Odpowiedzialność za państwo to alibi dla nieodpowiedzialnych elit lewicy Co współczesna polska rzeczywistość ma wspólnego z ucieczką Ludwika XVI z ogarniętego rewolucją Paryża? Otóż ma, i to dużo. Ucieczka zakończyła się niesławnym zatrzymaniem króla w Varennes. Od tego momentu upadek monarchii był przesądzony. Zmiana całego systemu rządzenia Francją była jednak przesądzona znacznie wcześniej. Otwarcie Stanów Generalnych 5 maja 1789 r. rozpoczęło bowiem proces, którego nie można już było zatrzymać. Podobnie jest obecnie w Polsce. Oto prezydent odmówił stawienia się przed komisją śledczą ds. Orlenu i trudno tego nie traktować w kategoriach ucieczki. Premier Belka na 5 maja zapowiedział swoją dymisję i złożenie deklaracji o przystąpieniu do Partii Demokratycznej.
Wygląda na to, że obecny rząd nie tylko utracił społeczne poparcie, ale nie popiera już sam siebie. Nie wiadomo już nawet, którzy jego członkowie reprezentują "rządzące" ugrupowanie parlamentarne, a którzy "puszczają oko" do pozaparlamentarnej opozycji, o której też nie można na razie powiedzieć nic konkretnego. Zapewne zresztą SLD-owscy renegaci zawsze w głębi ducha byli przeciwni swojej partii i to czyni ich godnymi zaufania ugrupowania Władysława Frasyniuka. Ciekawa to koncepcja - taka nasza mała żyronda: trochę przeciw królowi, trochę za nim.
Nieodpowiedzialna odpowiedzialność
Bacznie obserwujący rozwój sytuacji parlament konsekwentnie się ośmiesza, a sznurek, który wiąże rozłażący się układ rządzący, zaczyna trzeszczeć. Wygląda na to, że zarówno dla prezydenta, jak i dla SLD optymalnym rozwiązaniem jest trwanie obecnego systemu - w imię odpowiedzialności. Pytanie tylko, za co ta odpowiedzialność? Skoro okazało się, że wbrew wyborczym zapowiedziom lewicy gruszki na wierzbie nie urosły, to z dalszej pracy takich ogrodników nic już nie wyniknie.
Blokowanie wcześniejszych wyborów parlamentarnych rodzi poważne społeczne koszty. Bo zbyt wiele spraw wymaga szybkiej i głębokiej interwencji ustawodawcy. Nie wyobrażam sobie, aby obecny Sejm i Senat były w stanie podjąć jeszcze jakąkolwiek konstruktywną decyzję. Mogą oczywiście zaskakiwać siebie różnego rodzaju pomysłami i projektami, ale zyskany dzięki temu czas tylko pogłębia patologię w sferach, które trzeba poddać gruntownej reformie. A sfer tych jest zastraszająco dużo.
Przedsiębiorczość reglamentowana
Przyjęcie w lipcu 2004 r. ustawy o swobodzie działalności gospodarczej było jaskrawym przejawem gry pozorów, której główny cel stanowiło szumne ogłoszenie "konstytucji działalności gospodarczej w Polsce". Nowa ustawa nie tylko nie różni się od poprzednio obowiązującego prawa działalności gospodarczej, ale jeszcze posługuje się mylącym tytułem. Jeśli rzeczywiście chodziło o zapewnienie swobody gospodarczej, należało się skupić nie na regulacji samej działalności gospodarczej, ale na ograniczeniu władztwa państwowego wobec tej działalności. Z licznych dokumentów rządowych wynikało przecież, że istnieje konieczność poszerzenia zakresu wolności gospodarczej w Polsce. Wspomnijmy tu choćby "Plan działań prowzrostowych w latach 2003-2004 (przedsiębiorczość - rozwój - praca)" z lipca 2003 r. czy "Przedsiębiorczość w Polsce. Raport" z czerwca 2003 r.
Tymczasem ustawa o swobodzie działalności gospodarczej w miejsce dotychczasowych dwóch metod reglamentacji działalności gospodarczej wprowadziła trzy. Wprawdzie w art. 15 ustawodawca wymienia jedynie dwa sposoby ograniczenia tej działalności (tradycyjne koncesje oraz wpis do rejestru działalności regulowanej), ale w art. 75 odwołuje się do znanych z dotychczasowych przepisów zezwoleń i wylicza 26 ustaw, według których wykonywanie działalności gospodarczej takiego zezwolenia wymaga. Tak to zrealizowano w sferze prawnej hasło "Przede wszystkim przedsiębiorczość". Przypomnijmy - hasło ze sztandaru zawieszonego na tej samej wierzbie, na której miały urosnąć gruszki.
Ustawowa biegunka
Jednym z największych problemów naszego ustawodawstwa jest niebywała nadproduktywność. Mam wrażenie, że miarą poczucia dobrze spełnionego obowiązku jest możliwość wykazania, że Sejm danej kadencji prześcignął w tej mierze zapały twórcze kadencji poprzedniej. W efekcie rzeka ustaw płynie szerokim strumieniem, a permanentne nowelizacje stały się normą nawet w okresie vacatio legis ledwie co uchwalonej ustawy. Nierzadko też ustawowa twórczość jest niezgodna z konstytucją.
Nowy parlament i rząd powinien nie tyle dostosować się do dotychczasowej praktyki, ile raczej uporządkować chaos, jaki zastanie. Oczywiście nowe ustawy będą konieczne, warto je jednak wykorzystać także jako instrument do uchylania zbędnych przepisów i zebrania rozproszonych regulacji w spójnych aktach prawnych.
Biorąc pod uwagę dostrzegalny niedowład wielu istniejących już instytucji publicznych, lepiej poddać je gruntownej reformie, niż tworzyć nowe, które tylko spotęgują bałagan.
Nieodpowiedzialna odpowiedzialność
Bacznie obserwujący rozwój sytuacji parlament konsekwentnie się ośmiesza, a sznurek, który wiąże rozłażący się układ rządzący, zaczyna trzeszczeć. Wygląda na to, że zarówno dla prezydenta, jak i dla SLD optymalnym rozwiązaniem jest trwanie obecnego systemu - w imię odpowiedzialności. Pytanie tylko, za co ta odpowiedzialność? Skoro okazało się, że wbrew wyborczym zapowiedziom lewicy gruszki na wierzbie nie urosły, to z dalszej pracy takich ogrodników nic już nie wyniknie.
Blokowanie wcześniejszych wyborów parlamentarnych rodzi poważne społeczne koszty. Bo zbyt wiele spraw wymaga szybkiej i głębokiej interwencji ustawodawcy. Nie wyobrażam sobie, aby obecny Sejm i Senat były w stanie podjąć jeszcze jakąkolwiek konstruktywną decyzję. Mogą oczywiście zaskakiwać siebie różnego rodzaju pomysłami i projektami, ale zyskany dzięki temu czas tylko pogłębia patologię w sferach, które trzeba poddać gruntownej reformie. A sfer tych jest zastraszająco dużo.
Przedsiębiorczość reglamentowana
Przyjęcie w lipcu 2004 r. ustawy o swobodzie działalności gospodarczej było jaskrawym przejawem gry pozorów, której główny cel stanowiło szumne ogłoszenie "konstytucji działalności gospodarczej w Polsce". Nowa ustawa nie tylko nie różni się od poprzednio obowiązującego prawa działalności gospodarczej, ale jeszcze posługuje się mylącym tytułem. Jeśli rzeczywiście chodziło o zapewnienie swobody gospodarczej, należało się skupić nie na regulacji samej działalności gospodarczej, ale na ograniczeniu władztwa państwowego wobec tej działalności. Z licznych dokumentów rządowych wynikało przecież, że istnieje konieczność poszerzenia zakresu wolności gospodarczej w Polsce. Wspomnijmy tu choćby "Plan działań prowzrostowych w latach 2003-2004 (przedsiębiorczość - rozwój - praca)" z lipca 2003 r. czy "Przedsiębiorczość w Polsce. Raport" z czerwca 2003 r.
Tymczasem ustawa o swobodzie działalności gospodarczej w miejsce dotychczasowych dwóch metod reglamentacji działalności gospodarczej wprowadziła trzy. Wprawdzie w art. 15 ustawodawca wymienia jedynie dwa sposoby ograniczenia tej działalności (tradycyjne koncesje oraz wpis do rejestru działalności regulowanej), ale w art. 75 odwołuje się do znanych z dotychczasowych przepisów zezwoleń i wylicza 26 ustaw, według których wykonywanie działalności gospodarczej takiego zezwolenia wymaga. Tak to zrealizowano w sferze prawnej hasło "Przede wszystkim przedsiębiorczość". Przypomnijmy - hasło ze sztandaru zawieszonego na tej samej wierzbie, na której miały urosnąć gruszki.
Ustawowa biegunka
Jednym z największych problemów naszego ustawodawstwa jest niebywała nadproduktywność. Mam wrażenie, że miarą poczucia dobrze spełnionego obowiązku jest możliwość wykazania, że Sejm danej kadencji prześcignął w tej mierze zapały twórcze kadencji poprzedniej. W efekcie rzeka ustaw płynie szerokim strumieniem, a permanentne nowelizacje stały się normą nawet w okresie vacatio legis ledwie co uchwalonej ustawy. Nierzadko też ustawowa twórczość jest niezgodna z konstytucją.
Nowy parlament i rząd powinien nie tyle dostosować się do dotychczasowej praktyki, ile raczej uporządkować chaos, jaki zastanie. Oczywiście nowe ustawy będą konieczne, warto je jednak wykorzystać także jako instrument do uchylania zbędnych przepisów i zebrania rozproszonych regulacji w spójnych aktach prawnych.
Biorąc pod uwagę dostrzegalny niedowład wielu istniejących już instytucji publicznych, lepiej poddać je gruntownej reformie, niż tworzyć nowe, które tylko spotęgują bałagan.
Więcej możesz przeczytać w 18/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.