Antoni Norbert Patek, twórca najbardziej renomowanych zegarków na świecie, musiał emigrować z Polski, bo za udział w powstaniu listopadowym groziło mu zesłanie na Sybir lub więzienie. Zaczynał, mając za kapitał stopień podporucznika i krzyż Virtuti Militari. Po piętnastu latach pracy w branży, która nigdy nie kojarzyła się z Polską, Patek zdobył 500 międzynarodowych nagród, a od królowej Wiktorii otrzymał order, który był przepustką na wszystkie dwory królewskie w Europie. Wśród klientów Patka znalazło się 30 osób z rodów królewskich oraz trzech papieży. Z tych samych powodów co Patek po powstaniu listopadowym wyemigrowało z terenów Polski kilkuset wybitnych uczonych i wynalazców. Ernest Malinowski, Władysław Kluger, Edward Habich czy Władysław Folkierski pracowali potem w Peru, Brazylii bądź Argentynie.
Aż 60 proc. młodych Polaków nie widzi dla siebie przyszłości w ojczyźnie
Antoni Norbert Patek, twórca najbardziej renomowanych zegarków na świecie, musiał emigrować z Polski, bo za udział w powstaniu listopadowym groziło mu zesłanie na Sybir lub więzienie. Zaczynał, mając za kapitał stopień podporucznika i krzyż Virtuti Militari. Po piętnastu latach pracy w branży, która nigdy nie kojarzyła się z Polską, Patek zdobył 500 międzynarodowych nagród, a od królowej Wiktorii otrzymał order, który był przepustką na wszystkie dwory królewskie w Europie. Wśród klientów Patka znalazło się 30 osób z rodów królewskich oraz trzech papieży. Z tych samych powodów co Patek po powstaniu listopadowym wyemigrowało z terenów Polski kilkuset wybitnych uczonych i wynalazców. Ernest Malinowski, Władysław Kluger, Edward Habich czy Władysław Folkierski pracowali potem w Peru, Brazylii bądź Argentynie. Kolejne setki wybitnie uzdolnionych Polaków musiały emigrować po powstaniu styczniowym - jak Erazm Józef Jerzmanowski, zwany polskim Noblem, pierwszy polski milioner w Stanach Zjednoczonych. Dorobił się w latach 80. XIX wieku, tworząc nowoczesne amerykańskie gazownictwo. Przez ostatnie 350 lat Polacy emigrowali z kraju, który był albo uwikłany w konflikty, albo znajdował się w niewoli. Teraz znowu emigrują, choć Polska jest wolna i nieuwikłana w żadne konflikty. Emigrując w przeszłości, Polacy uciekali przed najeźdźcami bądź okupantami z zewnątrz, obecnie uciekają przed rządzącymi własnym, wolnym i demokratycznym państwem. Ta nowa fala emigracji to wielkie wotum nieufności dla tych, którzy nie potrafią zatrzymać wyjeżdżających w kraju, którzy nie stworzyli im warunków pracy w Polsce i dla Polski.
Prof. Andrzej Targowski, informatyk, który osiadł w Stanach Zjednoczonych w czasach stanu wojennego, nazywa emigrację po powstaniach listopadowym i styczniowym oraz podczas i po II wojnie światowej diasporą wojowników i ofiar. Obecną falę emigracji można nazwać diasporą zawiedzionych. Ćwierć miliona młodych ludzi szykuje się w najbliższym czasie do wyjazdu z Polski. Prawie 300 tys. wyjechało już w ostatnich czterech latach. To tak, jakby z naszego kraju zniknęły dwa roczniki absolwentów wszystkich wyższych uczelni! Nawet jeśli wielu z nich kieruje się złudzeniami co do zachodniego raju socjalnego, wysyłają sygnał do zachodnich inwestorów, że Polska jest państwem, w którym nie chcą żyć osoby mające zmieniać ten kraj. Współcześni emigranci dołączą do około 15 mln osób polskiego pochodzenia żyjących poza Polską. W tej olbrzymiej masie polskich emigrantów są tysiące wybitnych postaci, których praca i talent przynoszą korzyści krajom ich osiedlenia, a bardzo rzadko naszemu państwu. Prof. Andrzej Targowski wyliczył, że spośród stu najwybitniejszych polskich wynalazców i uczonych żyjących w ostatnich dwustu latach aż 52 proc. pracowało na rzecz innego kraju, a nie Polski.
Kudelski, Bekker, Dąbrowski
Aż 60 proc. Polaków w wieku 15-29 lat chciałoby wyjechać na Zachód i tam pracować, tyle samo chciałoby się tam uczyć - wynika z badań przeprowadzonych przez Pentor na zlecenie "Wprost". Jednocześnie aż 77 proc. badanych uważa, że na Zachodzie łatwiej znaleźliby pracę. Aż 40 proc. młodych Polaków, czyli 6 mln osób, pragnie zamieszkać za granicą i podjąć tam pracę - wynika z kolei z raportu PricewaterhouseCoopers. Wkrótce może wyjechać z Polski co trzeci lekarz w wieku 25-35 lat (około 10 tys. osób) - podaje Adam Kozierkiewicz, zajmujący się m.in. pracą polskich lekarzy za granicą.
Nowi emigranci nie są zmuszeni do wyjazdów groźbą prześladowań czy więzienia. A z takich właś-nie powodów po II wojnie światowej wyemigrował pochodzący spod Hrubieszowa Mieczysław Grzegorz Bekker (1905-1989), współtwórca pojazdu księżycowego. Bekker, absolwent Politechniki Warszawskiej, uciekł z Polski przed stalinowskim terrorem. W USA był wykładowcą uniwersytetu Michigan oraz MIT w Bostonie, potem został dyrektorem instytutu badań koncernu General Motors w Santa Barbara. Tam zaprojektował pojazd księżycowy dla programu Apollo (Lunar Roving Vehicle). Trzy pojazdy Bekkera pracowały na Księżycu (w ramach misji Apollo 15, 16 i 17). Bekker był autorem czternastu znaczących patentów. Podobnie jak Bekker, w stalinowskiej Polsce niczego nie osiąg-nąłby Stefan Kudelski, elektronik, wynalazca, twórca najlepszych na świecie profesjonalnych magnetofonów (Nagra). W 1951 r., będąc jeszcze studentem fizyki, Kudelski skonstruował prototyp magnetofonu Nagra. Swój wynalazek pokazał w 1952 r. na The First International Amateur Recording Contest (IARC) w Lozannie i zdobył I nagrodę. Osiem lat później magnetofon Kudelskiego stał się rewelacją technologiczną.
W stalinowskiej Polsce Jerzy Dąbrowski (1899-1967), wybitny konstruktor samolotów w czasach II RP (PZL 19, PZL 26, bombowiec Łoś, samolot pościgowo-bombowy Wilk, pasażerski Wicher, rozpoznawczy Sum czy myśliwski Jastrząb), najpewniej trafiłby do więzienia za to, że walczył w szeregach Armii Krajowej. Dlatego wyemigrował do USA, gdzie udoskonalał samoloty Cessna i Convair, a potem Boeinga. To Dąbrowski zaprojektował m.in. kabinę załogi i fotele do promów kosmicznych.
Ucieczka realistów
Młodym Polakom opuszczającym obecnie nasz kraj nie brakuje umiejętności i cech charakteru potrzebnych do odniesienia sukcesu. Wyjeżdżają, bo są realistami: gdyby pozostali, przez najbliższych kilka lat nie byliby w stanie utrzymać rodziny na przyzwoitym poziomie. Łukasz Kiniewicz już w wieku szesnastu lat otrzymał stypendium Fundacji Laudera, potem przez rok uczył się w nowojorskim college'u. Chciał studiować na Har-vardzie, ale nie było go na to stać, więc wybrał Wyższą Szkołę Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie. Wyjechał z Polski, bo nie widział tu szans na rozwój i godziwe życie. Zgłosił się do koncernu Accenture, gdzie wygrał konkurs z kilkuset konkurentami z całego świata.
Wojciech Melanowski, absolwent Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu, już jako nastolatek pojechał do Chicago, by zobaczyć, jak działa tamtejsza giełda. Wtedy postanowił zostać finansistą, porzucił więc plany kariery medycznej (jego pradziadek był autorem pionierskich prac z okulistyki). Osiągnięcia w firmie oponiarskiej Dębica (należącej do Good-yeara) sprawiły, że wysłano go do Luksemburga, a potem do Brukseli, gdzie został starszym analitykiem finansowym w centrali Goodyeara. Tomasz Stecyk, także absolwent WSB w Nowym Sączu, był jednym z najlepszych podczas naboru do firmy brokerskiej Fitzgerald International. Monika Molczyk, również po WSB w Nowym Sączu, zarządza jakością w amerykańskiej firmie Duro-Life Corporation w branży metalurgicznej, jest także głównym audytorem wewnętrznym swojej firmy. Tomasz Kobus, pierwszy prezydent AIESEC - Polska, mając zaledwie 26 lat, został menedżerem w PricewaterhouseCoopers w Waszyngtonie (był szefem jednego z projektów). Wkrótce ma awansować na stanowisko dyrektora w centrali firmy w Nowym Jorku. Katarzyna Wolniewicz, absolwentka prawa, wyjechała z Polski, bo układy w adwokaturze uniemożliwiały jej rozpoczęcie aplikacji. Została asystentką adwokata w kancelarii w Chicago.
Ucieczka od państwa socjalnego
Powodem ucieczek jest przesocjalizowane i przeregulowane państwo, które hamuje robienie kariery i rozwój w ogóle. Z tego właśnie powodu chce wyjechać z kraju Monika Szczurek, studentka Szkoły Głównej Handlowej. Bierze pod uwagę tylko wyjazd do USA, Australii bądź Nowej Zelandii, gdzie młodzi ludzie mają szansę zarabiać na siebie i rodzinę, a nie oddawać większej części zarobków państwu, jak jest w Europie. Do Stanów Zjednoczonych wybiera się też Dominika Marzec, studentka zarządzania i marketingu w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Jej zdaniem, w Europie można pracować tylko w Wielkiej Brytanii - inne kraje to jedynie trochę lepsza odmiana tego, co mamy w Polsce.
W 1997 r., gdy tempo wzrostu gospodarczego przekroczyło 7 proc., z Polski wyjechało około 30 tys. osób. W 2002 r., kiedy tempo wzrostu było siedmiokrotnie niższe niż w 1997 r., wyjechało prawie 100 tys. osób. Takie fale migracji występowały także w krajach Unii Europejskiej, gdy przez kilka lat spadało tam tempo wzrostu. Tak było w latach 70. w Wielkiej Brytanii za rządów laburzystów (Brytyjczycy udawali się głównie do Niemiec, Skandynawii, Holandii). Podobnie było w Hiszpanii czy Irlandii. Młodzi ludzie po prostu wyciągają wnioski ze stanu gospodarki. Jeśli tacy jak oni nie są potrzebni, oznacza to, że państwo jest źle zarządzane, przywalone garbem świadczeń socjalnych, przeregulowane.
Ucieczka od wyżu demograficznego
W 1998 r. Leszek Balcerowicz, ówczesny wicepremier i minister finansów, ostrzegał, że po 2000 r. młodzi Polacy będą stanowić aż 40 proc. poszukujących zajęcia w Europie. Balcerowicz twierdził, że jeśli nie obniży się podatków i nie stworzy młodym ludziom warunków do rozwoju, skazani są albo na emigrację, albo na bezrobocie.
Skutki wyżu demograficznego oraz niskiego tempa wzrostu PKB w ostatnich latach najbardziej odczuli absolwenci wyższych uczelni. Jeszcze trzy lata temu kończący studia w SGH mieli po cztery oferty pracy, obecnie większość nie ma żadnej.
Ucieczka od apatii
- Nie mam złudzeń, lepiej będzie może za trzy lata. Ale za trzy lata będę po trzydziestce i pracodawca wybierze zamiast mnie młodego wilka, świeżo po studiach, głodnego sukcesów. Za granicą będę zmuszony do większego wysiłku, większej mobilizacji - mówi Michał Kotarski, absolwent biologii Uniwersytetu Warszawskiego. - W ciągu trzech miesięcy zwróciłem się do prawie stu firm. Wszyscy odpowiedzieli, że sytuacja na rynku zmusza ich do redukcji zatrudnienia, a nie przyjmowania nowych ludzi. Zrozumiałem ich racje, ale nie mogłem czekać na nadejście lepszych czasów. Dlatego wyjechałem do pracy do Holandii - opowiada Tomasz Figurski, absolwent Uniwersytetu Łódzkiego.
Bogusław Pilich z Warszawy, student Danmarks Tekniske Universitet w Lyngby niedaleko Kopenhagi, po skończeniu edukacji w Danii chce wyjechać do pracy w Stanach Zjednoczonych. - Wyjechałem z Polski, bo miałem dosyć mentalności moich rodaków, zwłaszcza tych pracujących w urzędach. Dopiero z dystansu widać, jak biurokracja przeszkadza ludziom, którzy chcą się uczyć i intensywnie pracować - mówi Pilich.
- Młodzi ludzie wyjeżdżają, bo nie chcą tracić energii i popadać w apatię. Część liczy na to, że zanim w Polsce zmieni się na lepsze, zdobędą nowe kwalifikacje, dyplomy i wrócą do kraju jako osoby znacznie bardziej konkurencyjne niż ci, którzy tu zostaną - mówi prof. Henryk Domański, socjolog z Collegium Civitas. - Młodzi Polacy widzą, że dwa pokolenia - ich rodziców i dziadków - są w dużej mierze pokoleniami zmarnowanych szans. A oni nie chcą marnować swego życia. Ich pęd do emigracji źle świadczy nie o nich, lecz o państwie, które chcą opuścić - tłumaczy Tomasz Magda z Hever Amrop Alliance, firmy zajmującej się poszukiwaniem kadry kierowniczej, działającej w 53 państwach świata.
Ucieczka do sukcesu
Piotr Chomczyński, jeden z najczęściej cytowanych obecnie biochemików na świecie, wyjechał z Polski w 1982 r. Jest właścicielem firmy Molecular Research Center, która wytwarza odczynniki do uzyskiwania czystego RNA, DNA i białek. Jego produkty kupują wszystkie laboratoria naukowe zajmujące się biologią molekularną. - W Polsce nie miałbym żadnej szansy na kontynuowanie moich badań, a zwłaszcza na rozwinięcie biznesu związanego z nauką i biotechnologią. Sukces mogłem odnieść właściwie tylko w Stanach Zjednoczonych. U nas wciąż pokutuje przekonanie, że nauka nie daje pieniędzy. Jest dokładnie odwrotnie - nauka stwarza największe szanse na zarobienie dużych pieniędzy - mówi "Wprost" Piotr Chomczyński.
Anna Mytyk siedem lat temu przerwała studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i wyjechała do USA. Zaczynała od opieki nad dzieckiem. W ten sposób zarobiła na studia na uniwersytecie West Cheaster. W ubiegłym roku odebrała dyplom ukończenia wydziału matematyczno-fizycznego, a teraz przygotowuje się do egzaminów do NASA Astronaut Schools. - W Polsce nigdy nie byłabym w stanie zrealizować swoich marzeń. Komuś, kto bardzo ciężko pracuje, Ameryka stwarza szanse sukcesu. Tu sukces jest celem - opowiada "Wprost" Anna Mytyk.
Inwestycja w emigrantów
W latach 1944-1990 wyjechało z Polski o 1,2 mln osób więcej niż do niej wróciło. Na krótką metę emigracja, szczególnie najlepiej wykształconych i najbardziej mobilnych jednostek, jest stratą. Na dłuższą metę emigracja może się jednak okazać bardzo zyskowną inwestycją. Bo emigranci będą wracać - jak wspomniany Erazm Jerzmanowski, który wrócił do Polski w 1896 r. i stał się największym mecenasem polskiej nauki i kultury.
Pożytki wynikające z powrotów emigrantów potwierdzają przykłady takich państw, jak Irlandia, Hiszpania czy Portugalia, które jeszcze w latach 70. były rezerwuarem taniej siły roboczej dla Niemiec, Francji czy USA. W połowie lat 80. kraje te zaczęły się szybko rozwijać m.in. dzięki napływowi kapitału emigrantów oraz powrotom ich samych. A były to osoby lepiej wykształcone, nauczone konkurowania i ciężkiej pracy. W Irlandii nowymi inwestorami są w ponad 70 proc. Irlandczycy, którzy dwadzieścia, trzydzieści lat temu opuścili wyspę i wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych.
- Gospodarki krajów zachodnich są już rozwinięte i ustabilizowane, w Polsce gospodarka jest dopiero w fazie rozwoju. Dlatego jeśli ktoś chce być gwiazdą, to w kraju rozwijającym się, takim jak Polska. Na Zachodzie jest się z reguły tylko trybikiem w machinie - tłumaczy prof. Marek Rocki, rektor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Możliwość zrobienia kariery w Polsce będzie decydować o powrotach wielu emigrantów. - Współcześnie najbardziej mobilni ludzie są zmuszani do czasowej, niekiedy długotrwałej migracji. Chęć przemieszczania się tak wielkiej liczby młodych Polaków to naturalna i pozytywna cecha globalizacji. Długofalowo na tym na pewno nie stracimy - mówi prof. Henryk Domański.
Piotr Chomczyński nie ma wprawdzie zamiaru wracać na stałe do Polski, chce jednak inwestować nad Wisłą. - Uważam, że Polska nie straciła na tym, iż wyemigrowałem do Stanów Zjednoczonych. W kraju nie miałbym szansy osiągnąć tego, co osiągnąłem w USA, więc nie byłoby mnie stać na inwestycje, jakie teraz planuję - mówi Chomczyński. Jednak obecna fala emigrantów będzie zdolna do realizowania takich planów, jakie ma Chomczyński, być może dopiero za kilkanaście lat. A nie da się Polski zahibernować, żeby poczekać na lepsze czasy. I nie jest to wynik zrządzenia losu, lecz skutek konkretnej, złej polityki.
Antoni Norbert Patek, twórca najbardziej renomowanych zegarków na świecie, musiał emigrować z Polski, bo za udział w powstaniu listopadowym groziło mu zesłanie na Sybir lub więzienie. Zaczynał, mając za kapitał stopień podporucznika i krzyż Virtuti Militari. Po piętnastu latach pracy w branży, która nigdy nie kojarzyła się z Polską, Patek zdobył 500 międzynarodowych nagród, a od królowej Wiktorii otrzymał order, który był przepustką na wszystkie dwory królewskie w Europie. Wśród klientów Patka znalazło się 30 osób z rodów królewskich oraz trzech papieży. Z tych samych powodów co Patek po powstaniu listopadowym wyemigrowało z terenów Polski kilkuset wybitnych uczonych i wynalazców. Ernest Malinowski, Władysław Kluger, Edward Habich czy Władysław Folkierski pracowali potem w Peru, Brazylii bądź Argentynie. Kolejne setki wybitnie uzdolnionych Polaków musiały emigrować po powstaniu styczniowym - jak Erazm Józef Jerzmanowski, zwany polskim Noblem, pierwszy polski milioner w Stanach Zjednoczonych. Dorobił się w latach 80. XIX wieku, tworząc nowoczesne amerykańskie gazownictwo. Przez ostatnie 350 lat Polacy emigrowali z kraju, który był albo uwikłany w konflikty, albo znajdował się w niewoli. Teraz znowu emigrują, choć Polska jest wolna i nieuwikłana w żadne konflikty. Emigrując w przeszłości, Polacy uciekali przed najeźdźcami bądź okupantami z zewnątrz, obecnie uciekają przed rządzącymi własnym, wolnym i demokratycznym państwem. Ta nowa fala emigracji to wielkie wotum nieufności dla tych, którzy nie potrafią zatrzymać wyjeżdżających w kraju, którzy nie stworzyli im warunków pracy w Polsce i dla Polski.
Prof. Andrzej Targowski, informatyk, który osiadł w Stanach Zjednoczonych w czasach stanu wojennego, nazywa emigrację po powstaniach listopadowym i styczniowym oraz podczas i po II wojnie światowej diasporą wojowników i ofiar. Obecną falę emigracji można nazwać diasporą zawiedzionych. Ćwierć miliona młodych ludzi szykuje się w najbliższym czasie do wyjazdu z Polski. Prawie 300 tys. wyjechało już w ostatnich czterech latach. To tak, jakby z naszego kraju zniknęły dwa roczniki absolwentów wszystkich wyższych uczelni! Nawet jeśli wielu z nich kieruje się złudzeniami co do zachodniego raju socjalnego, wysyłają sygnał do zachodnich inwestorów, że Polska jest państwem, w którym nie chcą żyć osoby mające zmieniać ten kraj. Współcześni emigranci dołączą do około 15 mln osób polskiego pochodzenia żyjących poza Polską. W tej olbrzymiej masie polskich emigrantów są tysiące wybitnych postaci, których praca i talent przynoszą korzyści krajom ich osiedlenia, a bardzo rzadko naszemu państwu. Prof. Andrzej Targowski wyliczył, że spośród stu najwybitniejszych polskich wynalazców i uczonych żyjących w ostatnich dwustu latach aż 52 proc. pracowało na rzecz innego kraju, a nie Polski.
Kudelski, Bekker, Dąbrowski
Aż 60 proc. Polaków w wieku 15-29 lat chciałoby wyjechać na Zachód i tam pracować, tyle samo chciałoby się tam uczyć - wynika z badań przeprowadzonych przez Pentor na zlecenie "Wprost". Jednocześnie aż 77 proc. badanych uważa, że na Zachodzie łatwiej znaleźliby pracę. Aż 40 proc. młodych Polaków, czyli 6 mln osób, pragnie zamieszkać za granicą i podjąć tam pracę - wynika z kolei z raportu PricewaterhouseCoopers. Wkrótce może wyjechać z Polski co trzeci lekarz w wieku 25-35 lat (około 10 tys. osób) - podaje Adam Kozierkiewicz, zajmujący się m.in. pracą polskich lekarzy za granicą.
Nowi emigranci nie są zmuszeni do wyjazdów groźbą prześladowań czy więzienia. A z takich właś-nie powodów po II wojnie światowej wyemigrował pochodzący spod Hrubieszowa Mieczysław Grzegorz Bekker (1905-1989), współtwórca pojazdu księżycowego. Bekker, absolwent Politechniki Warszawskiej, uciekł z Polski przed stalinowskim terrorem. W USA był wykładowcą uniwersytetu Michigan oraz MIT w Bostonie, potem został dyrektorem instytutu badań koncernu General Motors w Santa Barbara. Tam zaprojektował pojazd księżycowy dla programu Apollo (Lunar Roving Vehicle). Trzy pojazdy Bekkera pracowały na Księżycu (w ramach misji Apollo 15, 16 i 17). Bekker był autorem czternastu znaczących patentów. Podobnie jak Bekker, w stalinowskiej Polsce niczego nie osiąg-nąłby Stefan Kudelski, elektronik, wynalazca, twórca najlepszych na świecie profesjonalnych magnetofonów (Nagra). W 1951 r., będąc jeszcze studentem fizyki, Kudelski skonstruował prototyp magnetofonu Nagra. Swój wynalazek pokazał w 1952 r. na The First International Amateur Recording Contest (IARC) w Lozannie i zdobył I nagrodę. Osiem lat później magnetofon Kudelskiego stał się rewelacją technologiczną.
W stalinowskiej Polsce Jerzy Dąbrowski (1899-1967), wybitny konstruktor samolotów w czasach II RP (PZL 19, PZL 26, bombowiec Łoś, samolot pościgowo-bombowy Wilk, pasażerski Wicher, rozpoznawczy Sum czy myśliwski Jastrząb), najpewniej trafiłby do więzienia za to, że walczył w szeregach Armii Krajowej. Dlatego wyemigrował do USA, gdzie udoskonalał samoloty Cessna i Convair, a potem Boeinga. To Dąbrowski zaprojektował m.in. kabinę załogi i fotele do promów kosmicznych.
Ucieczka realistów
Młodym Polakom opuszczającym obecnie nasz kraj nie brakuje umiejętności i cech charakteru potrzebnych do odniesienia sukcesu. Wyjeżdżają, bo są realistami: gdyby pozostali, przez najbliższych kilka lat nie byliby w stanie utrzymać rodziny na przyzwoitym poziomie. Łukasz Kiniewicz już w wieku szesnastu lat otrzymał stypendium Fundacji Laudera, potem przez rok uczył się w nowojorskim college'u. Chciał studiować na Har-vardzie, ale nie było go na to stać, więc wybrał Wyższą Szkołę Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie. Wyjechał z Polski, bo nie widział tu szans na rozwój i godziwe życie. Zgłosił się do koncernu Accenture, gdzie wygrał konkurs z kilkuset konkurentami z całego świata.
Wojciech Melanowski, absolwent Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu, już jako nastolatek pojechał do Chicago, by zobaczyć, jak działa tamtejsza giełda. Wtedy postanowił zostać finansistą, porzucił więc plany kariery medycznej (jego pradziadek był autorem pionierskich prac z okulistyki). Osiągnięcia w firmie oponiarskiej Dębica (należącej do Good-yeara) sprawiły, że wysłano go do Luksemburga, a potem do Brukseli, gdzie został starszym analitykiem finansowym w centrali Goodyeara. Tomasz Stecyk, także absolwent WSB w Nowym Sączu, był jednym z najlepszych podczas naboru do firmy brokerskiej Fitzgerald International. Monika Molczyk, również po WSB w Nowym Sączu, zarządza jakością w amerykańskiej firmie Duro-Life Corporation w branży metalurgicznej, jest także głównym audytorem wewnętrznym swojej firmy. Tomasz Kobus, pierwszy prezydent AIESEC - Polska, mając zaledwie 26 lat, został menedżerem w PricewaterhouseCoopers w Waszyngtonie (był szefem jednego z projektów). Wkrótce ma awansować na stanowisko dyrektora w centrali firmy w Nowym Jorku. Katarzyna Wolniewicz, absolwentka prawa, wyjechała z Polski, bo układy w adwokaturze uniemożliwiały jej rozpoczęcie aplikacji. Została asystentką adwokata w kancelarii w Chicago.
Ucieczka od państwa socjalnego
Powodem ucieczek jest przesocjalizowane i przeregulowane państwo, które hamuje robienie kariery i rozwój w ogóle. Z tego właśnie powodu chce wyjechać z kraju Monika Szczurek, studentka Szkoły Głównej Handlowej. Bierze pod uwagę tylko wyjazd do USA, Australii bądź Nowej Zelandii, gdzie młodzi ludzie mają szansę zarabiać na siebie i rodzinę, a nie oddawać większej części zarobków państwu, jak jest w Europie. Do Stanów Zjednoczonych wybiera się też Dominika Marzec, studentka zarządzania i marketingu w Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Jej zdaniem, w Europie można pracować tylko w Wielkiej Brytanii - inne kraje to jedynie trochę lepsza odmiana tego, co mamy w Polsce.
W 1997 r., gdy tempo wzrostu gospodarczego przekroczyło 7 proc., z Polski wyjechało około 30 tys. osób. W 2002 r., kiedy tempo wzrostu było siedmiokrotnie niższe niż w 1997 r., wyjechało prawie 100 tys. osób. Takie fale migracji występowały także w krajach Unii Europejskiej, gdy przez kilka lat spadało tam tempo wzrostu. Tak było w latach 70. w Wielkiej Brytanii za rządów laburzystów (Brytyjczycy udawali się głównie do Niemiec, Skandynawii, Holandii). Podobnie było w Hiszpanii czy Irlandii. Młodzi ludzie po prostu wyciągają wnioski ze stanu gospodarki. Jeśli tacy jak oni nie są potrzebni, oznacza to, że państwo jest źle zarządzane, przywalone garbem świadczeń socjalnych, przeregulowane.
Ucieczka od wyżu demograficznego
W 1998 r. Leszek Balcerowicz, ówczesny wicepremier i minister finansów, ostrzegał, że po 2000 r. młodzi Polacy będą stanowić aż 40 proc. poszukujących zajęcia w Europie. Balcerowicz twierdził, że jeśli nie obniży się podatków i nie stworzy młodym ludziom warunków do rozwoju, skazani są albo na emigrację, albo na bezrobocie.
Skutki wyżu demograficznego oraz niskiego tempa wzrostu PKB w ostatnich latach najbardziej odczuli absolwenci wyższych uczelni. Jeszcze trzy lata temu kończący studia w SGH mieli po cztery oferty pracy, obecnie większość nie ma żadnej.
Ucieczka od apatii
- Nie mam złudzeń, lepiej będzie może za trzy lata. Ale za trzy lata będę po trzydziestce i pracodawca wybierze zamiast mnie młodego wilka, świeżo po studiach, głodnego sukcesów. Za granicą będę zmuszony do większego wysiłku, większej mobilizacji - mówi Michał Kotarski, absolwent biologii Uniwersytetu Warszawskiego. - W ciągu trzech miesięcy zwróciłem się do prawie stu firm. Wszyscy odpowiedzieli, że sytuacja na rynku zmusza ich do redukcji zatrudnienia, a nie przyjmowania nowych ludzi. Zrozumiałem ich racje, ale nie mogłem czekać na nadejście lepszych czasów. Dlatego wyjechałem do pracy do Holandii - opowiada Tomasz Figurski, absolwent Uniwersytetu Łódzkiego.
Bogusław Pilich z Warszawy, student Danmarks Tekniske Universitet w Lyngby niedaleko Kopenhagi, po skończeniu edukacji w Danii chce wyjechać do pracy w Stanach Zjednoczonych. - Wyjechałem z Polski, bo miałem dosyć mentalności moich rodaków, zwłaszcza tych pracujących w urzędach. Dopiero z dystansu widać, jak biurokracja przeszkadza ludziom, którzy chcą się uczyć i intensywnie pracować - mówi Pilich.
- Młodzi ludzie wyjeżdżają, bo nie chcą tracić energii i popadać w apatię. Część liczy na to, że zanim w Polsce zmieni się na lepsze, zdobędą nowe kwalifikacje, dyplomy i wrócą do kraju jako osoby znacznie bardziej konkurencyjne niż ci, którzy tu zostaną - mówi prof. Henryk Domański, socjolog z Collegium Civitas. - Młodzi Polacy widzą, że dwa pokolenia - ich rodziców i dziadków - są w dużej mierze pokoleniami zmarnowanych szans. A oni nie chcą marnować swego życia. Ich pęd do emigracji źle świadczy nie o nich, lecz o państwie, które chcą opuścić - tłumaczy Tomasz Magda z Hever Amrop Alliance, firmy zajmującej się poszukiwaniem kadry kierowniczej, działającej w 53 państwach świata.
Ucieczka do sukcesu
Piotr Chomczyński, jeden z najczęściej cytowanych obecnie biochemików na świecie, wyjechał z Polski w 1982 r. Jest właścicielem firmy Molecular Research Center, która wytwarza odczynniki do uzyskiwania czystego RNA, DNA i białek. Jego produkty kupują wszystkie laboratoria naukowe zajmujące się biologią molekularną. - W Polsce nie miałbym żadnej szansy na kontynuowanie moich badań, a zwłaszcza na rozwinięcie biznesu związanego z nauką i biotechnologią. Sukces mogłem odnieść właściwie tylko w Stanach Zjednoczonych. U nas wciąż pokutuje przekonanie, że nauka nie daje pieniędzy. Jest dokładnie odwrotnie - nauka stwarza największe szanse na zarobienie dużych pieniędzy - mówi "Wprost" Piotr Chomczyński.
Anna Mytyk siedem lat temu przerwała studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i wyjechała do USA. Zaczynała od opieki nad dzieckiem. W ten sposób zarobiła na studia na uniwersytecie West Cheaster. W ubiegłym roku odebrała dyplom ukończenia wydziału matematyczno-fizycznego, a teraz przygotowuje się do egzaminów do NASA Astronaut Schools. - W Polsce nigdy nie byłabym w stanie zrealizować swoich marzeń. Komuś, kto bardzo ciężko pracuje, Ameryka stwarza szanse sukcesu. Tu sukces jest celem - opowiada "Wprost" Anna Mytyk.
Inwestycja w emigrantów
W latach 1944-1990 wyjechało z Polski o 1,2 mln osób więcej niż do niej wróciło. Na krótką metę emigracja, szczególnie najlepiej wykształconych i najbardziej mobilnych jednostek, jest stratą. Na dłuższą metę emigracja może się jednak okazać bardzo zyskowną inwestycją. Bo emigranci będą wracać - jak wspomniany Erazm Jerzmanowski, który wrócił do Polski w 1896 r. i stał się największym mecenasem polskiej nauki i kultury.
Pożytki wynikające z powrotów emigrantów potwierdzają przykłady takich państw, jak Irlandia, Hiszpania czy Portugalia, które jeszcze w latach 70. były rezerwuarem taniej siły roboczej dla Niemiec, Francji czy USA. W połowie lat 80. kraje te zaczęły się szybko rozwijać m.in. dzięki napływowi kapitału emigrantów oraz powrotom ich samych. A były to osoby lepiej wykształcone, nauczone konkurowania i ciężkiej pracy. W Irlandii nowymi inwestorami są w ponad 70 proc. Irlandczycy, którzy dwadzieścia, trzydzieści lat temu opuścili wyspę i wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych.
- Gospodarki krajów zachodnich są już rozwinięte i ustabilizowane, w Polsce gospodarka jest dopiero w fazie rozwoju. Dlatego jeśli ktoś chce być gwiazdą, to w kraju rozwijającym się, takim jak Polska. Na Zachodzie jest się z reguły tylko trybikiem w machinie - tłumaczy prof. Marek Rocki, rektor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Możliwość zrobienia kariery w Polsce będzie decydować o powrotach wielu emigrantów. - Współcześnie najbardziej mobilni ludzie są zmuszani do czasowej, niekiedy długotrwałej migracji. Chęć przemieszczania się tak wielkiej liczby młodych Polaków to naturalna i pozytywna cecha globalizacji. Długofalowo na tym na pewno nie stracimy - mówi prof. Henryk Domański.
Piotr Chomczyński nie ma wprawdzie zamiaru wracać na stałe do Polski, chce jednak inwestować nad Wisłą. - Uważam, że Polska nie straciła na tym, iż wyemigrowałem do Stanów Zjednoczonych. W kraju nie miałbym szansy osiągnąć tego, co osiągnąłem w USA, więc nie byłoby mnie stać na inwestycje, jakie teraz planuję - mówi Chomczyński. Jednak obecna fala emigrantów będzie zdolna do realizowania takich planów, jakie ma Chomczyński, być może dopiero za kilkanaście lat. A nie da się Polski zahibernować, żeby poczekać na lepsze czasy. I nie jest to wynik zrządzenia losu, lecz skutek konkretnej, złej polityki.
Więcej możesz przeczytać w 10/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.