- Nowe fakty i fotografia w sprawie spotkania prezydenta Kwaśniewskiego z paliwowym baronem Lepiarzem
"Wprost zarzucił mi ["Aleksander K.", nr 10/2005], że trzy lata temu w Wiśle spotkałem się z jakimś podejrzanym baronem paliwowym, panem Lepiarzem. Zabijcie mnie, nie pamiętam" - to słowa Aleksandra Kwaśniewskiego z wywiadu dla "Gazety Wyborczej" z 9 marca 2005 r. Z kolei Jolanta Szymanek-Deresz, szefowa Kancelarii Prezydenta, w piśmie złożonym w prokuraturze i wysłanym do redakcji "Wprost" napisała: "Prawda (...) wygląda tak, że podczas pobytu w Wiśle program prezydenta, przygotowany przez Zespół Obsługi Organizacyjnej Prezydenta, przewidział także rutynowo 15-minutowy pobyt Aleksandra Kwaśniewskiego w hotelu Villa Almira na przysłowiowe umycie rąk i kilka minut odpoczynku przed kolejnymi punktami wizyty". Prezydent i szefowa jego kancelarii mijają się z prawdą.
Dlaczego Aleksandrowi Kwaśniewskiemu tak zależy na odcięciu się od Bogusława Lepiarza? Dziennikarzom "Gazety Wyborczej" mówił: "Zażądałem więc od mojego dyrektora organizacyjnego informacji. I czego się dowiedziałem? Planując moją wizytę w Międzybrodziu Żywieckim i Wiśle 29 kwietnia 2002 r., uwzględniono konieczność znalezienia miejsca na wypoczynek ok. 15-minutowy z możliwością skorzystania z łazienki. I między 16.10 a 16.25 prezydent RP miał w jakimś hotelu czas na toaletę. W hotelu spotkałem tego pana, wymieniłem uścisk dłoni i wtedy zrobiono zdjęcie, które opublikował "Wprost". Równie mocno tłumaczyła się szefowa Kancelarii Prezydenta. "Nieprawdą jest, że - tu cytuję - "29 kwietnia 2002 r. prezydent spotkał się w Wiśle z Bogusławem Lepiarzem, jednym z głównych podejrzanych w sprawie mafii paliwowej. (...) W lobby hotelowym, wśród obsługi i gości hotelu znalazł się także Pan Lepiarz, który - podobnie jak inne osoby - zrobił sobie zdjęcie z Prezydentem. (...) Na pewno z Panem Lepiarzem nie spotykał się w Wiśle, jak twierdzi Wprost, ani tym bardziej z nim nie rozmawiał" - napisała Jolanta Szymanek-Deresz.
Po naszej publikacji szefowa Kancelarii Prezydenta złożyła do Prokuratury Generalnej wniosek o wszczęcie postępowania w sprawie znieważenia głowy państwa przez autorów tekstu "Aleksander K." oraz redaktora naczelnego "Wprost". Prokuratura uznała, że prezydenta nie znieważyliśmy. Publikujemy kolejną fotografię ukazującą głowę państwa z Bogusławem Lepiarzem - to zdjęcie rzuca nowe światło na "przysłowiowe umycie rąk" prezydenta.
Tajemnicze konto w Szwajcarii
Kiedy doszło do udokumentowanego przez nas spotkania, przeciwko Lepiarzowi toczyło się postępowanie dotyczące przestępstw popełnionych już w 1993 r. (groźby karalne, pobicia, wymuszenia). Zarzuty sformułowane przez prokuratury w Katowicach i Opolu dowodzą, że kiedy prezydent Kwaśniewski odwiedził Bogusława Lepiarza, ten od kilku już lat kierował zorganizowaną grupą przestępczą popełniającą oszustwa podatkowe, skarbowe i piorącą pieniądze.
Według naszych informatorów, prokuratorzy zajmą się wkrótce sprawą tajemniczego numerycznego konta, które Lepiarz ma w jednym ze szwajcarskich banków (jego centrala mieści się w Zurychu, a oddział, w którym ulokowane jest konto, w Davos). Dostęp do konta jest możliwy po podaniu dwóch kodów. Według naszych informatorów, jeden z kodów znała żona paliwowego barona, drugi zaś miał być wykorzystywany przez znanego polskiego polityka. Jak ustaliliśmy, jednym z tych kodów była kombinacja "ski-star-581762". Ustaliliśmy też, że w ostatnich kilku miesiącach z tego konta wypłacono około 8 mln dolarów.
Śledztwo "Wprost" i TVN
W artykule "Aleksander K." opublikowaliśmy zdjęcia, na których Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i jego żonie towarzyszył przebywający od września 2004 r. w areszcie biznesmen Marek Dochnal. Zdjęcia dowodziły, że prezydent skłamał w wywiadzie dla "Polityki", twierdząc, iż nigdy się z biznesmenem nie kontaktował. Kilka dni temu w programie TVN 24 "Prześwietlenie" pokazano film, na którym widać Dochnala towarzyszącego prezydenckiej parze podczas wizyty w Irlandii. Z tych kadrów łatwo wywnioskować, że przynajmniej Jolancie Kwaśniewskiej Dochnal był świetnie znany.
Fotografię, którą teraz publikujemy, jakiś czas temu zdobyli dziennikarze "Superwizjera" TVN. Jest ona częścią dokumentacji (często sensacyjnej) wspólnego śledztwa reporterów "Wprost" i TVN dotyczącego powiązań znanych polskich polityków z gangsterami z branży paliwowej. Publikujemy ją już teraz, ponieważ jej istnienie ujawnił w ostatnią sobotę przed komisją śledczą ds. Orlenu Krzysztof Kluzek, były wiceszef płockiej spółki. O wynikach dziennikarskiego śledztwa w sprawie powiązań polityków z mafią paliwową oraz o niepośledniej roli, jaką w tym układzie odgrywał Bogusław Lepiarz, poinformujemy wkrótce w "Superwizjerze" TVN oraz na łamach "Wprost".
Wojciech Sumliński ("Wprost")
Witold Gadowski
Przemysław Wojciechowski ("Superwizjer" TVN)
- Tajne służby nie podsłuchają prezydenta!
Aleksander Kwaśniewski sugerował w mediach, że kulisami powstania artykułu "Aleksander K." w tygodniku "Wprost" mogłyby się zająć tajne służby. Z odpowiedzi, którą szef ABW Andrzej Barcikowski złożył na interpelację posłów PiS Jerzego Polaczka i Wojciecha Szaramy, wynika, że tajne służby nie posłuchają prezydenta i nie będą inwigilować dziennikarzy naszego tygodnika. "Apele czy wypowiedzi płynące za pośrednictwem mediów ze świata polityki nie mogą stanowić wystarczającej przesłanki do zainicjowania jakichkolwiek przedsięwzięć" - napisał w odpowiedzi na interpelację Andrzej Barcikowski. (TB)
- Telewizja walcząca
Programami interwencyjnymi stoją polskie stacje telewizyjne. Dzięki dociekliwości reporterów nie tylko wychodzą na jaw afery, ale udaje się też doprowadzić do zatrzymania groźnych przestępców. I telewidzowie to doceniają. Dzięki takim programom, jak "Interwencja" w Polsacie, "Uwaga" i "Superwizjer" w TVN czy "Misja specjalna" w publicznej Jedynce, obywatele nie mają poczucia osamotnienia i bezradności. Reporterzy "Interwencji" współpracujący z dziennikarzami "Wprost" namierzyli czterech grasujących w Internecie pedofilów. Wszyscy wpadli w ręce policji. Reporterzy TVN ujawnili aferę z zepsutymi wędlinami w starachowickim Constarze.
Program interwencyjny telewizji publicznej to prawdziwy przełom, bo TVP była dotychczas kojarzona głównie z suchym i bojaźliwym dziennikarstwem informacyjnym. Emitowaną w Jedynce od końca stycznia "Misję specjalną" ogląda co tydzień około 3 mln widzów. Dziennikarze nie boją się pokazywać polityków z pierwszych stron gazet zamieszanych w podejrzane interesy. Po programie, w którym ujawniono związki rodziny Józefa Oleksego z mafią paliwową, z redakcją programu skontaktowały się tysiące osób. Deklarowali, że zapłacą abonament za rok z góry, bo uważają, że tą audycją telewizja się uwiarygodnia i rzeczywiście służy publicznemu interesowi. Reporterzy "Misji specjalnej" ujawnili również (zanim zrobiło się głośno na temat agentów SB w otoczeniu Jana Pawła II) sposoby inwigilowania Karola Wojtyły przez bezpiekę jeszcze w kurii krakowskiej. - Naszym zleceniodawcą są widzowie, a oni chcą, żeby oczyszczać państwo z patologii. Dlatego nadal będziemy budzić emocje, brać pod lupę i oburzać polityków - zapewnia Małgorzata Raczyńska, wicedyrektor agencji publicystyki TVP 1. (TK, AB)
- Globalne ogórki
W australijskich supermarketach można kupić produkowane w Meksyku "Polskie ogórki", których producentem jest firma z Kanady. Na etykiecie zwraca uwagę polskie godło.
- Nazwa "Polskie ogórki" wydaje się legalna, tak jak nasza "ryba po grecku". Ale godło jest chronione konwencją paryską i używanie go jest zabronione - mówi Mirosław A. Boruc, prezes Instytutu Marki Polskiej/Fundacji Promocja Polska. Meksykańsko-kanadyjsko-australijskiej koalicji można by wybaczyć "Polskie ogórki", gdyby nie ich smak - produkt odbiega jakością od prawdziwych polskich ogórków. Psuje nam renomę - twierdzi mieszkanka Sydney Urszula Sajdak.
Więcej możesz przeczytać w 18/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.