Nadzieja, która płynie przez ocean Tragiczny zamach w Stambule, w którym terroryści zgładzili modlących się w dwóch synagogach Żydów i Turków, a ranili prawie 300 osób, pokazuje, iż okrutny terroryzm wciąż uniemożliwia nam spokojne życie. Zwraca się przeciwko całej naszej cywilizacji. Ktoś przecież musi się temu przeciwstawić. Kto podjął wojnę z terroryzmem, płacąc własnymi ofiarami? Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Polska, Hiszpania, Włochy i Izrael. Ostatnio zwróciły moją uwagę wyniki badań przeprowadzonych w krajach Unii Europejskiej. Z tego sondażu wynika, że ankietowani odczuwają niechęć wobec Izraela, Iraku, Iranu, Korei Północnej i Afganistanu i boją się tych krajów. Większość z tych państw znajduje się pod "okupacją", która ma doprowadzić do tego, że w tych krajach rozpocznie się nowe, demokratyczne, konstytucjonalne życie i wreszcie upadną totalitaryzm i fanatyzm. Znamienne, że ci sami ludzie, którzy uznali za niebezpieczne wymienione państwa, nie są zbyt zorientowani (może nie chcą) w tym, jakie tak naprawdę zachodzą w nich procesy i jakiej pomocy potrzebują. Wręcz przeciwnie, wygodniej jest rozsiewać bałamutne opinie. Myślę, że tu po części znajduje się odpowiedź na negatywną opinię o Stanach Zjednoczonych. USA zwalczają terroryzm, USA nie przyglądają się wszystkiemu biernie z bezpiecznej odległości, USA próbują wprowadzić zmiany dla dobra całego świata, próbują zaszczepiać demokrację i pokój, tak samo jak to robią Wielka Brytania, Polska, Hiszpania i inne państwa. Wobec tego nie potrafię jednoznacznie zanalizować wyników sondażu. Paradoks? Cynizm? Surrealizm?
Europejska blokada na amerykańskiej mapie drogowej
Mógłbym przypuszczać, że wiem, dlaczego w tych badaniach znalazła się także Korea Północna. Europejczycy tak samo jak Amerykanie nie godzą się z panującym w niej totalitaryzmem i polityką nuklearną. Dlaczego jednak Stany Zjednoczone znalazły się w sondażowej szóstce, mimo że podejmują wiele działań, aby ograniczyć to, co się dzieje w Korei? Jak to zinterpretować?
Zdumiewa mnie również to, że na liście najbardziej niebezpiecznych państw znalazł się Iran, bo przecież Unia Europejska robi z tym krajem świetne interesy. Interesy Stanów Zjednoczonych w Iranie są bardzo ograniczone po to, by nie wspierać panującego tam fundamentalizmu i ekstremizmu.
W wypadku Izraela stanowisko Unii Europejskiej wcale mnie nie dziwi. Większość państw Starego Kontynentu staje po stronie arabskiej, bez odrobiny wysiłku zrozumienia dla drugiej strony. To subiektywne i niesprawiedliwe podejście spowodowało, że wszystkie inicjatywy pokojowe na Bliskim Wschodzie są wprowadzane przez Stany Zjednoczone. Tak było w latach 70., kiedy podpisaliśmy porozumienie z Egiptem (uczestniczyli w nim prezydent Jimmy Carter, Menachem Begin i prezydent Egiptu Sadat), tak było również w latach 90., kiedy podpisaliśmy porozumienie w Palestyńczykami w Oslo i z Jordanią w Waszyngtonie (uczestniczyli w nim prezydent Bill Clinton, premierzy Rabin i Peres, Jaser Arafat i król Jordanii Husajn).
Ostatni plan pokojowy, prawdopodobnie jedyny realny, to mapa drogowa stworzona przez prezydenta George'a Busha. Z żadnym ze wspomnianych przedsięwzięć pokojowych żaden europejski kraj nie jest aktywnie związany. Cały proces pokojowy prowadzą Stany Zjednoczone. Jak zatem można zrozumieć to, że USA i Izrael znajdują się na liście państw najbardziej zagrażających światu? Paradoks, cynizm, surrealizm?
Stalin wiecznie żywy
Wiadomo, że w Europie istnieje antyamerykanizm. To zjawisko dawało o sobie znać w Europie zarówno przed wojną, jak i po niej. Źródeł niechęci wobec Stanów Zjednoczonych można upatrywać między innymi w prowadzonej przez długie lata komunistycznej, sowieckiej, antyamerykańskiej propagandzie. Zjawisko to nasilało się do końca lat 70., uczestniczyli w nim intelektualiści, artyści, nauczyciele akademiccy, którzy dzisiaj próbują wymazać swoją wstydliwą przeszłość, świadectwo oddania Stalinowi - Słońcu Narodów. Wszyscy oni do dzisiaj nie pozbyli się tego antyamerykanizmu z komunistycznych czasów - antyamerykanizmu, który dziś tak naprawdę jest antyracjonalizmem.
Korzeni antyamerykańskiego nastawienia w Europie można szukać w emocjach, jakie towarzyszyły narodzinom Stanów Zjednoczonych - emigracja spowodowana okupacją, biedą, ciężkimi warunkami życiowymi, które panowały wówczas w Europie, wywoływała negatywne nastroje na Starym Kontynencie. W dodatku emigrantom udało się stworzyć silny, niezależny, demokratyczny i nowoczesny kraj. To było trudne do zaakceptowania.
Niestety, prawdą jest, że początki amerykańskiego kapitalizmu nie były chlubne. Niewolnictwo utrzymywane aż do czasów Lincolna i rasistowskie organizacje (Ku-Klux-Klan) to plamy na amerykańskim honorze, ale nie ulega wątpliwości, że sami Amerykanie podjęli walkę z tymi zjawiskami, w której wielu z nich straciło życie, m.in. prezydent Abraham Lincoln. Amerykanie wyciągnęli wnioski z popełnionych błędów i ruszyli w kierunku demokracji i sprawiedliwości, czego dowodem jest chociażby to, że współpracownikami George'a Busha są Colin Powell czy Condoleezza Rice.
Dzisiejsza Europa przeżywa m.in. globalizację i prywatyzację, jest superneokapitalistyczna i nawet socjaldemokratyczne rządy uczestniczą w tych procesach. Lewica europejska w obliczu tych wszystkich zmian zachowuje jednak negatywne, tradycyjne, oparte na stereotypach podejście do USA. Kiedy Stany Zjednoczone rozpoczynają wojnę w Iraku, daje się słyszeć właśnie z tych "europejskich" ugrupowań głosy, że jest to walka o interesy, o ropę. Przepraszam, czy w Europie samochody jeżdżą na wodę? Wystarczy spisać listę europejskich interesów z Saddamem Husajnem i dopiero wtedy grzmieć o sprawiedliwości, etyce i pokoju. Gdyby nie USA, kto wie, czy Europa byłaby wolna od totalitaryzmu czerwonego lub brązowo-czarnego, faszystowskiego. Gdyby nie USA, kto wie, może jeszcze rządziłoby w Europie drugie lub trzecie pokolenie Hitlera, Pétaina lub Tiso.
Postęp zza oceanu
Przed wizytą prezydenta Busha w Wielkiej Brytanii na ulicę wyszli prawie wszyscy sfrustrowani, począwszy od organizacji muzułmańskich przez tak zwanych ekologów po przeciwników wojny z Irakiem i związkowców. Średnie i młode pokolenie z państw wspólnoty europejskiej prawdopodobnie ma krótką pamięć i prawdopodobnie długo jeszcze "nie wybaczy" Ameryce wyzwolenia, traktując ją z wyższością, jak kogoś nieokrzesanego i niewychowanego. Do dzisiaj żywy jest stereotyp kowboja, o czym się przekonaliśmy po zwycięstwie George'a Busha w wyborach prezydenckich. O dziwo, to nie z Europy, lecz zza oceanu wywodzi się większość laureatów Nagrody Nobla; stamtąd pochodzą ważniejsze wynalazki, dzięki którym można ratować ludzkie życie. W USA nigdy nie rządził totalitaryzm i dyktatura. W ostatnich 150 latach Amerykanie nie mordowali siebie nawzajem i swoich sąsiadów, tak jak to się odbywa w Europie. Jako społeczeństwo starali się bronić demokracji i nie popełniać błędów, jeśli jednak takie się zdarzały, to wiedzieli, jaką naukę z tego wyciągnąć. W Ameryce Sąd Najwyższy cieszy się ogromnym autorytetem, stoi na straży konstytucji. Przykładem jest chociażby odwaga Amerykanów do zdymisjonowania prezydenta, który popełniał błędy przeciwko demokracji.
Jak widać, Ameryka to nie tylko McDonald's, to również lata pracy, doświadczeń i demokracji. Ciekaw jestem, czy jakiś europejski aktor odmówiłby pracy w Hollywood? Wydaje mi się, że ci, którzy tak otwarcie krytykują USA, robią to, bo uważają taką postawę za poprawną politycznie, ale gdy nad głową wisi groźba niebezpieczeństwa, z nadzieją spoglądają w stronę Waszyngtonu i wyciągają schowane wcześniej pod materacem dolary.
Cynizm do kwadratu
Nie wstydź się, Ameryko, że należysz do tej sondażowej szóstki, bo to jest świadectwo europejskiego egoizmu. Zastanawiam się, jak to możliwe, że szefem Komisji Praw Człowieka ONZ jest delegat Syrii - państwa totalitarnego, które niewiele ma wspólnego z prawami człowieka. Przedstawiciel Syrii stał też na czele Rady Bezpieczeństwa ONZ. Kto ich wybiera? Przeważnie Europejczycy.
Myślę, że Izrael został zaliczony do grona najgroźniejszych państw również dlatego, że popełnił do tej pory wiele błędów, ale podkreślam, że zawsze byliśmy i jesteśmy gotowi na dramatyczny, czasem bolesny kompromis, aby zawrzeć pokój z naszymi sąsiadami, którzy - niestety - wykorzystują każdą sposobność, aby stracić okazję do zawarcia pokoju. Zgadzam się z ministrem spraw zagranicznych Izraela Abbą Ebanem, który powiedział, że w ONZ większość Europejczyków i Arabów jest w stanie przegłosować to, że świat jest kwadratowy, jeśli tylko ta decyzja będzie miała charakter antyizraelski. My już jesteśmy przyzwyczajeni do tego cynizmu.
Radziłbym tym 60 proc. Europejczyków, których opinie ujawniły się we wspomnianym sondażu, aby czasem przed snem przeczytali książkę historyczną albo zapytali babć lub dziadków, jak 60 lat temu nie tylko Niemcy, ale większość Europejczyków traktowała Żydów... Dla wielu żywy jest obraz Żyda - bezbronnego chłopca, który podnosi ręce przed karabinem hitlerowca. To już przeszłość, tego nie ma i nie będzie, czy Europa tego chce, czy nie!
Wiem, że młody Izraelczyk na czołgu to niezwykły widok, sami wolelibyśmy zamienić czołgi na przykład na traktory, żeby rozwijać nasze państwo i działać dla dobra całego Bliskiego Wschodu.
Jako profesor politologii i socjologii uważam, że wspomniany sondaż nie był przeprowadzony w pełni obiektywnie i profesjonalnie, bez kwestii palestyńskiej badanie jest warte nie tylko zero, jego wartość jest ujemna!
Nie mieszam się w sprawy integracji z Unią Europejską, ale mam nadzieję, że kiedy Polska wstąpi do UE, w tej wspólnocie znacznie podwyższy się poziom nie tylko inteligencji (jak powiedział w "Faktach" Tomasz Lis), ale również sprawiedliwości. UE zyska nowego, odważnego członka, który dla pokoju światowego nie wahał się wysłać dzielnych żołnierzy do Iraku. I pewnie z powodu koalicji z USA i Wielką Brytanią też spotka Polskę krytyka. Wierzę jednak, że prawo zwycięży.
Mógłbym przypuszczać, że wiem, dlaczego w tych badaniach znalazła się także Korea Północna. Europejczycy tak samo jak Amerykanie nie godzą się z panującym w niej totalitaryzmem i polityką nuklearną. Dlaczego jednak Stany Zjednoczone znalazły się w sondażowej szóstce, mimo że podejmują wiele działań, aby ograniczyć to, co się dzieje w Korei? Jak to zinterpretować?
Zdumiewa mnie również to, że na liście najbardziej niebezpiecznych państw znalazł się Iran, bo przecież Unia Europejska robi z tym krajem świetne interesy. Interesy Stanów Zjednoczonych w Iranie są bardzo ograniczone po to, by nie wspierać panującego tam fundamentalizmu i ekstremizmu.
W wypadku Izraela stanowisko Unii Europejskiej wcale mnie nie dziwi. Większość państw Starego Kontynentu staje po stronie arabskiej, bez odrobiny wysiłku zrozumienia dla drugiej strony. To subiektywne i niesprawiedliwe podejście spowodowało, że wszystkie inicjatywy pokojowe na Bliskim Wschodzie są wprowadzane przez Stany Zjednoczone. Tak było w latach 70., kiedy podpisaliśmy porozumienie z Egiptem (uczestniczyli w nim prezydent Jimmy Carter, Menachem Begin i prezydent Egiptu Sadat), tak było również w latach 90., kiedy podpisaliśmy porozumienie w Palestyńczykami w Oslo i z Jordanią w Waszyngtonie (uczestniczyli w nim prezydent Bill Clinton, premierzy Rabin i Peres, Jaser Arafat i król Jordanii Husajn).
Ostatni plan pokojowy, prawdopodobnie jedyny realny, to mapa drogowa stworzona przez prezydenta George'a Busha. Z żadnym ze wspomnianych przedsięwzięć pokojowych żaden europejski kraj nie jest aktywnie związany. Cały proces pokojowy prowadzą Stany Zjednoczone. Jak zatem można zrozumieć to, że USA i Izrael znajdują się na liście państw najbardziej zagrażających światu? Paradoks, cynizm, surrealizm?
Stalin wiecznie żywy
Wiadomo, że w Europie istnieje antyamerykanizm. To zjawisko dawało o sobie znać w Europie zarówno przed wojną, jak i po niej. Źródeł niechęci wobec Stanów Zjednoczonych można upatrywać między innymi w prowadzonej przez długie lata komunistycznej, sowieckiej, antyamerykańskiej propagandzie. Zjawisko to nasilało się do końca lat 70., uczestniczyli w nim intelektualiści, artyści, nauczyciele akademiccy, którzy dzisiaj próbują wymazać swoją wstydliwą przeszłość, świadectwo oddania Stalinowi - Słońcu Narodów. Wszyscy oni do dzisiaj nie pozbyli się tego antyamerykanizmu z komunistycznych czasów - antyamerykanizmu, który dziś tak naprawdę jest antyracjonalizmem.
Korzeni antyamerykańskiego nastawienia w Europie można szukać w emocjach, jakie towarzyszyły narodzinom Stanów Zjednoczonych - emigracja spowodowana okupacją, biedą, ciężkimi warunkami życiowymi, które panowały wówczas w Europie, wywoływała negatywne nastroje na Starym Kontynencie. W dodatku emigrantom udało się stworzyć silny, niezależny, demokratyczny i nowoczesny kraj. To było trudne do zaakceptowania.
Niestety, prawdą jest, że początki amerykańskiego kapitalizmu nie były chlubne. Niewolnictwo utrzymywane aż do czasów Lincolna i rasistowskie organizacje (Ku-Klux-Klan) to plamy na amerykańskim honorze, ale nie ulega wątpliwości, że sami Amerykanie podjęli walkę z tymi zjawiskami, w której wielu z nich straciło życie, m.in. prezydent Abraham Lincoln. Amerykanie wyciągnęli wnioski z popełnionych błędów i ruszyli w kierunku demokracji i sprawiedliwości, czego dowodem jest chociażby to, że współpracownikami George'a Busha są Colin Powell czy Condoleezza Rice.
Dzisiejsza Europa przeżywa m.in. globalizację i prywatyzację, jest superneokapitalistyczna i nawet socjaldemokratyczne rządy uczestniczą w tych procesach. Lewica europejska w obliczu tych wszystkich zmian zachowuje jednak negatywne, tradycyjne, oparte na stereotypach podejście do USA. Kiedy Stany Zjednoczone rozpoczynają wojnę w Iraku, daje się słyszeć właśnie z tych "europejskich" ugrupowań głosy, że jest to walka o interesy, o ropę. Przepraszam, czy w Europie samochody jeżdżą na wodę? Wystarczy spisać listę europejskich interesów z Saddamem Husajnem i dopiero wtedy grzmieć o sprawiedliwości, etyce i pokoju. Gdyby nie USA, kto wie, czy Europa byłaby wolna od totalitaryzmu czerwonego lub brązowo-czarnego, faszystowskiego. Gdyby nie USA, kto wie, może jeszcze rządziłoby w Europie drugie lub trzecie pokolenie Hitlera, Pétaina lub Tiso.
Postęp zza oceanu
Przed wizytą prezydenta Busha w Wielkiej Brytanii na ulicę wyszli prawie wszyscy sfrustrowani, począwszy od organizacji muzułmańskich przez tak zwanych ekologów po przeciwników wojny z Irakiem i związkowców. Średnie i młode pokolenie z państw wspólnoty europejskiej prawdopodobnie ma krótką pamięć i prawdopodobnie długo jeszcze "nie wybaczy" Ameryce wyzwolenia, traktując ją z wyższością, jak kogoś nieokrzesanego i niewychowanego. Do dzisiaj żywy jest stereotyp kowboja, o czym się przekonaliśmy po zwycięstwie George'a Busha w wyborach prezydenckich. O dziwo, to nie z Europy, lecz zza oceanu wywodzi się większość laureatów Nagrody Nobla; stamtąd pochodzą ważniejsze wynalazki, dzięki którym można ratować ludzkie życie. W USA nigdy nie rządził totalitaryzm i dyktatura. W ostatnich 150 latach Amerykanie nie mordowali siebie nawzajem i swoich sąsiadów, tak jak to się odbywa w Europie. Jako społeczeństwo starali się bronić demokracji i nie popełniać błędów, jeśli jednak takie się zdarzały, to wiedzieli, jaką naukę z tego wyciągnąć. W Ameryce Sąd Najwyższy cieszy się ogromnym autorytetem, stoi na straży konstytucji. Przykładem jest chociażby odwaga Amerykanów do zdymisjonowania prezydenta, który popełniał błędy przeciwko demokracji.
Jak widać, Ameryka to nie tylko McDonald's, to również lata pracy, doświadczeń i demokracji. Ciekaw jestem, czy jakiś europejski aktor odmówiłby pracy w Hollywood? Wydaje mi się, że ci, którzy tak otwarcie krytykują USA, robią to, bo uważają taką postawę za poprawną politycznie, ale gdy nad głową wisi groźba niebezpieczeństwa, z nadzieją spoglądają w stronę Waszyngtonu i wyciągają schowane wcześniej pod materacem dolary.
Cynizm do kwadratu
Nie wstydź się, Ameryko, że należysz do tej sondażowej szóstki, bo to jest świadectwo europejskiego egoizmu. Zastanawiam się, jak to możliwe, że szefem Komisji Praw Człowieka ONZ jest delegat Syrii - państwa totalitarnego, które niewiele ma wspólnego z prawami człowieka. Przedstawiciel Syrii stał też na czele Rady Bezpieczeństwa ONZ. Kto ich wybiera? Przeważnie Europejczycy.
Myślę, że Izrael został zaliczony do grona najgroźniejszych państw również dlatego, że popełnił do tej pory wiele błędów, ale podkreślam, że zawsze byliśmy i jesteśmy gotowi na dramatyczny, czasem bolesny kompromis, aby zawrzeć pokój z naszymi sąsiadami, którzy - niestety - wykorzystują każdą sposobność, aby stracić okazję do zawarcia pokoju. Zgadzam się z ministrem spraw zagranicznych Izraela Abbą Ebanem, który powiedział, że w ONZ większość Europejczyków i Arabów jest w stanie przegłosować to, że świat jest kwadratowy, jeśli tylko ta decyzja będzie miała charakter antyizraelski. My już jesteśmy przyzwyczajeni do tego cynizmu.
Radziłbym tym 60 proc. Europejczyków, których opinie ujawniły się we wspomnianym sondażu, aby czasem przed snem przeczytali książkę historyczną albo zapytali babć lub dziadków, jak 60 lat temu nie tylko Niemcy, ale większość Europejczyków traktowała Żydów... Dla wielu żywy jest obraz Żyda - bezbronnego chłopca, który podnosi ręce przed karabinem hitlerowca. To już przeszłość, tego nie ma i nie będzie, czy Europa tego chce, czy nie!
Wiem, że młody Izraelczyk na czołgu to niezwykły widok, sami wolelibyśmy zamienić czołgi na przykład na traktory, żeby rozwijać nasze państwo i działać dla dobra całego Bliskiego Wschodu.
Jako profesor politologii i socjologii uważam, że wspomniany sondaż nie był przeprowadzony w pełni obiektywnie i profesjonalnie, bez kwestii palestyńskiej badanie jest warte nie tylko zero, jego wartość jest ujemna!
Nie mieszam się w sprawy integracji z Unią Europejską, ale mam nadzieję, że kiedy Polska wstąpi do UE, w tej wspólnocie znacznie podwyższy się poziom nie tylko inteligencji (jak powiedział w "Faktach" Tomasz Lis), ale również sprawiedliwości. UE zyska nowego, odważnego członka, który dla pokoju światowego nie wahał się wysłać dzielnych żołnierzy do Iraku. I pewnie z powodu koalicji z USA i Wielką Brytanią też spotka Polskę krytyka. Wierzę jednak, że prawo zwycięży.
Eurohipokryzja |
---|
Henryk Grynberg Prozaik, poeta, dramaturg i eseista, laureat prestiżowych nagród literackich, autor prawie trzydziestu książek. Z jego licznej rodziny wojnę przeżyli jedynie on i jego matka. Od 1967 r. mieszka na stałe w USA W artykule "Hańba europejska" ("Wprost", nr 46) Tomasz Lis zdaje się dziwić, jeśli nie wręcz ubolewać, że Ameryka nie jest bezstronna w konflikcie arabsko-izraelskim. Otóż Ameryka nie chce być bezstronna. Howard Dean, jeden z kandydatów na prezydenta, nieopatrznie zaproponował coś takiego i w popłochu musiał tę gafę wycofać. Amerykę łączą z Izraelem wspólne wartości judeochrześcijańskie (które europejscy hipokryci chcą głosić w swojej konstytucji bez członu "judeo-"). Dla Amerykanów nie jest obojętne to, że Izrael jest azylem Żydów, którzy uszli z życiem z Europy. I wreszcie Izrael jest jedyną prawdziwą demokracją na Bliskim Wschodzie (w Turcji opiera się ona na wojsku) oraz jedynym niezawodnym sojusznikiem Ameryki i jej punktem oparcia w tym strategicznym rejonie. Wbrew tezom arabistów bez Izraela Ameryka straciłaby wpływ na sytuację na Bliskim Wschodzie, gdzie nie ustawałyby wojny wszystkich Arabów z wszystkimi. Europejscy hipokryci chcą, żeby Ameryka była "bezstronna", kiedy wszyscy fanatycy: antysemici, neonaziści i terroryści, rzucają się na Izrael; kiedy kraje arabskie (ze swymi petrodolarami) i bez mała wszystkie muzułmańskie pomagają jego wrogom; kiedy barbarzyńskie, prywatne państewka trzeciego i czwartego świata sprzedają głosy w ONZ jego wrogom; kiedy pseudoliberałowie zakrzykują go perfidną propagandą medialną. Europa potrafi być tak "bezstronna", Ameryka na szczęście jeszcze nie. |
Więcej możesz przeczytać w 48/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.