Tegoroczne Wiktory przejdą do historii jako Mistrzostwa w Całowaniu się po Tyłkach Nie ma dobrej imprezy bez skandalu. Dzięki skandalowi impreza zostanie zapamiętana i opisana przez kronikarzy. Skandal ma tę właściwość, że - podobnie jak granat - musi wybuchnąć. Głośny wybuch skandalu ożywi nawet najbardziej denne przedsięwzięcie. Czasem bywa tak tragicznie, że skandale trzeba wymyślać. Są w szołbiznesie dobrze opłacani specjaliści od kreowania skandali. W Polsce skandal jest integralną częścią życia społecznego. Skandale wybuchają tu w sposób naturalny i oczywisty, gdyż każdy dzień powszedni karmi się u nas kłamstwem, przegryza przekrętem i popija szwindlem.
Najnowszy skandal wybuchł podczas ostatniej gali nagród telewizyjnych Wiktory. Jurek Owsiak ogłosił, że oddaje wszystkie swoje dotychczasowe nagrody otrzymane na tej imprezie na znak protestu przeciwko przyznaniu nagrody Superwiktora właścicielowi telewizji Polsat Zygmuntowi Solorzowi. Sprawa jest banalna. A było to tak. Solorz to milioner, który ma wszystko, ale widocznie brakowało mu statuetki Wiktora. W swoim prywatnym samolocie myślał tylko o statuetce. W swojej luksusowej rezydencji na Lazurowym Wybrzeżu nie mógł zasnąć, bo w głowie pałętała mu się scena wręczania tej nagrody. Oczyma wyobraźni już widział, jak z uśmiechem Giocondy wręcza mu ją gwiazda ekranu Beata Tyszkiewicz. Nie cieszyły go ani miliony dolarów, ani wysoka oglądalność seriali jego stacji. Myśl o statuetce stawała się tak uporczywa jak Monika Olejnik w trakcie wywiadu z prezydentem Kwaśniewskim. Od czego ma się jednak przyjaciół. Koledzy i koleżanki z mediów przyznali Solorzowi nagrodę, nie zważając na to, że nie jest on osobowością telewizyjną, nie jest też aktorem ani prezenterem, ani tym bardziej sportowcem czy nawet politykiem. Być może nagroda w intencji kapituły Wiktorów miała zachęcić Solorza do wcielenia się w którąś z tych ról, za które zwykle dostaje się te urocze kawałki metalu.
Każdy człowiek, choćby najbardziej szlachetny, ma w sobie odrobinkę próżności. Niewiele różni się od małpy, bo - podobnie jak ona - co jakiś czas musi dostać banana. To nic złego pragnąć nagród i cieszyć się nimi. Zbyt mocna chęć bycia nagradzanym może się jednak okazać szkodliwa dla organizmu, na co znajdujemy w Polsce liczne przykłady.
Tegoroczne Wiktory przejdą do historii jako Mistrzostwa w Całowaniu się po Tyłkach. Widowisko, jak nigdy, zamieniło się w hurtownię wzajemnej adoracji. Miałem wrażenie, że podczas ceremonii na scenie wylała się cysterna z wazeliną. Przypadek Solorza sprawił, że stopień wazeliniarstwa na metr kwadratowy przekroczył wszelkie dopuszczalne normy, a to, jak wiadomo, jest bardzo niebezpieczne dla zdrowia psychicznego.
O Solorzu krąży w Polsacie taka anegdota. Gdy zakładał stację, spytał fachowców, co trzeba kupić, by uruchomić studio telewizyjne. Komputery, monitory, kamery, światła... zaczęli wyliczać fachowcy. "Światła?" - zdziwił się Solorz. "A nie można kręcić w dzień? Będzie taniej". Ta opowiastka ma być dowodem na to, że Solorz, zakładając telewizję, nie miał o niej pojęcia. To, że jego stacja odniosła duży sukces i stała się świetnym biznesem, świadczy tylko o jego talencie. Właściciel telewizji nie musi się znać na technice montażu programów, tak jak właściciel huty na hutnictwie, bo wystarczy, że zna się na interesach. Co prawda, nie jest do końca dobrze, gdy właściciel rzeźni jest wegetarianinem, ale to nieco inne zagadnienie. Solorz powinien otrzymać nie jedną, ale kilka nagród biznesowych. Jest świetnie sobie radzącym człowiekiem interesu, artystą pieniądza, i dobrze. Można go ogłosić Biznesmenem Roku czy Szczęściarzem Stulecia, ale nie można mu dawać Wiktora, bo to jest przegięcie. Owsiak to wyczuł i emocjonalnie zareagował. Jurek Orkiestra może sobie na to pozwolić, bo przy wszystkich swoich plusach i minusach jest prawdziwym autorytetem i naprawdę wolnym człowiekiem.
Organizatorzy imprezy bronią się, mówiąc, że regulaminowo wszystko jest w porządku. W porządku to będzie, jak Solorz zlicytuje swego Wiktora (wielokrotnie sam siebie przebijając na wysokie kwoty) na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Panie Zygmuncie! Jest u Pana w stacji Krzysztof (Ibisz), Tomasz (Lis), Ferdynand (Kiepski), a czasem trafi się nawet Skiba, to po co panu jeszcze Wiktor. Lepiej by było, gdyby Panu dali w prezencie Wiktora Zborowskiego.
A propos Lisa. Ciekawie prezentowała się jego twarz, gdy nagrodę odbierał Kamil Durczok. Dobrze, że odechciało mu się startować na prezydenta, bo po Kwaśniewskim jak nic mieliby-śmy kolejnego narcyza, co to pół dnia spędza przed lusterkiem, a drugie pół u kosmetyczki.
Każdy człowiek, choćby najbardziej szlachetny, ma w sobie odrobinkę próżności. Niewiele różni się od małpy, bo - podobnie jak ona - co jakiś czas musi dostać banana. To nic złego pragnąć nagród i cieszyć się nimi. Zbyt mocna chęć bycia nagradzanym może się jednak okazać szkodliwa dla organizmu, na co znajdujemy w Polsce liczne przykłady.
Tegoroczne Wiktory przejdą do historii jako Mistrzostwa w Całowaniu się po Tyłkach. Widowisko, jak nigdy, zamieniło się w hurtownię wzajemnej adoracji. Miałem wrażenie, że podczas ceremonii na scenie wylała się cysterna z wazeliną. Przypadek Solorza sprawił, że stopień wazeliniarstwa na metr kwadratowy przekroczył wszelkie dopuszczalne normy, a to, jak wiadomo, jest bardzo niebezpieczne dla zdrowia psychicznego.
O Solorzu krąży w Polsacie taka anegdota. Gdy zakładał stację, spytał fachowców, co trzeba kupić, by uruchomić studio telewizyjne. Komputery, monitory, kamery, światła... zaczęli wyliczać fachowcy. "Światła?" - zdziwił się Solorz. "A nie można kręcić w dzień? Będzie taniej". Ta opowiastka ma być dowodem na to, że Solorz, zakładając telewizję, nie miał o niej pojęcia. To, że jego stacja odniosła duży sukces i stała się świetnym biznesem, świadczy tylko o jego talencie. Właściciel telewizji nie musi się znać na technice montażu programów, tak jak właściciel huty na hutnictwie, bo wystarczy, że zna się na interesach. Co prawda, nie jest do końca dobrze, gdy właściciel rzeźni jest wegetarianinem, ale to nieco inne zagadnienie. Solorz powinien otrzymać nie jedną, ale kilka nagród biznesowych. Jest świetnie sobie radzącym człowiekiem interesu, artystą pieniądza, i dobrze. Można go ogłosić Biznesmenem Roku czy Szczęściarzem Stulecia, ale nie można mu dawać Wiktora, bo to jest przegięcie. Owsiak to wyczuł i emocjonalnie zareagował. Jurek Orkiestra może sobie na to pozwolić, bo przy wszystkich swoich plusach i minusach jest prawdziwym autorytetem i naprawdę wolnym człowiekiem.
Organizatorzy imprezy bronią się, mówiąc, że regulaminowo wszystko jest w porządku. W porządku to będzie, jak Solorz zlicytuje swego Wiktora (wielokrotnie sam siebie przebijając na wysokie kwoty) na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Panie Zygmuncie! Jest u Pana w stacji Krzysztof (Ibisz), Tomasz (Lis), Ferdynand (Kiepski), a czasem trafi się nawet Skiba, to po co panu jeszcze Wiktor. Lepiej by było, gdyby Panu dali w prezencie Wiktora Zborowskiego.
A propos Lisa. Ciekawie prezentowała się jego twarz, gdy nagrodę odbierał Kamil Durczok. Dobrze, że odechciało mu się startować na prezydenta, bo po Kwaśniewskim jak nic mieliby-śmy kolejnego narcyza, co to pół dnia spędza przed lusterkiem, a drugie pół u kosmetyczki.
Więcej możesz przeczytać w 18/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.