Dobrej nauki nie zastąpią innowacje na zamówienie, takie jak sławna żyroskopowa hulajnoga Ginger Nawet z Księżyca polska rzeczywistość wygląda dziwnie. 31 lipca będzie można obejrzeć dodatkową pełnię Księżyca, zwaną niebieskim Księżycem. W poświacie niebieskiego Księżyca będzie lepiej widać, że naprawdę żyjemy w rozdwojonej rzeczywistości. Gospodarka prywatna i związane z nią sfery naszego życia oraz gospodarka państwowa i to, co od niej zależy, znalazły się na dwóch różnych płatach powierzchni Riemanna. Aby przejść z jednego na drugi, trzeba pokonać istotną osobliwość składającą się z licznych instytucji naszego państwa, przede wszystkim Sejmu. Zapewniam czytelników, że dalsza lektura nie wymaga znajomości analizy zespolonej!
Problem Łapińskiego
Dyskusje polityków o naszej gospodarce przypominają rozmowy o samochodach toczone w latach mojej młodości na warszawskim Powiślu przez klientów budki z piwem u Karka: czy opel admirał przestrzelony katiuszą na Wale Pomorskim da się reanimować częściami od adlera wyciągniętego z Jeziorka Czerniakowskiego? W debacie o reformie służby zdrowia nikt jakoś nie zauważa, że nie istnieje poprawne rozwiązanie problemu stworzonego przez prof. Mariusza Łapińskiego: takie samo dla wszystkich grup wiekowych. Wszystko to z powodu własności funkcji wykładniczej (strona 417 "Podręcznika arytmetyki i algebry dla szkół" Placyda Dziwińskiego, wydanego we Lwowie w 1912 r.), na których oparty jest cały system ubezpieczeń, kredytów i pożyczek. Z własności tych wynika, że nieźle zarabiający - w polskiej skali - sześćdziesięciolatek nie ma możliwości medycznego ubezpieczenia się na nowo, od dziś. Nie będzie go stać na składkę, jeżeli ma to być prawdziwe ubezpieczenie, a nie kolejne oszustwo i atrapa, która runie za następne trzy, cztery lata. Państwo sprzeniewierzyło pieniądze - moje i poprzednich pokoleń - wpłacane na ZUS i teraz jest problem. Nie ma jednak powodu, by dotyczył on młodych ludzi. Niech się ubezpieczają (zapewne obowiązkowo), ale w normalnych firmach, nie płacąc składki na idiotyczne instytucje wymyślone przez prof. Łapińskiego i wspólników. Własności procentów składanych nie zmieni żadna partyjna koalicja, nawet jeżeli podejmie uchwałę sejmową.
Mrzonki o potędze Europy
Śmieszą mnie ostatnio dyskusje poświęcone tzw. gospodarce opartej na wiedzy. Przystąpienie do unii spowodowało intensyfikację narad i posiedzeń na temat wdrażania tzw. strategii lizbońskiej. Jej celem miałoby być uczynienie z Unii Europejskiej do 2010 r. potęgi naukowo-badawczej i centrum zaawansowanych technologii, przewyższającego potencjał USA. Ktokolwiek wie cokolwiek o poziomie badań naukowych w rozwiniętych krajach Europy i USA, wie, że to mrzonki. Można o tym przeczytać w popularnych zachodnioeuropejskich tygodnikach, publikujących na przykład rankingi uniwersytetów na świecie.
Absurd tworzenia "europejskich obszarów badawczych" i podobnych mgławicowych tworów ujawnia się w biednym kraju, takim jak Polska, ponieważ w krajach bogatych wiedzę tworzy się bez zbytniego zwracania uwagi na unijne komisje. Badania naukowe i szkolnictwo wyższe są domeną państw, a nie unii. Nikt i nic nie zdejmie z nas odpowiedzialności za uwiąd tych sfer działalności społecznej w Polsce. I nie pomogą tu protezy reform w rodzaju prezydenckich projektów ustaw o szkolnictwie wyższym, pisanych bez refleksji, po co potrzebne są w Polsce uniwersytety i jak mają być finansowane badania. Bo przecież nie dlatego, że coś takiego jest zapisane w strategii lizbońskiej, ale po to, by dobrze wykształcić przyszłe pokolenia, które wymyślą, co z tej wiedzy da się wykorzystać w normalnej gospodarce. W dłuższym czasie da się wykorzystać wszystko, co jest naprawdę dobrą nauką: od teorii liczb po badania nad językami ludów Gwinei. Na nic nie zdadzą się natomiast innowacje na zamówienie, takie jak sławna żyroskopowa hulajnoga Ginger.
Specjalistom od gospodarki opartej na wiedzy podrzucam temat międzynarodowych konferencji w ramach odpowiedniej przestrzeni badawczej. Mamy w tym roku stulecie jednego z największych w skali globu odkryć, które na zawsze zmieniło sposób działania biur i urzędów na świecie. Sto lat temu amerykański sklepikarz Thomas Sullivan wymyślił i wdrożył produkcję herbaty w cienkich muślinowych woreczkach jednorazowego użytku. Nie rozwiązał jednak problemu ich estetycznego wyciągania ze szklanki w obecności zniecierpliwionego petenta.
Dyskusje polityków o naszej gospodarce przypominają rozmowy o samochodach toczone w latach mojej młodości na warszawskim Powiślu przez klientów budki z piwem u Karka: czy opel admirał przestrzelony katiuszą na Wale Pomorskim da się reanimować częściami od adlera wyciągniętego z Jeziorka Czerniakowskiego? W debacie o reformie służby zdrowia nikt jakoś nie zauważa, że nie istnieje poprawne rozwiązanie problemu stworzonego przez prof. Mariusza Łapińskiego: takie samo dla wszystkich grup wiekowych. Wszystko to z powodu własności funkcji wykładniczej (strona 417 "Podręcznika arytmetyki i algebry dla szkół" Placyda Dziwińskiego, wydanego we Lwowie w 1912 r.), na których oparty jest cały system ubezpieczeń, kredytów i pożyczek. Z własności tych wynika, że nieźle zarabiający - w polskiej skali - sześćdziesięciolatek nie ma możliwości medycznego ubezpieczenia się na nowo, od dziś. Nie będzie go stać na składkę, jeżeli ma to być prawdziwe ubezpieczenie, a nie kolejne oszustwo i atrapa, która runie za następne trzy, cztery lata. Państwo sprzeniewierzyło pieniądze - moje i poprzednich pokoleń - wpłacane na ZUS i teraz jest problem. Nie ma jednak powodu, by dotyczył on młodych ludzi. Niech się ubezpieczają (zapewne obowiązkowo), ale w normalnych firmach, nie płacąc składki na idiotyczne instytucje wymyślone przez prof. Łapińskiego i wspólników. Własności procentów składanych nie zmieni żadna partyjna koalicja, nawet jeżeli podejmie uchwałę sejmową.
Mrzonki o potędze Europy
Śmieszą mnie ostatnio dyskusje poświęcone tzw. gospodarce opartej na wiedzy. Przystąpienie do unii spowodowało intensyfikację narad i posiedzeń na temat wdrażania tzw. strategii lizbońskiej. Jej celem miałoby być uczynienie z Unii Europejskiej do 2010 r. potęgi naukowo-badawczej i centrum zaawansowanych technologii, przewyższającego potencjał USA. Ktokolwiek wie cokolwiek o poziomie badań naukowych w rozwiniętych krajach Europy i USA, wie, że to mrzonki. Można o tym przeczytać w popularnych zachodnioeuropejskich tygodnikach, publikujących na przykład rankingi uniwersytetów na świecie.
Absurd tworzenia "europejskich obszarów badawczych" i podobnych mgławicowych tworów ujawnia się w biednym kraju, takim jak Polska, ponieważ w krajach bogatych wiedzę tworzy się bez zbytniego zwracania uwagi na unijne komisje. Badania naukowe i szkolnictwo wyższe są domeną państw, a nie unii. Nikt i nic nie zdejmie z nas odpowiedzialności za uwiąd tych sfer działalności społecznej w Polsce. I nie pomogą tu protezy reform w rodzaju prezydenckich projektów ustaw o szkolnictwie wyższym, pisanych bez refleksji, po co potrzebne są w Polsce uniwersytety i jak mają być finansowane badania. Bo przecież nie dlatego, że coś takiego jest zapisane w strategii lizbońskiej, ale po to, by dobrze wykształcić przyszłe pokolenia, które wymyślą, co z tej wiedzy da się wykorzystać w normalnej gospodarce. W dłuższym czasie da się wykorzystać wszystko, co jest naprawdę dobrą nauką: od teorii liczb po badania nad językami ludów Gwinei. Na nic nie zdadzą się natomiast innowacje na zamówienie, takie jak sławna żyroskopowa hulajnoga Ginger.
Specjalistom od gospodarki opartej na wiedzy podrzucam temat międzynarodowych konferencji w ramach odpowiedniej przestrzeni badawczej. Mamy w tym roku stulecie jednego z największych w skali globu odkryć, które na zawsze zmieniło sposób działania biur i urzędów na świecie. Sto lat temu amerykański sklepikarz Thomas Sullivan wymyślił i wdrożył produkcję herbaty w cienkich muślinowych woreczkach jednorazowego użytku. Nie rozwiązał jednak problemu ich estetycznego wyciągania ze szklanki w obecności zniecierpliwionego petenta.
Artykuł został opublikowany w 31/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.