Archaiczne prawo spadkowe hamuje wzrost zamożności Polaków Umrzeć latem czy na jesieni? Pytanie wydaje się absurdalne, lecz termin wyborów parlamentarnych może mieć wpływ na to, czy od spadku odziedziczonego po zmarłych podatnikach ich spadkobiercy zapłacą podatek. - Likwidacja podatku od spadków to jeden z naszych głównych postulatów. Zawsze uważałam, że powtórne opodatkowanie majątku, bo zmarły zapłacił od niego przecież za życia różne zobowiązania - VAT, akcyzę lub podatki dochodowe - nie ma sensu - mówi "Wprost" prof. Zyta Gilowska (PO). Partia, która najpewniej będzie po wyborach współtworzyła nowy rząd, zyskała niedawno mocny argument. W połowie kwietnia republikanie pod wodzą prezydenta Busha przeforsowali w Izbie Reprezentantów ustawę znoszącą od 2010 r. podatek od spadków w USA. Przyjęcie jej latem przez Senat, w którym republikanie też mają większość, wydaje się przesądzone.
Jeśli po wyborach nowy rząd zlikwiduje podatek od spadków, przeciętna długość życia podatnika w Polsce może się znacznie zmieniać. O ile tylko prawdziwa jest hipoteza, jaką w swej pracy naukowej "Umieram, by oszczędzić na podatkach" postawili laureaci Ig Nobla z 2001 r. (tzw. anty-Nobel przyznawany za najbardziej zwariowane odkrycia) Polak Wojciech Kopczuk (wykładowca University of British Columbia) i Amerykanin Joel Slemrod (wykładowca University of Michigan Business School). Po wieloletnich badaniach w USA wykazali oni zależność między śmiertelnością a... zmianami stawek podatku od spadków. Jak stwierdzili, każde 10 tys. USD więcej do zapłacenia zwiększało o 1 proc. liczbę zgonów tuż przed terminem wprowadzenia podwyżki podatku od spadków; każde 10 tys. USD możliwe do zaoszczędzenia zwiększało zaś o 2,5 proc. liczbę zgonów tuż po terminie zapowiedzianej obniżki podatku. Wygląda na to, że zrobimy dosłownie wszystko, byleby uniknąć łap fiskusa.
Ford doświadczalny
"Tylko dwie rzeczy są pewne: śmierć i podatki" - stwierdził kiedyś Benjamin Franklin, współautor amerykańskiej Deklaracji Niepodległości i konstytucji. Gdyby niespełna 12-letni Edgar, syn i spadkobierca zmarłego rok temu Mariusza Łukasiewicza, twórcy Lukas Banku i Eurobanku, nie mógł skorzystać z żadnych zwolnień i ulg, to od majątku, który odziedziczył po ojcu, musiałby zapłacić nawet ponad 30 mln zł podatku spadkowego. - Podatek od spadków to de facto forma nacjonalizacji części prywatnego majątku obywatela - uważa Arkadiusz Michaliszyn, prawnik z kancelarii CMS Cameron McKenna.
W Stanach Zjednoczonych jednym z pierwszych królików doświadczalnych fiskusa stał się Henry Ford, pionier współczesnej motoryzacji. Kiedy w 1935 r. prezydent Franklin Delano Roosevelt podniósł stawkę podatku od spadków do 70 proc. w wypadku dużych fortun (sic!), Ford, nie chcąc oddać państwu dwóch trzecich wartej około 450 mln USD fortuny, ustanowił fundację, której prezesem uczynił syna Edsela. Dzięki temu syn przejął większość schedy po ojcu, ale stało się to kosztem irracjonalnej ekonomicznie decyzji - pieniądze zostały zamrożone w fundacji.
Obecnie stawki podatku spadkowego w USA wynoszą od 45 proc. do 48 proc., a kwota wolna od podatku to 1,5 mln USD. Jak szacuje House Policy Committee, think tank republikańskich kongresmanów, gdyby tzw. podatek od śmierci (death tax) zebrany tylko w 1999 r. zainwestować w prywatny biznes, to za pięć lat dochód narodowy USA byłby wyższy o 137 mld USD i powstałoby 275 tys. nowych miejsc pracy. Dlatego do dziś ten podatek zniosło już 26 stanów. George W. Bush w 2001 r. przeforsował stopniową obniżkę podatku od spadków w całym kraju do zera w 2010 r. Od 2011 r. miał on jednak znów obowiązywać i wynosić aż 55 proc. od kwot powyżej miliona dolarów. Teraz jest niemal pewne, że z dwóch pewnych rzeczy - o których mówił Franklin - w Stanach Zjednoczonych pozostanie już tylko śmierć.
Ponad 80 proc. Amerykanów, bo tyle popiera likwidację podatku od spadków, uważa, że zakłóca on wielopokoleniową budowę majątków i rozwój klasy średniej.
W USA w spadkach swe źródło miało i ma 80 proc. największych fortun (Vanderbiltowie, Rockefellerowie), ale fiskus podcina też skrzydła właścicielom małych i średnich firm rodzinnych. Około 70 proc. takich firm nie przechodzi na drugie pokolenie, m.in. dlatego, że dzieci nie są w stanie ponieść kosztów objęcia majątku rodziców albo po zapłaceniu podatku prężne firmy przeistaczają się w słabe firemki.
Fiskus na cmentarzu
Jeśli "podatek od śmierci" tak szkodzi gospodarce amerykańskiej, to w Polsce - gdzie zaledwie od 15 lat istnieją warunki do naturalnej w gospodarce wolnorynkowej akumulacji bogactwa - jest całkowitym ekonomicznym nonsensem. - Już samo wyciąganie ręki przez fiskusa w chwili rodzinnej tragedii jest nieetyczne. W PRL może nie odczuwaliśmy za bardzo dotkliwości podatku spadkowego, bo i nie było czego zostawiać potomkom - mówi mec. Antoni Łepkowski, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Rolnicy przekazywali ziemię dzieciom za życia na mocy umów o dożywotnią rentę; zamiast mieszkania można było najwyżej odziedziczyć spółdzielcze prawo do mieszkania. Obecnie podatek spadkowy to pierwsza w kolejce publiczna danina do likwidacji, co od dawna postulowała Unia Polityki Realnej.
- Na szczęście nie zapłaciłam podatku, choć zapowiadało się na konieczność wyłożenia znacznej sumy i przeprawę w sądzie - mówi Barbara Falandysz, żona zmarłego w 2003 r. znanego prawnika Lecha Falandysza. Gdy stan zdrowia Falandysza znacznie się pogorszył, małżonkowie ustanowili rozdzielność majątkową tak, że cały majątek stał się własnością Barbary. - Pozwoliło to uniknąć także pieczy kuratora nad częścią majątku, która inaczej przypadłaby czwórce naszych nieletnich wówczas dzieci. Potem chcesz zapisać dziecko na lekcje gry na skrzypcach i musisz pytać kuratora, czy możesz je opłacić z majątku dziecka - mówi Barbara Falandysz.
Większość Polaków do finansowych następstw śmierci bliskich najczęściej nie jest jednak przygotowana. W zależności od stopnia pokrewieństwa ze zmarłym w Polsce obecne prawo spadkowe - którego korzenie sięgają komunistycznego dekretu z 1947 r. - wyróżniło trzy grupy spadkobierców: najbliżsi płacą do 7 proc. podatku od spadku, osoby z drugiej grupy - do 12 proc., a z trzeciej - do 20 proc. Kwota wolna od podatku wynosi od niecałych 5 tys. zł do 10 tys. zł. Dla porównania: w Wielkiej Brytanii jest to równowartość 600 tys. USD, przy czym dzieci korzystają ze specjalnej niskiej stawki. Na przykład, jeśli w Polsce syn odziedziczy po ojcu jacht o wartości 100 tys. zł, zapłaci za niego w sumie ponad 7 tys. zł; obca osoba, którą zmarły wyznaczyłby jako spadkobiercę w testamencie, zapłaciłaby niemal 21 tys. zł.
- Niekiedy spadkobiercy nie przyjmują spadku, bo nie są w stanie udźwignąć kosztów podatku od nieruchomości, kont bankowych lub cennych kolekcji sztuki, wartych czasem ponad milion złotych - mówi gdański adwokat Roman Nowosielski. Także Monika Burska z londyńskiej firmy Fraser & Fraser, która poszukuje za granicą dziedziców majątków pozostawionych w USA, Wielkiej Brytanii lub Australii, przyznaje, że zdarza się, iż odnalezieni w Polsce spadkobiercy mają kłopoty z zapłatą podatku spadkowego. - Kilkakrotnie interweniowałam, by wstrzymać wykonanie decyzji urzędu skarbowego do czasu faktycznego objęcia spadku przez klienta. Inaczej, by nabyć spadek, musiałby najpierw sprzedać wszystko do ostatniej koszuli - mówi Burska. Gdy nikt nie przyjmuje spadku albo nie ma legalnych spadkobierców, pozostawiony majątek przypada skarbowi państwa.
Komu bije podatek
O sukcesji zawczasu myślą zwykle najbogatsi Polacy. Jan i Grażyna Kulczykowie mają wspólnotę majątkową, ale 22 proc. akcji Kulczyk Holding ulokowali w zarejestrowanej w Austrii fundacji Kulczyk Privatsiftung (pozostałe 78 proc. należy natomiast do Grażyny). Aleksander Gudzowaty nadal zarządza Bartimpeksem (ma uprzywilejowane akcje, dające 64 proc. głosów w spółce), ale 69 proc. akcji należy już do jego syna Tomasza. Gdyby było inaczej, nawet najbliżsi ich spadkobiercy musieliby oddać fiskusowi kilkaset milionów złotych.
Rozsądnie sporządzony testament mógłby co najmniej zaoszczędzić kłopotów rodzinie. - Niestety, wśród prowadzonych przez nas spraw spadkowych tylko w 20-30 proc. wypadków spisano testament - mówi mec. Anna Śniegowska-Giżyńska z Prawnego Biura Spadkowego w Warszawie. Jeśli testamentu nie ma, majątek jest dzielony według przepisów o dziedziczeniu.
Można za życia dokonać darowizny na rzecz wybranych osób, ale ta jest opodatkowana identycznie jak spadek. Polacy więc kombinują. Na przykład, jeśli posiadają mieszkanie od ponad pięciu lat, zawierają pozorne umowy sprzedaży tego mieszkania z dziećmi, płacąc wówczas tylko 2 proc. podatku od czynności cywilnoprawnych. - Podatek od darowizn budzi podobne kontrowersje jak podatek od spadków, ale jego zniesienie nie byłoby łatwe. Trudno stworzyć mechanizm, który zapobiegnie obchodzeniu poprzez darowizny podatków dochodowych - uważa mec. Michaliszyn.
"Podatek od śmierci" możemy natomiast zlikwidować od ręki. W ostatnich latach wpływy gmin z tego tytułu (podatek spadkowy zasila kasy samorządów) wynosiły w całej Polsce zaledwie od 162 mln zł w 2000 r. do 218 mln zł w 2004 r. Szkody, które wyrządza podatnikom i całej gospodarce w dłuższej perspektywie, można zaś liczyć w miliardy. Podatki spadkowe nie zachwieją kilkudziesięcioletnimi fortunami amerykańskich Waltonów, Quandtów w Niemczech lub francuskich Bettencourtów. Na pewno utrudnią zaś okrzepnięcie i pomnażanie świeżej daty majątków wielu Polaków.
Ford doświadczalny
"Tylko dwie rzeczy są pewne: śmierć i podatki" - stwierdził kiedyś Benjamin Franklin, współautor amerykańskiej Deklaracji Niepodległości i konstytucji. Gdyby niespełna 12-letni Edgar, syn i spadkobierca zmarłego rok temu Mariusza Łukasiewicza, twórcy Lukas Banku i Eurobanku, nie mógł skorzystać z żadnych zwolnień i ulg, to od majątku, który odziedziczył po ojcu, musiałby zapłacić nawet ponad 30 mln zł podatku spadkowego. - Podatek od spadków to de facto forma nacjonalizacji części prywatnego majątku obywatela - uważa Arkadiusz Michaliszyn, prawnik z kancelarii CMS Cameron McKenna.
W Stanach Zjednoczonych jednym z pierwszych królików doświadczalnych fiskusa stał się Henry Ford, pionier współczesnej motoryzacji. Kiedy w 1935 r. prezydent Franklin Delano Roosevelt podniósł stawkę podatku od spadków do 70 proc. w wypadku dużych fortun (sic!), Ford, nie chcąc oddać państwu dwóch trzecich wartej około 450 mln USD fortuny, ustanowił fundację, której prezesem uczynił syna Edsela. Dzięki temu syn przejął większość schedy po ojcu, ale stało się to kosztem irracjonalnej ekonomicznie decyzji - pieniądze zostały zamrożone w fundacji.
Obecnie stawki podatku spadkowego w USA wynoszą od 45 proc. do 48 proc., a kwota wolna od podatku to 1,5 mln USD. Jak szacuje House Policy Committee, think tank republikańskich kongresmanów, gdyby tzw. podatek od śmierci (death tax) zebrany tylko w 1999 r. zainwestować w prywatny biznes, to za pięć lat dochód narodowy USA byłby wyższy o 137 mld USD i powstałoby 275 tys. nowych miejsc pracy. Dlatego do dziś ten podatek zniosło już 26 stanów. George W. Bush w 2001 r. przeforsował stopniową obniżkę podatku od spadków w całym kraju do zera w 2010 r. Od 2011 r. miał on jednak znów obowiązywać i wynosić aż 55 proc. od kwot powyżej miliona dolarów. Teraz jest niemal pewne, że z dwóch pewnych rzeczy - o których mówił Franklin - w Stanach Zjednoczonych pozostanie już tylko śmierć.
Ponad 80 proc. Amerykanów, bo tyle popiera likwidację podatku od spadków, uważa, że zakłóca on wielopokoleniową budowę majątków i rozwój klasy średniej.
W USA w spadkach swe źródło miało i ma 80 proc. największych fortun (Vanderbiltowie, Rockefellerowie), ale fiskus podcina też skrzydła właścicielom małych i średnich firm rodzinnych. Około 70 proc. takich firm nie przechodzi na drugie pokolenie, m.in. dlatego, że dzieci nie są w stanie ponieść kosztów objęcia majątku rodziców albo po zapłaceniu podatku prężne firmy przeistaczają się w słabe firemki.
Fiskus na cmentarzu
Jeśli "podatek od śmierci" tak szkodzi gospodarce amerykańskiej, to w Polsce - gdzie zaledwie od 15 lat istnieją warunki do naturalnej w gospodarce wolnorynkowej akumulacji bogactwa - jest całkowitym ekonomicznym nonsensem. - Już samo wyciąganie ręki przez fiskusa w chwili rodzinnej tragedii jest nieetyczne. W PRL może nie odczuwaliśmy za bardzo dotkliwości podatku spadkowego, bo i nie było czego zostawiać potomkom - mówi mec. Antoni Łepkowski, ekspert Centrum im. Adama Smitha. Rolnicy przekazywali ziemię dzieciom za życia na mocy umów o dożywotnią rentę; zamiast mieszkania można było najwyżej odziedziczyć spółdzielcze prawo do mieszkania. Obecnie podatek spadkowy to pierwsza w kolejce publiczna danina do likwidacji, co od dawna postulowała Unia Polityki Realnej.
- Na szczęście nie zapłaciłam podatku, choć zapowiadało się na konieczność wyłożenia znacznej sumy i przeprawę w sądzie - mówi Barbara Falandysz, żona zmarłego w 2003 r. znanego prawnika Lecha Falandysza. Gdy stan zdrowia Falandysza znacznie się pogorszył, małżonkowie ustanowili rozdzielność majątkową tak, że cały majątek stał się własnością Barbary. - Pozwoliło to uniknąć także pieczy kuratora nad częścią majątku, która inaczej przypadłaby czwórce naszych nieletnich wówczas dzieci. Potem chcesz zapisać dziecko na lekcje gry na skrzypcach i musisz pytać kuratora, czy możesz je opłacić z majątku dziecka - mówi Barbara Falandysz.
Większość Polaków do finansowych następstw śmierci bliskich najczęściej nie jest jednak przygotowana. W zależności od stopnia pokrewieństwa ze zmarłym w Polsce obecne prawo spadkowe - którego korzenie sięgają komunistycznego dekretu z 1947 r. - wyróżniło trzy grupy spadkobierców: najbliżsi płacą do 7 proc. podatku od spadku, osoby z drugiej grupy - do 12 proc., a z trzeciej - do 20 proc. Kwota wolna od podatku wynosi od niecałych 5 tys. zł do 10 tys. zł. Dla porównania: w Wielkiej Brytanii jest to równowartość 600 tys. USD, przy czym dzieci korzystają ze specjalnej niskiej stawki. Na przykład, jeśli w Polsce syn odziedziczy po ojcu jacht o wartości 100 tys. zł, zapłaci za niego w sumie ponad 7 tys. zł; obca osoba, którą zmarły wyznaczyłby jako spadkobiercę w testamencie, zapłaciłaby niemal 21 tys. zł.
- Niekiedy spadkobiercy nie przyjmują spadku, bo nie są w stanie udźwignąć kosztów podatku od nieruchomości, kont bankowych lub cennych kolekcji sztuki, wartych czasem ponad milion złotych - mówi gdański adwokat Roman Nowosielski. Także Monika Burska z londyńskiej firmy Fraser & Fraser, która poszukuje za granicą dziedziców majątków pozostawionych w USA, Wielkiej Brytanii lub Australii, przyznaje, że zdarza się, iż odnalezieni w Polsce spadkobiercy mają kłopoty z zapłatą podatku spadkowego. - Kilkakrotnie interweniowałam, by wstrzymać wykonanie decyzji urzędu skarbowego do czasu faktycznego objęcia spadku przez klienta. Inaczej, by nabyć spadek, musiałby najpierw sprzedać wszystko do ostatniej koszuli - mówi Burska. Gdy nikt nie przyjmuje spadku albo nie ma legalnych spadkobierców, pozostawiony majątek przypada skarbowi państwa.
Komu bije podatek
O sukcesji zawczasu myślą zwykle najbogatsi Polacy. Jan i Grażyna Kulczykowie mają wspólnotę majątkową, ale 22 proc. akcji Kulczyk Holding ulokowali w zarejestrowanej w Austrii fundacji Kulczyk Privatsiftung (pozostałe 78 proc. należy natomiast do Grażyny). Aleksander Gudzowaty nadal zarządza Bartimpeksem (ma uprzywilejowane akcje, dające 64 proc. głosów w spółce), ale 69 proc. akcji należy już do jego syna Tomasza. Gdyby było inaczej, nawet najbliżsi ich spadkobiercy musieliby oddać fiskusowi kilkaset milionów złotych.
Rozsądnie sporządzony testament mógłby co najmniej zaoszczędzić kłopotów rodzinie. - Niestety, wśród prowadzonych przez nas spraw spadkowych tylko w 20-30 proc. wypadków spisano testament - mówi mec. Anna Śniegowska-Giżyńska z Prawnego Biura Spadkowego w Warszawie. Jeśli testamentu nie ma, majątek jest dzielony według przepisów o dziedziczeniu.
Można za życia dokonać darowizny na rzecz wybranych osób, ale ta jest opodatkowana identycznie jak spadek. Polacy więc kombinują. Na przykład, jeśli posiadają mieszkanie od ponad pięciu lat, zawierają pozorne umowy sprzedaży tego mieszkania z dziećmi, płacąc wówczas tylko 2 proc. podatku od czynności cywilnoprawnych. - Podatek od darowizn budzi podobne kontrowersje jak podatek od spadków, ale jego zniesienie nie byłoby łatwe. Trudno stworzyć mechanizm, który zapobiegnie obchodzeniu poprzez darowizny podatków dochodowych - uważa mec. Michaliszyn.
"Podatek od śmierci" możemy natomiast zlikwidować od ręki. W ostatnich latach wpływy gmin z tego tytułu (podatek spadkowy zasila kasy samorządów) wynosiły w całej Polsce zaledwie od 162 mln zł w 2000 r. do 218 mln zł w 2004 r. Szkody, które wyrządza podatnikom i całej gospodarce w dłuższej perspektywie, można zaś liczyć w miliardy. Podatki spadkowe nie zachwieją kilkudziesięcioletnimi fortunami amerykańskich Waltonów, Quandtów w Niemczech lub francuskich Bettencourtów. Na pewno utrudnią zaś okrzepnięcie i pomnażanie świeżej daty majątków wielu Polaków.
MILIARDOWI SPADKOBIERCY |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 18/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.