Ludzie sukcesu zazwyczaj pracują na własny sukces, a ludzie skazani na sukces - przeważnie na cudzy
Sukcesuję (odnoszę sukcesy), więc jestem - zgodnie z tą dewizą żyje coraz więcej ludzi - tak krzepiące informacje napływają ze świata nauki (vide: "Iloraz sukcesu. Sprawdź, czy odniesiesz sukces!"). Nie wiadomo jednak, czy chodzi wyłącznie o ludzi sukcesu, czy także o ludzi skazanych na sukces, a to wszak zasadnicza różnica. Ludzi sukcesu od ludzi skazanych na sukces różni przecież znacznie więcej, niż większości z nas się wydaje - ludzie sukcesu (sukcesododatni) zazwyczaj pracują na własny sukces, podczas gdy ludzie skazani na sukces (sukceso-ujemni), choć rzadko mają tego świadomość, przeważnie pracują na sukces cudzy.
Do grona murowanych skazanych na murowany sukces dołączyła całkiem niedawno Erika Steinbach, szefowa Związku Wypędzonych, która od lat z uporem rewiduje historię Niemiec. Steinbach w ubiegłym tygodniu oznajmiła: "My nie pytamy o miejsca pamięci tworzone w Warszawie. Nie mogę sobie przypomnieć i nic o tym nie wiem, żeby kiedyś proszono Niemcy o udział w upamiętnieniu powstania warszawskiego. Też można by spytać: dlaczego nas nie pytacie, przecież my zniszczyliśmy wtedy Warszawę. Niemcy miałyby więc taki sam uprawniony interes. Nie przyszłoby nam jednak nigdy do głowy, żeby wysuwać takie żądanie". Tą niesłychaną wypowiedzią, obnażając swe prawdziwe oblicze, Erika Steinbach, animatorka Centrum przeciw Wypędzeniom, ostro popracowała na sukces przeciwników centrum. I teraz zamiast sukcesu Steinbachowej rewizji (umocnienia) historycznej pozycji Niemiec możemy się chyba wreszcie spodziewać raczej sukcesu rewizji (osłabienia) współczesnej pozycji Steinbach w Niemczech (vide: "Wprost przeciwnie"); chyba że z Niemcami jest gorzej, niż myślę, ale wówczas - jak uczy historia - tym gorzej dla Niemców.
Na nieszczęście także w Polsce partia skazanych na sukces wciąż skupia wcale niemało sukcesoujemnych. Rządząca koalicja podobnie jak za poprzednich kadencji parlamentu na pełnych obrotach pracuje na sukces opozycji, a opozycja leni się na sukces koalicji. Skazani na sukces politycy próbujący wywierać presję na TVP pracują na sukces konkurentów TVP, których szefowie nie muszą tracić czasu na toczenie bojów o przetrwanie na fotelach, a mogą się skoncentrować na morderczym boju o przetrwanie ich telewizji na wizji (vide: "Murdoch u bram Wildsteina"). Z kolei ci wszyscy skazani na sukces politycy, którzy bez szemrania godzą się na powiększanie obciążeń podatkowych, w istocie pracują na sukces tych, na których sukces będą pracować po wyemigrowaniu z Polski ci polscy pracodawcy i polscy pracobiorcy, którzy dołączą do setek tysięcy tych, którzy już wyjechali, nie godząc się na wyzysk (vide: "Rosyjska ruletka"). To samo dotyczy tych zwolenników bolszewickiej koncepcji ograbiania jednych emerytów przez innych emerytów, którzy w gruncie rzeczy w pocie czoła pracują na sukces państw, do których ograbiani zaczną zapewne wkrótce umykać z Polski przed grabieżcami, unosząc swe oszczędzone na starość pieniądze (vide: "Wielka grabież emerytalna"). Cóż, w końcu im więcej w kraju ludzi sukcesu, tym większa gwarancja własnego sukcesu dla kraju, a im więcej w kraju ludzi skazanych na sukces, tym większa gwarancja cudzego sukcesu dla tego kraju.
Na szczęście świat i Polska należą jednak do ludzi sukcesu - to oni tworzyli naszą najnowszą przeszłość, tworzą teraźniejszość i będą tworzyli przyszłość, a skazani na sukces nie są w stanie im w tym dziele przeszkodzić, choć mogą co nieco zaszkodzić. O jedno możemy być wszelako raczej spokojni: naprawdę nie jesteśmy skazani na ludzi skazanych na (cudzy) sukces. Oczywiście pod jednym warunkiem: że sami nie jesteśmy skazani na (cudzy) sukces.
Do grona murowanych skazanych na murowany sukces dołączyła całkiem niedawno Erika Steinbach, szefowa Związku Wypędzonych, która od lat z uporem rewiduje historię Niemiec. Steinbach w ubiegłym tygodniu oznajmiła: "My nie pytamy o miejsca pamięci tworzone w Warszawie. Nie mogę sobie przypomnieć i nic o tym nie wiem, żeby kiedyś proszono Niemcy o udział w upamiętnieniu powstania warszawskiego. Też można by spytać: dlaczego nas nie pytacie, przecież my zniszczyliśmy wtedy Warszawę. Niemcy miałyby więc taki sam uprawniony interes. Nie przyszłoby nam jednak nigdy do głowy, żeby wysuwać takie żądanie". Tą niesłychaną wypowiedzią, obnażając swe prawdziwe oblicze, Erika Steinbach, animatorka Centrum przeciw Wypędzeniom, ostro popracowała na sukces przeciwników centrum. I teraz zamiast sukcesu Steinbachowej rewizji (umocnienia) historycznej pozycji Niemiec możemy się chyba wreszcie spodziewać raczej sukcesu rewizji (osłabienia) współczesnej pozycji Steinbach w Niemczech (vide: "Wprost przeciwnie"); chyba że z Niemcami jest gorzej, niż myślę, ale wówczas - jak uczy historia - tym gorzej dla Niemców.
Na nieszczęście także w Polsce partia skazanych na sukces wciąż skupia wcale niemało sukcesoujemnych. Rządząca koalicja podobnie jak za poprzednich kadencji parlamentu na pełnych obrotach pracuje na sukces opozycji, a opozycja leni się na sukces koalicji. Skazani na sukces politycy próbujący wywierać presję na TVP pracują na sukces konkurentów TVP, których szefowie nie muszą tracić czasu na toczenie bojów o przetrwanie na fotelach, a mogą się skoncentrować na morderczym boju o przetrwanie ich telewizji na wizji (vide: "Murdoch u bram Wildsteina"). Z kolei ci wszyscy skazani na sukces politycy, którzy bez szemrania godzą się na powiększanie obciążeń podatkowych, w istocie pracują na sukces tych, na których sukces będą pracować po wyemigrowaniu z Polski ci polscy pracodawcy i polscy pracobiorcy, którzy dołączą do setek tysięcy tych, którzy już wyjechali, nie godząc się na wyzysk (vide: "Rosyjska ruletka"). To samo dotyczy tych zwolenników bolszewickiej koncepcji ograbiania jednych emerytów przez innych emerytów, którzy w gruncie rzeczy w pocie czoła pracują na sukces państw, do których ograbiani zaczną zapewne wkrótce umykać z Polski przed grabieżcami, unosząc swe oszczędzone na starość pieniądze (vide: "Wielka grabież emerytalna"). Cóż, w końcu im więcej w kraju ludzi sukcesu, tym większa gwarancja własnego sukcesu dla kraju, a im więcej w kraju ludzi skazanych na sukces, tym większa gwarancja cudzego sukcesu dla tego kraju.
Na szczęście świat i Polska należą jednak do ludzi sukcesu - to oni tworzyli naszą najnowszą przeszłość, tworzą teraźniejszość i będą tworzyli przyszłość, a skazani na sukces nie są w stanie im w tym dziele przeszkodzić, choć mogą co nieco zaszkodzić. O jedno możemy być wszelako raczej spokojni: naprawdę nie jesteśmy skazani na ludzi skazanych na (cudzy) sukces. Oczywiście pod jednym warunkiem: że sami nie jesteśmy skazani na (cudzy) sukces.
Więcej możesz przeczytać w 37/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.