Europę zalewa rzeka zepsutej i trującej żywności
Gdy monachijski przedsiębiorca Georg Bruner dowiedział się o kontroli w jego firmie i przesłuchaniu pracowników, zszedł do piwnicy swojej willi, przerzucił linkę holowniczą przez rurę zamocowaną pod sufitem i zacisnął pętlę na szyi. W jego chłodni policja znalazła 120 ton zepsutego mięsa i 43 tony zgniłych warzyw. Wszystko to miało trafić na niemieckie i zagraniczne stoły (w tym, być może, polskie). Bruner był dostawcą dla 2550 odbiorców w całej Europie. Takich przypadków wkrótce może być więcej.
Skandal rozpoczął się od anonimowej informacji o sprzedaży przez firmę z Johanneskirchen zepsutego mięsa do produkcji kebabów. Gdy policjanci weszli do magazynów, oniemieli: na wysyłkę czekało kilka ton mięsa, którego termin przydatności upłynął cztery lata wcześniej! W wyniku kolejnych kontroli wycofano z handlu następną partię 40 ton mięsa, zamknięto kilka chłodni, w których składowano ponad 100 ton wołowiny i wieprzowiny, 40 ton mięsa drobiowego i dziczyznę. Bawarska policja utworzyła specjalną grupę śledczą pod nazwą Kźhlhaus (chłodnia). "Nie ma powodów do paniki. Wprawdzie mięso było zepsute, ale nie aż tak, by spowodować uszczerbek na zdrowiu" - uspokajał Horst Seehofer, federalny minister żywienia, gospodarki rolnej i ochrony konsumentów. Ale w Niemczech nikt mu już nie wierzy.
Mięso wielokrotnego użytku
Monachijska afera wyszła na światło dzienne m.in. dlatego, że Niemcy słyną z jednego z najlepszych systemów kontroli. W innych częściach Europy kontrole są mniej skuteczne, ale i tam nie brakuje skandali związanych ze sprzedażą "zabytkowego" mięsa i innych mogących szkodzić zdrowiu produktów spożywczych. Przepakowywanie przeterminowanego mięsa to codzienna praktyka wielu przetwórni w Europie, w tym w Polsce. Większość pracowników milczy w obawie przed utratą pracy. "Kazali mi farbować zsiniałe mięso papryką. Gdy odmówiłem, wylali mnie" - opowiadał Markus V. z Dortmundu bulwarowemu dziennikowi "Bild". Nieliczni zdobywają się na odwagę i zawiadamiają policję. Półtora roku temu dzięki informacji pracownika jednego z niemieckich zakładów ujawniono proceder przetwarzania i handlu zgniłym mięsem drobiowym. Policja przeszukała ponad 20 firm, m.in. w Dolnej Saksonii, Nadrenii Północnej-Westfalii, Berlinie, Bremie i Karlsruhe. W przedsiębiorstwie w Lastrup, legitymującym się unijnymi certyfikatami, funkcjonariusze natknęli się na przeterminowane kurczaki i indyki rozmrażane na folii rozłożonej na podłodze. Mrożonki miały być dostarczone do sklepów jako świeże mięso.
Pod koniec ubiegłego roku w Niemczech wybuchł skandal związany z dodawaniem do wyrobów mięsnych odpadów z uboju, niezdatnych do spożycia przez ludzi. Odrzuty te są oznaczane symbolem K3, można je wykorzystywać wyłącznie do produkcji konserw dla psów, kotów oraz nawozów i biogazu. Po kontroli w 39 zakładach zamknięto m.in. bawarskie firmy w Illertissen, Daggendorfie i Simbach. W jednym z nich odkryto 500 ton odpadów czekających na przeróbkę. Producenci sprowadzali resztki z uboju m.in. ze Szwajcarii jako pokarm dla psów, a następnie przerabiali i sprzedawali w kraju, a także na eksport pod różną postacią, m.in. w pizzach. Niemieccy, francuscy, włoscy i węgierscy konsumenci zjedli 2,6 tys. ton wyrobów nafaszerowanych K3. Nic dziwnego, że - jak wynika z badań przeprowadzonych w maju tego roku - Brytyjczycy chętnie zamienialiby się ze swoimi pupilami na talerze, bowiem potrawy serwowane psom (których jedzenie często jest przygotowywane w domu) uważają za bardziej wartościowe od tych, które sami jedzą.
Odświeżanie olejem
Także nasza część Europy nie jest wolna od sprzedaży jedzenia trzeciej świeżości. Polscy producenci co pewien czas są oskarżani przez kontrahentów z Ukrainy i Rosji o dostarczenie mięsa i przetworów mlecznych nie trzymających standardów. Duńczycy oskarżyli nas w ubiegłym roku o przysyłanie im zainfekowanych malin. W Polsce w zeszłym roku odkryto aferę w Constarze, jednej z najnowocześniejszych firm w tej branży, który zaopatrywał w mięso supermarkety. Pracownicy "odświeżali" zapleśniałe kiełbasy olejem, a później przedłużali terminy ważności na etykietach. Podobny proceder (przepakowywanie starego mięsa, mycie, mielenie, pieczenie oraz zmienianie dat przydatności do spożycia) stosowano w czeskich hipermarketach sieci Julius Meinl oraz Hypernova. Wszczęte pod koniec 2005 r. śledztwo zakończyło się zamknięciem firmy Ahold w miejscowości Jindr˙ichuv Hradec (wykryto tam gryzonie i zniszczoną przez nie żywność), nałożeniem kar finansowych i wszczęciem dochodzenia wobec kierownictwa. Po tym incydencie czeski minister rolnictwa Petr Zgarba postanowił zaproponować znowelizowanie odpowiednich ustaw. Celem tej decyzji jest zwiększenie do 50 mln koron (6,5 mln zł) kar dla sieci handlowych, stosowanych w podobnych wypadkach.
Ekopaskudztwo
Na cenzurowanym znaleźli się nawet producenci tzw. zdrowej, a więc droższej, żywności. Niedawno w Niemczech rakotwórczy nitrofen wykryto w mięsie drobiowym, wyrobach garmażeryjnych i w jajach z sygnaturami "bio" i "eko". Używanie tego pestycydu jest od dawna zakazane. W "zdrowym" mięsie indyczym, wycofanym z sieci niemieckich sklepów Edeka, Metro, Rewe, Spar i Tengelmann, wykryto dawkę 19 mg/kg (dopuszczalne stężenie to 0,01 mg/kg), w niektórych wyrobach normy były przekroczone nawet 600-krotnie. Niemiecki Urząd Badań Mięsa zataił wykrycie nitrofenu, a ówczesna minister ochrony konsumentów Renate Kźnast dowiedziała się o wszystkim z prasy. Kźnast, obecnie szefowa frakcji Zielonych w Bundestagu, żąda teraz zaostrzenia kar dla nieuczciwych producentów i handlarzy. Grozi im grzywna do 10 tys. euro. Zważywszy na to, że na cuchnącym towarze można zarobić miliony - "inwestycja" mimo groźby kar jest nadal niezwykle opłacalna.
Mrożonka z niespodzianką
W 2005 r. Hortex wycofał 50 tys. opakowań mrożonki "Warzywa na patelnię", gdy mieszkanka Stargardu Szczecińskiego po otwarciu torebki znalazła w niej martwą mysz. Mimo że ówczesny rzecznik firmy zapewniał, że "w mrożonce nie było bakterii", Hortex wycofał ze sklepów całą partię towaru. W wypadku Horteksu sytuacja była wyjątkiem, w wypadku wielu innych producentów mrożonek oraz suszonych warzyw i owoców bywa regułą. Przed czteroma laty przeprowadzona przez Śląski Wojewódzki Inspektorat Inspekcji Handlowej kontrola jakości suszonych owoców, warzyw i grzybów wykazała, że aż 93,5 proc. skontrolowanych produktów miało istotne wady. W opakowaniach suszonych grzybów znaleziono m.in. żywe szkodniki. Nie lepiej przedstawia się sytuacja w wypadku świeżych warzyw. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli o stosowaniu chemii w rolnictwie wynika, że co piąta zbadana roślina zawierała za dużo metali ciężkich, głównie niezwykle szkodliwych dla zdrowia ołowiu i kadmu. Substancje te odkładają się w organizmie, niekorzystnie działając na ośrodkowy układ nerwowy u dzieci, a u dorosłych - także na nerki i kości. W co czwartym skontrolowanym produkcie (szczególnie rzodkiewkach, burakach ćwikłowych, korzeniach pietruszki, kalafiorach i selerach) znaleziono niebezpieczne azotany używane do produkcji nawozów, natomiast co piąty badany produkt zawierał pozostałości nawozów (szczególnie duże stężenie wykryto w porzeczkach, pomidorach, truskawkach i malinach). Przyczyną tego jest nieumiejętnie stosowanie środków ochrony roślin przez polskich rolników, którzy albo stosują zbyt duże dawki nawozów, albo zbyt szybko po opryskaniu zbierają warzywa i owoce. W ostatnich trzech latach było to przyczyną zatruć 500 osób (niemal wszyscy trafili do szpitala).
W wielu supermarketach można spotkać tabliczki z napisami "Ziemniaki jadalne". Tylko czekać, aż powstaną pierwsze sieci handlowe reklamujące się hasłem "Jedzenie jadalne".
Skandal rozpoczął się od anonimowej informacji o sprzedaży przez firmę z Johanneskirchen zepsutego mięsa do produkcji kebabów. Gdy policjanci weszli do magazynów, oniemieli: na wysyłkę czekało kilka ton mięsa, którego termin przydatności upłynął cztery lata wcześniej! W wyniku kolejnych kontroli wycofano z handlu następną partię 40 ton mięsa, zamknięto kilka chłodni, w których składowano ponad 100 ton wołowiny i wieprzowiny, 40 ton mięsa drobiowego i dziczyznę. Bawarska policja utworzyła specjalną grupę śledczą pod nazwą Kźhlhaus (chłodnia). "Nie ma powodów do paniki. Wprawdzie mięso było zepsute, ale nie aż tak, by spowodować uszczerbek na zdrowiu" - uspokajał Horst Seehofer, federalny minister żywienia, gospodarki rolnej i ochrony konsumentów. Ale w Niemczech nikt mu już nie wierzy.
Mięso wielokrotnego użytku
Monachijska afera wyszła na światło dzienne m.in. dlatego, że Niemcy słyną z jednego z najlepszych systemów kontroli. W innych częściach Europy kontrole są mniej skuteczne, ale i tam nie brakuje skandali związanych ze sprzedażą "zabytkowego" mięsa i innych mogących szkodzić zdrowiu produktów spożywczych. Przepakowywanie przeterminowanego mięsa to codzienna praktyka wielu przetwórni w Europie, w tym w Polsce. Większość pracowników milczy w obawie przed utratą pracy. "Kazali mi farbować zsiniałe mięso papryką. Gdy odmówiłem, wylali mnie" - opowiadał Markus V. z Dortmundu bulwarowemu dziennikowi "Bild". Nieliczni zdobywają się na odwagę i zawiadamiają policję. Półtora roku temu dzięki informacji pracownika jednego z niemieckich zakładów ujawniono proceder przetwarzania i handlu zgniłym mięsem drobiowym. Policja przeszukała ponad 20 firm, m.in. w Dolnej Saksonii, Nadrenii Północnej-Westfalii, Berlinie, Bremie i Karlsruhe. W przedsiębiorstwie w Lastrup, legitymującym się unijnymi certyfikatami, funkcjonariusze natknęli się na przeterminowane kurczaki i indyki rozmrażane na folii rozłożonej na podłodze. Mrożonki miały być dostarczone do sklepów jako świeże mięso.
Pod koniec ubiegłego roku w Niemczech wybuchł skandal związany z dodawaniem do wyrobów mięsnych odpadów z uboju, niezdatnych do spożycia przez ludzi. Odrzuty te są oznaczane symbolem K3, można je wykorzystywać wyłącznie do produkcji konserw dla psów, kotów oraz nawozów i biogazu. Po kontroli w 39 zakładach zamknięto m.in. bawarskie firmy w Illertissen, Daggendorfie i Simbach. W jednym z nich odkryto 500 ton odpadów czekających na przeróbkę. Producenci sprowadzali resztki z uboju m.in. ze Szwajcarii jako pokarm dla psów, a następnie przerabiali i sprzedawali w kraju, a także na eksport pod różną postacią, m.in. w pizzach. Niemieccy, francuscy, włoscy i węgierscy konsumenci zjedli 2,6 tys. ton wyrobów nafaszerowanych K3. Nic dziwnego, że - jak wynika z badań przeprowadzonych w maju tego roku - Brytyjczycy chętnie zamienialiby się ze swoimi pupilami na talerze, bowiem potrawy serwowane psom (których jedzenie często jest przygotowywane w domu) uważają za bardziej wartościowe od tych, które sami jedzą.
Odświeżanie olejem
Także nasza część Europy nie jest wolna od sprzedaży jedzenia trzeciej świeżości. Polscy producenci co pewien czas są oskarżani przez kontrahentów z Ukrainy i Rosji o dostarczenie mięsa i przetworów mlecznych nie trzymających standardów. Duńczycy oskarżyli nas w ubiegłym roku o przysyłanie im zainfekowanych malin. W Polsce w zeszłym roku odkryto aferę w Constarze, jednej z najnowocześniejszych firm w tej branży, który zaopatrywał w mięso supermarkety. Pracownicy "odświeżali" zapleśniałe kiełbasy olejem, a później przedłużali terminy ważności na etykietach. Podobny proceder (przepakowywanie starego mięsa, mycie, mielenie, pieczenie oraz zmienianie dat przydatności do spożycia) stosowano w czeskich hipermarketach sieci Julius Meinl oraz Hypernova. Wszczęte pod koniec 2005 r. śledztwo zakończyło się zamknięciem firmy Ahold w miejscowości Jindr˙ichuv Hradec (wykryto tam gryzonie i zniszczoną przez nie żywność), nałożeniem kar finansowych i wszczęciem dochodzenia wobec kierownictwa. Po tym incydencie czeski minister rolnictwa Petr Zgarba postanowił zaproponować znowelizowanie odpowiednich ustaw. Celem tej decyzji jest zwiększenie do 50 mln koron (6,5 mln zł) kar dla sieci handlowych, stosowanych w podobnych wypadkach.
Ekopaskudztwo
Na cenzurowanym znaleźli się nawet producenci tzw. zdrowej, a więc droższej, żywności. Niedawno w Niemczech rakotwórczy nitrofen wykryto w mięsie drobiowym, wyrobach garmażeryjnych i w jajach z sygnaturami "bio" i "eko". Używanie tego pestycydu jest od dawna zakazane. W "zdrowym" mięsie indyczym, wycofanym z sieci niemieckich sklepów Edeka, Metro, Rewe, Spar i Tengelmann, wykryto dawkę 19 mg/kg (dopuszczalne stężenie to 0,01 mg/kg), w niektórych wyrobach normy były przekroczone nawet 600-krotnie. Niemiecki Urząd Badań Mięsa zataił wykrycie nitrofenu, a ówczesna minister ochrony konsumentów Renate Kźnast dowiedziała się o wszystkim z prasy. Kźnast, obecnie szefowa frakcji Zielonych w Bundestagu, żąda teraz zaostrzenia kar dla nieuczciwych producentów i handlarzy. Grozi im grzywna do 10 tys. euro. Zważywszy na to, że na cuchnącym towarze można zarobić miliony - "inwestycja" mimo groźby kar jest nadal niezwykle opłacalna.
Mrożonka z niespodzianką
W 2005 r. Hortex wycofał 50 tys. opakowań mrożonki "Warzywa na patelnię", gdy mieszkanka Stargardu Szczecińskiego po otwarciu torebki znalazła w niej martwą mysz. Mimo że ówczesny rzecznik firmy zapewniał, że "w mrożonce nie było bakterii", Hortex wycofał ze sklepów całą partię towaru. W wypadku Horteksu sytuacja była wyjątkiem, w wypadku wielu innych producentów mrożonek oraz suszonych warzyw i owoców bywa regułą. Przed czteroma laty przeprowadzona przez Śląski Wojewódzki Inspektorat Inspekcji Handlowej kontrola jakości suszonych owoców, warzyw i grzybów wykazała, że aż 93,5 proc. skontrolowanych produktów miało istotne wady. W opakowaniach suszonych grzybów znaleziono m.in. żywe szkodniki. Nie lepiej przedstawia się sytuacja w wypadku świeżych warzyw. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli o stosowaniu chemii w rolnictwie wynika, że co piąta zbadana roślina zawierała za dużo metali ciężkich, głównie niezwykle szkodliwych dla zdrowia ołowiu i kadmu. Substancje te odkładają się w organizmie, niekorzystnie działając na ośrodkowy układ nerwowy u dzieci, a u dorosłych - także na nerki i kości. W co czwartym skontrolowanym produkcie (szczególnie rzodkiewkach, burakach ćwikłowych, korzeniach pietruszki, kalafiorach i selerach) znaleziono niebezpieczne azotany używane do produkcji nawozów, natomiast co piąty badany produkt zawierał pozostałości nawozów (szczególnie duże stężenie wykryto w porzeczkach, pomidorach, truskawkach i malinach). Przyczyną tego jest nieumiejętnie stosowanie środków ochrony roślin przez polskich rolników, którzy albo stosują zbyt duże dawki nawozów, albo zbyt szybko po opryskaniu zbierają warzywa i owoce. W ostatnich trzech latach było to przyczyną zatruć 500 osób (niemal wszyscy trafili do szpitala).
W wielu supermarketach można spotkać tabliczki z napisami "Ziemniaki jadalne". Tylko czekać, aż powstaną pierwsze sieci handlowe reklamujące się hasłem "Jedzenie jadalne".
Więcej możesz przeczytać w 37/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.