Poeci zawsze przeciwstawiali się władzy i ta chlubna tradycja ma dziś w Polsce kontynuatorów
Pozornie życie toczy się utartymi koleinami. Mężczyźni budują domy i sadzą drzewa. Kobiety wożą się po centrach handlowych i dziergają sobie tatuaże na lędźwiach. Dzieci wrzeszczą. Kuba Wojewódzki przechodzi z Polsatu do TVN. Wydawałoby się, że Polska to wolny kraj, w którym każdy powinien się czuć w miarę bezpiecznie. Nie grożą nam klęski żywiołowe ani rządy komunistów, a i terroryści islamscy - chwalić Boga - działają w odległych rejonach świata, najwyraźniej pogardzając dietą opartą na flaczkach i bigosie. Jak tak dalej pójdzie, to również naszym potomkom będzie się żyło całkiem znośnie. W końcu "pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi, a zgniły kapitalizm trwa po wszystkie czasy" - jak mawiał Kohelet po lekturze pism Francisa Fukuyamy.
Niestety, to tylko złudzenie. Kiedy my spokojnie przeglądamy w łóżku nowy katalog IKEI, w domu za miedzą współczesny Wernyhora wieszczy nadchodzącą katastrofę: "Przed snem z lękiem spoglądam w ekran telewizora pytam/ Justynę Pochanke Đ czy Reichstag jutro/ zapłonie czy minister o wyglądzie/ prymusa i skarżypyty pisze już akt oskarżenia i kto/ będzie winien - (...) na przykład teściowa montera/ wanien". Wernyhora naprawdę nazywa się Antoni Pawlak i jest poetą, który hobbystycznie zajmuje się zwalczaniem lustracji. Swój wiersz przestrogę opublikował na początku roku 2006 w piśmie literackim "Migotania. Przejaśnienia", ale wtedy nie mógł liczyć na właściwy odbiór. Dziś, gdy część opozycyjnych posłów patrzy na koalicję rządzącą przez brunatne okulary, jest inaczej. Przynajmniej działaczom PO wizja powtórzenia nazistowskiej prowokacji z 1933 r. może się wydać prawdopodobna. Minister Zbigniew Ziobro, który miałby wystąpić w roli Hermanna Gšringa, był już ponoć widziany z zapałkami w ręku w budynku przy Wiejskiej. Okazało się wprawdzie, że zapałki należą do posła Cymańskiego, który bezskutecznie walczy z nałogiem tytoniowym, ale fakt pozostaje faktem. Teściowa montera wanien nie może spać spokojnie.
Swoją drogą profesorowie od literatury od lat wmawiają nam, że tzw. liryka zaangażowana skończyła się w stanie wojennym, a tu proszę. Pawlak pisze o naszym życiu publicznym bez modnej dziś ironii, za to z patosem, którego nie powstydziłby się sam mistrz Broniewski. Zjawisko jest zresztą szersze. Po wyborze Jarosława Kaczyńskiego na premiera nawet pieśniarz Maciej Maleńczuk stwierdził, że "reżimem tu pachnie", i spłodził tekst o "duecie kaczym", który "ludzi używa jako swych narzędzi", i "w ruch służby puszcza, niczym gończe sfory". Cóż, poeci zawsze przeciwstawiali się władzy i wypada się cieszyć, że ta chlubna tradycja ma dziś w Polsce kontynuatorów. Zastanawiające jest natomiast, dlaczego uczniowie Wernyhory i posłowie PO słyszą zwiastuny politycznej burzy, podczas gdy do nas dociera głównie wrzask dzieci?
Rozwiązanie tej zagadki może być tylko jedno: nasze życie jest snem kontrolowanym przez Matrix ze słynnego filmu braci Wachowskich. Naprawdę mamy rok 2199. Światem rządzą członkowie PiS, którzy wcześniej wynaleźli przepis na nieśmiertelność. Ziemianie wiodą na pozór normalne życie przekonani, że jest rok 2006. Tymczasem ich mózgami kieruje komputerowe centrum tworzenia rzeczywistości wirtualnej zwane IV RP. Na szczęście istnieje grupa ludzi, którzy wyrwali się spod kontroli systemu. Poeta Pawlak jest udoskonaloną wersją Neo. Donald Tusk to Morfeusz, a Hanna Gronkiewicz--Waltz - Trinity. Tylko oni znają prawdę o Matriksie i starają się wyrwać nas z letargu za pośrednictwem swojej wtyki w mediach - Justyny Pochanke.
Żarty żartami, a sprawa jest poważna. Kornel Makuszyński też pisał o budowniczych IV RP, ale potrafił zachować proporcje. Ani nie dzwonił na trwogę, ani nie bluzgał. Wszyscy znamy powieść "O dwóch takich, co ukradli księżyc", w której autor sportretował braci Kaczyńskich, ale niewielu miało pewnie okazję się zapoznać z nowelką "Dziewięć kochanek kawalera Dorna". Szkoda, bo jest o czym poczytać. Według Makuszyńskiego Dorn był "szczupły, wiotki, łagodnego usposobienia", a "serce miał tak napełnione potrzebą kochania jak owoc słodyczą". Niestety, zawsze zakochiwał się nieszczęśliwie. Kiedy na przykład uległ wdziękom pewnej sklepowej, okazało się, że ma ona już narzeczonego, konnego policjanta, i że "sam koń był dla panienki więcej wart niż cały Dorn".
Jak widać, nawet o prywatnych słabościach polityków można pisać życzliwie i z humorem. W dodatku kilkadziesiąt lat przed ich dojściem do władzy. Pal licho Antoniego Pawlaka. Ten Makuszyński to był dopiero prorok.
Ilustracja: D. Krupa
Niestety, to tylko złudzenie. Kiedy my spokojnie przeglądamy w łóżku nowy katalog IKEI, w domu za miedzą współczesny Wernyhora wieszczy nadchodzącą katastrofę: "Przed snem z lękiem spoglądam w ekran telewizora pytam/ Justynę Pochanke Đ czy Reichstag jutro/ zapłonie czy minister o wyglądzie/ prymusa i skarżypyty pisze już akt oskarżenia i kto/ będzie winien - (...) na przykład teściowa montera/ wanien". Wernyhora naprawdę nazywa się Antoni Pawlak i jest poetą, który hobbystycznie zajmuje się zwalczaniem lustracji. Swój wiersz przestrogę opublikował na początku roku 2006 w piśmie literackim "Migotania. Przejaśnienia", ale wtedy nie mógł liczyć na właściwy odbiór. Dziś, gdy część opozycyjnych posłów patrzy na koalicję rządzącą przez brunatne okulary, jest inaczej. Przynajmniej działaczom PO wizja powtórzenia nazistowskiej prowokacji z 1933 r. może się wydać prawdopodobna. Minister Zbigniew Ziobro, który miałby wystąpić w roli Hermanna Gšringa, był już ponoć widziany z zapałkami w ręku w budynku przy Wiejskiej. Okazało się wprawdzie, że zapałki należą do posła Cymańskiego, który bezskutecznie walczy z nałogiem tytoniowym, ale fakt pozostaje faktem. Teściowa montera wanien nie może spać spokojnie.
Swoją drogą profesorowie od literatury od lat wmawiają nam, że tzw. liryka zaangażowana skończyła się w stanie wojennym, a tu proszę. Pawlak pisze o naszym życiu publicznym bez modnej dziś ironii, za to z patosem, którego nie powstydziłby się sam mistrz Broniewski. Zjawisko jest zresztą szersze. Po wyborze Jarosława Kaczyńskiego na premiera nawet pieśniarz Maciej Maleńczuk stwierdził, że "reżimem tu pachnie", i spłodził tekst o "duecie kaczym", który "ludzi używa jako swych narzędzi", i "w ruch służby puszcza, niczym gończe sfory". Cóż, poeci zawsze przeciwstawiali się władzy i wypada się cieszyć, że ta chlubna tradycja ma dziś w Polsce kontynuatorów. Zastanawiające jest natomiast, dlaczego uczniowie Wernyhory i posłowie PO słyszą zwiastuny politycznej burzy, podczas gdy do nas dociera głównie wrzask dzieci?
Rozwiązanie tej zagadki może być tylko jedno: nasze życie jest snem kontrolowanym przez Matrix ze słynnego filmu braci Wachowskich. Naprawdę mamy rok 2199. Światem rządzą członkowie PiS, którzy wcześniej wynaleźli przepis na nieśmiertelność. Ziemianie wiodą na pozór normalne życie przekonani, że jest rok 2006. Tymczasem ich mózgami kieruje komputerowe centrum tworzenia rzeczywistości wirtualnej zwane IV RP. Na szczęście istnieje grupa ludzi, którzy wyrwali się spod kontroli systemu. Poeta Pawlak jest udoskonaloną wersją Neo. Donald Tusk to Morfeusz, a Hanna Gronkiewicz--Waltz - Trinity. Tylko oni znają prawdę o Matriksie i starają się wyrwać nas z letargu za pośrednictwem swojej wtyki w mediach - Justyny Pochanke.
Żarty żartami, a sprawa jest poważna. Kornel Makuszyński też pisał o budowniczych IV RP, ale potrafił zachować proporcje. Ani nie dzwonił na trwogę, ani nie bluzgał. Wszyscy znamy powieść "O dwóch takich, co ukradli księżyc", w której autor sportretował braci Kaczyńskich, ale niewielu miało pewnie okazję się zapoznać z nowelką "Dziewięć kochanek kawalera Dorna". Szkoda, bo jest o czym poczytać. Według Makuszyńskiego Dorn był "szczupły, wiotki, łagodnego usposobienia", a "serce miał tak napełnione potrzebą kochania jak owoc słodyczą". Niestety, zawsze zakochiwał się nieszczęśliwie. Kiedy na przykład uległ wdziękom pewnej sklepowej, okazało się, że ma ona już narzeczonego, konnego policjanta, i że "sam koń był dla panienki więcej wart niż cały Dorn".
Jak widać, nawet o prywatnych słabościach polityków można pisać życzliwie i z humorem. W dodatku kilkadziesiąt lat przed ich dojściem do władzy. Pal licho Antoniego Pawlaka. Ten Makuszyński to był dopiero prorok.
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 37/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.