Konstytucja zsakralizowanego pustosłowia
W jeszcze większym stopniu niż polska ustawa zasadnicza europejska konstytucja cierpi na chorobę pustosłowia. Znajdziemy w niej obszerne fragmenty o zdrowiu, które należy zapewnić, a także je wspierać i mu sprzyjać. O kulturze, która wymaga zachowania, pomagania, zachęcania, ochraniania i czynienia wielu innych, równie wartościowych rzeczy. Podobnie doniosłe działania konstytucja obiecuje w odniesieniu do młodzieży i sportu. To, co normalnemu człowiekowi wydaje się pustosłowiem, stanowi odzwierciedlenie współczesnych nastrojów i stanu umysłów. Zgodnie z nimi, każda wielka instytucja, a zatem każdy dokument założycielski owej instytucji, musi dowieść, że przedmiotem jej troski są wszelkie przejawy życia zbiorowego; że nie jest bezduszna, obojętna i pozbawiona poczucia odpowiedzialności. Deklaracje te są właściwie rytuałem politycznym, a nie konstytucyjną substancją, której trzeba i warto się z uwagą przypatrywać.
Nie byłoby problemu, gdyby pozbawiona szczególnej treści frazeologia nie zajmowała tak wiele miejsca w dokumencie bądź co bądź zasadniczym. Szczególnie dotyczy to fragmentów objaśniających filozoficzną podstawę traktatu i całego zamierzenia integracyjnego. Można sobie wyobrazić konstytucję jako coś w rodzaju przepisów ruchu drogowego, poprzedzonych kilkoma zdaniami natury ogólnej. Projekt europejski to mało przepisów i ogrom zdań natury ogólnej. Trudno pojąć, dlaczego fragmenty aksjologiczne są rozsiane po całym dokumencie, a nie tylko w jego części wstępnej. Wiele sformułowań się powtarza, co może wynikać z kiepskiej pracy redakcyjnej, a właściwie braku takiej pracy.
Dokument zaczyna się cytatem z "Wojny peloponeskiej" Tukidydesa. Autor to rzeczywiście wybitny, choć ktokolwiek go czytał, ten musi mieć poważne wątpliwości, czy istotnie nadaje się on na intelektualnego patrona integracji. Cytat, który zamieszczono, pochodzi z mowy Peryklesa: "Nasz ustrój polityczny jest zwany demokracją, ponieważ władza spoczywa w rękach nie mniejszości, lecz najliczniejszych." Jak widać, ze wszystkich możliwych cytatów ze starożytnego pisarza wybrano najbanalniejszy. Kiedyś może brzmiało to odkrywczo, ale dzisiaj każde dziecko wie, że demokracja to rządy większości. Na dodatek autorzy zmanipulowali starożytnego pisarza. Jego dzieło było bowiem m.in. krytyką demokracji, a sławna mowa Peryklesa została pokazana jako zabieg propagandowy.
Konstytucja bezdusznej moralistyki
Z tekstu eurokonstytucji trudno się dowiedzieć, dlaczego integracja jest rzeczą dobrą i z jakich przesłanek wynika. A że jest dobra, co do tego autorzy konstytucji nie mają wątpliwości, pisząc o "ogromnym przedsięwzięciu, które czyni ją [Europę] szczególnym obszarem nadziei". Skąd miałaby się brać owa nadzieja? Wyjaśnienia można podzielić na trzy kategorie. W pierwszej mieszczą się sądy banalne: o dobrobycie, pokoju, cywilizacji, sprawiedliwości czy rozwoju. Część stwierdzeń pozbawionych treści można by nazwać dialektycznymi, na przykład to, że trzeba być dumnym ze swojej tożsamości narodowej, ale jednocześnie usuwać podziały. Innymi słowy - musimy być różnorodni, ale także zjednoczeni.
Druga kategoria stwierdzeń obejmuje takie, które niewiele znaczą lub są wynikiem jakiejś pojęciowej konfuzji. Unia obiecuje na przykład "pogłębiać demokratyczny charakter życia publicznego". Temu zdaniu trudno przypisać jakąkolwiek konkretną treść, zarówno w odniesieniu do środków (jak unia miałaby pogłębiać demokratyczny charakter życia publicznego w Polsce bądź w Europie?), jak i celów (na czym owa pogłębiona demokracja miałaby polegać?). Równie bezsensowna jest deklaracja korzystania z "kulturowego, religijnego i humanistycznego dziedzictwa Europy". Podział na kulturę, religię i humanizm jest przecież jawnym absurdem, więc nawet szkoda czasu na naśmiewanie się z niego. Równie mało dorzeczne jest traktowanie demokracji jako wartości ("Unia jest zbudowana na wartościach poszanowania godności, wolności, demokracji" etc.). Demokracja - jak można się dowiedzieć z cytatu z Tukidydesa - jest ustrojem politycznym, a nie wartością.
Opisane wyżej dwa rodzaje stwierdzeń wpisują się w obowiązujący dzisiaj kanon moralistyczny, polegający na tym, aby bardzo wiele mówić o wartościach etycznych, ale w sposób absolutnie niekontrowersyjny. Można to robić, odwołując się do wartości, które są względnie neutralne moralnie - jak dobrobyt - bądź są enigmatyczne - jak postęp (najlepiej społeczny) czy rozwój (najlepiej zrównoważony). Można się też odwoływać do wartości słabych, zwanych niekiedy kooperacyjnymi - jak pokój, tolerancja, otwartość, pluralizm czy dialog. Tego ostatniego określenia - ku zaskoczeniu - w konstytucji nie ma. Jest natomiast podkreślenie zobowiązań wobec "Ziemi", nie przyrody czy środowiska naturalnego, ale "Ziemi".
Dobrze jest też podkreślić kategoryczne odcięcie się od "wykluczenia" i "dyskryminacji" - podstawowych grzechów w katechizmie nowoczesności. Takie odcięcie pojawia się wielokrotnie, a nawet specjalne sekcje poświęcone są czemuś, co w polskim przekładzie oddano dziwnym słowem "niedyskryminacja". Ów rodzaj moralistycznego języka perfekcyjnie opanowali dzisiejsi politycy oraz media w niektórych krajach. Z dużym upodobaniem używają go także akademicy zajmujący się relacjami między polityką a moralnością. Tekst konstytucji wyrasta z takiej właśnie retoryki. Język ten niewiele wyjaśnia, a z pewnością nie wyjaśnia owej "szczególnej nadziei" związanej z "ogromnym przedsięwzięciem". Jego funkcja polega na przychylnym nastawieniu czytelników do przedsięwzięcia - bez przesądzania czegokolwiek, bez precyzyjnego nazywania, a zatem bez antagonizowania. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że jest to język ostrożny. Ci, którzy go dzisiaj używają, popadają często w swoisty zelotyzm, upozowany na najwyższą i finalną formę moralności. Coś z tego ducha mamy również w tekście projektu konstytucyjnego.
Konstytucja humanizmu bez Boga
Gdy już przebrniemy przez frazeologię postępu, dobrobytu i demokracji, dotrzemy do trzeciego rodzaju stwierdzeń, czyli tego, co wydaje się kluczowe dla filozoficznej wykładni projektu konstytucyjnego: do humanizmu oraz praw człowieka. Są to - jak odczytałem - podstawowe idee porządkujące filozoficzny aspekt projektu. Pojęcie humanizmu nie jest, niestety, klarowne, choć autorzy traktują je jako oczywiste. Z pewnością nie chodzi tu o humanizm w takim sensie, jakiego używamy w odniesieniu do czasów odrodzenia. Słowo "humanizm" w PRL miało dość złowrogie znaczenie, bo kojarzyło się najczęściej z wojującym ateizmem: humanistą nazywano tego, kogo chciano pochwalić za mniej lub bardziej otwarte przeciwstawianie się religii, Kościołowi czy Panu Bogu. Zapewne część tego znaczenia przetrwała w dzisiejszym europejskim języku politycznym, czego dowodem są silne opory wobec jakiejkolwiek wzmianki o chrześcijaństwie, ale w tekście konstytucji to znaczenie nie jest wyraźne. Autorzy zakładają, że dzieje kultury i cywilizacji zachodniej można przedstawić jako drogę ku emancypacji człowieka i egalitaryzacji społeczeństw. Takie też, jak sądzę, jest ujęcie humanizmu. Do tego dodają oni jeszcze - i chwała im za to - poszanowanie dla rozumu. W tak pojętym humanizmie wyraża się więc "centralna rola człowieka", a jej manifestację oraz podstawę aksjologiczną stanowi koncepcja "nienaruszalnych i niezbywalnych praw" tegoż człowieka. Prawom tym autorzy przyznają miejsce zasadnicze i powołują się na nie wielokrotnie.
Oczywiście, nie jest dziwne, że konstytucja odwołuje się do praw ludzkich jako swojego źródła. Taki jest dzisiaj polityczny obyczaj i trudno się z niego wyłamać. Pomijam fakt, że poszanowanie praw człowieka należy do obowiązku państw w ich obecnym kształcie. W tekście nie widać jednak, w jaki sposób i dlaczego integracja w ujęciu konstytucyjnym miałaby coś do tej praktyki dodać. Nie zapominajmy też, że koncepcja praw człowieka jest sporna w swoich teoretycznych podstawach, więc za dość dziwaczny należy uznać pogląd, wedle którego owe prawa są głównym moralnym przesłaniem dziejów Europy. Nie mniej dziwaczna byłaby sugestia, że owe prawa są moralnym kośćcem integracji i jej główną siłą animującą. Autorzy takiej sugestii explicite nie czynią (choć takie wrażenie może mieć czytelnik), ale kładąc taki nacisk na rolę praw w uzasadnieniu integracji, praktycznie ignorują całą filozofię ładu politycznego, za pomocą której można by opisać i usankcjonować proces integrowania się Europy.
Konstytucja praw człowieka wydmuszki
Frazeologia praw człowieka w konstytucji jest uwikłana w tę samą trudność, w jaką uwikłana jest ona w ogóle w dzisiejszym świecie. Aby przypisać ludziom "niezbywalne i nienaruszalne prawa", trzeba przyjąć mocną, niemal metafizyczną koncepcję człowieka jako bytu moralnego. Ale moralny język projektu jest słaby i opiera się albo na stwierdzeniach banalnych, albo na wartościach słabych bądź na niedopowiedzeniach. Dlaczego więc - wypadałoby zapytać - tworzymy wielką europejską strukturę do obrony praw istoty, o której nie chcemy lub nie potrafimy powiedzieć niczego szczególnie interesującego i ważkiego? A ponieważ rzeczona istota nie jest nikim wyraźnym, więc i owe prawa - "niezbywalne i nienaruszalne" - nie zawsze okazują się takie, gdy w grę wchodzą inne względy. Jak się na przykład okazuje, "równość mężczyzn i kobiet we wszystkich dziedzinach (...) nie stanowi przeszkody w utrzymywaniu i przyjmowaniu środków zapewniających specyficzne korzyści dla osób płci niedostatecznie reprezentowanej". Równość demokratycznej reprezentacji ma więc wyższość nad prawem człowieka, które miało być "niezbywalne i nienaruszalne" właśnie dlatego, by opierało się różnym ustrojowym manipulacjom - demokratycznym czy jakimkolwiek innym.
Oprawa aksjologiczna eurokonstytucji rozczarowuje, bo jest po części nijaka, a po części nie wykracza poza funkcjonujące dzisiaj, nie najlepsze stereotypy. Widać wyraźną przepaść między śmiałością zmian instytucjonalnych, jakie pociąga za sobą integracja, a miałkością ich teoretycznej oprawy. Wielkie struktury biurokratyczne mające wielkie kompetencje zostały wpisane we frazeologię politycznego sentymentalizmu. Potwierdza to dwie rzeczy odnoszące się także do integracji. Po pierwsze, cały proces miał i nadal ma przede wszystkim charakter techniczny, pozostając w rękach polityków, biurokratów i ekspertów. Ogólna refleksja teoretyczna mało kogo interesowała, a w każdym razie żadnej z tych grup nie była ona pilnie potrzebna. Moralistyka konstytucji jest ilustracją tego stanu rzeczy. Po drugie, brak języka teoretycznego - czy choćby retoryki politycznej niezależnej od żargonu jej twórców i od obowiązującej dzisiaj moralistyki politycznej - sprawia, że człowiek może się poczuć bezradny wobec dokonujących się zmian, bo będzie niezdolny do ich opisu i oceny. Anachroniczna frazeologia konstytucji nie pomaga nam tego języka sformułować. Kto, jak i kiedy mógłby taki język stworzyć?
Kiepski akuszer |
---|
Valéry Giscard d'Estaing ma 77 lat. Jest absolwentem Szkoły Politechnicznej i Państwowej Szkoły Administracji ENA w Paryżu, uważanej za kuźnię kadr francuskiej polityki i administracji. Pracował m.in. jako urzędnik w Ministerstwie Finansów, inspektor finansowy, wicedyrektor gabinetu premiera, sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów. Od 1959 r. do 1966 r. był ministrem finansów. W 1974 r. wygrał wybory prezydenckie. Choć był gaullistą, utrzymywał doskonałe stosunki z komunistami. Wyraził zgodę na przyjmowanie we Francji pierwszych sekretarzy partii komunistycznych (m.in. Leonida Breżniewa i Edwarda Gierka) z honorami należnymi głowom państw. W 1979 r. zgodził się na obalenie przez francuskie jednostki specjalne cesarza Republiki Środkowoafrykańskiej Jean-Bédela Bokassy. Po obaleniu Bokassa, oskarżany o najcięższe zbrodnie (kanibalizm i ludobójstwo), znalazł schronienie właśnie we Francji Valéry'ego Giscarda d'Estaing. W 1981 r. d'Estaing przegrał wybory prezydenckie z Franćois Mitterrandem. Trzy lata później powrócił do polityki: został wybrany do Zgromadzenia Narodowego. W 2002 r. Francja zaproponowała jego kandydaturę na szefa konwentu mającego przygotować konstytucję europejską. |
Bubel d'Estaing |
---|
Jak hartowała się europejska konstytucja
|
The Economist: Konstytucja do kosza |
---|
Kiedy po raz pierwszy rozległy się głosy, że Unia Europejska potrzebuje porządnej konstytucji, "The Economist" gorąco poparł ten pomysł. Zgodziliśmy się, że niezbędny jest tekst łączący istniejące, często powielające się i trudne do prześledzenia traktaty. Stwierdziliśmy, że Europa potrzebuje jasnego określenia, czym jest unia i czym być zamierza - określenia w postaci trwałego rozstrzygnięcia konstytucyjnego. Liczący ponad 200 stron tekst czyni architekturę unii pod wieloma względami jeszcze mniej przejrzystą niż dotychczas. Gorzej, projekt wpisuje trwale w ramy prawne unii nie kończącą się konstytucyjną rewolucję. Owszem, załatwia parę spraw, nie jest zupełnie pozbawiony sensu. Są to jednak w większości sprawy stosunkowo mało istotne. Wszystko, co ważne, poszło źle. Najważniejszym zadaniem każdej konstytucji jest dystrybucja władzy w sposób zapewniający kontrolę sprawujących ją urzędników i instytucji, ich odpowiedzialność przed obywatelami. Troskę tę widać wyraźnie w amerykańskiej ustawie zasadniczej. Rozdział uprawnień decyzyjnych, czyli w euromowie "kompetencji", jest w projekcie tak niejasny, że sami autorzy nie są w stanie wyjaśnić punkt po punkcie, co mieli na myśli. Jednocześnie uzupełniająca zasada pomocniczości, zgodnie z którą decyzje polityczne podejmowane są w miarę możności na bliższym obywatelom szczeblu rządów, utraciła jakąkolwiek moc sprawczą. Projekt aż roi się od sknoconych kompromisów, dziwolągów i absurdów. Rządy unii powinny poświęcić mu tyle czasu, ile potrzeba na znalezienie najbliższego kosza na śmieci. Niestety, najprawdopodobniej nie starczy im na to odwagi i rozumu, będą wolały pomajstrować przy dokumencie, który dostały. Należy mieć nadzieję, że będą majstrować dopóty, dopóki z oryginału niewiele zostanie. UE nadal potrzebuje konstytucji. Nie jest nią ten godny pożałowania wytwór. Tekst jest skrótem komentarza redakcyjnego "The Economist" z 19 czerwca 2003 r. Tytuł oryginału "Where to file it", tłumaczenie za "Gazetą Wyborczą" |
Czy twórcy konstytucji europejskiej inspirowali się dziełami Kim Ir Sena? |
---|
O konstytucji Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej pisał on: Socjalistyczna Konstytucja utrwaliła w trybie ustawodawczym wielkie sukcesy osiągnięte przez nasz naród w rewolucji socjalistycznej i w socjalistycznym budownictwie, określiła nowe zasady w dziedzinach polityki, ekonomii i kultury w społeczeństwie socjalistycznym. Dzięki wprowadzeniu Socjalistycznej Konstytucji nasz naród korzysta w pełni w trybie ustawodawczym z wolności i praw demokratycznych we wszystkich sferach życia państwowo-społecznego. Na podstawie Socjalistycznej Konstytucji opracowaliśmy nowe normy i postanowienia prawne dotyczące wszystkich sfer życia, dążyliśmy do tego, aby wszystkie instytucje, przedsiębiorstwa, organizacje i ludzie pracy przestrzegali je w sposób świadomy. |
Związek Socjalistycznych Republik Europy |
---|
|
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.