Dlaczego nie zaoszczędzimy w przyszłym roku 1000 zł
Od 2004 r. statystyczny Polak miał zaoszczędzić na rachunkach za gaz, prąd i rozmowy telefoniczne nawet 1000 zł rocznie. Od lat kolejne rządy nie potrafiły się uporać z liberalizacją rynków energii, gazu, usług pocztowych czy telekomunikacyjnych i otworzyć ich na konkurencję, ale zapewniano nas, że od początku przyszłego roku, a najpóźniej tuż po wstąpieniu do Unii Europejskiej, na pewno to nastąpi. Nic z tego! Choć do uwolnienia tych rynków zobowiązaliśmy się w negocjacjach z Brukselą, rząd działa w taki sposób, że większość liberalizacji nie zostanie wprowadzona w przewidzianych terminach.
Zapłacimy za to jako klienci czy właściciele firm, mamieni na przykład wizją mających wkrótce nastąpić obniżek cen połączeń telefonicznych - o 50 proc. i więcej. Po raz drugi zapłacimy jako podatnicy, bo niedotrzymanie umów międzynarodowych może grozić poważnymi karami. 20 listopada 2003 r. podczas odbywającego się w Brukseli spotkania szefów 25 urzędów antymonopolowych z państw poszerzonej unii postanowiono powołać do życia wspólną instytucję - Europejską Sieć Konkurencji - i jak najszybciej rozprawić się m.in. z praktykami monopolistycznymi elektrowni i dawnych państwowych operatorów telekomunikacyjnych.
Komora gazowa
"PGNiG nie wytrzyma w przyszłym roku konkurencji" - przyznał niedawno z rozbrajającą szczerością Piotr Czyżewski, minister skarbu. Klientów indywidualnych rząd wystawił do wiatru już wcześniej, żądając do 2007 r. okresu przejściowego na liberalizację rynku gazu. Firmy też właściwie mogą zapomnieć o tańszym gazie. Siedem miesięcy przed wymaganą przez Unię Europejską liberalizacją dostaw dla podmiotów gospodarczych (miała nastąpić 1 lipca 2004 r.) Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zorientowało się, że nie jest przygotowane do udostępnienia swojej sieci gazowej niezależnym dystrybutorom. Monopolista liczy, że rządowi uda się "rzutem na taśmę" nakłonić Komisję Europejską do wprowadzenia dla nas półtorarocznego okresu przejściowego (choć nie wystąpiliśmy w negocjacjach o taki okres dla rynku gazu). Bruksela może ulec tym prośbom, ale w zamian za nasze ustępstwa w innych dziedzinach. Najpewniej przedsiębiorcy dopłacą do tego, by przez następne półtora roku utrzymywać monopol gazowy!
Krzesło elektryczne
Fiaskiem może się skończyć uwolnienie rynku energii elektrycznej, do czego zobowiązaliśmy się w traktacie akcesyjnym. Od 1 lipca 2004 r. każdy podmiot gospodarczy miał uzyskać możliwość wyboru dostawcy prądu (Kowalski musi czekać jeszcze cztery lata). Dziś w energetyce konkurencji faktycznie nie ma, bowiem w latach 1993-2000 Polskie Sieci Elektroenergetyczne podpisały z elektrowniami długoterminowe kontrakty gwarantujące im odbiór określonych ilości prądu po z góry ustalonych (wysokich) cenach. Elektrownie uniknęły dzięki temu bankructwa, ale zarazem straciły motywację do modernizacji zakładów i obniżania kosztów. Pół roku przed wstąpieniem do unii nie mamy jeszcze ustawy rozwiązującej kontrakty długoterminowe. Jest tylko projekt, którym rząd zajmie się dopiero na początku grudnia. Przewiduje on, że w zamian za likwidację kontraktów elektrownie otrzymają 14 mld zł odszkodowania. Pieniądze te rząd zamierza uzyskać dzięki emisji obligacji (powiększając dług publiczny o równowartość 2 proc. PKB!). To czysta fantazja. Rząd pożycza w przyszłym roku tak dużo, że nie znajdzie nabywców na kolejne papiery skarbowe. A jeśli pieniędzy nie znajdzie, liberalizacji rynku - i tak wprowadzonej tylko częściowo - nie będzie.
Wrzuć monetę
92 proc. abonentów wciąż korzysta z usług Telekomunikacji Polskiej SA przy połączeniach międzymiastowych, a ponad 98 proc. - przy rozmowach międzynarodowych. Zdaniem Komisji Europejskiej, prywatna już, lecz wciąż królująca na rynku spółka po prostu "wycina" konkurentów, gdyż Urząd Regulacji Telekomunikacji - odpowiedzialny za wspieranie konkurencji na rynku - działa opieszale, co gwarantuje TP SA bezkarność. Rząd na każdym kroku daje pretekst do hamowania liberalizacji. Od 1 października 2003 r. każdy abonent miał swobodnie wybierać operatora połączeń z telefonu stacjonarnego na komórkowy, lecz TP SA nie chce podpisywać stosownych umów z konkurentami, tłumacząc się brakiem rozporządzenia Rady Ministrów... I choć formalnie działa już w kraju kilkadziesiąt firm telekomunikacyjnych rywalizujących z byłym państwowym operatorem, ceny połączeń lokalnych są u nas o 50 proc. wyższe niż przeciętnie w unii, a połączeń międzynarodowych - nawet pięciokrotnie wyższe!
- Zaniechanie liberalizacji oprócz kar finansowych nałożonych przez unię będzie skutkowało niższym wzrostem gospodarczym - prognozuje Andrzej Piotrowski, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Możemy tylko mieć nadzieję, że jeśli Polacy w końcu dostaną prawo wyboru, wystawią słony rachunek zarówno monopolistom, bo przeniosą się do tańszej konkurencji, jak i rządzącym, bo wybiorą kogoś, kto potrafi dotrzymać obietnic.
Zapłacimy za to jako klienci czy właściciele firm, mamieni na przykład wizją mających wkrótce nastąpić obniżek cen połączeń telefonicznych - o 50 proc. i więcej. Po raz drugi zapłacimy jako podatnicy, bo niedotrzymanie umów międzynarodowych może grozić poważnymi karami. 20 listopada 2003 r. podczas odbywającego się w Brukseli spotkania szefów 25 urzędów antymonopolowych z państw poszerzonej unii postanowiono powołać do życia wspólną instytucję - Europejską Sieć Konkurencji - i jak najszybciej rozprawić się m.in. z praktykami monopolistycznymi elektrowni i dawnych państwowych operatorów telekomunikacyjnych.
Komora gazowa
"PGNiG nie wytrzyma w przyszłym roku konkurencji" - przyznał niedawno z rozbrajającą szczerością Piotr Czyżewski, minister skarbu. Klientów indywidualnych rząd wystawił do wiatru już wcześniej, żądając do 2007 r. okresu przejściowego na liberalizację rynku gazu. Firmy też właściwie mogą zapomnieć o tańszym gazie. Siedem miesięcy przed wymaganą przez Unię Europejską liberalizacją dostaw dla podmiotów gospodarczych (miała nastąpić 1 lipca 2004 r.) Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zorientowało się, że nie jest przygotowane do udostępnienia swojej sieci gazowej niezależnym dystrybutorom. Monopolista liczy, że rządowi uda się "rzutem na taśmę" nakłonić Komisję Europejską do wprowadzenia dla nas półtorarocznego okresu przejściowego (choć nie wystąpiliśmy w negocjacjach o taki okres dla rynku gazu). Bruksela może ulec tym prośbom, ale w zamian za nasze ustępstwa w innych dziedzinach. Najpewniej przedsiębiorcy dopłacą do tego, by przez następne półtora roku utrzymywać monopol gazowy!
Krzesło elektryczne
Fiaskiem może się skończyć uwolnienie rynku energii elektrycznej, do czego zobowiązaliśmy się w traktacie akcesyjnym. Od 1 lipca 2004 r. każdy podmiot gospodarczy miał uzyskać możliwość wyboru dostawcy prądu (Kowalski musi czekać jeszcze cztery lata). Dziś w energetyce konkurencji faktycznie nie ma, bowiem w latach 1993-2000 Polskie Sieci Elektroenergetyczne podpisały z elektrowniami długoterminowe kontrakty gwarantujące im odbiór określonych ilości prądu po z góry ustalonych (wysokich) cenach. Elektrownie uniknęły dzięki temu bankructwa, ale zarazem straciły motywację do modernizacji zakładów i obniżania kosztów. Pół roku przed wstąpieniem do unii nie mamy jeszcze ustawy rozwiązującej kontrakty długoterminowe. Jest tylko projekt, którym rząd zajmie się dopiero na początku grudnia. Przewiduje on, że w zamian za likwidację kontraktów elektrownie otrzymają 14 mld zł odszkodowania. Pieniądze te rząd zamierza uzyskać dzięki emisji obligacji (powiększając dług publiczny o równowartość 2 proc. PKB!). To czysta fantazja. Rząd pożycza w przyszłym roku tak dużo, że nie znajdzie nabywców na kolejne papiery skarbowe. A jeśli pieniędzy nie znajdzie, liberalizacji rynku - i tak wprowadzonej tylko częściowo - nie będzie.
Wrzuć monetę
92 proc. abonentów wciąż korzysta z usług Telekomunikacji Polskiej SA przy połączeniach międzymiastowych, a ponad 98 proc. - przy rozmowach międzynarodowych. Zdaniem Komisji Europejskiej, prywatna już, lecz wciąż królująca na rynku spółka po prostu "wycina" konkurentów, gdyż Urząd Regulacji Telekomunikacji - odpowiedzialny za wspieranie konkurencji na rynku - działa opieszale, co gwarantuje TP SA bezkarność. Rząd na każdym kroku daje pretekst do hamowania liberalizacji. Od 1 października 2003 r. każdy abonent miał swobodnie wybierać operatora połączeń z telefonu stacjonarnego na komórkowy, lecz TP SA nie chce podpisywać stosownych umów z konkurentami, tłumacząc się brakiem rozporządzenia Rady Ministrów... I choć formalnie działa już w kraju kilkadziesiąt firm telekomunikacyjnych rywalizujących z byłym państwowym operatorem, ceny połączeń lokalnych są u nas o 50 proc. wyższe niż przeciętnie w unii, a połączeń międzynarodowych - nawet pięciokrotnie wyższe!
- Zaniechanie liberalizacji oprócz kar finansowych nałożonych przez unię będzie skutkowało niższym wzrostem gospodarczym - prognozuje Andrzej Piotrowski, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Możemy tylko mieć nadzieję, że jeśli Polacy w końcu dostaną prawo wyboru, wystawią słony rachunek zarówno monopolistom, bo przeniosą się do tańszej konkurencji, jak i rządzącym, bo wybiorą kogoś, kto potrafi dotrzymać obietnic.
Więcej możesz przeczytać w 48/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.