Polski system socjalny podważa stabilność finansów państwa Bodźce są najpotężniejszym czynnikiem różnicującym zachowania i warunki życia społeczeństw. Prawidłowe bodźce pobudzają ludzi do porządnej i twórczej pracy, a dzięki temu przyczyniają się do dobrobytu. Bodźce najbardziej patologiczne: zakaz prywatnej przedsiębiorczości i wolnego rynku prowadzą do zacofania i kolejek. Istnieją też patologie bodźców mniej skrajne, choć groźne. Mam na myśli rozmaite pułapki socjalne - efekt źle zbudowanego systemu podatków i zasiłków. Gdy raz się w taką pułapkę wpadnie, to poszukiwanie oraz podejmowanie pracy lub zwiększanie jej nakładu jest mało korzystne w porównaniu z pobieraniem zasiłków. A im dłużej się w pułapce tkwi, tym bardziej traci się zdolność do pracy. W efekcie pułapki socjalne wywołują bierność zawodową i wysokie bezrobocie. Jeśli zaś zasiłki można łatwo łączyć z nie rejestrowaną pracą, to przyczyniają się też do rozwoju szarej strefy.
Hamulce socjalne
W kraju, gdzie mało ludzi legalnie pracuje, a dużo pobiera zasiłki, finanse publiczne prędzej czy później stają się następnym hamulcem rozwoju: ci, których zatrudnienie jest zarejestrowane, muszą płacić wysokie podatki, aby utrzymywać wielu zasiłkobiorców. Duże obciążenia podatkowe ograniczają prężność gospodarki, co utrwala wysokie bezrobocie. Tak zamyka się błędne koło, tworzone przez socjalne pułapki. Co gorsze, nawet wysokie podatki często nie wystarczają na pokrycie rozdętych wydatków socjalnych, a zatem pojawia się uporczywy deficyt budżetu - kolejny hamulec wzrostu gospodarki. Zasadniczą przyczyną niemal wszystkich współczesnych problemów z budżetem, wzrostem gospodarczym i bezrobociem są rozmaite pułapki socjalne. Dotyczy to z pewnością trzech dużych krajów UE: Niemiec, Francji i Włoch.
Pułapki socjalne to dawki socjalizmu wprowadzone do społeczeństwa. Nie przeszkadza to różnym lewicowym ideologom zapisywać ich skutków, zwłaszcza wysokiego bezrobocia, na konto "wilczego" kapitalizmu. Socjalna demagogia przejawia się też w obronie tych pułapek, czyli w blokadzie reform, i jednoczesnym manifestacyjnym użalaniu się nad losem biednych i bezrobotnych, których traktuje się w gruncie rzeczy jak mięso armatnie w wyborach.
Pułapki socjalne są problemem niektórych zamożnych krajów, które zdążyły się wzbogacić, zanim zaczęły padać ich ofiarą. W Polsce, państwie o wiele biedniejszym wskutek kilkudziesięciu lat socjalizmu, dorobiliśmy się pułapek jeszcze groźniejszych dla rozwoju. Główny ich rezultat to najniższy w Europie (poza Turcją i Bułgarią) odsetek pracujących wśród ludności w wieku 16-65 lat - tylko 51,3 proc. (35,8 proc. jest biernych zawodowo, z czego około 40 proc. pobiera renty inwalidzkie lub wcześniejsze emerytury, a 12,9 proc. to bezrobotni).
W 2003 r. w Polsce mieszkało 25,9 mln ludzi w wieku produkcyjnym, w tym 13,3 mln osób pracujących, 9,3 mln biernych zawodowo, a 3,3 mln bezrobotnych. (Oprócz tego 4,7 mln osób pobierało emerytury w wysokości 8 proc. PKB w 2003 r.).
Polski inwalida socjalny
Ten stan rzeczy wymaga ogromnych wydatków socjalnych, one są najważniejszą przyczyną narastającego kryzysu finansów publicznych w Polsce, który z kolei nie da się pogodzić z trwałym rozwojem naszej gospodarki. Wydatki socjalne stanowią zdecydowanie największą część wydatków publicznych w Polsce - w 2003 r. były ponad 7,5 razy większe od wydatków administracyjnych! Uzdrowienie finansów państwa bez redukcji wydatków socjalnych jest więc mrzonką. Oczywiście, także w wydatkach administracyjnych można i należy dokonać oszczędności. W odróżnieniu od wielu krajów OECD w Polsce pułapki socjalne nie koncentrują się w systemie zasiłków dla bezrobotnych i pomocy socjalnej (choć i tu można wiele poprawić), lecz w trzech innych systemach: rent inwalidzkich (i innych form wsparcia niepełnosprawnych), KRUS i wcześniejszych emerytur. Pochłaniają one 7,9 proc. PKB (na zasiłki dla bezrobotnych i pomoc społeczną przeznacza się 1,1 proc. PKB).
Z rent inwalidzkich korzysta 3 mln osób - 12 proc. ludności w wieku produkcyjnym. Jest to prawie dwukrotnie większy odsetek niż przeciętnie w innych krajach OECD i o wiele większy niż w innych państwach posocjalistycznych. Szacuje się, że dwie trzecie beneficjentów nie kwalifikuje się do otrzymywania renty z przyczyn zdrowotnych, a więc uzyskało świadczenia z innych powodów. To wynik liberalnych przepisów i swoistej "wrażliwości społecznej" wielu lekarzy (nie wspominam już o zwykłej korupcji). Wprawdzie w ostatnich kilku latach udało się ograniczyć liczbę nowo przyznawanych rent, ale jest ona nadal wyraźnie wyższa niż średnio w OECD - 132 na 1000 osób w wieku produkcyjnym (20-64 lata) wobec 63. Licznik nadal więc tyka.
W dodatku około 64 proc. rent inwalidzkich przyznano na stałe, a 34 proc. rencistów jest w wieku 45-54 lat (z kolei w tej grupie - ludzi w sile wieku - aż 18 proc. pobiera renty inwalidzkie). Zanim Polska zdążyła się dorobić, rozwinięto w niej system, który zachęca ludzi do bierności zawodowej lub działalności w szarej strefie i podważa finanse państwa.
Socjalny rolnik
Drugim centrum patologii jest Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS), powstała jeszcze w końcu lat 70. System ten również tworzy bardzo silne bodźce pobudzające do ubiegania się o zasiłki: wystarczy się przedstawić jako rolnik posiadający co najmniej 1 ha (!) albo być osobą bierną zawodową i uzależnioną od rolnika. Osoby zarejestrowane w gospodarstwie rolnym, ale pracujące poza rolnictwem nie płacą "składek na zdrowie", bo robi to za nie KRUS. Próby zaostrzenia tych patologicznie luźnych wymagań były odrzucane przez Sejm kolejnych kadencji. Nic więc dziwnego, że liczba beneficjentów KRUS wzrosła od 1996 r. o 19 proc., a wydatki na dotację dla kasy wyniosły w 2003 r. 15 mld zł (1,9 proc. PKB).
Składki beneficjentów pokrywają zaledwie 5 proc. świadczeń - pozostałą część płaci za nich reszta społeczeństwa. A trzeba dodać, że rolnicy - beneficjenci KRUS (w tym ci, którzy noszą biało-czerwone krawaty) - są zwolnieni z podatku od dochodów osobistych. Według OECD, istniejący system "blokuje przepływ ludzi między rolnictwem i resztą gospodarki oraz wywołuje patologiczne zachowania, zachęcając ludzi do działania w szarej strefie lub przywiązując ich do mało wydajnego systemu rolnego lub wiejskiego". KRUS przyczynia się do tego, że mamy w Polsce 2,2 mln rolników, co stanowi 13 proc. siły roboczej, a rolnictwo wytwarza niespełna 3 proc. PKB (!), niewiele więcej niż w rozwiniętych krajach Zachodu.
Socjal przedemerytalny
Wreszcie trzecie źródło socjalnych pułapek: wcześniejsze emerytury oraz zasiłki i świadczenia przedemerytalne. Uzyskało je około 1,5 mln osób. W grupie wiekowej 45-65 lat ponad 17 proc. osób jest na wcześniejszej emeryturze. Te świadczenia są znacznie wyższe niż zasiłek dla bezrobotnych, a na dodatek pod pewnymi warunkami można je łączyć z pracą. Tak silne bodźce musiały pomnażać szeregi wcześniejszych emerytów. Na związane z tym wydatki przeznaczono w 2003 r. 2,4 proc. PKB, czyli dwukrotnie więcej niż na pomoc socjalną (1,2 proc. PKB), która jest adresowana do ludzi biednych.
Polski system socjalny, zdominowany przez trzy wymienione mechanizmy, nie tylko przyczynia się do bierności zawodowej obywateli lub ich aktywności w szarej strefie oraz podważa stabilność finansów państwa. Na dodatek jest on niesprawiedliwy: bogatsze rodziny otrzymują przeciętnie znacznie więcej rozmaitych zasiłków niż rodziny biedniejsze! Takich patologii broni się pod hasłami "wrażliwości społecznej".
W kraju, gdzie mało ludzi legalnie pracuje, a dużo pobiera zasiłki, finanse publiczne prędzej czy później stają się następnym hamulcem rozwoju: ci, których zatrudnienie jest zarejestrowane, muszą płacić wysokie podatki, aby utrzymywać wielu zasiłkobiorców. Duże obciążenia podatkowe ograniczają prężność gospodarki, co utrwala wysokie bezrobocie. Tak zamyka się błędne koło, tworzone przez socjalne pułapki. Co gorsze, nawet wysokie podatki często nie wystarczają na pokrycie rozdętych wydatków socjalnych, a zatem pojawia się uporczywy deficyt budżetu - kolejny hamulec wzrostu gospodarki. Zasadniczą przyczyną niemal wszystkich współczesnych problemów z budżetem, wzrostem gospodarczym i bezrobociem są rozmaite pułapki socjalne. Dotyczy to z pewnością trzech dużych krajów UE: Niemiec, Francji i Włoch.
Pułapki socjalne to dawki socjalizmu wprowadzone do społeczeństwa. Nie przeszkadza to różnym lewicowym ideologom zapisywać ich skutków, zwłaszcza wysokiego bezrobocia, na konto "wilczego" kapitalizmu. Socjalna demagogia przejawia się też w obronie tych pułapek, czyli w blokadzie reform, i jednoczesnym manifestacyjnym użalaniu się nad losem biednych i bezrobotnych, których traktuje się w gruncie rzeczy jak mięso armatnie w wyborach.
Pułapki socjalne są problemem niektórych zamożnych krajów, które zdążyły się wzbogacić, zanim zaczęły padać ich ofiarą. W Polsce, państwie o wiele biedniejszym wskutek kilkudziesięciu lat socjalizmu, dorobiliśmy się pułapek jeszcze groźniejszych dla rozwoju. Główny ich rezultat to najniższy w Europie (poza Turcją i Bułgarią) odsetek pracujących wśród ludności w wieku 16-65 lat - tylko 51,3 proc. (35,8 proc. jest biernych zawodowo, z czego około 40 proc. pobiera renty inwalidzkie lub wcześniejsze emerytury, a 12,9 proc. to bezrobotni).
W 2003 r. w Polsce mieszkało 25,9 mln ludzi w wieku produkcyjnym, w tym 13,3 mln osób pracujących, 9,3 mln biernych zawodowo, a 3,3 mln bezrobotnych. (Oprócz tego 4,7 mln osób pobierało emerytury w wysokości 8 proc. PKB w 2003 r.).
Polski inwalida socjalny
Ten stan rzeczy wymaga ogromnych wydatków socjalnych, one są najważniejszą przyczyną narastającego kryzysu finansów publicznych w Polsce, który z kolei nie da się pogodzić z trwałym rozwojem naszej gospodarki. Wydatki socjalne stanowią zdecydowanie największą część wydatków publicznych w Polsce - w 2003 r. były ponad 7,5 razy większe od wydatków administracyjnych! Uzdrowienie finansów państwa bez redukcji wydatków socjalnych jest więc mrzonką. Oczywiście, także w wydatkach administracyjnych można i należy dokonać oszczędności. W odróżnieniu od wielu krajów OECD w Polsce pułapki socjalne nie koncentrują się w systemie zasiłków dla bezrobotnych i pomocy socjalnej (choć i tu można wiele poprawić), lecz w trzech innych systemach: rent inwalidzkich (i innych form wsparcia niepełnosprawnych), KRUS i wcześniejszych emerytur. Pochłaniają one 7,9 proc. PKB (na zasiłki dla bezrobotnych i pomoc społeczną przeznacza się 1,1 proc. PKB).
Z rent inwalidzkich korzysta 3 mln osób - 12 proc. ludności w wieku produkcyjnym. Jest to prawie dwukrotnie większy odsetek niż przeciętnie w innych krajach OECD i o wiele większy niż w innych państwach posocjalistycznych. Szacuje się, że dwie trzecie beneficjentów nie kwalifikuje się do otrzymywania renty z przyczyn zdrowotnych, a więc uzyskało świadczenia z innych powodów. To wynik liberalnych przepisów i swoistej "wrażliwości społecznej" wielu lekarzy (nie wspominam już o zwykłej korupcji). Wprawdzie w ostatnich kilku latach udało się ograniczyć liczbę nowo przyznawanych rent, ale jest ona nadal wyraźnie wyższa niż średnio w OECD - 132 na 1000 osób w wieku produkcyjnym (20-64 lata) wobec 63. Licznik nadal więc tyka.
W dodatku około 64 proc. rent inwalidzkich przyznano na stałe, a 34 proc. rencistów jest w wieku 45-54 lat (z kolei w tej grupie - ludzi w sile wieku - aż 18 proc. pobiera renty inwalidzkie). Zanim Polska zdążyła się dorobić, rozwinięto w niej system, który zachęca ludzi do bierności zawodowej lub działalności w szarej strefie i podważa finanse państwa.
Socjalny rolnik
Drugim centrum patologii jest Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS), powstała jeszcze w końcu lat 70. System ten również tworzy bardzo silne bodźce pobudzające do ubiegania się o zasiłki: wystarczy się przedstawić jako rolnik posiadający co najmniej 1 ha (!) albo być osobą bierną zawodową i uzależnioną od rolnika. Osoby zarejestrowane w gospodarstwie rolnym, ale pracujące poza rolnictwem nie płacą "składek na zdrowie", bo robi to za nie KRUS. Próby zaostrzenia tych patologicznie luźnych wymagań były odrzucane przez Sejm kolejnych kadencji. Nic więc dziwnego, że liczba beneficjentów KRUS wzrosła od 1996 r. o 19 proc., a wydatki na dotację dla kasy wyniosły w 2003 r. 15 mld zł (1,9 proc. PKB).
Składki beneficjentów pokrywają zaledwie 5 proc. świadczeń - pozostałą część płaci za nich reszta społeczeństwa. A trzeba dodać, że rolnicy - beneficjenci KRUS (w tym ci, którzy noszą biało-czerwone krawaty) - są zwolnieni z podatku od dochodów osobistych. Według OECD, istniejący system "blokuje przepływ ludzi między rolnictwem i resztą gospodarki oraz wywołuje patologiczne zachowania, zachęcając ludzi do działania w szarej strefie lub przywiązując ich do mało wydajnego systemu rolnego lub wiejskiego". KRUS przyczynia się do tego, że mamy w Polsce 2,2 mln rolników, co stanowi 13 proc. siły roboczej, a rolnictwo wytwarza niespełna 3 proc. PKB (!), niewiele więcej niż w rozwiniętych krajach Zachodu.
Socjal przedemerytalny
Wreszcie trzecie źródło socjalnych pułapek: wcześniejsze emerytury oraz zasiłki i świadczenia przedemerytalne. Uzyskało je około 1,5 mln osób. W grupie wiekowej 45-65 lat ponad 17 proc. osób jest na wcześniejszej emeryturze. Te świadczenia są znacznie wyższe niż zasiłek dla bezrobotnych, a na dodatek pod pewnymi warunkami można je łączyć z pracą. Tak silne bodźce musiały pomnażać szeregi wcześniejszych emerytów. Na związane z tym wydatki przeznaczono w 2003 r. 2,4 proc. PKB, czyli dwukrotnie więcej niż na pomoc socjalną (1,2 proc. PKB), która jest adresowana do ludzi biednych.
Polski system socjalny, zdominowany przez trzy wymienione mechanizmy, nie tylko przyczynia się do bierności zawodowej obywateli lub ich aktywności w szarej strefie oraz podważa stabilność finansów państwa. Na dodatek jest on niesprawiedliwy: bogatsze rodziny otrzymują przeciętnie znacznie więcej rozmaitych zasiłków niż rodziny biedniejsze! Takich patologii broni się pod hasłami "wrażliwości społecznej".
Więcej możesz przeczytać w 31/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.