Kobiety i mężczyźni są siebie warci: tak samo udają kogoś, kim nie są Ta sztuka już została przetłumaczona na słowacki, węgierski i niemiecki, a wkrótce pojawi się też wersja angielska. "Testosteron" w ubiegły piątek był grany już po raz 244. Znowu przy pełnej sali. A przecież spektakl króluje na warszawskiej scenie już od trzech lat. I wciąż śmieszy, uderza świeżością spostrzeżeń i aktualnością problemów. Saramonowicz zapowiada, że wraz z Tomaszem Koneckim (razem nakręcili filmy "Ciało" i "Pół serio") oraz aktorami teatru Montownia przygotowują się do filmowej ekranizacji "Testosteronu".
W tym samym stołecznym teatrze Buffo, w którym grany jest "Testosteron", od dwóch miesięcy równie wielkim powodzeniem cieszy się spektakl "Tiramisu" Joanny Owsianko, młodej autorki związanej z Laboratorium Dramatu przy Teatrze Narodowym. To żeński odpowiednik sztuki Andrzeja Saramonowicza. Właściwie żeńska wersja powinna się nazywać "Estrogen", ale ponoć tiramisu to ulubiony deser kobiet na wszystkich kontynentach. Poza tym ma w sobie gorycz, która bije ze sztuki.
Oba przedstawienia są błyskotliwe, zabawne, mądre i rodzime, a nie z importu. I mówią o nas więcej i ciekawiej niż wszystkie nasze filmy ostatniego dziesięciolecia. Opowiadają o paranoi emancypacji, o przedstawianym jako wyścig spacerku szczurów, o odwiecznej walce płci. Ojcem chrzestnym tej problematyki, czyli pośrednio ojcem chrzestnym Saramonowicza i Owsianko, jest Juliusz Machulski ze swoją pamiętną "Seksmisją". By wiedzieć wiele o odwiecznej walce płci, wystarczy obejrzeć dwa stołeczne spektakle i przypomnieć sobie przygody mężczyzn granych przez Jerzego Stuhra i Olgierda Łukaszewicza na planecie rządzonej przez kobiety (choć nie do końca, bo manipulował nimi mężczyzna grany przez Wiesława Michnikowskiego). Okazuje się, że choć tak od siebie różni, kobiety i mężczyźni są siebie warci. Tak samo udają kogoś, kim nie są.
Wojna masek
- Siła tego przedstawienia tkwi w jego autentyczności, w prawdziwych problemach z naszego życia. Andrzej napisał ten tekst pod nas - konkretnych aktorów, których znał, z którymi wielokrotnie się spotykał na "wódczanych" rozmowach. O czym innym mogliśmy w tym męskim gronie rozmawiać, jeśli nie o kobietach? - opowiada "Wprost" Marcin Perchuć z Teatru Montownia, który w "Testosteronie" wciela się w postać Tretyna, młodego copywritera. Oprócz niego na scenie - tuż przed zaplanowaną weselną biesiadą, a po ślubie kościelnym, do którego nie doszło - pojawia się jeszcze sześciu mężczyzn (od mafiosów, przez kelnera, po naukowca). Wszyscy koło trzydziestki (z wyjątkiem ojca pana młodego), wszyscy w różnym stopniu opętani kobietami. I choć początkowo wygląda na to, że mamy przed sobą szopkę w wykonaniu męskich szowinistów, szybko okazuje się, że bohaterowie tylko takich udają. Żaden nie potrafi żyć bez kobiety i miłości.
Również spektakl "Tiramisu" pokazuje, jak bardzo mylą pozory i jak wiele masek, także w relacjach damsko-męskich, przybieramy. O ile jednak bohaterowie "Testosteronu" pod maską męskiej chropowatości są ciepłymi i sympatycznymi facetami, o tyle kobiet z opowieści Owsianko nie da się polubić. Co najwyżej możemy im współczuć lub po prostu się z nich pośmiać. - Bohaterowie "Testosteronu" w prowokacyjny sposób stawiają tezę "kobiety to kurwy", a potem z każdą chwilą uświadamiają sobie, że to teza błędna, że odpowiedź brzmi: nie! Ku mojemu zdumieniu sztuka "Tiramisu" - reklamująca się przecież jako kobieca riposta na "Testosteron" - stara się widza przekonać, że odpowiedź na tę tezę brzmi: tak! Jako człowiek, który wielbi i szanuje płeć piękną, zdecydowanie się z tym nie zgadzam - mówi "Wprost" autor "Testosteronu" Andrzej Saramonowicz.
Szczęśliwe nieszczęśnice
Oba spektakle wyreżyserowały kobiety - "Testosteron" Agnieszka Glińska, a "Tiramisu" Aldona Figura. Ta ostatnia ma na koncie inscenizację skandalizujących "Monologów waginy". W "Tiramisu" występuje siedem kobiet opowiadających o sobie. I właśnie na rozmowach ten dramat się opiera, podczas gdy w "Testosteronie" jest jeszcze wartka, wciągająca akcja. Sztuka Owsianko, która wyraźnie czerpie inspirację z "Testosteronu", również zrodziła się z autentycznych doświadczeń. Autorka, była pracownica agencji reklamowej, opowiada o kobietach ze swego środowiska. Niektórzy krytycy uważają nawet, że to sztuka z nurtu antykorporacyjnego.
Postacie Owsianko, która jest obdarzona zjadliwym poczuciem humoru, w życiu zawodowym osiągnęły sukces, jakiego mogłoby im pozazdrościć wielu mężczyzn. Prywatnie już nie jest tak różowo. Zdewociała Księgowa robi wszystko, by wyglądać na wampa. Energiczna Menedżerka nie przyznaje się, że jest lesbijką. Dyrektorka, dumna z tego, że wychowała sobie męża na kurę domową, w sypialni wcale nie życzy sobie kury. Z kolei Kreatywna jest bardziej uzależniona od nowych kosmetyków niż alkoholik od porannego sztosa. Wszystkie te kobiety udają: przed koleżankami w pracy, przed światem i przed sobą.
Polakom (Polkom) wciąż potrzeba sztuk osadzonych w naszych realiach. I takie są właśnie "Tiramisu" i "Testosteron". Nic dziwnego, że spektakl Saramonowicza chcą oglądać zarówno widzowie w całym kraju, jak i Polonia w Chicago, Nowym Jorku czy Toronto.
Oba przedstawienia są błyskotliwe, zabawne, mądre i rodzime, a nie z importu. I mówią o nas więcej i ciekawiej niż wszystkie nasze filmy ostatniego dziesięciolecia. Opowiadają o paranoi emancypacji, o przedstawianym jako wyścig spacerku szczurów, o odwiecznej walce płci. Ojcem chrzestnym tej problematyki, czyli pośrednio ojcem chrzestnym Saramonowicza i Owsianko, jest Juliusz Machulski ze swoją pamiętną "Seksmisją". By wiedzieć wiele o odwiecznej walce płci, wystarczy obejrzeć dwa stołeczne spektakle i przypomnieć sobie przygody mężczyzn granych przez Jerzego Stuhra i Olgierda Łukaszewicza na planecie rządzonej przez kobiety (choć nie do końca, bo manipulował nimi mężczyzna grany przez Wiesława Michnikowskiego). Okazuje się, że choć tak od siebie różni, kobiety i mężczyźni są siebie warci. Tak samo udają kogoś, kim nie są.
Wojna masek
- Siła tego przedstawienia tkwi w jego autentyczności, w prawdziwych problemach z naszego życia. Andrzej napisał ten tekst pod nas - konkretnych aktorów, których znał, z którymi wielokrotnie się spotykał na "wódczanych" rozmowach. O czym innym mogliśmy w tym męskim gronie rozmawiać, jeśli nie o kobietach? - opowiada "Wprost" Marcin Perchuć z Teatru Montownia, który w "Testosteronie" wciela się w postać Tretyna, młodego copywritera. Oprócz niego na scenie - tuż przed zaplanowaną weselną biesiadą, a po ślubie kościelnym, do którego nie doszło - pojawia się jeszcze sześciu mężczyzn (od mafiosów, przez kelnera, po naukowca). Wszyscy koło trzydziestki (z wyjątkiem ojca pana młodego), wszyscy w różnym stopniu opętani kobietami. I choć początkowo wygląda na to, że mamy przed sobą szopkę w wykonaniu męskich szowinistów, szybko okazuje się, że bohaterowie tylko takich udają. Żaden nie potrafi żyć bez kobiety i miłości.
Również spektakl "Tiramisu" pokazuje, jak bardzo mylą pozory i jak wiele masek, także w relacjach damsko-męskich, przybieramy. O ile jednak bohaterowie "Testosteronu" pod maską męskiej chropowatości są ciepłymi i sympatycznymi facetami, o tyle kobiet z opowieści Owsianko nie da się polubić. Co najwyżej możemy im współczuć lub po prostu się z nich pośmiać. - Bohaterowie "Testosteronu" w prowokacyjny sposób stawiają tezę "kobiety to kurwy", a potem z każdą chwilą uświadamiają sobie, że to teza błędna, że odpowiedź brzmi: nie! Ku mojemu zdumieniu sztuka "Tiramisu" - reklamująca się przecież jako kobieca riposta na "Testosteron" - stara się widza przekonać, że odpowiedź na tę tezę brzmi: tak! Jako człowiek, który wielbi i szanuje płeć piękną, zdecydowanie się z tym nie zgadzam - mówi "Wprost" autor "Testosteronu" Andrzej Saramonowicz.
Szczęśliwe nieszczęśnice
Oba spektakle wyreżyserowały kobiety - "Testosteron" Agnieszka Glińska, a "Tiramisu" Aldona Figura. Ta ostatnia ma na koncie inscenizację skandalizujących "Monologów waginy". W "Tiramisu" występuje siedem kobiet opowiadających o sobie. I właśnie na rozmowach ten dramat się opiera, podczas gdy w "Testosteronie" jest jeszcze wartka, wciągająca akcja. Sztuka Owsianko, która wyraźnie czerpie inspirację z "Testosteronu", również zrodziła się z autentycznych doświadczeń. Autorka, była pracownica agencji reklamowej, opowiada o kobietach ze swego środowiska. Niektórzy krytycy uważają nawet, że to sztuka z nurtu antykorporacyjnego.
Postacie Owsianko, która jest obdarzona zjadliwym poczuciem humoru, w życiu zawodowym osiągnęły sukces, jakiego mogłoby im pozazdrościć wielu mężczyzn. Prywatnie już nie jest tak różowo. Zdewociała Księgowa robi wszystko, by wyglądać na wampa. Energiczna Menedżerka nie przyznaje się, że jest lesbijką. Dyrektorka, dumna z tego, że wychowała sobie męża na kurę domową, w sypialni wcale nie życzy sobie kury. Z kolei Kreatywna jest bardziej uzależniona od nowych kosmetyków niż alkoholik od porannego sztosa. Wszystkie te kobiety udają: przed koleżankami w pracy, przed światem i przed sobą.
Polakom (Polkom) wciąż potrzeba sztuk osadzonych w naszych realiach. I takie są właśnie "Tiramisu" i "Testosteron". Nic dziwnego, że spektakl Saramonowicza chcą oglądać zarówno widzowie w całym kraju, jak i Polonia w Chicago, Nowym Jorku czy Toronto.
Więcej możesz przeczytać w 18/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.