Starzy członkowie unii jeszcze nieraz będą usiłowali przeciągnąć kołdrę na swoją stronę Ulubionym zarzutem przeciwników Unii Europejskiej jest uznawanie jej za uniwersalistycznego potwora karmiącego się � niczym smok dziewicami � interesami narodowymi wchodzących w jej skład państw członkowskich. Teza ta powtarzana jest do znudzenia bez liczenia się z przeczącymi jej faktami. Co więcej, zachowania dyktowane interesami czy wręcz egoizmami narodowymi, tyle że nie naszymi, podawane są jako przykład pomnażania brukselskiej omnipotencji.
Tak ostatnio potraktowano podjętą przez Güntera Verheugena akcję mającą na celu wymuszenie ujednolicenia stawek podatkowych w państwach członkowskich. Kwestie te nie są objęte regulacjami wspólnotowymi, ale Verheugen znalazł chytry sposób obejścia tego ograniczenia. Zaproponował, aby państwa, które nie podniosą podatków dla firm, utraciły istotną część funduszy strukturalnych. Polska straciłaby na tym zapisie około 3,5 mld euro rocznie albo musiałaby podnieść podatki i ograniczyć tempo swojego rozwoju gospodarczego.
Nie ulega wątpliwości, że propozycja Verheugena była wymierzona w polskie interesy narodowe. Tyle że nie podyktował tego zamachu unijny uniwersalizm, ale konkurencyjny interes niemiecki. W Polsce firmy płacą bowiem 19 proc. podatku, a w Niemczech ponad 38 proc., co rodzi zrozumiałą pokusę przenoszenia inwestycji za Odrę i Nysę. Tego Niemcy sobie nie życzą, bo oznacza to uszczuplenie produkcji i wzrost bezrobocia, a w konsekwencji ogromne kłopoty dla berlińskiej elity władzy.
Konflikt interesów tu zresztą wykracza poza stosunki polsko-niemieckie. Po naszej stronie barykady są inne kraje o niskiej stawce podatku dla przedsiębiorców: Estonia (0 proc.), Irlandia (12,6 proc.), Litwa (15 proc.), Słowacja (19 proc.). Niemców zaś wspierają zwolennicy wysokich podatków: Belgia (39 proc.), Hiszpania (35 proc.), Francja (33,3 proc.). Wykorzystała tę sprzeczność interesów minister Danuta Hübner. Zorganizowała koalicję krajów zagrożonych pomysłem Verheugena i doprowadziła do jego odrzucenia.
Nie mam najmniejszych złudzeń, że podobne sytuacje będą się powtarzały. Państwa wchodzące w skład unii poza rozległym obszarem pozytywnego współdziałania mają przecież nie mniej obszerne pole konkurencyjnych interesów. Zatem jeszcze nieraz będą usiłowały przeciągnąć unijną kołdrę na swoją stronę. Nie wolno się z tego powodu obrażać i odwracać do Brukseli plecami. Wręcz przeciwnie, trzeba tam być obecnym i gotowym do podejmowania � czasem spornych � decyzji. Unia jest przygotowana na takie sytuacje i daleka od dyktatu silniejszych, o czym najlepiej świadczy wiktoria odniesiona przez Hübner nad � teoretycznie � wielekroć potężniejszym Verheugenem. Oby tak dalej!
Nie ulega wątpliwości, że propozycja Verheugena była wymierzona w polskie interesy narodowe. Tyle że nie podyktował tego zamachu unijny uniwersalizm, ale konkurencyjny interes niemiecki. W Polsce firmy płacą bowiem 19 proc. podatku, a w Niemczech ponad 38 proc., co rodzi zrozumiałą pokusę przenoszenia inwestycji za Odrę i Nysę. Tego Niemcy sobie nie życzą, bo oznacza to uszczuplenie produkcji i wzrost bezrobocia, a w konsekwencji ogromne kłopoty dla berlińskiej elity władzy.
Konflikt interesów tu zresztą wykracza poza stosunki polsko-niemieckie. Po naszej stronie barykady są inne kraje o niskiej stawce podatku dla przedsiębiorców: Estonia (0 proc.), Irlandia (12,6 proc.), Litwa (15 proc.), Słowacja (19 proc.). Niemców zaś wspierają zwolennicy wysokich podatków: Belgia (39 proc.), Hiszpania (35 proc.), Francja (33,3 proc.). Wykorzystała tę sprzeczność interesów minister Danuta Hübner. Zorganizowała koalicję krajów zagrożonych pomysłem Verheugena i doprowadziła do jego odrzucenia.
Nie mam najmniejszych złudzeń, że podobne sytuacje będą się powtarzały. Państwa wchodzące w skład unii poza rozległym obszarem pozytywnego współdziałania mają przecież nie mniej obszerne pole konkurencyjnych interesów. Zatem jeszcze nieraz będą usiłowały przeciągnąć unijną kołdrę na swoją stronę. Nie wolno się z tego powodu obrażać i odwracać do Brukseli plecami. Wręcz przeciwnie, trzeba tam być obecnym i gotowym do podejmowania � czasem spornych � decyzji. Unia jest przygotowana na takie sytuacje i daleka od dyktatu silniejszych, o czym najlepiej świadczy wiktoria odniesiona przez Hübner nad � teoretycznie � wielekroć potężniejszym Verheugenem. Oby tak dalej!
Więcej możesz przeczytać w 31/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.