Głowę z platformy i lewicowy tułów powinien mieć następca Millera na stanowisku premiera
Wyobraźnię przeciętnych Polaków zajmują przede wszystkim bieda i bezrobocie. Codziennym utrapieniem jest dla nich fatalny stan służby zdrowia. To wszystko, co występuje pod kryptonimem "plan Hausnera", jest nadto abstrakcyjne, odległe od spraw codziennych. Plan Hausnera jest postrzegany jako nowy element gier elit politycznych. Obywateli mało to zajmuje. Tym bardziej że i tak większość z nas ma złe zdanie o pomysłach wicepremiera i nie wierzy w ich skuteczność. Badania socjologiczne wskazują na jawną nieprzejrzystość i nieprzewidywalność życia publicznego w Polsce. Nie ma zgodności między tym, o czym mówią partyjni liderzy, a wyborami obywateli. Między dominującymi deklaracjami przedwyborczymi a proegalitarnym nastawieniem większości społeczeństwa istnieje jawna przepaść.
Kto popiera Rokitę?
Jan Rokita w badaniach zaufania do polityków od kilku miesięcy zajmuje wysokie miejsce, tuż za Aleksandrem Kwaśniewskim, ale zarazem niewielu widzi go w roli premiera. W sondażu Pentora na zlecenie "Wprost" Rokita zyskał wprawdzie największe poparcie jako ewentualny premier, lecz sięga ono ledwie 12 proc. W mediach prezentuje się jako stanowczy i konsekwentny polityk, twardo walczący z korupcją i zepsuciem państwa, tymczasem obywatele chcą w pierwszym rzędzie kogoś, kto przekonuje swoją wrażliwością społeczną i rozumieniem spraw biednych ludzi.
Platforma Obywatelska, którą Rokita reprezentuje, po wielekroć jako swoje priorytety wskazywała naprawę finansów publicznych i wspieranie przedsiębiorczości, ale te sprawy są odległe od problemów większości z nas. Właściwie nie wiadomo, dlaczego PO jeszcze zyskuje zwolenników, a Rokita utrzymuje wysoką pozycję w rankingach (choć poparcie dla niego słabnie). Można odnieść wrażenie, że poparcie dla Rokity i PO ma bardziej miłosne niż rzeczowe podstawy. Wybieramy ich raczej przeciw SLD, niż popierając to, co rzeczywiście głoszą. Interesujący jest fakt, iż w nader umiarkowanym poparciu dla Rokity - jako przyszłego premiera - bynajmniej nie przodują ludzie zamożni, przedsiębiorcy, osoby dobrze wykształcone, lecz rolnicy, urzędnicy niższego szczebla, osoby z wykształceniem średnim. Popierają go więc te kategorie osób, które zapewne niewiele zyskają na zwycięstwie platformy.
Dekoracyjny Kwaśniewski
Względnie wysokie poparcie dla Józefa Oleksego jako kandydata na premiera nijak się ma do bardzo słabych notowań SLD i jego kierownictwa. Oleksemu udało się stworzyć przekonujący obraz swojej osoby - ładnie mówi, a przy tym nie jest utożsamiany ani z rządem Millera, ani z tym wszystkim, co stanowi o słabości postkomunistycznej formacji. Zależnie od okoliczności Oleksy może występować jako obrońca biednych albo jako człowiek stanowczy, zwolennik przedsiębiorczości, ktoś, kto walczy z korupcją. Z badań wynika, że jest on najlepszym kandydatem na przyszłego szefa SLD.
Respondenci wydają się zgodni, że na premiera nie bardzo nadaje się zarówno Jarosław Kaczyński (PiS), jak i Roman Giertych (LPR). Do roli premiera wyborcom nie pasuje też arcypopularny polityk, jakim jest Aleksander Kwaśniewski. Prezydent sam sobie zgotował ten los, pokazując, że najlepiej się czuje, za nic nie odpowiadając i uchylając się od podejmowania decyzji.
Zaproszenie dla miękkiej dyktatury
Najwięcej obywateli nie ma zdania w kwestii tego, kto byłby obecnie dobrym premierem. Najważniejszym powodem jest zapewne to, że nikomu już nie ufamy i nie wierzymy. Aż 40 proc. osób, które nie wiedzą, kogo chciałyby widzieć na miejscu Millera, to mogą być ci sami ludzie, którzy nie mają zamiaru uczestniczyć w wyborach. A to by oznaczało, że polska demokracja zaczyna tracić swoją podstawę, swoje uprawomocnienie. Mniejszość chce brać udział w życiu politycznym, zaś większość wypowiedziała się nie tyle przeciw demokracji w ogóle, ile przeciw polskiej wersji demokracji.
Apatia, poczucie obywatelskiej słabości, połączone z oligarchizacją polityki oraz korupcją, są jawnym zaproszeniem dla miękkiego autorytaryzmu. Nie mamy tylko kandydata na nowego Piłsudskiego. Przeczuwamy już, że nie ma ani takiej osoby, ani takiego politycznego ruchu, który uniósłby ciężar fundamentalnej zmiany. Innymi słowy - powolny rozkład PRL, co symbolizowały rozmowy "okrągłego stołu" i co zapowiadało wielu ówczesnych komunistycznych aparatczyków (Ciosek, Urban), był zadaniem o wiele prostszym niż to, czego wymaga obecna sytuacja.
Kluczem do postaw Polaków jest tyleż apatia czy poczucie nieadekwatności obecnych form życia politycznego w stosunku do zadań, jakie przed nami stoją, co mieszanka postaw egalitarnych. Ujawniają to bodaj wszystkie badania socjologiczne. Sondaż Pentora tylko potwierdza, że opcja liberalna - wolny rynek, wzmocnienie przedsiębiorczości, prywatyzacja, ograniczenie deficytu budżetowego, mniejsze podatki - blednie wobec dominującego poczucia bezradności i nieładu w państwie. Odpowiedzią na to poczucie bezradności i utraty szans życiowych jest - można się obawiać - nie tyle żywiołowa aktywność gospodarcza, ile oczekiwanie programów socjalnych. Z innych badań wynika, że na ogół nie ufamy mechanizmom wolnorynkowym ani nie żywimy przesadnego szacunku dla przedsiębiorców. Sami też do tej roli na ogół nie aspirujemy.
Nie tylko Miller
Niewiele wskazuje na to, by atutem wstępujących formacji politycznych mogły być nawet najsłuszniejsze hasła naprawy państwa czy zasadniczych zmian konstytucyjnych. A nad tym wszak debatują co poważniejsze gremia polityczne oraz naukowcy i publicyści. Obecny kryzys polityczny nie jest tylko efektem rządów partii Millera. Oni jedynie "twórczo" przyczynili się do obniżenia poziomu funkcjonowania państwa. To, co w badaniu Pentora zostało oznaczone hasłem "wiedza i profesjonalizm" (na określenie cech dobrego przywódcy), miało skromne znaczenie. Najżywsze poparcie wiedza i profesjonalizm zyskały wśród pracowników wyższego szczebla, menedżerów oraz osób najlepiej uposażonych i wykształconych.
Dla elit rzeczą oczywistą jest to, że państwo, które działa poniżej pewnych standardów kompetencyjnych, degraduje. Nie widać jednak pozytywnego związku między potrzebą profesjonalizmu oraz sprawności rządu i państwa a poparciem dla haseł skrótowo nazwanych "liberalnymi". Hasło "przedsiębiorczość" wybierają przede wszystkim osoby zajmujące się własną działalnością gospodarczą (40 proc.), ale już o wiele rzadziej menedżerowie i urzędnicy niższego szczebla.
Przecena antykomunizmu
Wiele wskazuje na to, że nie zyskają partie (przede wszystkim PiS), które antykomunizm uczynią swoim sztandarowym hasłem. Czas wielkich historycznych podziałów, mimo jawnej klęski partii postkomunistycznej, już się skończył. Zdaniem wyborców, wady obecnego systemu nie znajdują ani usprawiedliwienia, ani wyjaśnienia w historii PRL. Na znaczeniu straciły biografie oraz stare układy sitwowe. Politycy odpowiadają przed opinią publiczną nie za to, kim byli przed piętnastu laty, ale za to, co uczynili w III RP.
Powszechnie potępiana jest korupcja, choć walka z nią nie jest tak chwytliwym hasłem, jak można się było spodziewać. Wprawdzie nie sposób sobie wyobrazić, by przyszły rząd nie zajął się tym problemem, ale to bardziej temat gazet i politycznych wystąpień polityków, niż problem naszej codzienności. Korupcja jest znacznie większym problemem dla menedżerów i kadry urzędniczej niż nawet dla przedsiębiorców, nie mówiąc o najliczniejszych kategoriach społecznych - robotnikach i rolnikach. Oni o korupcji słyszą, o niej rozmawiają, ale z niej nie korzystają ani jej nie ulegają. Ich codziennym doświadczeniem jest bieda, kiepska opieka socjalna i zdrowotna. Nic w tym zaskakującego, jednak żadna partia nie powinna robić z korupcji swego sztandarowego hasła.
Nie może dziwić stosunkowo wysoki lęk przed przestępczością, obecny przede wszystkim wśród urzędników średniego szczebla. Walka z mafiami zawsze robi wrażenie, ale na wizerunku twardego szeryfa niewiele się zyska. Prawo i sprawiedliwość może być hasłem, ale z nachyleniem socjalnym, czyli naciskiem na sprawiedliwość.
Premier lewicowo-prawicowy
Nasze oczekiwania wobec premiera i rządu niewiele mają wspólnego z wynikami obecnych konkursów piękności poszczególnych partii. Platforma ma silne, choć nie wiemy czy stabilne, poparcie, ale i tak może wygrać lewica. SLD traci szybciej, niż można było oczekiwać, a potrzeba programu socjalnego nie słabnie.
Żartobliwie można powiedzieć, że najlepszym premierem byłby obecnie Rokita, śmiało zapowiadający walkę z bezrobociem, głoszący hasła lewicowe, pochylający się nad pokrzywdzonymi, a zarazem prezentujący się jako człowiek nie tyle stanowczy i konsekwentny, ile rzeczowy i kompetentny. Innymi słowy - premier powinien mieć głowę z platformy, a tułów lewicowy. Możliwy jest też drugi wariant: premier Oleksy na czele partii antyeseldowskiej - walczący z korupcją, biedą i o naprawę finansów publicznych.
Poważna partia, poważni politycy mogą głosić hasła umiarkowanie lewicowe i etatystyczne, iść w łagodny populizm, ale potem muszą robić to, co uważają za ważne: naprawiać finanse, państwo, wzmacniać sektor rynkowy. Mogą też, co wydaje się najpilniejsze, przekonywać, że ożywienie przedsiębiorczości, racjonalizacja instytucji państwa jest warunkiem koniecznym ograniczenia nędzy i bezrobocia.
Jedno wydaje się pewne: obywatele mają swój obraz premiera oraz wyobrażenie, jakie powinien on podjąć decyzje. Teraz czekają na kandydata, który by te oczekiwania i wyobrażenia spełnił.
Paweł Śpiewak
Kto popiera Rokitę?
Jan Rokita w badaniach zaufania do polityków od kilku miesięcy zajmuje wysokie miejsce, tuż za Aleksandrem Kwaśniewskim, ale zarazem niewielu widzi go w roli premiera. W sondażu Pentora na zlecenie "Wprost" Rokita zyskał wprawdzie największe poparcie jako ewentualny premier, lecz sięga ono ledwie 12 proc. W mediach prezentuje się jako stanowczy i konsekwentny polityk, twardo walczący z korupcją i zepsuciem państwa, tymczasem obywatele chcą w pierwszym rzędzie kogoś, kto przekonuje swoją wrażliwością społeczną i rozumieniem spraw biednych ludzi.
Platforma Obywatelska, którą Rokita reprezentuje, po wielekroć jako swoje priorytety wskazywała naprawę finansów publicznych i wspieranie przedsiębiorczości, ale te sprawy są odległe od problemów większości z nas. Właściwie nie wiadomo, dlaczego PO jeszcze zyskuje zwolenników, a Rokita utrzymuje wysoką pozycję w rankingach (choć poparcie dla niego słabnie). Można odnieść wrażenie, że poparcie dla Rokity i PO ma bardziej miłosne niż rzeczowe podstawy. Wybieramy ich raczej przeciw SLD, niż popierając to, co rzeczywiście głoszą. Interesujący jest fakt, iż w nader umiarkowanym poparciu dla Rokity - jako przyszłego premiera - bynajmniej nie przodują ludzie zamożni, przedsiębiorcy, osoby dobrze wykształcone, lecz rolnicy, urzędnicy niższego szczebla, osoby z wykształceniem średnim. Popierają go więc te kategorie osób, które zapewne niewiele zyskają na zwycięstwie platformy.
Dekoracyjny Kwaśniewski
Względnie wysokie poparcie dla Józefa Oleksego jako kandydata na premiera nijak się ma do bardzo słabych notowań SLD i jego kierownictwa. Oleksemu udało się stworzyć przekonujący obraz swojej osoby - ładnie mówi, a przy tym nie jest utożsamiany ani z rządem Millera, ani z tym wszystkim, co stanowi o słabości postkomunistycznej formacji. Zależnie od okoliczności Oleksy może występować jako obrońca biednych albo jako człowiek stanowczy, zwolennik przedsiębiorczości, ktoś, kto walczy z korupcją. Z badań wynika, że jest on najlepszym kandydatem na przyszłego szefa SLD.
Respondenci wydają się zgodni, że na premiera nie bardzo nadaje się zarówno Jarosław Kaczyński (PiS), jak i Roman Giertych (LPR). Do roli premiera wyborcom nie pasuje też arcypopularny polityk, jakim jest Aleksander Kwaśniewski. Prezydent sam sobie zgotował ten los, pokazując, że najlepiej się czuje, za nic nie odpowiadając i uchylając się od podejmowania decyzji.
Zaproszenie dla miękkiej dyktatury
Najwięcej obywateli nie ma zdania w kwestii tego, kto byłby obecnie dobrym premierem. Najważniejszym powodem jest zapewne to, że nikomu już nie ufamy i nie wierzymy. Aż 40 proc. osób, które nie wiedzą, kogo chciałyby widzieć na miejscu Millera, to mogą być ci sami ludzie, którzy nie mają zamiaru uczestniczyć w wyborach. A to by oznaczało, że polska demokracja zaczyna tracić swoją podstawę, swoje uprawomocnienie. Mniejszość chce brać udział w życiu politycznym, zaś większość wypowiedziała się nie tyle przeciw demokracji w ogóle, ile przeciw polskiej wersji demokracji.
Apatia, poczucie obywatelskiej słabości, połączone z oligarchizacją polityki oraz korupcją, są jawnym zaproszeniem dla miękkiego autorytaryzmu. Nie mamy tylko kandydata na nowego Piłsudskiego. Przeczuwamy już, że nie ma ani takiej osoby, ani takiego politycznego ruchu, który uniósłby ciężar fundamentalnej zmiany. Innymi słowy - powolny rozkład PRL, co symbolizowały rozmowy "okrągłego stołu" i co zapowiadało wielu ówczesnych komunistycznych aparatczyków (Ciosek, Urban), był zadaniem o wiele prostszym niż to, czego wymaga obecna sytuacja.
Kluczem do postaw Polaków jest tyleż apatia czy poczucie nieadekwatności obecnych form życia politycznego w stosunku do zadań, jakie przed nami stoją, co mieszanka postaw egalitarnych. Ujawniają to bodaj wszystkie badania socjologiczne. Sondaż Pentora tylko potwierdza, że opcja liberalna - wolny rynek, wzmocnienie przedsiębiorczości, prywatyzacja, ograniczenie deficytu budżetowego, mniejsze podatki - blednie wobec dominującego poczucia bezradności i nieładu w państwie. Odpowiedzią na to poczucie bezradności i utraty szans życiowych jest - można się obawiać - nie tyle żywiołowa aktywność gospodarcza, ile oczekiwanie programów socjalnych. Z innych badań wynika, że na ogół nie ufamy mechanizmom wolnorynkowym ani nie żywimy przesadnego szacunku dla przedsiębiorców. Sami też do tej roli na ogół nie aspirujemy.
Nie tylko Miller
Niewiele wskazuje na to, by atutem wstępujących formacji politycznych mogły być nawet najsłuszniejsze hasła naprawy państwa czy zasadniczych zmian konstytucyjnych. A nad tym wszak debatują co poważniejsze gremia polityczne oraz naukowcy i publicyści. Obecny kryzys polityczny nie jest tylko efektem rządów partii Millera. Oni jedynie "twórczo" przyczynili się do obniżenia poziomu funkcjonowania państwa. To, co w badaniu Pentora zostało oznaczone hasłem "wiedza i profesjonalizm" (na określenie cech dobrego przywódcy), miało skromne znaczenie. Najżywsze poparcie wiedza i profesjonalizm zyskały wśród pracowników wyższego szczebla, menedżerów oraz osób najlepiej uposażonych i wykształconych.
Dla elit rzeczą oczywistą jest to, że państwo, które działa poniżej pewnych standardów kompetencyjnych, degraduje. Nie widać jednak pozytywnego związku między potrzebą profesjonalizmu oraz sprawności rządu i państwa a poparciem dla haseł skrótowo nazwanych "liberalnymi". Hasło "przedsiębiorczość" wybierają przede wszystkim osoby zajmujące się własną działalnością gospodarczą (40 proc.), ale już o wiele rzadziej menedżerowie i urzędnicy niższego szczebla.
Przecena antykomunizmu
Wiele wskazuje na to, że nie zyskają partie (przede wszystkim PiS), które antykomunizm uczynią swoim sztandarowym hasłem. Czas wielkich historycznych podziałów, mimo jawnej klęski partii postkomunistycznej, już się skończył. Zdaniem wyborców, wady obecnego systemu nie znajdują ani usprawiedliwienia, ani wyjaśnienia w historii PRL. Na znaczeniu straciły biografie oraz stare układy sitwowe. Politycy odpowiadają przed opinią publiczną nie za to, kim byli przed piętnastu laty, ale za to, co uczynili w III RP.
Powszechnie potępiana jest korupcja, choć walka z nią nie jest tak chwytliwym hasłem, jak można się było spodziewać. Wprawdzie nie sposób sobie wyobrazić, by przyszły rząd nie zajął się tym problemem, ale to bardziej temat gazet i politycznych wystąpień polityków, niż problem naszej codzienności. Korupcja jest znacznie większym problemem dla menedżerów i kadry urzędniczej niż nawet dla przedsiębiorców, nie mówiąc o najliczniejszych kategoriach społecznych - robotnikach i rolnikach. Oni o korupcji słyszą, o niej rozmawiają, ale z niej nie korzystają ani jej nie ulegają. Ich codziennym doświadczeniem jest bieda, kiepska opieka socjalna i zdrowotna. Nic w tym zaskakującego, jednak żadna partia nie powinna robić z korupcji swego sztandarowego hasła.
Nie może dziwić stosunkowo wysoki lęk przed przestępczością, obecny przede wszystkim wśród urzędników średniego szczebla. Walka z mafiami zawsze robi wrażenie, ale na wizerunku twardego szeryfa niewiele się zyska. Prawo i sprawiedliwość może być hasłem, ale z nachyleniem socjalnym, czyli naciskiem na sprawiedliwość.
Premier lewicowo-prawicowy
Nasze oczekiwania wobec premiera i rządu niewiele mają wspólnego z wynikami obecnych konkursów piękności poszczególnych partii. Platforma ma silne, choć nie wiemy czy stabilne, poparcie, ale i tak może wygrać lewica. SLD traci szybciej, niż można było oczekiwać, a potrzeba programu socjalnego nie słabnie.
Żartobliwie można powiedzieć, że najlepszym premierem byłby obecnie Rokita, śmiało zapowiadający walkę z bezrobociem, głoszący hasła lewicowe, pochylający się nad pokrzywdzonymi, a zarazem prezentujący się jako człowiek nie tyle stanowczy i konsekwentny, ile rzeczowy i kompetentny. Innymi słowy - premier powinien mieć głowę z platformy, a tułów lewicowy. Możliwy jest też drugi wariant: premier Oleksy na czele partii antyeseldowskiej - walczący z korupcją, biedą i o naprawę finansów publicznych.
Poważna partia, poważni politycy mogą głosić hasła umiarkowanie lewicowe i etatystyczne, iść w łagodny populizm, ale potem muszą robić to, co uważają za ważne: naprawiać finanse, państwo, wzmacniać sektor rynkowy. Mogą też, co wydaje się najpilniejsze, przekonywać, że ożywienie przedsiębiorczości, racjonalizacja instytucji państwa jest warunkiem koniecznym ograniczenia nędzy i bezrobocia.
Jedno wydaje się pewne: obywatele mają swój obraz premiera oraz wyobrażenie, jakie powinien on podjąć decyzje. Teraz czekają na kandydata, który by te oczekiwania i wyobrażenia spełnił.
Paweł Śpiewak
Więcej możesz przeczytać w 10/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.