Pomysły rodem "z dziejów głupoty w Polsce" coraz częściej trafiają na forum publiczne
W latach 60. krążył następujący dowcip, wypisz, wymaluj pasujący do naszych czasów. Rozmawia dwóch facetów w kawiarni. Pierwszy mówi: "W naszym kraju za dużo do powiedzenia mają półinteligenci". "Czy pan mówi to z pozycji inteligenta?" - pyta drugi. "Nie, z pozycji ćwierćinteligenta" - odpowiada pierwszy. Zastąpienie ekipy SLD ekipą koalicji: PiS-Samoobrona-LPR spełnia postulaty pierwszego rozmówcy.
I tacy jak on czują się uskrzydleni. Mogą wreszcie na forum publicznym wykrzyczeć wszystko, co im w duszy gra. "Wszystko jest nasze, więc możemy wszystko!". I dlatego pomysły rodem "z dziejów głupoty w Polsce" trafiają coraz częściej na forum publiczne.
Bezcenne pytania...
I zyskują poparcie. Zawsze znajdzie się kilkunastu posłów koalicji "rozumnych inaczej", którzy podpiszą wniosek o cokolwiek, byle można było tym czymkolwiek "uszczęśliwić" lud pracujący miast i wsi. Takiego właśnie rozpędu nabiera na naszych oczach pomysł "rozumnego inaczej" posła Cymańskiego z PiS, aby wypłacać niepracującym żonom pensję za zajmowanie się domem i dziećmi.
Pisałem kiedyś, że niewiele rozsądku oczekuję od polityków. Z przyczyn wyjaśnionych starym dowcipem jeszcze mniej oczekuję od posłów koalicji. Dlatego zostawię na boku nieboraka. Ale oczekuję więcej kompetencji od dziennikarzy. I, niestety, zawiodłem się, gdy "Dziennik" zamówił w OBOP badania, co ludzie myślą na temat płacenia pensji paniom domu. I ludzie rzeczywiście chcą, żeby płacić - i to aż 82 proc. ankietowanych.
Jeśli zadaje się głupie pytania, to otrzymuje się głupie odpowiedzi. Londyński Institute of Economic Affairs (IEA) już w latach 60. udowodnił, że tzw. bezcenne pytania, nie wiążące proponowanych wydatków na jakieś zbożne cele z ceną, jaką zapłacić muszą podatnicy, dają zafałszowane odpowiedzi. Na przykład na pytanie, czy chcesz zwiększenia wydatków na państwową służbę zdrowia, prawie 90 proc. tamtejszych dobrych ludków odpowiedziało, że oczywiście tak. I na tym standardowe (czyli bezsensowne) badania opinii zwykle się kończą. Ale IEA zapytał ponownie, czy ankietowany jest gotów na wzrost podatków o mniej więcej 800 funtów rocznie (według dzisiejszych cen) na pracującego, aby sfinansować zwiększone wydatki na służbę zdrowia. I okazało się, że odsetek akceptujących wzrost wydatków zmalał do trzydziestu kilku procent!
Podejrzewam, że tak samo byłoby, gdyby i u nas zadano naszym dobrym ludkom pytanie kontrolne: "Czy jesteś za tym, aby płaca netto osób zatrudnionych została zmniejszona o blisko 40 proc.?". Takie bowiem byłyby z grubsza koszty operacji płacenia pensji kobietom prowadzącym gospodarstwo domowe.
Nie wiadomo, dlaczego zachęcony głupimi odpowiedziami "Dziennik" kazał zrobić kolejną ankietę na temat zrównania wieku emerytalnego mężczyzn i kobiet (by kobiety też pracowały do 65. roku życia). I dostał oczekiwaną głupią odpowiedź. Znowu 87 proc. ankietowanych odpowiedziało, że nie. A wystarczyło przecież zapytać kontrolnie, czy chcą, by kobiety otrzymywały co najmniej o jedną trzecią niższą emeryturę, aby uzyskać właściwe proporcje głosów za i przeciw...
A może by tak zapytać kogoś?
Nawet jeśli nie oczekuje się wiele od polityków, a najmniej - kompetencji w sprawach szczegółowych, jednak zawsze pozostaje pytanie, dlaczego nie sięga się po specjalistów? I tu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż w niektórych sferach społecznych nie ma w ogóle takiej tradycji. I dotyczy to ogromnej większości polityków koalicji. Uskrzydlone możliwością rządzenia prostactwo nie odczuwa potrzeby sięgania po wiedzę wyspecjalizowaną.
A poza tym, do kogo niby mieliby się zwrócić? Ani rządząca do niedawna lewica bezbożna, ani rządząca dzisiaj lewica pobożna nie mają swoich liczących się na rynku wiedzy think tanków. Kompetencje skoncentrowane są generalnie w liberalnym centrum. A same pieniądze nie wystarczą. Oczywiście, rządząc, można sobie kupić trochę tanków, ale z thinkiem będą zawsze duże kłopoty.
Ilustracja: D. Krupa
I tacy jak on czują się uskrzydleni. Mogą wreszcie na forum publicznym wykrzyczeć wszystko, co im w duszy gra. "Wszystko jest nasze, więc możemy wszystko!". I dlatego pomysły rodem "z dziejów głupoty w Polsce" trafiają coraz częściej na forum publiczne.
Bezcenne pytania...
I zyskują poparcie. Zawsze znajdzie się kilkunastu posłów koalicji "rozumnych inaczej", którzy podpiszą wniosek o cokolwiek, byle można było tym czymkolwiek "uszczęśliwić" lud pracujący miast i wsi. Takiego właśnie rozpędu nabiera na naszych oczach pomysł "rozumnego inaczej" posła Cymańskiego z PiS, aby wypłacać niepracującym żonom pensję za zajmowanie się domem i dziećmi.
Pisałem kiedyś, że niewiele rozsądku oczekuję od polityków. Z przyczyn wyjaśnionych starym dowcipem jeszcze mniej oczekuję od posłów koalicji. Dlatego zostawię na boku nieboraka. Ale oczekuję więcej kompetencji od dziennikarzy. I, niestety, zawiodłem się, gdy "Dziennik" zamówił w OBOP badania, co ludzie myślą na temat płacenia pensji paniom domu. I ludzie rzeczywiście chcą, żeby płacić - i to aż 82 proc. ankietowanych.
Jeśli zadaje się głupie pytania, to otrzymuje się głupie odpowiedzi. Londyński Institute of Economic Affairs (IEA) już w latach 60. udowodnił, że tzw. bezcenne pytania, nie wiążące proponowanych wydatków na jakieś zbożne cele z ceną, jaką zapłacić muszą podatnicy, dają zafałszowane odpowiedzi. Na przykład na pytanie, czy chcesz zwiększenia wydatków na państwową służbę zdrowia, prawie 90 proc. tamtejszych dobrych ludków odpowiedziało, że oczywiście tak. I na tym standardowe (czyli bezsensowne) badania opinii zwykle się kończą. Ale IEA zapytał ponownie, czy ankietowany jest gotów na wzrost podatków o mniej więcej 800 funtów rocznie (według dzisiejszych cen) na pracującego, aby sfinansować zwiększone wydatki na służbę zdrowia. I okazało się, że odsetek akceptujących wzrost wydatków zmalał do trzydziestu kilku procent!
Podejrzewam, że tak samo byłoby, gdyby i u nas zadano naszym dobrym ludkom pytanie kontrolne: "Czy jesteś za tym, aby płaca netto osób zatrudnionych została zmniejszona o blisko 40 proc.?". Takie bowiem byłyby z grubsza koszty operacji płacenia pensji kobietom prowadzącym gospodarstwo domowe.
Nie wiadomo, dlaczego zachęcony głupimi odpowiedziami "Dziennik" kazał zrobić kolejną ankietę na temat zrównania wieku emerytalnego mężczyzn i kobiet (by kobiety też pracowały do 65. roku życia). I dostał oczekiwaną głupią odpowiedź. Znowu 87 proc. ankietowanych odpowiedziało, że nie. A wystarczyło przecież zapytać kontrolnie, czy chcą, by kobiety otrzymywały co najmniej o jedną trzecią niższą emeryturę, aby uzyskać właściwe proporcje głosów za i przeciw...
A może by tak zapytać kogoś?
Nawet jeśli nie oczekuje się wiele od polityków, a najmniej - kompetencji w sprawach szczegółowych, jednak zawsze pozostaje pytanie, dlaczego nie sięga się po specjalistów? I tu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż w niektórych sferach społecznych nie ma w ogóle takiej tradycji. I dotyczy to ogromnej większości polityków koalicji. Uskrzydlone możliwością rządzenia prostactwo nie odczuwa potrzeby sięgania po wiedzę wyspecjalizowaną.
A poza tym, do kogo niby mieliby się zwrócić? Ani rządząca do niedawna lewica bezbożna, ani rządząca dzisiaj lewica pobożna nie mają swoich liczących się na rynku wiedzy think tanków. Kompetencje skoncentrowane są generalnie w liberalnym centrum. A same pieniądze nie wystarczą. Oczywiście, rządząc, można sobie kupić trochę tanków, ale z thinkiem będą zawsze duże kłopoty.
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 37/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.