W Rosji można robić najlepsze w Europie interesy, można też jednak wszystko stracić
Polscy inwestorzy czują się obecnie w Rosji jak ich poprzednicy w XIX wieku. Po powstaniu styczniowym karne cła zmusiły polskich przedsiębiorców do przenoszenia produkcji za wschodnią granicę i budowania rosyjskiego przemysłu. Obecnie sukcesy odnoszą ci, którzy zbudowali swoje fabryki w Rosji. I jest to prawdziwy boom, bo w ciągu ostatnich czterech lat, na co zwrócili uwagę uczestnicy panelu XVI Forum Ekonomicznego w Krynicy, wartość polskich inwestycji w Rosji wzrosła trzydziestokrotnie. Jeszcze w 2002 r. zainwestowaliśmy w Rosji zaledwie 5 mln USD, w 2005 r. - już 143 mln USD, a w tym roku będzie to około 300 mln USD. To jednak tylko oficjalne dane. Polacy, którzy mają zagraniczne firmy (na przykład na Cyprze) i inwestują w Rosji, nie są uwzględniani w statystykach.
Większość polskich fortun powstałych w Rosji w czasie boomu w XIX wieku rozsypała się w gruzy. Część z nich zniszczyły carskie ukazy, większość (jak w wypadku Zglenickich, polskich magnatów naftowych, którzy na przełomie XIX i XX wieku należeli do grona najbogatszych ludzi Imperium Rosyjskiego) straciła wszystko po rewolucji bolszewickiej. Jak będzie teraz? Sposób postępowania kremlowskiej administracji na przykład z Michaiłem Chodorkowskim nie nastraja optymistycznie. Na razie boom inwestycyjny trwa. Tyle że także teraz, podobnie jak na początku XX wieku, wciąż istnieje ryzyko, że można wszystko stracić.
Rosyjski poligon
Dziś polskich przedsiębiorców do przenoszenia produkcji do Rosji stymulują, o czym przekonują nas uczestnicy krynickiego forum, nie tyle wysokie cła, ile niezłe w porównaniu z polskimi warunki prowadzenia biznesu. Założenie firmy w Rosji trwa od jednego dnia w Kaliningradzie do siedmiu dni w Sankt Petersburgu. Podatki są prawie dwukrotnie niższe niż w Polsce, a ceny energii elektrycznej, telefonów i Internetu - czterokrotnie niższe. Co więcej, na produkty czeka tu 25 mln osób zarabiających powyżej 1000 USD miesięcznie i liczba ta wciąż się zwiększa. W ciągu ostatnich pięciu lat dochody Rosjan (w przeliczeniu na dolary) rosły o 29 proc. rocznie - szybciej nawet niż dochody Chińczyków.
Ogromna większość ze 100 najbogatszych Polaków zarobiła majątek na początku lat 90. dzięki liberalnej ustawie o działalności gospodarczej Mieczysława Wilczka, ministra przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego. Później o równie szybkie kariery było trudno, gdyż biurokracja rosnąca wprost proporcjonalnie do obciążeń fiskalnych zabijała przedsiębiorczość. Jest bardzo prawdopodobne, że następna fala polskich przedsiębiorców dorobi się majątku właśnie w Rosji. W ten sposób na listę najbogatszych Polaków zapewne powróci (wypadł z niej w 2001 r.) Maciej Formanowicz, jeden z udziałowców firmy Forte, jednego z największych polskich producentów mebli, który w 2005 r. otworzył fabrykę mebli we Włodzimierzu pod Moskwą. Rok wcześniej w Jegoriewsku koło Moskwy produkcję podpasek rozpoczęły Toruńskie Zakładów Materiałów Opatrunkowych. Od 2005 r. fabrykę oprzyrządowania dla przemysłu ma w okolicach Petersburga wrocławski Koelner, kierowany przez braci Radosława i Przemysława Koelnerów. A lada dzień w Kołomnie pod Moskwą do pierwszych budynków osiedla mieszkaniowego, budowanego przez firmę JW Construction Józefa Wojciechowskiego, wprowadzą się mieszkańcy. Należący do dziesiątego na liście najbogatszych Polaków Ryszarda Krauzego polski Bioton (poprzez Prokom Investments Krauze ma 40 proc. jego akcji) rozpoczął właśnie budowę fabryki insuliny w Orle. Z kolei Cersanit przygotowuje inwestycje w fabryki glazury i terakoty, a DGS kierowany przez Krzysztofa Grządziela (Grządziel jest także współwłaścicielem firmy) - w fabryki kapsli do rosyjskich wódek.
Putinotalizm
Po upadku komunizmu i rozwiązaniu ZSRR obroty handlowe Polski z Rosją praktycznie zanikły. Do Rosji sprzedawaliśmy tylko żywność, a importowaliśmy stamtąd surowce. Inwestycji zagranicznych było w tym kraju jak na lekarstwo, bo tamtejsi oligarchowie nie chcieli konkurencji w przejmowaniu za bezcen państwowych firm. W pierwszej połowie lat 90. duże pieniądze w Rosji inwestowały praktycznie tylko koncerny tytoniowe, bo na Zachodzie wciąż zmniejszano im pole działalności. Powoli rosnące zaufanie do Rosji podważył kryzys, który wybuchł w 1998 r. W wyniku dewaluacji waluty i gwałtownego zubożenia społeczeństwa nieliczni już obecni zachodni inwestorzy ponieśli wielkie straty.
Gdy w 1999 r. do władzy doszedł obecny prezydent Władimir Putin, wprowadzono nie tylko 13-procentowy podatek liniowy, ale również uproszczono i obniżono parapodatki socjalne (maksymalnie mogą sięgać 35 proc. funduszu płac). Wprowadzono zachodnie standardy w biznesie nie tylko na rynku papierów wartościowych, ale również w obrocie handlowym (uniemożliwiono powszechną ucieczkę od zobowiązań przez bankructwo). Wówczas przegłosowano też prawo o zagranicznych inwestycjach (znowelizowane w 2002 r. i 2003 r.). Gwarantuje one inwestorom ochronę ich własności i pełne rynkowe odszkodowanie w wypadku wywłaszczenia, prawo do swobodnego transferowania zysków za granicę i gwarancje niezwiększania obciążeń fiskalnych inwestorów w trakcie inwestycji. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Rozpoczął się bezprecedensowy napływ inwestycji zagranicznych do Rosji.
Dobre, bo polskie
Na początku XXI wieku sygnał do ataku na rosyjski rynek dała firma Atlas, należąca do łódzkich przedsiębiorców Stanisława Ciupińskiego, Grzegorza Grzelaka i Andrzeja Walczaka. Właściciele jednego z największych polskich producentów chemii budowlanej w 2003 r. w Dubnej (100 km od Moskwy) za 16 mln zł zbudowali fabrykę kleju i zapraw do glazury, zatrudniając w niej 50 rosyjskich pracowników. Lokalny tygodnik "Kompanion i K" skomentował polską inwestycję okładkowym artykułem pod tytułem "Bocian uwił sobie gniazdo" (bocian to znak firmy Atlas). Rozpoczęcie produkcji zbiegło się z kampanią reklamową, prowadzoną pod hasłem "Klej dla druziej" (klej dla przyjaciół). W ciągu kilku miesięcy wyroby Atlasu stały się tak popularne, że lokalni producenci zaczęli je podrabiać i bezprawnie opatrywać logo Atlasu swoje produkty. Co ciekawe, podrabiano tylko opakowania z polskimi napisami, ponieważ Rosjanie uważają, że towary wyprodukowane w Polsce muszą być lepszej jakości niż te z Rosji.
Jedną z pierwszych polskich firm obecnych na rosyjskim rynku była należąca do braci Adama i Jerzego Krzanowskich fabryka mebli Nowy Styl. - Na rosyjski rynek produkowaliśmy jeszcze przed kryzysem w 1998 r. O wiele łatwiej było eksportować do Rosji. Firmy rosyjskie, które od nas kupowały meble, jakimś sposobem przewoziły towar przez granicę, nie płacąc cła - wspomina Adam Krzanowski. Po 1997 r. zaostrzono kontrole i przepisy celne. - Eksport naszych wyrobów na korzystnych warunkach stał się praktycznie niemożliwy. Wtedy właśnie zdecydowaliśmy się otworzyć fabrykę na Ukrainie, która ma unię celną z Rosją - dodaje Krzanowski.
Większy zysk,mniejsze ryzyko
Nawet o 500 proc. może w 2006 r wzrosnąć zysk netto Biotonu ze względu na inwestycje w Rosji. Bioton to jedna z czterech firm na świecie, które dysponują technologią produkcji ludzkiej insuliny. W lutym 2006 r. prezes firmy Adam Wilczęga podał, że zysk netto w tym roku może sięgnąć nawet 100 mln zł - pięć razy więcej niż w 2005 r.(19,4 mln zł). Zdaniem Wilczęgi, tak dobry wynik jest możliwy dzięki rozpoczęciu sprzedaży insuliny do Rosji (we wrześniu trafi tam pierwsza partia warta 20 mln USD). Rosja to najważniejszy obok Chin rynek zbytu dla Biotonu. W lutym przedstawiciele Biotonu ogłosili rozpoczęcie budowy fabryki insuliny za 20 mln USD w rosyjskim mieście Orzeł. - Planujemy zdobyć jedną trzecią rosyjskiego rynku - mówi Ryszard Krauze, główny właściciel Biotonu. Polska insulina produkowana w Rosji będzie trafiać także do innych krajów byłego ZSRR, do Polski i do krajów UE.
Prowadzenie biznesu w Rosji jest kilkakrotnie tańsze niż w Polsce - zwracali uwagę uczestnicy krynickiego forum ekonomicznego. Reformy Putina sprawiły, że zarejestrowanie firmy w Sankt Petersburgu trwa pięć, siedem dni, w Moskwie - trzy, cztery dni, a w Kaliningradzie - jeden dzień. Miesięczny koszt abonamentu za Internet w Rosji wynosi 28 zł, a minuta rozmowy przez komórkę kosztuje 3-6 groszy. Rosjanie chcą przyciągać polskie firmy także niższymi nawet o 75 proc. cenami energii. Do tego dochodzą niższe koszty pracy, dzierżawy ziemi, podatków i opłat rejestracyjnych. - Rynek rosyjski dopiero się kształtuje. Uzyskanie w jakimś sektorze znaczącego udziału jest łatwiejsze niż w Europie - mówi Aleksander Kobiz, który prowadzi Polsko-Rosyjski Portal Współpracy Gospodarczej PL-RU (pośrednik prawny polskich firm w Rosji).
Dostęp do rynku rosyjskiego to dostęp do rynków krajów byłego ZSRR, a więc około 270 mln konsumentów, których siła nabywcza stale rośnie. Ponadto Rosjanie tworzą przyjazne otoczenie dla firm, m.in. dla małego i średniego biznesu (firm osiągających obroty do 70 tys. euro miesięcznie) wprowadzili 13-procentowy podatek liniowy. Między innymi dlatego wielcy międzynarodowi inwestorzy umieścili Rosję w tzw. grupie BRIC - najatrakcyjniejszych krajów dla bezpośrednich inwestycji.
Większy zysk w Rosji nie jest związany z dodatkowym ryzykiem. - Dwukrotnie częściej nie dostajemy zapłaty za towar na Zachodzie niż w Rosji - mówi Krzysztof Grządziel, prezes firmy DGS, trzeciego na świecie producenta kapsli. Umowa podpisywana z Rosjanami to trzy, cztery strony, podczas gdy z biznesmenami z zachodnich krajów UE - często nawet 100 stron. Rosjanie są konkretniejsi. - Często wystarczy jeden telefon do przełożonych, by podjąć decyzję, podczas gdy negocjacje z zachodnimi kontrahentami nierzadko ciągną się tygodniami, bo wiele osób musi wydać zgodę na podpisanie umowy - dodaje Grządziel.
- W Rosji ważne jest to, co się mówi. Ustalenia ustne między partnerami są na ogół wiążące. Rosjanie dużą wagę przywiązują do danego słowa i są bardzo czuli na punkcie swojej wiarygodności - mówi Maciej Formanowicz, prezes Forte. Najważniejsze jest to, że robienie interesów w Rosji nie musi już - wbrew obiegowej opinii - skończyć się marskością wątroby. - Picie wódki w czasie negocjacji z Rosjanami to mit. Polewa się po szklaneczce whisky, potem wino i wodę - mówi prezes Ryszard Matkowski, szef JW Construction.
Fot: M. Stelmach
Większość polskich fortun powstałych w Rosji w czasie boomu w XIX wieku rozsypała się w gruzy. Część z nich zniszczyły carskie ukazy, większość (jak w wypadku Zglenickich, polskich magnatów naftowych, którzy na przełomie XIX i XX wieku należeli do grona najbogatszych ludzi Imperium Rosyjskiego) straciła wszystko po rewolucji bolszewickiej. Jak będzie teraz? Sposób postępowania kremlowskiej administracji na przykład z Michaiłem Chodorkowskim nie nastraja optymistycznie. Na razie boom inwestycyjny trwa. Tyle że także teraz, podobnie jak na początku XX wieku, wciąż istnieje ryzyko, że można wszystko stracić.
Rosyjski poligon
Dziś polskich przedsiębiorców do przenoszenia produkcji do Rosji stymulują, o czym przekonują nas uczestnicy krynickiego forum, nie tyle wysokie cła, ile niezłe w porównaniu z polskimi warunki prowadzenia biznesu. Założenie firmy w Rosji trwa od jednego dnia w Kaliningradzie do siedmiu dni w Sankt Petersburgu. Podatki są prawie dwukrotnie niższe niż w Polsce, a ceny energii elektrycznej, telefonów i Internetu - czterokrotnie niższe. Co więcej, na produkty czeka tu 25 mln osób zarabiających powyżej 1000 USD miesięcznie i liczba ta wciąż się zwiększa. W ciągu ostatnich pięciu lat dochody Rosjan (w przeliczeniu na dolary) rosły o 29 proc. rocznie - szybciej nawet niż dochody Chińczyków.
Ogromna większość ze 100 najbogatszych Polaków zarobiła majątek na początku lat 90. dzięki liberalnej ustawie o działalności gospodarczej Mieczysława Wilczka, ministra przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego. Później o równie szybkie kariery było trudno, gdyż biurokracja rosnąca wprost proporcjonalnie do obciążeń fiskalnych zabijała przedsiębiorczość. Jest bardzo prawdopodobne, że następna fala polskich przedsiębiorców dorobi się majątku właśnie w Rosji. W ten sposób na listę najbogatszych Polaków zapewne powróci (wypadł z niej w 2001 r.) Maciej Formanowicz, jeden z udziałowców firmy Forte, jednego z największych polskich producentów mebli, który w 2005 r. otworzył fabrykę mebli we Włodzimierzu pod Moskwą. Rok wcześniej w Jegoriewsku koło Moskwy produkcję podpasek rozpoczęły Toruńskie Zakładów Materiałów Opatrunkowych. Od 2005 r. fabrykę oprzyrządowania dla przemysłu ma w okolicach Petersburga wrocławski Koelner, kierowany przez braci Radosława i Przemysława Koelnerów. A lada dzień w Kołomnie pod Moskwą do pierwszych budynków osiedla mieszkaniowego, budowanego przez firmę JW Construction Józefa Wojciechowskiego, wprowadzą się mieszkańcy. Należący do dziesiątego na liście najbogatszych Polaków Ryszarda Krauzego polski Bioton (poprzez Prokom Investments Krauze ma 40 proc. jego akcji) rozpoczął właśnie budowę fabryki insuliny w Orle. Z kolei Cersanit przygotowuje inwestycje w fabryki glazury i terakoty, a DGS kierowany przez Krzysztofa Grządziela (Grządziel jest także współwłaścicielem firmy) - w fabryki kapsli do rosyjskich wódek.
Putinotalizm
Po upadku komunizmu i rozwiązaniu ZSRR obroty handlowe Polski z Rosją praktycznie zanikły. Do Rosji sprzedawaliśmy tylko żywność, a importowaliśmy stamtąd surowce. Inwestycji zagranicznych było w tym kraju jak na lekarstwo, bo tamtejsi oligarchowie nie chcieli konkurencji w przejmowaniu za bezcen państwowych firm. W pierwszej połowie lat 90. duże pieniądze w Rosji inwestowały praktycznie tylko koncerny tytoniowe, bo na Zachodzie wciąż zmniejszano im pole działalności. Powoli rosnące zaufanie do Rosji podważył kryzys, który wybuchł w 1998 r. W wyniku dewaluacji waluty i gwałtownego zubożenia społeczeństwa nieliczni już obecni zachodni inwestorzy ponieśli wielkie straty.
Gdy w 1999 r. do władzy doszedł obecny prezydent Władimir Putin, wprowadzono nie tylko 13-procentowy podatek liniowy, ale również uproszczono i obniżono parapodatki socjalne (maksymalnie mogą sięgać 35 proc. funduszu płac). Wprowadzono zachodnie standardy w biznesie nie tylko na rynku papierów wartościowych, ale również w obrocie handlowym (uniemożliwiono powszechną ucieczkę od zobowiązań przez bankructwo). Wówczas przegłosowano też prawo o zagranicznych inwestycjach (znowelizowane w 2002 r. i 2003 r.). Gwarantuje one inwestorom ochronę ich własności i pełne rynkowe odszkodowanie w wypadku wywłaszczenia, prawo do swobodnego transferowania zysków za granicę i gwarancje niezwiększania obciążeń fiskalnych inwestorów w trakcie inwestycji. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Rozpoczął się bezprecedensowy napływ inwestycji zagranicznych do Rosji.
Dobre, bo polskie
Na początku XXI wieku sygnał do ataku na rosyjski rynek dała firma Atlas, należąca do łódzkich przedsiębiorców Stanisława Ciupińskiego, Grzegorza Grzelaka i Andrzeja Walczaka. Właściciele jednego z największych polskich producentów chemii budowlanej w 2003 r. w Dubnej (100 km od Moskwy) za 16 mln zł zbudowali fabrykę kleju i zapraw do glazury, zatrudniając w niej 50 rosyjskich pracowników. Lokalny tygodnik "Kompanion i K" skomentował polską inwestycję okładkowym artykułem pod tytułem "Bocian uwił sobie gniazdo" (bocian to znak firmy Atlas). Rozpoczęcie produkcji zbiegło się z kampanią reklamową, prowadzoną pod hasłem "Klej dla druziej" (klej dla przyjaciół). W ciągu kilku miesięcy wyroby Atlasu stały się tak popularne, że lokalni producenci zaczęli je podrabiać i bezprawnie opatrywać logo Atlasu swoje produkty. Co ciekawe, podrabiano tylko opakowania z polskimi napisami, ponieważ Rosjanie uważają, że towary wyprodukowane w Polsce muszą być lepszej jakości niż te z Rosji.
Jedną z pierwszych polskich firm obecnych na rosyjskim rynku była należąca do braci Adama i Jerzego Krzanowskich fabryka mebli Nowy Styl. - Na rosyjski rynek produkowaliśmy jeszcze przed kryzysem w 1998 r. O wiele łatwiej było eksportować do Rosji. Firmy rosyjskie, które od nas kupowały meble, jakimś sposobem przewoziły towar przez granicę, nie płacąc cła - wspomina Adam Krzanowski. Po 1997 r. zaostrzono kontrole i przepisy celne. - Eksport naszych wyrobów na korzystnych warunkach stał się praktycznie niemożliwy. Wtedy właśnie zdecydowaliśmy się otworzyć fabrykę na Ukrainie, która ma unię celną z Rosją - dodaje Krzanowski.
Większy zysk,mniejsze ryzyko
Nawet o 500 proc. może w 2006 r wzrosnąć zysk netto Biotonu ze względu na inwestycje w Rosji. Bioton to jedna z czterech firm na świecie, które dysponują technologią produkcji ludzkiej insuliny. W lutym 2006 r. prezes firmy Adam Wilczęga podał, że zysk netto w tym roku może sięgnąć nawet 100 mln zł - pięć razy więcej niż w 2005 r.(19,4 mln zł). Zdaniem Wilczęgi, tak dobry wynik jest możliwy dzięki rozpoczęciu sprzedaży insuliny do Rosji (we wrześniu trafi tam pierwsza partia warta 20 mln USD). Rosja to najważniejszy obok Chin rynek zbytu dla Biotonu. W lutym przedstawiciele Biotonu ogłosili rozpoczęcie budowy fabryki insuliny za 20 mln USD w rosyjskim mieście Orzeł. - Planujemy zdobyć jedną trzecią rosyjskiego rynku - mówi Ryszard Krauze, główny właściciel Biotonu. Polska insulina produkowana w Rosji będzie trafiać także do innych krajów byłego ZSRR, do Polski i do krajów UE.
Prowadzenie biznesu w Rosji jest kilkakrotnie tańsze niż w Polsce - zwracali uwagę uczestnicy krynickiego forum ekonomicznego. Reformy Putina sprawiły, że zarejestrowanie firmy w Sankt Petersburgu trwa pięć, siedem dni, w Moskwie - trzy, cztery dni, a w Kaliningradzie - jeden dzień. Miesięczny koszt abonamentu za Internet w Rosji wynosi 28 zł, a minuta rozmowy przez komórkę kosztuje 3-6 groszy. Rosjanie chcą przyciągać polskie firmy także niższymi nawet o 75 proc. cenami energii. Do tego dochodzą niższe koszty pracy, dzierżawy ziemi, podatków i opłat rejestracyjnych. - Rynek rosyjski dopiero się kształtuje. Uzyskanie w jakimś sektorze znaczącego udziału jest łatwiejsze niż w Europie - mówi Aleksander Kobiz, który prowadzi Polsko-Rosyjski Portal Współpracy Gospodarczej PL-RU (pośrednik prawny polskich firm w Rosji).
Dostęp do rynku rosyjskiego to dostęp do rynków krajów byłego ZSRR, a więc około 270 mln konsumentów, których siła nabywcza stale rośnie. Ponadto Rosjanie tworzą przyjazne otoczenie dla firm, m.in. dla małego i średniego biznesu (firm osiągających obroty do 70 tys. euro miesięcznie) wprowadzili 13-procentowy podatek liniowy. Między innymi dlatego wielcy międzynarodowi inwestorzy umieścili Rosję w tzw. grupie BRIC - najatrakcyjniejszych krajów dla bezpośrednich inwestycji.
Większy zysk w Rosji nie jest związany z dodatkowym ryzykiem. - Dwukrotnie częściej nie dostajemy zapłaty za towar na Zachodzie niż w Rosji - mówi Krzysztof Grządziel, prezes firmy DGS, trzeciego na świecie producenta kapsli. Umowa podpisywana z Rosjanami to trzy, cztery strony, podczas gdy z biznesmenami z zachodnich krajów UE - często nawet 100 stron. Rosjanie są konkretniejsi. - Często wystarczy jeden telefon do przełożonych, by podjąć decyzję, podczas gdy negocjacje z zachodnimi kontrahentami nierzadko ciągną się tygodniami, bo wiele osób musi wydać zgodę na podpisanie umowy - dodaje Grządziel.
- W Rosji ważne jest to, co się mówi. Ustalenia ustne między partnerami są na ogół wiążące. Rosjanie dużą wagę przywiązują do danego słowa i są bardzo czuli na punkcie swojej wiarygodności - mówi Maciej Formanowicz, prezes Forte. Najważniejsze jest to, że robienie interesów w Rosji nie musi już - wbrew obiegowej opinii - skończyć się marskością wątroby. - Picie wódki w czasie negocjacji z Rosjanami to mit. Polewa się po szklaneczce whisky, potem wino i wodę - mówi prezes Ryszard Matkowski, szef JW Construction.
SZCZYT ŚRODKOWOEUROPEJSKI |
---|
Najważniejsi goście Forum Ekonomicznego w Krynicy
|
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 37/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.