z szekspirowskiego dramatu. "Cały ten okres (É) był udręką, koszmarem. (É) Nieraz kładłem dłoń na chłodnej rękojeści pistoletu" - pisał w wydanej w 1992 r. książce "Stan wojenny. DlaczegoÉ". Przekonywał w niej, że alternatywą dla stanu wojennego była nieuchronna interwencja zbrojna wojsk Układu Warszawskiego. Rok po wydaniu tej książki do Polski przyjechał prezydent Borys Jelcyn, który przywiózł kilkadziesiąt sowieckich dokumentów, z których wynika, że sprawa nie była taka prosta.
Najważniejsze znaczenie ma protokół z posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR odbytego 10 grudnia 1981 r. - trzy dni przed wprowadzeniem stanu wojennego. "Jeśli chodzi o przeprowadzenie operacji X - stwierdził wówczas szef KGB Jurij Andropow - to powinna być to tylko i wyłącznie decyzja towarzyszy polskich, jak oni zdecydują, tak będzie. (...) Nie zamierzamy wprowadzać wojska do Polski. To jest słuszne stanowisko i musimy przestrzegać go do końca. Nie wiem, jak będzie z Polską, ale nawet jeśli Polska będzie pod władzą ČSolidarnościÇ, to tylko jedna sprawa. A jeśli na Związek Radziecki rzucą się kraje kapitalistyczne, a oni już mają odpowiednie uzgodnienia o różnego rodzaju sankcjach ekonomicznych i politycznych, to dla nas będzie to bardzo ciężkie". Z kolei szef radzieckiej dyplomacji Andriej Gromyko powiedział: "Żadnego wprowadzenia wojsk do Polski być nie może. Sądzę, że możemy polecić naszemu ambasadorowi, aby odwiedził Jaruzelskiego i poinformował go o tym". Dyskusję podsumował Michaił Susłow: "Myślę więc, że wszyscy tutaj jesteśmy zgodni, iż w żadnym wypadku nie może być mowy o wprowadzaniu wojsk".
Gen. Jaruzelski określił dokumenty przywiezione przez Jelcyna mianem "archiwalnych wycinków, selektywnie stronie polskiej udostępnionych", a przez to, jego zdaniem, niewiarygodnych. Dla niego ważniejsze są wypowiedzi kilku emerytowanych sowieckich generałów, którzy po latach mówią, że interwencja była przygotowywana. Tyle że z prowadzenia ćwiczeń wojskowych i tworzenia planów nie wynika jeszcze, że interwencja była przesądzona. Wszak sam Jaruzelski i jego podwładni przez kilka dziesięcioleci ćwiczyli atak na północną część RFN oraz Danię, które po zwycięskim natarciu armii Układu Warszawskiego miały się znaleźć pod okupacją LWP.
Cztery lata po wizycie Jelcyna do Polski przyjechał na konferencję w Jachrance poświęconą kryzysowi lat 1980-81 w Polsce marszałek Wiktor Kulikow, dowódca wojsk Układu Warszawskiego z tego okresu. Towarzyszył mu jego ówczesny adiutant gen. Wiktor Anoszkin, który przywiózł tzw. zeszyt roboczy, zawierający skrótowe notatki z rozmów przeprowadzonych w grudniu 1981 r. przez przebywającego wówczas w Polsce Kulikowa. Amerykański historyk prof. Mark Kramer nakłonił Anoszkina do zgody na wykonanie kserokopii tego dokumentu, w którym znalazła się m.in. notatka z rozmowy Kulikowa z członkiem Biura Politycznego Mirosławem Milewskim. 10 grudnia 1981 r. Milewski zadał marszałkowi w imieniu Jaruzelskiego cztery pytania, z których jedno brzmiało następująco: "Czy możemy liczyć na pomoc po linii wojskowej ze strony ZSRR (o dodatkowym wprowadzeniu wojsk)?". Odpowiedź - zgodna z tym, co zdecydowali cytowani wcześniej członkowie sowieckiego politbiura - była jednoznaczna: "Nie będziemy wprowadzać wojsk". Anoszkin zanotował też następującą reakcję Milewskiego: "To dla nas straszna nowina! Przez półtora roku paplanina o wprowadzeniu wojsk - wszystko odpadło. Jaka jest sytuacja Jaruzelskiego?".
Sytuacja generała nie była najgorsza ani wówczas - wszak w trzy dni później zdołał rozbić "Solidarność" - ani też po latach, gdy ujawniono ten dokument. Legenda o "mniejszym złu" okazała się silniejsza, a generał i jego obrońcy nadal z powodzeniem wmawiali wielu Polakom, że alternatywą dla stanu wojennego były wydarzenia znane z Węgier (1956 r.) i Czechosłowacji (1968 r.). Podejrzewam, że sytuacji tej nie zmieni też publikowany w tych dniach przez IPN pierwszy tom wydawnictwa źródłowego "Przed i po 13 grudnia. Państwa bloku wschodniego wobec kryzysu w PRL 1980-1982" pod redakcją Łukasza Kamińskiego. Zawiera ono ponad czterysta dokumentów z archiwów niemieckich, czeskich, węgierskich, rumuńskich oraz bułgarskich, które obrazują stosunek władz komunistycznych tych krajów do wydarzeń w Polsce. Potwierdzają ogromny niepokój, który u Honeckera, Husaka czy Żiwkowa budziła działalność "Solidarności", oraz nacisk, który wywierali oni - w ślad za Breżniewem - na kierownictwo PZPR, by położyło kres "kontrrewolucji". O tej presji od lat mówi gen. Jaruzelski i w tym miejscu nie mija się z prawdą. Z publikowanych przez IPN dokumentów wynika jednak, że presję tę wywierano przede wszystkim dlatego, iż interwencję wojskową uważano za rozwiązanie najgorsze z możliwych. "Ja nie opowiadam się za akcją militarną" - stwierdził w maju 1981 r. podczas rozmowy z Breżniewem na Krymie przywódca NRD Erich Honecker, który w kwestii walki z "kontrrewolucją w Polsce" zajmował najbardziej pryncypialne stanowisko. W trakcie tego spotkania sowiecki premier Nikołaj Tichonow oświadczył: "Interwencja w obecnej sytuacji międzynarodowej nie wchodzi w grę, dlatego należy aktywnie wspierać opór zdrowych sił, ale te zdrowe siły nie mają wybitnego przywódcy". Pięć miesięcy później na czele "zdrowych sił" w PZPR stanął gen. Jaruzelski. Uczynił to nie bez wahań, jak bowiem powiedział Breżniewowi po wyborze na I sekretarza KC PZPR, "zgodziłem się przyjąć to stanowisko po dużej wewnętrznej walce i tylko dlatego, że wiedziałem, że wy mnie popieracie i że wy jesteście za taką decyzją".
Wszystko to nie znaczy oczywiście, że ZSRR w żadnej sytuacji nie dokonałby interwencji w Polsce. Być może - mimo deklaracji Andropowa - poczułby się do tego zmuszony, gdyby w Polsce przystąpiono do fizycznej rozprawy z działaczami PZPR bądź też gdyby nasz kraj zechciał wystąpić z Układu Warszawskiego. W grudniu 1981 r. do niczego takiego nie doszło. Polska jest dziś wolnym krajem, a Jaruzelski oraz jego zwolennicy mogą powtarzać legendę o dramacie generała, który wybrał "mniejsze zło", ocalając kraj przed wojskami Układu Warszawskiego. W rzeczywistości jednak z coraz większej liczby dokumentów wynika, że wprowadzając stan wojenny, przede wszystkim ochronił on bankrutujący ustrój PRL oraz stworzył podstawy do jego "sterowalnego, pokojowego demontażu", który zapewnił generałowi trwającą już szesnaście lat faktyczną nietykalność. Z tego punktu widzenia Jaruzelski napisał ostatnio prawdę, stwierdzając, że miał "rację sytuacyjną, pragmatyczną".
Więcej możesz przeczytać w 50/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.