Polski Kościół przestraszył się zmian, które jeszcze pół roku temu chciał przeprowadzić
Polskiego Kościoła nie czekają największe od czasu odzyskania niepodległości w 1918 r. zmiany, chociaż jeszcze pół roku temu tak miało być. Dojdzie do przetasowań personalnych, ale o obliczu Kościoła w Polsce będzie decydować stary układ sił. Watykan tak długo zwlekał (i nadal zwleka) z nowymi nominacjami, że nowo powołani biskupi nie wpłyną na przebieg wyborów przewodniczącego episkopatu w połowie marca. Nawet jeśli przed wyborami przewodniczącego będą kolejne nominacje, nowi biskupi nie zdążą objąć diecezji, co oznacza, że będą pozbawieni czynnego i biernego prawa wyborczego. Jan Paweł II oraz jego najbliższy współpracownik arcybiskup Stanisław Dziwisz, będący jednym z głównych rozgrywających w sprawach kadrowych w polskim Kościele, zdecydowali, że w najbliższych latach rewolucji nie będzie. Miały na to wpłynąć ostatnie wyniki badania poparcia dla Kościoła - najkorzystniejsze od połowy lat 90. (w badaniu OBOP Kościół znalazł się na trzecim miejscu wśród instytucji budzących zaufanie - po urzędzie prezydenta i armii).
Glemp i Macharski zostają!
Watykan wycofał się z planowanych zmian na stanowiskach szefów dwóch najważniejszych metropolii - w Warszawie i Krakowie, mimo że obecni osiągnęli wiek emerytalny (zgodnie z prawem kanonicznym biskup po skończeniu 75 lat jest zobowiązany złożyć na ręce papieża swój urząd). Jan Paweł II przedłuży kardynałowi Józefowi Glempowi kadencję arcybiskupa warszawskiego głównie dlatego, by mógł on dokończyć dzieło swojego życia, czyli budowę Świątyni Opatrzności Bożej. Mimo że kardynał Glemp nie będzie już szefem Konferencji Episkopatu Polski, dożywotnio zachowa tytuł prymasa. Oznacza to, że - w połączeniu z pozostawionym mu stanowiskiem metropolity warszawskiego - de facto zachowa duży wpływ na to, co się będzie działo w polskim Kościele. Nie będzie więc Kościoła po Glempie (czemu miały służyć zmiany), lecz kontynuacja. Tej kontynuacji dowodzi także pozostawienie na czele krakowskiej metropolii kardynała Franciszka Macharskiego, który od tego roku powinien być już na emeryturze. Wedle informacji potwierdzonych przez nas w kilku źródłach, kardynał ma sprawować swoją funkcję jeszcze co najmniej dwa lata. Odejdzie tylko kardynał Henryk Gulbinowicz, metropolita wrocławski.
Tajna kampania wyborcza
Wybory na stanowisko przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski odbywają się niemal według takich samych reguł jak konklawe, więc okoliczności wyboru skrywa tajemnica. Nowe nominacje do momentu ich ogłoszenia są sub secreto pontificio (pod sekretem papieskim). W przeciwieństwie do wyborów świeckich wśród biskupów nie toczy się żadna oficjalna kampania wyborcza. Zakulisowa kampania jest natomiast bardzo gorąca. Nikt oficjalnie nie deklaruje, że chce zostać nowym szefem episkopatu, bo taka deklaracja przekreślałaby jego szanse. Zakulisowe działania przesądzają jednak o tym, co się dzieje cum clave, czyli pod kluczem (od tego łacińskiego określenia wzięło nazwę konklawe).
Przy zachowaniu obecnego układu sił na najważniejszych stanowiskach zmiany przeprowadzane w wielu stolicach biskupich oraz powstanie dwóch nowych diecezji - świdnickiej i bydgoskiej - mają drugorzędne znaczenie. Spóźniona nominacja księdza Ignacego Deca na ordynariusza nowo utworzonej diecezji świdnickiej nie daje mu prawa ani wybierania nowego szefa episkopatu, ani ubiegania się o to stanowisko. Nawet ci biskupi, którzy awansują ze stanowisk biskupów pomocniczych na ordynariuszy (na przykład nowo mianowany biskup Jan Tyrawa w Bydgoszczy), będą wykluczeni z ubiegania się o stanowisko przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, choć będą mogli głosować.
W myśl zasad rządzących wyborami przewodniczącego episkopatu każdy z biskupów ordynariuszy jest równy i każdy może stanąć na czele konferencji. W rzeczywistości szanse na wybór ma zaledwie kilku rządców diecezji. Pierwszym kryterium selekcji kandydatów jest wiek. Wielu ordynariuszy osiągnęło lub wkrótce osiągnie 75. rok życia, czyli wiek emerytalny, a biskupi emeryci, choć mogą uczestniczyć w posiedzeniach episkopatu, nie mogą głosować. To wyłącza z grona kandydatów tak wpływowych hierarchów, jak kardynałowie Macharski i Gulbinowicz czy biskupi Alojzy Orszulik z Łowicza i Edmund Piszcz z Olsztyna. Nie będą brani pod uwagę także biskupi, którzy w najbliższych pięciu latach (tyle trwa kadencja przewodniczącego) osiągną wiek emerytalny. Nowym szefem episkopatu nie zostanie więc metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski, któremu do emerytury brakuje dwóch lat. Dodatkowo jego pozycja bardzo osłabła na skutek afery z wydawnictwem Stella Maris, które działało pod auspicjami Gocłowskiego. Kilku biskupom, m.in. Janowi Szladze z Pelplina i Tadeuszowi Rakoczemu z Bielska-Białej, kandydowanie uniemożliwiają względy zdrowotne.
Michalik kontra Muszyński
Biskupi, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że szansę na wybór na szefa episkopatu ma tylko hierarcha mający doświadczenie w rządzeniu prestiżową diecezją, który mógłby zajmować stanowisko przez dwie kadencje. Oznacza to, że nie może to być osoba w wieku powyżej 65 lat. Takie kryteria spełnia właściwie tylko dwóch hierarchów: 63-letni metropolita przemyski abp Józef Michalik oraz 56-letni abp Józef Życiński z Lublina. Ostatnio szanse Życińskiego, niezbyt trafnie nazywanego liberałem, tak zmalały, że stał się on rozgrywającym na rzecz innego kandydata. Układ sił w episkopacie wskazuje na to, że kardynała Glempa zastąpi konserwatysta Józef Michalik, bodaj jedyny hierarcha tej rangi cieszący się uznaniem Radia Maryja. Decyzje episkopatu w poprzednich latach dowodzą, że popiera go co najmniej połowa biskupów, co pozwoliło mu bez trudu zostać zastępcą przewodniczącego episkopatu.
Z Michalikiem ma szansę wygrać hierarcha z Gniezna, arcybiskup Henryk Muszyński, za którym lobbuje abp Życiński. Ale Muszyński ma już 71 lat, więc mógłby być wybrany tylko na jedną kadencję. Dowiedzieliśmy się, że biskupi, którzy są niechętni Michalikowi, namawiają swoich kolegów, by wybrać Muszyńskiego na tymczasowego przewodniczącego. Sam hierarcha bierze pod uwagę takie rozwiązanie.
Najmłodsi biskupi są zdania, że powinno się sięgnąć po całkiem nowe twarze. Ich faworytami są dwaj biskupi: 55-letni abp Stanisław Gądecki z Poznania oraz starszy o dziesięć lat biskup płocki Stanisław Wielgus. Gądecki zbiera pochwały za przywrócenie spokoju w archidiecezji po aferze z arcybiskupem Juliuszem Paetzem, podejrzewanym o molestowanie seksualne kleryków. Przeciwko Gądeckiemu przemawia jednak to, że przez część biskupów jest uważany za zbytniego liberała, a poza tym za człowieka arcybiskupa Muszyńskiego. Stanisław Wielgus, były rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, ma natomiast wysokie notowania u Jana Pawła II. Wprawdzie jest postrzegany jako konserwatysta, ale równocześnie uważany za pragmatyka. Ponadto - co jest nie bez znaczenia - cieszy się opinią świetnego organizatora. Jeśli biskup Wielgus nie zostanie przewodniczącym episkopatu, niedługo obejmie metropolię wrocławską - po kardynale Gulbinowiczu.
W ostatnich miesiącach spadły notowania biskupa polowego Leszka Sławoja Głodzia, który wcześniej był typowany na następcę metropolity wrocławskiego. Głódź ma wprawdzie bardzo wpływowe stanowisko, ale chciał się zabezpieczyć na przyszłość. Przejdzie on na emeryturę zgodnie z prawem cywilnym, czyli po osiągnięciu 65. roku życia. To dziesięć lat wcześniej niż w wypadku innych biskupów. Głódź myślał o schedzie po kardynale Gulbinowiczu, bo za siedem lat, gdy osiągnie wiek emerytalny, najatrakcyjniejsze diecezje będą obsadzone i to na długo.
Słaby przewodniczący
Biskupi, z którymi rozmawialiśmy, jeszcze do niedawna dopuszczali sytuację, że episkopat znajdzie się w klinczu i - podobnie jak w czasie konklawe, które wybrało Karola Wojtyłę na papieża - nowym szefem zostanie osoba nie wymieniana w zakulisowych targach. W tym kontekście wskazywano Kazimierza Ryczana z Kielc czy Wojciecha Ziębę z Ełku. Obecnie jednak główni rozgrywający stawiają na pary: Michalik - Muszyński, Wielgus - Gądecki.
Po likwidacji funkcji prymasa i wprowadzeniu kadencyjności na stanowisku przewodniczącego episkopatu nowy szef nie będzie miał już takiej rangi i wpływów jak kardynałowie Wyszyński i Glemp. Wyszyński kierował polskim Kościołem prawie 33 lata, Glemp już od prawie 23 lat. I obaj mieli niepodzielną władzę. Obecnie pojawia się groźba dwuwładzy w Kościele. Kardynałowi Glempowi z chwilą ustąpienia ze stanowiska nikt nie odbierze dożywotniego tytułu prymasa. A przez wieki to właśnie ten tytuł dawał poczucie bycia primus inter pares. Nie bez znaczenia jest też fakt, że nowy przewodniczący episkopatu prawie na pewno będzie rezydował poza Warszawą, co osłabi jego wpływy.
Zatrzymana rewolucja
O zablokowaniu głębszych zmian w polskim Kościele miał zadecydować - jak się dowiedzieliśmy - sam Jan Paweł II. Papież miał się obawiać, że zbyt radykalne zmiany tylko przyspieszą postępującą w Polsce sekularyzację, co mogłoby doprowadzić do marginalizacji Kościoła. De facto decyzja papieża oznacza złożenie odpowiedzialności za przyszłość Kościoła w Polsce na samych biskupów, ale już po jego śmierci.
- Jeszcze niedawno planowano znacznie większe zmiany terytorialne, ale opór ordynariuszy przeciwko uszczuplaniu ich włości był tak stanowczy, że nie doszło do utworzenia na przykład diecezji z siedzibą w Piotrkowie Trybunalskim - mówi nasz informator. Z tego samego powodu nie powstała diecezja w Wałbrzychu, który wszedł w skład nowej diecezji świdnickiej. Mówi się, że Wałbrzych jest zbyt "czerwony" na siedzibę osobnej diecezji. Nie obronił natomiast stanu posiadania biskup legnicki Tadeusz Rybak, któremu okrojono diecezję, choć w mniejszym niż planowano stopniu.
Jan Paweł II wkrótce ma się zdecydować na wymianę jednego z dwóch głównych personalnych polskiego Kościoła, nuncjusza arcybiskupa Józefa Kowalczyka. Nuncjusz kieruje placówką w Polsce już od czternastu lat, co w Watykanie uznano za nienormalne w świecie dyplomacji. Wiele wskazuje na to, że wymiana nuncjusza będzie najważniejszą zmianą personalną w polskim Kościele. Strach przed głębokimi zmianami okazał się silniejszy od korzyści, jakie mogłyby z nich ewentualnie wyniknąć.
Glemp i Macharski zostają!
Watykan wycofał się z planowanych zmian na stanowiskach szefów dwóch najważniejszych metropolii - w Warszawie i Krakowie, mimo że obecni osiągnęli wiek emerytalny (zgodnie z prawem kanonicznym biskup po skończeniu 75 lat jest zobowiązany złożyć na ręce papieża swój urząd). Jan Paweł II przedłuży kardynałowi Józefowi Glempowi kadencję arcybiskupa warszawskiego głównie dlatego, by mógł on dokończyć dzieło swojego życia, czyli budowę Świątyni Opatrzności Bożej. Mimo że kardynał Glemp nie będzie już szefem Konferencji Episkopatu Polski, dożywotnio zachowa tytuł prymasa. Oznacza to, że - w połączeniu z pozostawionym mu stanowiskiem metropolity warszawskiego - de facto zachowa duży wpływ na to, co się będzie działo w polskim Kościele. Nie będzie więc Kościoła po Glempie (czemu miały służyć zmiany), lecz kontynuacja. Tej kontynuacji dowodzi także pozostawienie na czele krakowskiej metropolii kardynała Franciszka Macharskiego, który od tego roku powinien być już na emeryturze. Wedle informacji potwierdzonych przez nas w kilku źródłach, kardynał ma sprawować swoją funkcję jeszcze co najmniej dwa lata. Odejdzie tylko kardynał Henryk Gulbinowicz, metropolita wrocławski.
Tajna kampania wyborcza
Wybory na stanowisko przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski odbywają się niemal według takich samych reguł jak konklawe, więc okoliczności wyboru skrywa tajemnica. Nowe nominacje do momentu ich ogłoszenia są sub secreto pontificio (pod sekretem papieskim). W przeciwieństwie do wyborów świeckich wśród biskupów nie toczy się żadna oficjalna kampania wyborcza. Zakulisowa kampania jest natomiast bardzo gorąca. Nikt oficjalnie nie deklaruje, że chce zostać nowym szefem episkopatu, bo taka deklaracja przekreślałaby jego szanse. Zakulisowe działania przesądzają jednak o tym, co się dzieje cum clave, czyli pod kluczem (od tego łacińskiego określenia wzięło nazwę konklawe).
Przy zachowaniu obecnego układu sił na najważniejszych stanowiskach zmiany przeprowadzane w wielu stolicach biskupich oraz powstanie dwóch nowych diecezji - świdnickiej i bydgoskiej - mają drugorzędne znaczenie. Spóźniona nominacja księdza Ignacego Deca na ordynariusza nowo utworzonej diecezji świdnickiej nie daje mu prawa ani wybierania nowego szefa episkopatu, ani ubiegania się o to stanowisko. Nawet ci biskupi, którzy awansują ze stanowisk biskupów pomocniczych na ordynariuszy (na przykład nowo mianowany biskup Jan Tyrawa w Bydgoszczy), będą wykluczeni z ubiegania się o stanowisko przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, choć będą mogli głosować.
W myśl zasad rządzących wyborami przewodniczącego episkopatu każdy z biskupów ordynariuszy jest równy i każdy może stanąć na czele konferencji. W rzeczywistości szanse na wybór ma zaledwie kilku rządców diecezji. Pierwszym kryterium selekcji kandydatów jest wiek. Wielu ordynariuszy osiągnęło lub wkrótce osiągnie 75. rok życia, czyli wiek emerytalny, a biskupi emeryci, choć mogą uczestniczyć w posiedzeniach episkopatu, nie mogą głosować. To wyłącza z grona kandydatów tak wpływowych hierarchów, jak kardynałowie Macharski i Gulbinowicz czy biskupi Alojzy Orszulik z Łowicza i Edmund Piszcz z Olsztyna. Nie będą brani pod uwagę także biskupi, którzy w najbliższych pięciu latach (tyle trwa kadencja przewodniczącego) osiągną wiek emerytalny. Nowym szefem episkopatu nie zostanie więc metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski, któremu do emerytury brakuje dwóch lat. Dodatkowo jego pozycja bardzo osłabła na skutek afery z wydawnictwem Stella Maris, które działało pod auspicjami Gocłowskiego. Kilku biskupom, m.in. Janowi Szladze z Pelplina i Tadeuszowi Rakoczemu z Bielska-Białej, kandydowanie uniemożliwiają względy zdrowotne.
Michalik kontra Muszyński
Biskupi, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że szansę na wybór na szefa episkopatu ma tylko hierarcha mający doświadczenie w rządzeniu prestiżową diecezją, który mógłby zajmować stanowisko przez dwie kadencje. Oznacza to, że nie może to być osoba w wieku powyżej 65 lat. Takie kryteria spełnia właściwie tylko dwóch hierarchów: 63-letni metropolita przemyski abp Józef Michalik oraz 56-letni abp Józef Życiński z Lublina. Ostatnio szanse Życińskiego, niezbyt trafnie nazywanego liberałem, tak zmalały, że stał się on rozgrywającym na rzecz innego kandydata. Układ sił w episkopacie wskazuje na to, że kardynała Glempa zastąpi konserwatysta Józef Michalik, bodaj jedyny hierarcha tej rangi cieszący się uznaniem Radia Maryja. Decyzje episkopatu w poprzednich latach dowodzą, że popiera go co najmniej połowa biskupów, co pozwoliło mu bez trudu zostać zastępcą przewodniczącego episkopatu.
Z Michalikiem ma szansę wygrać hierarcha z Gniezna, arcybiskup Henryk Muszyński, za którym lobbuje abp Życiński. Ale Muszyński ma już 71 lat, więc mógłby być wybrany tylko na jedną kadencję. Dowiedzieliśmy się, że biskupi, którzy są niechętni Michalikowi, namawiają swoich kolegów, by wybrać Muszyńskiego na tymczasowego przewodniczącego. Sam hierarcha bierze pod uwagę takie rozwiązanie.
Najmłodsi biskupi są zdania, że powinno się sięgnąć po całkiem nowe twarze. Ich faworytami są dwaj biskupi: 55-letni abp Stanisław Gądecki z Poznania oraz starszy o dziesięć lat biskup płocki Stanisław Wielgus. Gądecki zbiera pochwały za przywrócenie spokoju w archidiecezji po aferze z arcybiskupem Juliuszem Paetzem, podejrzewanym o molestowanie seksualne kleryków. Przeciwko Gądeckiemu przemawia jednak to, że przez część biskupów jest uważany za zbytniego liberała, a poza tym za człowieka arcybiskupa Muszyńskiego. Stanisław Wielgus, były rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, ma natomiast wysokie notowania u Jana Pawła II. Wprawdzie jest postrzegany jako konserwatysta, ale równocześnie uważany za pragmatyka. Ponadto - co jest nie bez znaczenia - cieszy się opinią świetnego organizatora. Jeśli biskup Wielgus nie zostanie przewodniczącym episkopatu, niedługo obejmie metropolię wrocławską - po kardynale Gulbinowiczu.
W ostatnich miesiącach spadły notowania biskupa polowego Leszka Sławoja Głodzia, który wcześniej był typowany na następcę metropolity wrocławskiego. Głódź ma wprawdzie bardzo wpływowe stanowisko, ale chciał się zabezpieczyć na przyszłość. Przejdzie on na emeryturę zgodnie z prawem cywilnym, czyli po osiągnięciu 65. roku życia. To dziesięć lat wcześniej niż w wypadku innych biskupów. Głódź myślał o schedzie po kardynale Gulbinowiczu, bo za siedem lat, gdy osiągnie wiek emerytalny, najatrakcyjniejsze diecezje będą obsadzone i to na długo.
Słaby przewodniczący
Biskupi, z którymi rozmawialiśmy, jeszcze do niedawna dopuszczali sytuację, że episkopat znajdzie się w klinczu i - podobnie jak w czasie konklawe, które wybrało Karola Wojtyłę na papieża - nowym szefem zostanie osoba nie wymieniana w zakulisowych targach. W tym kontekście wskazywano Kazimierza Ryczana z Kielc czy Wojciecha Ziębę z Ełku. Obecnie jednak główni rozgrywający stawiają na pary: Michalik - Muszyński, Wielgus - Gądecki.
Po likwidacji funkcji prymasa i wprowadzeniu kadencyjności na stanowisku przewodniczącego episkopatu nowy szef nie będzie miał już takiej rangi i wpływów jak kardynałowie Wyszyński i Glemp. Wyszyński kierował polskim Kościołem prawie 33 lata, Glemp już od prawie 23 lat. I obaj mieli niepodzielną władzę. Obecnie pojawia się groźba dwuwładzy w Kościele. Kardynałowi Glempowi z chwilą ustąpienia ze stanowiska nikt nie odbierze dożywotniego tytułu prymasa. A przez wieki to właśnie ten tytuł dawał poczucie bycia primus inter pares. Nie bez znaczenia jest też fakt, że nowy przewodniczący episkopatu prawie na pewno będzie rezydował poza Warszawą, co osłabi jego wpływy.
Zatrzymana rewolucja
O zablokowaniu głębszych zmian w polskim Kościele miał zadecydować - jak się dowiedzieliśmy - sam Jan Paweł II. Papież miał się obawiać, że zbyt radykalne zmiany tylko przyspieszą postępującą w Polsce sekularyzację, co mogłoby doprowadzić do marginalizacji Kościoła. De facto decyzja papieża oznacza złożenie odpowiedzialności za przyszłość Kościoła w Polsce na samych biskupów, ale już po jego śmierci.
- Jeszcze niedawno planowano znacznie większe zmiany terytorialne, ale opór ordynariuszy przeciwko uszczuplaniu ich włości był tak stanowczy, że nie doszło do utworzenia na przykład diecezji z siedzibą w Piotrkowie Trybunalskim - mówi nasz informator. Z tego samego powodu nie powstała diecezja w Wałbrzychu, który wszedł w skład nowej diecezji świdnickiej. Mówi się, że Wałbrzych jest zbyt "czerwony" na siedzibę osobnej diecezji. Nie obronił natomiast stanu posiadania biskup legnicki Tadeusz Rybak, któremu okrojono diecezję, choć w mniejszym niż planowano stopniu.
Jan Paweł II wkrótce ma się zdecydować na wymianę jednego z dwóch głównych personalnych polskiego Kościoła, nuncjusza arcybiskupa Józefa Kowalczyka. Nuncjusz kieruje placówką w Polsce już od czternastu lat, co w Watykanie uznano za nienormalne w świecie dyplomacji. Wiele wskazuje na to, że wymiana nuncjusza będzie najważniejszą zmianą personalną w polskim Kościele. Strach przed głębokimi zmianami okazał się silniejszy od korzyści, jakie mogłyby z nich ewentualnie wyniknąć.
KTO POKIERUJE EPISKOPATEM? |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 10/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.