Czy Wilczy Szaniec jest miejscem skupienia wielkiej mocy? To nie Adolf Hitler i sztabowcy Wehrmachtu pierwsi wpadli na pomysł, by z Mazur uczynić twierdzę. Na Mazurach powstało aż 700 obiektów ufortyfikowanych, ale tylko jedna trzecia z nich pochodzi z czasów II wojny światowej. Nie przetrwały fortyfikacje Galindów, Jaćwingów i Sambijczyków, pierwszych znanych z historycznych przekazów mieszkańców tych ziem, należących do grupy plemion pruskich. Na wyspach i w leśnych ostępach tworzyli oni święte gaje z pułapkami, których nie powstydziłby się Indiana Jones. Wstęp do tych miejsc mieli tylko wtajemniczeni. Intruzi ginęli w pułapkach albo byli mordowani, bo ośmielili się naruszyć spokój świętych gajów. Taki los spotkał na przykład św. Wojciecha, który sprofanował święty gaj.
Galindowie wznieśli fortyfikacje na wyspie Gilma na Jeziorze Dobskim, gdzie ich wódz Yzegups przez wiele lat bronił się przed Krzyżakami. Rycerze zakonni wybudowali później w tym samym miejscu niewielki zameczek, by na dobre zapomniano o pogańskich bóstwach. Niezupełnie się to jednak udało. Radiesteci twierdzą, że znajduje się tam czakram - miejsce o leczniczych właściwościach - którego promieniowanie jest równie silne jak czakramu na Wawelu. Według teorii niejakiego Nigela Pennicka, brytyjskiego guru od czakramów i radiacji, również Wilczy Szaniec, czyli kwaterę Hitlera, nieprzypadkowo zlokalizowano w Gierłoży. Ma to być - jego zdaniem - miejsce skupienia mocy: biegnie tam rzekomo linia bardzo silnego promieniowania (przecinająca wcześniej piramidę w Rapie). Zważywszy, że Hitler pilnie słuchał rad astrologów, nie jest wykluczone, iż lokalizacja Wilczego Szańca ma związek z opowieściami o specjalnej mocy tego miejsca. Tego typu opowieści i legendy mogą być turystyczną żyłą złota.
Mazury jak linia Maginota
Na Mazurach podczas II wojny światowej funkcje obronne nadano niemal wszystkim wcześniej wzniesionym budowlom. Hitlerowcy wpadli na podobny pomysł jak kilka wieków wcześniej Krzyżacy. Rycerze Zakonu Najświętszej Marii Panny w XIV i XV wieku w strategicznych miejscach regionu wybudowali obronne zamki, które uczyniły te okolice niezwykle trudnymi do podbicia. Zabytkowe budowle ocalały do naszych czasów w Giżycku, Kętrzynie, Reszlu i w Rynie. Częściowo zachowały się w Barcianach i Węgorzewie, a ruiny pozostały m.in. w Garbnie, Ełku i Piszu. Jak mówi Józef Burniewicz, redaktor przygotowywanej do druku Encyklopedii Warmii i Mazur, sieć warowni krzyżackich była równie imponująca jak fortyfikacje Wehrmachtu. Historyk fortyfikacji Wojciech Rużewicz uważa, że zespół umocnień obronnych na Mazurach da się porównać jedynie z linią Maginota.
Na linii Maginota stworzono prawie 50 kompleksów turystycznych odwiedzanych co roku przez ponad 2 mln osób. Nie mniejszym powodzeniem cieszą się fortyfikacje Wału Atlantyckiego, na przykład Saint Nazare czy Armange, a także umocnienia Dunkierki. Na Mazurach na razie udaje się sprzedawać tylko legendę Wilczego Szańca w Gierłoży koło Kętrzyna. To obecnie najbardziej znana w Europie kwatera Hitlera. Co roku odwiedza ją 200 tys. turystów z około 30 krajów. Najwięcej przyjeżdża w okolicach 20 lipca. Tego dnia w 1944 r. Claus von Stauffenberg próbował zabić Hitlera, podkładając tu bombę.
Legendy Wilczego Szańca
Wilczy Szaniec nie jest ani największym, ani najlepiej zachowanym kompleksem umocnień na Mazurach. Jest on jednak najbardziej popularny, gdyż pracują na niego legendy. Historia nieudanego zamachu na Hitlera to materiał na kinowy hit. Legendę Wilczego Szańca, który w czasach świetności (w latach 1941-1944) składał się aż z 70 obiektów, współtworzą wspomnienia o słynnych gościach Hitlera. Przyjmował on tam m.in. cara Bułgarii Borysa III, węgierskiego dyktatora Horthy'ego, premiera Słowacji księdza Tiso czy fińskiego marszałka von Marrienheima. Niedawno Wilczy Szaniec odwiedził emerytowany amerykański generał Norman Schwarzkopf, dowódca operacji "Pustynna burza".
Legendę Wilczego Szańca tworzą też opowieści o niegdysiejszym bogactwie wyposażenia: wspaniałych skórach, gobelinach, dywanach czy porcelanie. Bunkier, w którym mieszkał Hitler (spędził tu aż osiemset dni), jego nadworny architekt Albert Speer porównał w swoich dziennikach do wnętrza egipskiej piramidy. Bunkry Wilczego Szańca były też - niczym piramidy - bardzo wytrzymałe. Na wysadzenie jednego potrzeba było aż ośmiu ton materiałów wybuchowych. A i to nie gwarantowało efektu - wycofującym się Niemcom nie udało się zniszczyć kompleksu umocnień.
Najpotężniejszym i najlepiej zachowanym kompleksem bunkrów są Mamerki, mniej znane od Wilczego Szańca, znajdujące się 18 km od Gierłoży. O rozmachu, z jakim wzniesiono tę kwaterę dowództwa wojsk lądowych, może świadczyć to, że podczas wojny w 29 schronach i ponad 200 obiektach pomocniczych mieszkało 1,5 tys. osób (m.in. 40 generałów). To właśnie tu, w miejscu nazwanym przez Niemców Mauerwald-Anna, przygotowywano zamach na Hitlera.
Mamerki i Wilczy Szaniec są głównymi punktami wyjątkowego w skali światowej zespołu kwater dowodzenia. W jego skład wchodzi także Hochwald (Pozezdrze). Swoją siedzibę miał tam szef SS Heinrich Himmler, tam też mieściło się dowództwo SS i policji. Częścią zespołu była również Wendula (Radzieje), gdzie urządzono polową kancelarię Rzeszy. Z kolei w Westfalen (dzisiejszym Sztynorcie), w pałacu Lehndorffów, rezydował minister spraw zagranicznych rzeszy Joachim von Ribbentrop. W Robinsonie koło dzisiejszej wsi Kumiecie pod Gołdapią przebywali natomiast dowódcy Luftwaffe z marszałkiem Hermanem Göringiem.
WilkoŁak z Kaltenborn
Robinson ma kilkaset metrów podziemnych korytarzy łączących bunkry. Właśnie ten obiekt może się poszczycić historią nie mniej fascynującą niż Wilczy Szaniec. To tu rozgrywały się sceny, które można było zobaczyć w filmie "Król olch" Volkera Schlöndorffa. Główny bohater Abel Tiffauges trafia do twierdzy Kaltenborn (Robinson), która okazuje się kierowanym przez SS garnizonem szkoleniowym dla kilkuset chłopców, członków Hitlerjugend. Abel łowi w okolicy nowych kandydatów do szkoły. Miejscowa ludność nazywa go "wilkołakiem z Kaltenborn" lub "królem olch".
W Puszczy Romnickiej dowódca Luftwaffe Hermann Göring ustanowił łowiecki rekord świata. Ustrzelił tam jelenia, którego poroże miało rozpiętość dwóch metrów. Aby Göring mógł spokojnie polować, las ogrodzono. Do pobliskich bunkrów prowadziła specjalna linia kolejowa. Do dziś można tam podziwiać mosty w Stańczykach nazywane akweduktami Puszczy Romnickiej. Wciąż żywa jest legenda mówiąca o tym, jakoby przylegający do fortyfikacji Kanał Mazurski służył jako droga wodna dla u-bootów. Wysadzenie śluz miało spowodować zalanie obszaru niemal całych Mazur wraz z atakującymi je oddziałami Armii Czerwonej.
Legendy dotyczą także skarbów, które mają się ponoć znajdować na Warmii i Mazurach. Przez lata poszukiwano tu Bursztynowej Komnaty, którą dyrektor muzeum królewieckiego Alfred Rhode miał zostawić na przechowanie w pałacu rodziny zu Dohna-Schlobitten w dzisiejszych Słobitach lub w Dzikowie Iławieckim należącym do rodziny von Schwerin. Faktem jest, że w tym ostatnim miejscu zdeponowano wiele cennych dzieł sztuki zrabowanych na Wschodzie.
Bunkier w stodole
Mazury są regionem, w którym tajemnice skrywają nawet stodoły - jak w miejscowości Martiany, gdzie drewniana stodoła maskowała ogromny bunkier. Tajemnice mają też mazurskie pałace. W Sorkwitach nad Jeziorem Lampackim przez wiele dziesięcioleci odbywały się tajne narady: zaczęło się za czasów pruskich, kiedy właścicielem pałacu był Bernard von Paleske, adiutant cesarza Wilhelma II. Z kolei w Sztynorcie, w pałacu Lehndorffów, była kwatera ministerstwa spraw zagranicznych Rzeszy.
Biskup Ignacy Krasicki, który bywał w gościnie w sztynorckim pałacu, miał ponoć powiedzieć hrabiemu Heinrichowi Lehndorffowi: "Kto ma Sztynort, ten ma Mazury". Do majątku Sztynort należał też niezwykły kurort na wyspie Upałty na Mamrach. Poza rezydencją właścicieli znajdowały się tam pensjonat, gospoda oraz trasy spacerowe dla turystów. Lehndorffowie, którzy władali dużą częścią Mazur przez cztery stulecia, sami są bardzo tajemniczy. Jeden z nich wzniósł na wyspie w pobliżu Upałtów piramidę wysokości 40 stóp (około 13 m). Po podniesieniu się poziomu wody fale rozmyły pomnik nawiązujący symboliką do masonerii.
Mazury kryją tyle legend i tajemnic, że na samej ich eksploracji można by zbić fortunę. Złośliwi twierdzą, że tych legend jest tak dużo, iż mamy do czynienia ze swoistą inflacją. Może dlatego na swoich tajemnicach Mazury zarabiają relatywnie mało.
Mazury jak linia Maginota
Na Mazurach podczas II wojny światowej funkcje obronne nadano niemal wszystkim wcześniej wzniesionym budowlom. Hitlerowcy wpadli na podobny pomysł jak kilka wieków wcześniej Krzyżacy. Rycerze Zakonu Najświętszej Marii Panny w XIV i XV wieku w strategicznych miejscach regionu wybudowali obronne zamki, które uczyniły te okolice niezwykle trudnymi do podbicia. Zabytkowe budowle ocalały do naszych czasów w Giżycku, Kętrzynie, Reszlu i w Rynie. Częściowo zachowały się w Barcianach i Węgorzewie, a ruiny pozostały m.in. w Garbnie, Ełku i Piszu. Jak mówi Józef Burniewicz, redaktor przygotowywanej do druku Encyklopedii Warmii i Mazur, sieć warowni krzyżackich była równie imponująca jak fortyfikacje Wehrmachtu. Historyk fortyfikacji Wojciech Rużewicz uważa, że zespół umocnień obronnych na Mazurach da się porównać jedynie z linią Maginota.
Na linii Maginota stworzono prawie 50 kompleksów turystycznych odwiedzanych co roku przez ponad 2 mln osób. Nie mniejszym powodzeniem cieszą się fortyfikacje Wału Atlantyckiego, na przykład Saint Nazare czy Armange, a także umocnienia Dunkierki. Na Mazurach na razie udaje się sprzedawać tylko legendę Wilczego Szańca w Gierłoży koło Kętrzyna. To obecnie najbardziej znana w Europie kwatera Hitlera. Co roku odwiedza ją 200 tys. turystów z około 30 krajów. Najwięcej przyjeżdża w okolicach 20 lipca. Tego dnia w 1944 r. Claus von Stauffenberg próbował zabić Hitlera, podkładając tu bombę.
Legendy Wilczego Szańca
Wilczy Szaniec nie jest ani największym, ani najlepiej zachowanym kompleksem umocnień na Mazurach. Jest on jednak najbardziej popularny, gdyż pracują na niego legendy. Historia nieudanego zamachu na Hitlera to materiał na kinowy hit. Legendę Wilczego Szańca, który w czasach świetności (w latach 1941-1944) składał się aż z 70 obiektów, współtworzą wspomnienia o słynnych gościach Hitlera. Przyjmował on tam m.in. cara Bułgarii Borysa III, węgierskiego dyktatora Horthy'ego, premiera Słowacji księdza Tiso czy fińskiego marszałka von Marrienheima. Niedawno Wilczy Szaniec odwiedził emerytowany amerykański generał Norman Schwarzkopf, dowódca operacji "Pustynna burza".
Legendę Wilczego Szańca tworzą też opowieści o niegdysiejszym bogactwie wyposażenia: wspaniałych skórach, gobelinach, dywanach czy porcelanie. Bunkier, w którym mieszkał Hitler (spędził tu aż osiemset dni), jego nadworny architekt Albert Speer porównał w swoich dziennikach do wnętrza egipskiej piramidy. Bunkry Wilczego Szańca były też - niczym piramidy - bardzo wytrzymałe. Na wysadzenie jednego potrzeba było aż ośmiu ton materiałów wybuchowych. A i to nie gwarantowało efektu - wycofującym się Niemcom nie udało się zniszczyć kompleksu umocnień.
Najpotężniejszym i najlepiej zachowanym kompleksem bunkrów są Mamerki, mniej znane od Wilczego Szańca, znajdujące się 18 km od Gierłoży. O rozmachu, z jakim wzniesiono tę kwaterę dowództwa wojsk lądowych, może świadczyć to, że podczas wojny w 29 schronach i ponad 200 obiektach pomocniczych mieszkało 1,5 tys. osób (m.in. 40 generałów). To właśnie tu, w miejscu nazwanym przez Niemców Mauerwald-Anna, przygotowywano zamach na Hitlera.
Mamerki i Wilczy Szaniec są głównymi punktami wyjątkowego w skali światowej zespołu kwater dowodzenia. W jego skład wchodzi także Hochwald (Pozezdrze). Swoją siedzibę miał tam szef SS Heinrich Himmler, tam też mieściło się dowództwo SS i policji. Częścią zespołu była również Wendula (Radzieje), gdzie urządzono polową kancelarię Rzeszy. Z kolei w Westfalen (dzisiejszym Sztynorcie), w pałacu Lehndorffów, rezydował minister spraw zagranicznych rzeszy Joachim von Ribbentrop. W Robinsonie koło dzisiejszej wsi Kumiecie pod Gołdapią przebywali natomiast dowódcy Luftwaffe z marszałkiem Hermanem Göringiem.
WilkoŁak z Kaltenborn
Robinson ma kilkaset metrów podziemnych korytarzy łączących bunkry. Właśnie ten obiekt może się poszczycić historią nie mniej fascynującą niż Wilczy Szaniec. To tu rozgrywały się sceny, które można było zobaczyć w filmie "Król olch" Volkera Schlöndorffa. Główny bohater Abel Tiffauges trafia do twierdzy Kaltenborn (Robinson), która okazuje się kierowanym przez SS garnizonem szkoleniowym dla kilkuset chłopców, członków Hitlerjugend. Abel łowi w okolicy nowych kandydatów do szkoły. Miejscowa ludność nazywa go "wilkołakiem z Kaltenborn" lub "królem olch".
W Puszczy Romnickiej dowódca Luftwaffe Hermann Göring ustanowił łowiecki rekord świata. Ustrzelił tam jelenia, którego poroże miało rozpiętość dwóch metrów. Aby Göring mógł spokojnie polować, las ogrodzono. Do pobliskich bunkrów prowadziła specjalna linia kolejowa. Do dziś można tam podziwiać mosty w Stańczykach nazywane akweduktami Puszczy Romnickiej. Wciąż żywa jest legenda mówiąca o tym, jakoby przylegający do fortyfikacji Kanał Mazurski służył jako droga wodna dla u-bootów. Wysadzenie śluz miało spowodować zalanie obszaru niemal całych Mazur wraz z atakującymi je oddziałami Armii Czerwonej.
Legendy dotyczą także skarbów, które mają się ponoć znajdować na Warmii i Mazurach. Przez lata poszukiwano tu Bursztynowej Komnaty, którą dyrektor muzeum królewieckiego Alfred Rhode miał zostawić na przechowanie w pałacu rodziny zu Dohna-Schlobitten w dzisiejszych Słobitach lub w Dzikowie Iławieckim należącym do rodziny von Schwerin. Faktem jest, że w tym ostatnim miejscu zdeponowano wiele cennych dzieł sztuki zrabowanych na Wschodzie.
Bunkier w stodole
Mazury są regionem, w którym tajemnice skrywają nawet stodoły - jak w miejscowości Martiany, gdzie drewniana stodoła maskowała ogromny bunkier. Tajemnice mają też mazurskie pałace. W Sorkwitach nad Jeziorem Lampackim przez wiele dziesięcioleci odbywały się tajne narady: zaczęło się za czasów pruskich, kiedy właścicielem pałacu był Bernard von Paleske, adiutant cesarza Wilhelma II. Z kolei w Sztynorcie, w pałacu Lehndorffów, była kwatera ministerstwa spraw zagranicznych Rzeszy.
Biskup Ignacy Krasicki, który bywał w gościnie w sztynorckim pałacu, miał ponoć powiedzieć hrabiemu Heinrichowi Lehndorffowi: "Kto ma Sztynort, ten ma Mazury". Do majątku Sztynort należał też niezwykły kurort na wyspie Upałty na Mamrach. Poza rezydencją właścicieli znajdowały się tam pensjonat, gospoda oraz trasy spacerowe dla turystów. Lehndorffowie, którzy władali dużą częścią Mazur przez cztery stulecia, sami są bardzo tajemniczy. Jeden z nich wzniósł na wyspie w pobliżu Upałtów piramidę wysokości 40 stóp (około 13 m). Po podniesieniu się poziomu wody fale rozmyły pomnik nawiązujący symboliką do masonerii.
Mazury kryją tyle legend i tajemnic, że na samej ich eksploracji można by zbić fortunę. Złośliwi twierdzą, że tych legend jest tak dużo, iż mamy do czynienia ze swoistą inflacją. Może dlatego na swoich tajemnicach Mazury zarabiają relatywnie mało.
Więcej możesz przeczytać w 31/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.