Światowe metropolie pięknieją dzięki zbliżaniu się do rzek, Warszawa od swojej rzeki się odwraca. Słowo "rzeka" pojawia się w nazwach wielu projektów urbanistycznych różnych kontynentów. W czeskiej Pradze powstaje obecnie przy nabrzeżu Rohańskim Wełtawy Rzeczne Miasto Praga, mające się rozwinąć w nową dzielnicę - zieloną, pełną życia przez całą dobę. W Berlinie nad brzegami Szprewy odbudowuje się dawną architekturę, łagodząc pruską ociężałość budowli, starając się - jak mówi rzecznik miasta - wytworzyć "klimat niemal włoski". W Nowym Jorku budowniczowie nowej dzielnicy Battery Park City zapowiedzieli, że "zwrócą ją bardziej ku wodzie", czyli ku ujściu rzeki Hudson. W Glasgow radykalnie przebudowuje się zaniedbane dzielnice nad rzeką Clyde. Kierujący pracami lord Richard Rogers nazwał rzekę "krwiobiegiem miasta".
Urbaniści proponują różne formy zbliżenia życia miejskiego do nabrzeżnych bulwarów. Architekci chętnie wykorzystują w projektowaniu bliskość lustra wody.
W Chinach realizuje się na gigantyczną skalę projekt, któremu kształt nadaje delta Rzeki Perłowej. Wierzchołkiem owej delty jest dziesięciomilionowy, pełen zabytków Kanton. W 1980 r. powstała specjalna strefa ekonomiczna Delta Rzeki Perłowej, łącząca walory produkcyjne, handlowe i turystyczne starego chińskiego miasta oraz dwóch bajecznie prosperujących byłych kolonii - brytyjskiej i portugalskiej. Wszystko tu dzieje się nad wodą. Komunikację zapewniają m.in. superszybkie promy, a także niezliczone mosty i kładki dla pieszych.
Fanatycznie przywiązani do swej rzeki są mieszkańcy San Antonio w Teksasie. Wkładają mnóstwo środków i pracy w to, by wijącą się meandrami malowniczą rzekę (o tej samej co miasto nazwie) utrzymać w należytej kondycji. Po tym, jak w latach 70. federalni inżynierowie wojskowi "wyprostowali" rzekę i ujęli w betonowe cembrowiny - obywatele San Antonio przywrócili jej dawną postać, dyskretnie zagospodarowali brzegi szlakami spacerowymi, kawiarniami i barami. Ocalili zagrożoną wyginięciem dawną roślinność lokalną, m.in. rzadką odmianę cyprysa. Minął czas, kiedy ludzie od biegnącej przez miasto rzeki chcieli przede wszystkim tego, by była wyregulowana, czyli zamknięta w murach.
Kamień i woda
W odleglejszej przeszłości, na przykład w epoce renesansu, człowiek dbał o rzekę przepływającą przez miasto. Pragnął, by współistnienie architektury i natury, kamienia i wody miało formę szlachetną. W połowie XV wieku Cosimo Medici, książę Florencji, nakłonił jubilerów i złotników, by wprowadzili się do sklepów na Starym Moście (Ponte Vecchio), przerzuconym przez Arno, a zabudowanym zamkniętymi pomieszczeniami. Uprzednio zajmowali je rzeźnicy. Książę uznał, że to miejsce - piękny most nad miłą oku rzeką - zasługuje na bardziej wyszukane przeznaczenie - powinno przyciągać wytworniejszych przechodniów.
W XIX wieku w wielu miastach u brzegu rzeki najczęściej można było zobaczyć przycumowane barki towarowe, dokerów przenoszących ładunki i piaskarzy. Przemysłowcy, kupcy, armatorzy traktowali rzeki utylitarnie, zwłaszcza od czasów rewolucji przemysłowej XIX wieku. Spuszczano do nich nie oczyszczone ścieki, tak że Tamiza i Arno (przepływająca przez Pizę i Florencję) stały się rynsztokami bez ryb, bez ptactwa wodnego, z wodą niebezpieczną dla tego, kto zanurzał w niej rękę.
Zmierzch i chwała londyńskich doków
W latach 80. minionego wieku Londyn począł odzyskiwać terytoria szczególnie blisko związane z wodą, położone u ujścia Tamizy, do tego czasu zajmowane przez port. W czasach chwały imperium brytyjskiego był to największy port świata, głównie towarowy. Ogromne doki tworzyły obszar osobny, pozbawiony zieleni, niezdrowy, ponury, zamknięty dla ludzi z zewnątrz. Po rozpadzie imperium i po wprowadzeniu transportu kontenerowego doki okazały się nieprzydatne, więc w latach 70. XX wieku opustoszały. Powstała idea innego wykorzystania tego, co po porcie pozostało, a co zyskało nazwę Docklands - wspaniale położonych terenów, pokrytych obiektami starego budownictwa przemysłowego, czasem nadającymi się do efektownej adaptacji, częściej tylko do rozbiórki.
W 1981 r. utworzono London Docklands Development Corporation - instytucję publiczną, która miała kierować zagospodarowaniem Docklands. W ciągu kilku lat powstała nowa, do dziś rozwijająca się dzielnica o niezwykle różnorodnej zabudowie. Są tu stare obiekty portowe zamienione na fantastyczne galerie sztuki, restauracje, kluby rozrywki. Są zespoły rezydencjonalne o wysokim standardzie. I wreszcie - nowoczesne biurowce ze stali i szkła, a wśród nich wieżowiec projektu słynnego architekta Cesara Pelli na Canary Wharf (Nabrzeże Kanarkowe) - najwyższy budynek Wielkiej Brytanii (245 m), o sylwecie przypominającej obelisk. Gdy go oddawano do użytku (1991 r.), sprawozdawcy podkreślali, że "w lustrzanych elewacjach odbija się niebo znad ujścia rzeki (estuarian sky)".
Już w 1996 r. Docklands zwiedziło prawie milion osób. Londyńczyków i turystów dowozi tu kolejka, której otwarcia dokonała królowa. Ułatwia się i uatrakcyjnia ruch pieszy. Biegnące tunelem pod Tamizą przejście dla pieszych łączy Docklands z Greenwich. Powstał dostępny dla wszystkich "park ekologiczny" na Stave Hill. Budowa Docklands postępuje w myśl haseł: ogólna dostępność, obfitość zieleni, czyste powietrze i czysta woda. W całym zresztą Londynie inwestorzy i politycy lokalni traktują te hasła poważnie. W wyniku konsekwentnie prowadzonych tu działań ekologicznych w latach 80. w Tamizie znów pojawiły się ryby.
Jednocześnie trwa zacięta walka ideologiczna i polityczna o Docklands. Dla lewicy przebudowa tej części miasta jest jaskrawym przejawem "thatcheryzmu" - liberalizmu gospodarczego, który dopuszcza do głosu najróżniejsze inicjatywy kapitałowe, nie dbając o interes społeczny. Zdaniem części publicystów, władze powinny były narzucić inwestorom jednolite reguły przestrzenne. Gdy ich zabrakło - zapanował w Docklands chaos, niemal taki - napisał ktoś - jak po zbombardowaniu doków w czasie wojny. Prawdą jest, że zbliżenie się Londynu do rzeki przybrało charakter w dużej mierze żywiołowy, lecz właśnie dzięki tej swobodzie inicjatyw London Docklands mogły ożyć tak szybko.
Rzeka podziałów i pojednania
Władze Dublinu próbują obecnie zagospodarować teren opuszczonych doków. Dublin Docklands rozłożone są po obu brzegach rzeki Liffey. Mieszkańcy stolicy Irlandii nie wykazują jednak zapału do przebudowy Dublin Docklands - inwestorów znalazło się niewielu. Zdaniem dziennika "The Irish Times", przyczyny należy szukać w stosunku dublińczyków do rzeki Liffey: pozostaje ona dla nich symbolem konfliktu - podziału miasta na "tych z północy" i "tych z południa". Północna część Dublinu jest ludowa, pełna tawern, kawiarni, sklepików, tradycyjnie związana z walką o niepodległość Irlandii. W części południowej znajdują się natomiast eleganckie posiadłości ludzi, którzy wzbogacili się na współpracy z Anglią - przynajmniej tak o nich sądzą "ci z północy". Przez lata jedni z drugimi tak dalece nie chcieli mieć nic wspólnego, że nie budowano nowych mostów przez Liffey - z brzegu na brzeg kursowały promy.
Miejska rzeka może łączyć mieszkańców, stanowić wspólny obiekt podziwu i dumy, ale może też funkcjonować jako przegroda, dzielić, pogłębiać różnice społeczne. W Rzymie część miasta położona - w stosunku do Forum Romanum - po drugiej stronie Tybru, czyli Zatybrze (Trastevere), była uważana przez elitę za rejon podejrzany i niebezpieczny, pełen ciemnych spelunek. Nawet w skupionym wokół Sekwany Paryżu pozostała tradycja luksusowych dzielnic rive droite (prawego brzegu) oraz dzielnic studenckich i robotniczych rive gauche (lewego brzegu). Należałoby się zastanowić, czy na przykład w Warszawie inercja władz i planistów w sprawie powiązania miasta z Wisłą nie bierze się z utrwalonego w zbiorowej świadomości podziału na Warszawę lewobrzeżną - z Zamkiem i Traktem Królewskim - oraz Warszawę prawobrzeżną - z Targówkiem, Bródnem i ulicą Brzeską.
We wszystkich projektach ściślejszego powiązania życia miasta z rzeką bądź zatoką, które powstają dziś w świecie, podkreśla się - jako zamierzony cel społeczny - integrację. W tym sensie kładka dla pieszych na rzece Nervión w Bilbao, niezwykle atrakcyjna jako konstrukcja przestrzenna (według projektu Santiago Calatravy) była przedstawiana jako forma działania socjotechnicznego.
Życiodajna rzeka
Miasta powstawały zwykle nad rzekami. Rzeka była niezbędnym źródłem wody, wygodną drogą dla żeglugi, a czasem - ochroną przed najeźdźcami. Na trudno dostępnej wyspie pośrodku Sekwany narodziła się przed dwoma tysiącami lat Lutecja - celtycka osada plemienia Paryzjów. Dała ona początek miastu, które nazwano Paryżem. Z czasem miasto wchłonęło rzekę. Zwężono ją znacznie, kapryśny nurt ujęto w kamienne nabrzeża. Na wyspę Cit�, gdzie leżała Lutecja, można wejść jednym z dziewięciu niedługich mostów. Sekwana wpisuje się łagodnie w sieć ulic Paryża.
W Warszawie z jednego brzegu Wisły na drugi jest daleko. Nieliczne mosty są długie i nieprzyjazne dla pieszych. Środkiem szerokiej pradoliny Wisły płynie dzika rzeka o brzegach nierównych, zmiennych, porosłych chaszczami. Jest to jedyna tak duża rzeka w Europie, która nie została uregulowana. Tworzy imponujący spektakl: przez środek stołecznej aglomeracji przewala się żywioł mas wody. To dla urbanistów wyzwanie - trudne, ale pociągające. Przykład innych miast dowodzi, że warto je podjąć.
Szerokie lustro wody jest często dla architektów i urbanistów źródłem inspiracji, niezastąpionym elementem kompozycji przestrzennej. Projektując dla Krakowa centrum kultury japońskiej Manggha, znakomity architekt Arata Izosaki nadał liniom budynku łagodną falistość, co stanowi wyraźną aluzję do fal Wisły, nad brzegiem której centrum wybudowano. Patrząc na to, jak miasta wkomponowują rzekę w swój krajobraz urbanistyczny i jak woda ten krajobraz wzbogaca, trzeba przyznać, że Warszawa od rzeki się odwraca. To wielka strata i krótkowzroczność.
W Chinach realizuje się na gigantyczną skalę projekt, któremu kształt nadaje delta Rzeki Perłowej. Wierzchołkiem owej delty jest dziesięciomilionowy, pełen zabytków Kanton. W 1980 r. powstała specjalna strefa ekonomiczna Delta Rzeki Perłowej, łącząca walory produkcyjne, handlowe i turystyczne starego chińskiego miasta oraz dwóch bajecznie prosperujących byłych kolonii - brytyjskiej i portugalskiej. Wszystko tu dzieje się nad wodą. Komunikację zapewniają m.in. superszybkie promy, a także niezliczone mosty i kładki dla pieszych.
Fanatycznie przywiązani do swej rzeki są mieszkańcy San Antonio w Teksasie. Wkładają mnóstwo środków i pracy w to, by wijącą się meandrami malowniczą rzekę (o tej samej co miasto nazwie) utrzymać w należytej kondycji. Po tym, jak w latach 70. federalni inżynierowie wojskowi "wyprostowali" rzekę i ujęli w betonowe cembrowiny - obywatele San Antonio przywrócili jej dawną postać, dyskretnie zagospodarowali brzegi szlakami spacerowymi, kawiarniami i barami. Ocalili zagrożoną wyginięciem dawną roślinność lokalną, m.in. rzadką odmianę cyprysa. Minął czas, kiedy ludzie od biegnącej przez miasto rzeki chcieli przede wszystkim tego, by była wyregulowana, czyli zamknięta w murach.
Kamień i woda
W odleglejszej przeszłości, na przykład w epoce renesansu, człowiek dbał o rzekę przepływającą przez miasto. Pragnął, by współistnienie architektury i natury, kamienia i wody miało formę szlachetną. W połowie XV wieku Cosimo Medici, książę Florencji, nakłonił jubilerów i złotników, by wprowadzili się do sklepów na Starym Moście (Ponte Vecchio), przerzuconym przez Arno, a zabudowanym zamkniętymi pomieszczeniami. Uprzednio zajmowali je rzeźnicy. Książę uznał, że to miejsce - piękny most nad miłą oku rzeką - zasługuje na bardziej wyszukane przeznaczenie - powinno przyciągać wytworniejszych przechodniów.
W XIX wieku w wielu miastach u brzegu rzeki najczęściej można było zobaczyć przycumowane barki towarowe, dokerów przenoszących ładunki i piaskarzy. Przemysłowcy, kupcy, armatorzy traktowali rzeki utylitarnie, zwłaszcza od czasów rewolucji przemysłowej XIX wieku. Spuszczano do nich nie oczyszczone ścieki, tak że Tamiza i Arno (przepływająca przez Pizę i Florencję) stały się rynsztokami bez ryb, bez ptactwa wodnego, z wodą niebezpieczną dla tego, kto zanurzał w niej rękę.
Zmierzch i chwała londyńskich doków
W latach 80. minionego wieku Londyn począł odzyskiwać terytoria szczególnie blisko związane z wodą, położone u ujścia Tamizy, do tego czasu zajmowane przez port. W czasach chwały imperium brytyjskiego był to największy port świata, głównie towarowy. Ogromne doki tworzyły obszar osobny, pozbawiony zieleni, niezdrowy, ponury, zamknięty dla ludzi z zewnątrz. Po rozpadzie imperium i po wprowadzeniu transportu kontenerowego doki okazały się nieprzydatne, więc w latach 70. XX wieku opustoszały. Powstała idea innego wykorzystania tego, co po porcie pozostało, a co zyskało nazwę Docklands - wspaniale położonych terenów, pokrytych obiektami starego budownictwa przemysłowego, czasem nadającymi się do efektownej adaptacji, częściej tylko do rozbiórki.
W 1981 r. utworzono London Docklands Development Corporation - instytucję publiczną, która miała kierować zagospodarowaniem Docklands. W ciągu kilku lat powstała nowa, do dziś rozwijająca się dzielnica o niezwykle różnorodnej zabudowie. Są tu stare obiekty portowe zamienione na fantastyczne galerie sztuki, restauracje, kluby rozrywki. Są zespoły rezydencjonalne o wysokim standardzie. I wreszcie - nowoczesne biurowce ze stali i szkła, a wśród nich wieżowiec projektu słynnego architekta Cesara Pelli na Canary Wharf (Nabrzeże Kanarkowe) - najwyższy budynek Wielkiej Brytanii (245 m), o sylwecie przypominającej obelisk. Gdy go oddawano do użytku (1991 r.), sprawozdawcy podkreślali, że "w lustrzanych elewacjach odbija się niebo znad ujścia rzeki (estuarian sky)".
Już w 1996 r. Docklands zwiedziło prawie milion osób. Londyńczyków i turystów dowozi tu kolejka, której otwarcia dokonała królowa. Ułatwia się i uatrakcyjnia ruch pieszy. Biegnące tunelem pod Tamizą przejście dla pieszych łączy Docklands z Greenwich. Powstał dostępny dla wszystkich "park ekologiczny" na Stave Hill. Budowa Docklands postępuje w myśl haseł: ogólna dostępność, obfitość zieleni, czyste powietrze i czysta woda. W całym zresztą Londynie inwestorzy i politycy lokalni traktują te hasła poważnie. W wyniku konsekwentnie prowadzonych tu działań ekologicznych w latach 80. w Tamizie znów pojawiły się ryby.
Jednocześnie trwa zacięta walka ideologiczna i polityczna o Docklands. Dla lewicy przebudowa tej części miasta jest jaskrawym przejawem "thatcheryzmu" - liberalizmu gospodarczego, który dopuszcza do głosu najróżniejsze inicjatywy kapitałowe, nie dbając o interes społeczny. Zdaniem części publicystów, władze powinny były narzucić inwestorom jednolite reguły przestrzenne. Gdy ich zabrakło - zapanował w Docklands chaos, niemal taki - napisał ktoś - jak po zbombardowaniu doków w czasie wojny. Prawdą jest, że zbliżenie się Londynu do rzeki przybrało charakter w dużej mierze żywiołowy, lecz właśnie dzięki tej swobodzie inicjatyw London Docklands mogły ożyć tak szybko.
Rzeka podziałów i pojednania
Władze Dublinu próbują obecnie zagospodarować teren opuszczonych doków. Dublin Docklands rozłożone są po obu brzegach rzeki Liffey. Mieszkańcy stolicy Irlandii nie wykazują jednak zapału do przebudowy Dublin Docklands - inwestorów znalazło się niewielu. Zdaniem dziennika "The Irish Times", przyczyny należy szukać w stosunku dublińczyków do rzeki Liffey: pozostaje ona dla nich symbolem konfliktu - podziału miasta na "tych z północy" i "tych z południa". Północna część Dublinu jest ludowa, pełna tawern, kawiarni, sklepików, tradycyjnie związana z walką o niepodległość Irlandii. W części południowej znajdują się natomiast eleganckie posiadłości ludzi, którzy wzbogacili się na współpracy z Anglią - przynajmniej tak o nich sądzą "ci z północy". Przez lata jedni z drugimi tak dalece nie chcieli mieć nic wspólnego, że nie budowano nowych mostów przez Liffey - z brzegu na brzeg kursowały promy.
Miejska rzeka może łączyć mieszkańców, stanowić wspólny obiekt podziwu i dumy, ale może też funkcjonować jako przegroda, dzielić, pogłębiać różnice społeczne. W Rzymie część miasta położona - w stosunku do Forum Romanum - po drugiej stronie Tybru, czyli Zatybrze (Trastevere), była uważana przez elitę za rejon podejrzany i niebezpieczny, pełen ciemnych spelunek. Nawet w skupionym wokół Sekwany Paryżu pozostała tradycja luksusowych dzielnic rive droite (prawego brzegu) oraz dzielnic studenckich i robotniczych rive gauche (lewego brzegu). Należałoby się zastanowić, czy na przykład w Warszawie inercja władz i planistów w sprawie powiązania miasta z Wisłą nie bierze się z utrwalonego w zbiorowej świadomości podziału na Warszawę lewobrzeżną - z Zamkiem i Traktem Królewskim - oraz Warszawę prawobrzeżną - z Targówkiem, Bródnem i ulicą Brzeską.
We wszystkich projektach ściślejszego powiązania życia miasta z rzeką bądź zatoką, które powstają dziś w świecie, podkreśla się - jako zamierzony cel społeczny - integrację. W tym sensie kładka dla pieszych na rzece Nervión w Bilbao, niezwykle atrakcyjna jako konstrukcja przestrzenna (według projektu Santiago Calatravy) była przedstawiana jako forma działania socjotechnicznego.
Życiodajna rzeka
Miasta powstawały zwykle nad rzekami. Rzeka była niezbędnym źródłem wody, wygodną drogą dla żeglugi, a czasem - ochroną przed najeźdźcami. Na trudno dostępnej wyspie pośrodku Sekwany narodziła się przed dwoma tysiącami lat Lutecja - celtycka osada plemienia Paryzjów. Dała ona początek miastu, które nazwano Paryżem. Z czasem miasto wchłonęło rzekę. Zwężono ją znacznie, kapryśny nurt ujęto w kamienne nabrzeża. Na wyspę Cit�, gdzie leżała Lutecja, można wejść jednym z dziewięciu niedługich mostów. Sekwana wpisuje się łagodnie w sieć ulic Paryża.
W Warszawie z jednego brzegu Wisły na drugi jest daleko. Nieliczne mosty są długie i nieprzyjazne dla pieszych. Środkiem szerokiej pradoliny Wisły płynie dzika rzeka o brzegach nierównych, zmiennych, porosłych chaszczami. Jest to jedyna tak duża rzeka w Europie, która nie została uregulowana. Tworzy imponujący spektakl: przez środek stołecznej aglomeracji przewala się żywioł mas wody. To dla urbanistów wyzwanie - trudne, ale pociągające. Przykład innych miast dowodzi, że warto je podjąć.
Szerokie lustro wody jest często dla architektów i urbanistów źródłem inspiracji, niezastąpionym elementem kompozycji przestrzennej. Projektując dla Krakowa centrum kultury japońskiej Manggha, znakomity architekt Arata Izosaki nadał liniom budynku łagodną falistość, co stanowi wyraźną aluzję do fal Wisły, nad brzegiem której centrum wybudowano. Patrząc na to, jak miasta wkomponowują rzekę w swój krajobraz urbanistyczny i jak woda ten krajobraz wzbogaca, trzeba przyznać, że Warszawa od rzeki się odwraca. To wielka strata i krótkowzroczność.
Więcej możesz przeczytać w 18/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.