Wzrost inflacji zdusi inwestycje Podniesienie stóp procentowych przez bank centralny w reakcji na wzrost inflacji może "schłodzić" gospodarkę i zdusić inwestycje - straszą niektórzy polscy ekonomiści. To bardzo kontrowersyjna teza. Istotniejsze jest, aby do podniesienia poziomu inflacji w ogóle nie dopuścić. W Szwecji w latach 1988-1990 na zwiększenie się inflacji bank centralny zareagował dopiero po roku. Efekt? Inflacja zdusiła wzrost inwestycji: w ciągu nieco ponad trzech lat spadły one o mniej więcej 40 proc. Szwedzi wykaraskali się z inwestycyjnej zapaści dopiero po siedmiu latach.
Szum inflacyjny
Jakie są główne mechanizmy oddziaływania inflacji na inwestycje? Inflacja może się przyczynić do podejmowania błędnych decyzji przez przedsiębiorców, bo zaburza relację cen poszczególnych towarów i usług. Ceny jednych dóbr rosną szybciej, a innych - wolniej. W rezultacie przestają w pełni odzwierciedlać rzeczywistą wartość, jaką konsumenci przypisują poszczególnym towarom i usługom. Uzyskanie nie zafałszowanej informacji o rzeczywistych preferencjach konsumentów staje się droższe. Przedsiębiorcy muszą poświęcić więcej czasu na zdobycie informacji o tym, jak kształtują się ceny sprzedawanych przez nich towarów lub usług w porównaniu do cen innych dóbr. Niektórzy z nich mogą myśleć, że wzrost cen - w rzeczywistości spowodowany inflacją - odzwierciedla zwiększenie zapotrzebowania na wytwarzane przez nich dobra, a więc - że będą mogli za pieniądze uzyskane ze sprzedaży kupić więcej innych towarów lub usług. Jeżeli zmyleni przez inflację zaciągną kredyt na inwestycje, aby zwiększyć produkcję, mogą się znaleźć w prawdziwych opałach. Inni przedsiębiorcy, którzy mogliby rozwinąć produkcję i zwiększyć zatrudnienie, bo na dostarczane przez nich towary lub usługi rzeczywiście wzrosło zapotrzebowanie, będą mieli problemy z otrzymaniem kredytu. Banki nie mogą bowiem udzielić kredytów na sumę większą niż ulokowane w nich oszczędności.
Część przedsiębiorców nie decyduje się na inwestycje, jeżeli nie ma pewności, że dodatkowa produkcja znajdzie odbiorców. Taką pewność dają im długoterminowe kontrakty. Ale gdy przychodzi inflacja, skraca się przeciętny okres obowiązywania umów. Kiedy nie sposób przewidzieć, ile będzie można nabyć dóbr za daną sumę pieniędzy, mało kto decyduje się wiązać umową na długo.
Ten wynikający z niestabilności cen spadek wielkości inwestycji jest tym większy, im większa jest swoboda przepływu kapitału. Przedsiębiorcy mają większe możliwości chronienia swoich pieniędzy - mogą przenosić produkcję do krajów, gdzie rząd bardziej dba o wartość pieniądza.
Zabójcze odsetki
Inflacja może spowodować powstanie problemów finansowych w przedsiębiorstwach, które zdecydowały się na podjęcie inwestycji ze względu na tani kredyt uzyskany przy stabilnych cenach. Jeżeli odsuwanie w czasie podwyżek stóp procentowych doprowadziłoby do wzrostu inflacji, kalkulacje kosztu kredytu, przygotowane z założeniem utrzymania stabilności cen, mogłyby się okazać zaniżone. Można to zobrazować prostym przykładem: załóżmy, że bank ustala oprocentowanie kredytu na poziomie zapewniającym mu realny dochód, czyli po odjęciu inflacji - w wysokości 5 proc. Bank, mając świadomość, że od podjęcia inwestycji przez przedsiębiorcę do rozpoczęcia produkcji musi upłynąć pewien czas, w pierwszych dwóch latach wymaga od kredytobiorcy spłaty jedynie odsetek. Jeżeli w pierwszym roku ceny będą stabilne, nominalne oprocentowanie kredytu będzie równe oprocentowaniu realnemu i wyniesie 5 proc. Wartość odsetek, jaka trafi do banku po roku od przyznania kredytu, będzie równa realnemu dochodowi, którego oczekiwał bank za udzielenie kredytu. Jeżeli ceny zaczną rosnąć i inflacja wyniesie na przykład 5 proc. w skali roku, wtedy nominalne oprocentowanie kredytu wzrośnie do 10 proc. Po kolejnym roku do banku trafią odsetki w takiej wysokości. Około połowy z nich będzie stanowić wynagrodzenie banku za przyznanie kredytu, a reszta będzie rekompensatą za wynikający z inflacji realny spadek wartości udzielonego kredytu. Przedsiębiorca, mimo że jego inwestycja nie przynosi jeszcze dochodów, w drugim roku będzie musiał zapłacić bankowi nie tylko 5 proc. odsetek za przyznanie kredytu, ale niejako przedterminowo zwrócić 5 proc. wartości kapitału kredytu. W tej sytuacji będzie zmuszony do zaciągnięcia kolejnego krótkoterminowego kredytu na pokrycie niedoboru. Dla tych, którym by się to nie powiodło, towarzysząca wzrostowi inflacji podwyżka nominalnych stóp procentowych mogłaby oznaczać niewypłacalność.
Bank centralny musi zatem trzymać rękę na pulsie gospodarki, a raczej na... stopach.
Jakie są główne mechanizmy oddziaływania inflacji na inwestycje? Inflacja może się przyczynić do podejmowania błędnych decyzji przez przedsiębiorców, bo zaburza relację cen poszczególnych towarów i usług. Ceny jednych dóbr rosną szybciej, a innych - wolniej. W rezultacie przestają w pełni odzwierciedlać rzeczywistą wartość, jaką konsumenci przypisują poszczególnym towarom i usługom. Uzyskanie nie zafałszowanej informacji o rzeczywistych preferencjach konsumentów staje się droższe. Przedsiębiorcy muszą poświęcić więcej czasu na zdobycie informacji o tym, jak kształtują się ceny sprzedawanych przez nich towarów lub usług w porównaniu do cen innych dóbr. Niektórzy z nich mogą myśleć, że wzrost cen - w rzeczywistości spowodowany inflacją - odzwierciedla zwiększenie zapotrzebowania na wytwarzane przez nich dobra, a więc - że będą mogli za pieniądze uzyskane ze sprzedaży kupić więcej innych towarów lub usług. Jeżeli zmyleni przez inflację zaciągną kredyt na inwestycje, aby zwiększyć produkcję, mogą się znaleźć w prawdziwych opałach. Inni przedsiębiorcy, którzy mogliby rozwinąć produkcję i zwiększyć zatrudnienie, bo na dostarczane przez nich towary lub usługi rzeczywiście wzrosło zapotrzebowanie, będą mieli problemy z otrzymaniem kredytu. Banki nie mogą bowiem udzielić kredytów na sumę większą niż ulokowane w nich oszczędności.
Część przedsiębiorców nie decyduje się na inwestycje, jeżeli nie ma pewności, że dodatkowa produkcja znajdzie odbiorców. Taką pewność dają im długoterminowe kontrakty. Ale gdy przychodzi inflacja, skraca się przeciętny okres obowiązywania umów. Kiedy nie sposób przewidzieć, ile będzie można nabyć dóbr za daną sumę pieniędzy, mało kto decyduje się wiązać umową na długo.
Ten wynikający z niestabilności cen spadek wielkości inwestycji jest tym większy, im większa jest swoboda przepływu kapitału. Przedsiębiorcy mają większe możliwości chronienia swoich pieniędzy - mogą przenosić produkcję do krajów, gdzie rząd bardziej dba o wartość pieniądza.
Zabójcze odsetki
Inflacja może spowodować powstanie problemów finansowych w przedsiębiorstwach, które zdecydowały się na podjęcie inwestycji ze względu na tani kredyt uzyskany przy stabilnych cenach. Jeżeli odsuwanie w czasie podwyżek stóp procentowych doprowadziłoby do wzrostu inflacji, kalkulacje kosztu kredytu, przygotowane z założeniem utrzymania stabilności cen, mogłyby się okazać zaniżone. Można to zobrazować prostym przykładem: załóżmy, że bank ustala oprocentowanie kredytu na poziomie zapewniającym mu realny dochód, czyli po odjęciu inflacji - w wysokości 5 proc. Bank, mając świadomość, że od podjęcia inwestycji przez przedsiębiorcę do rozpoczęcia produkcji musi upłynąć pewien czas, w pierwszych dwóch latach wymaga od kredytobiorcy spłaty jedynie odsetek. Jeżeli w pierwszym roku ceny będą stabilne, nominalne oprocentowanie kredytu będzie równe oprocentowaniu realnemu i wyniesie 5 proc. Wartość odsetek, jaka trafi do banku po roku od przyznania kredytu, będzie równa realnemu dochodowi, którego oczekiwał bank za udzielenie kredytu. Jeżeli ceny zaczną rosnąć i inflacja wyniesie na przykład 5 proc. w skali roku, wtedy nominalne oprocentowanie kredytu wzrośnie do 10 proc. Po kolejnym roku do banku trafią odsetki w takiej wysokości. Około połowy z nich będzie stanowić wynagrodzenie banku za przyznanie kredytu, a reszta będzie rekompensatą za wynikający z inflacji realny spadek wartości udzielonego kredytu. Przedsiębiorca, mimo że jego inwestycja nie przynosi jeszcze dochodów, w drugim roku będzie musiał zapłacić bankowi nie tylko 5 proc. odsetek za przyznanie kredytu, ale niejako przedterminowo zwrócić 5 proc. wartości kapitału kredytu. W tej sytuacji będzie zmuszony do zaciągnięcia kolejnego krótkoterminowego kredytu na pokrycie niedoboru. Dla tych, którym by się to nie powiodło, towarzysząca wzrostowi inflacji podwyżka nominalnych stóp procentowych mogłaby oznaczać niewypłacalność.
Bank centralny musi zatem trzymać rękę na pulsie gospodarki, a raczej na... stopach.
Więcej możesz przeczytać w 31/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.