Zdarza się, że mali ludzie używają wielkich słów, a wielcy ludzie posługują się półsłówkami
Słowa zwykle zamieszkują wszędzie tam, gdzie ludzie lubią sobie pogadać. Są jednak wyjątki. Wiele słów mieszka w słowniczkach i innych książkach dostępnych w starych bibliotekach, w których zwykle panuje grobowa cisza. Stosunkowo najmniej słów występuje na bezludnych wyspach i w zakonach pustelniczych. Bywają też miejsca, gdzie słów jest pod dostatkiem, a nawet można stwierdzić ich nieco uciążliwy nadmiar. Takimi miejscami są ruski magiel, turecki bazar i polski parlament. W tych miejscach słów jest zwykle bardzo dużo, ale tak jakby ich nie było. Być może dzieje się tak dlatego, że miejsca te słyną z pustosłowia.
Słowa nie są sobie równe. Jedne lubimy bardziej, inne mniej, a są też takie, których nie lubimy wcale. Słowa - podobnie jak kobiety - są łatwe i trudne i - podobnie jak artyści - są modne lub zapomniane. Zdarza się, że mali ludzie używają wielkich słów, a wielcy ludzie posługują się półsłówkami. Najwięcej słów znał Słowacki, ale to było dawno temu. Pięknych słów używał w swej poezji Mickiewicz, a w kampanii wyborczej Lech Kaczyński. Gdy jesteśmy zakochani, używamy czułych słówek, a gdy się wściekamy, słów ostrych jak brzytwa. Słowa - podobnie jak sekator, nóż czy wypowiedzi Jacka Kurskiego - potrafią ranić poczucie przyzwoitości.
Słowa dzielą się na ładne i brzydkie. Dawno temu ładne słowa zawierały program PiS i piosenki Edyty Górniak. Można nawet zaryzykować, że program PiS miał ładniejsze słowa od tekstów piosenkarki. Teraz wszyscy, przypominając sobie ten program, używają tylko i wyłącznie brzydkich słów. Brzydkie słowa są jak brzydkie krajobrazy. Nie da się ich usunąć z rzeczywistości. Zdaniem wielu socjologów, brzydkie słowa przydają się Polakom głównie wtedy, gdy oglądają oni mecz swojej reprezentacji w piłce nożnej lub wsłuchują się w wypowiedzi ultraradiomaryjnej posłanki Anny Sobeckiej.
Wśród wielu słów, jakie mamy do wyboru, użyteczną funkcję pełnią słowa gładkie i chropawe. Gładkie słowa przydają się nam, gdy chcemy zaciągnąć piękną kobietę do łóżka lub dostać kredyt w banku. Chropawe słowa okazują się pomocne, gdy mamy pretensje do niechlujnego kelnera w knajpie, opieprzamy pijanego dozorcę lub gdy trzeba znowu coś wytłumaczyć Lepperowi.
Słowa bywają też okrągłe i kanciaste. Wielu polityków używa słów okrągłych, bo ich się nieźle słucha, choć na ogół niewiele z nich wynika. Mistrzem w żonglowaniu okrągłymi słowami są adwokaci, a z polityków najlepiej szła ta sztuka eksprezydentowi Olo Kwaśniewskiemu. Jednymi słowami można kogoś pochwalić, a innymi obrazić. Zdarza się, że niektórym puszczają nerwy z powodu głupich słów. Bywa, że słowa "uważane powszechnie za obelżywe" stają się powodem procesów o zniesławienie. Rzadko kto wkurza się z powodu słów mądrych. Trzeba jednak przyznać, że natłok mądrych słów może wyrazić głupią myśl. Z kolei kilka głupkowatych słów zbitych może być w całkiem sensowne zdanie.
Żyjemy w epoce, w której słowa potrafią zrobić większą karierę niż Justin Timberlake czy Doda Elektroda. Na początku lat 90. hitem było trudne słówko "pluralizm". O pluralizmie wypowiadali się wszyscy - od prezydenta Wałęsy po sprzątaczki w barach mlecznych. Z biegiem lat, z biegiem dni moda na słówka się zmieniała. U progu nowego stulecia modne stały się takie słowa, jak "holding", "parytet" czy "feminizm". W czasach Leszka Millera i posła Pęczaka hitem było powiedzonko "full wypas". Także IV RP ma swoje słówko, które robi zawrotną karierę i ma już wiele odmian i wersji. Zaczęło się od przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, który krytykując III RP, użył określenia "łże-elity". W błyskawiczny sposób łże-elity zostały przyswojone przez media i zaczęły się piąć w rankingach popularności słówek. Co więcej, opozycja przyswoiła słówka do tego stopnia, że stosuje je w licznych odmianach, krytykując obóz rządzący. O pomówieniach ministra Macierewicza mówiono, że to łże-prawda, a o jego niby-przeprosinach pisano, że to łże-przeprosiny. Pojawiły się także kpiące sformułowania dotyczące liderów PiS, o których ironicznie mówi się teraz "prawda-elity".
Wszystko wskazuje na to, że radosna twórczość nazewnicza związana z łże-elitami będzie się rozwijać nie tylko w polityce. Być może już niedługo usłyszymy coś o łże-piłkarzach, łże-artystach czy łże-kochankach. Tylko czekać, kiedy w brukowej prasie pojawi się jakaś łże-piękność, a w prasie kobiecej łże-macho. Określenie łże-macho wykończy każdego faceta, bo brzmi gorzej niż impotent. Najciekawiej sprawa może się rozwinąć w prasie kolorowej. O Mandarynie będzie się pisać, że to łże-głos, o Dodzie, że to łże-talent, a o Brodzikowej, że to łże-gwiazda.
Prawdopodobnie dzięki łże-elitom z przemówienia Kaczyńskiego epoka IV RP przejdzie do historii jako łże-epoka. No coż "szkoda słów!", jak mówił pacjent do dentysty po wyrwaniu wszystkich zębów.
Fot: Z. Furman
Słowa nie są sobie równe. Jedne lubimy bardziej, inne mniej, a są też takie, których nie lubimy wcale. Słowa - podobnie jak kobiety - są łatwe i trudne i - podobnie jak artyści - są modne lub zapomniane. Zdarza się, że mali ludzie używają wielkich słów, a wielcy ludzie posługują się półsłówkami. Najwięcej słów znał Słowacki, ale to było dawno temu. Pięknych słów używał w swej poezji Mickiewicz, a w kampanii wyborczej Lech Kaczyński. Gdy jesteśmy zakochani, używamy czułych słówek, a gdy się wściekamy, słów ostrych jak brzytwa. Słowa - podobnie jak sekator, nóż czy wypowiedzi Jacka Kurskiego - potrafią ranić poczucie przyzwoitości.
Słowa dzielą się na ładne i brzydkie. Dawno temu ładne słowa zawierały program PiS i piosenki Edyty Górniak. Można nawet zaryzykować, że program PiS miał ładniejsze słowa od tekstów piosenkarki. Teraz wszyscy, przypominając sobie ten program, używają tylko i wyłącznie brzydkich słów. Brzydkie słowa są jak brzydkie krajobrazy. Nie da się ich usunąć z rzeczywistości. Zdaniem wielu socjologów, brzydkie słowa przydają się Polakom głównie wtedy, gdy oglądają oni mecz swojej reprezentacji w piłce nożnej lub wsłuchują się w wypowiedzi ultraradiomaryjnej posłanki Anny Sobeckiej.
Wśród wielu słów, jakie mamy do wyboru, użyteczną funkcję pełnią słowa gładkie i chropawe. Gładkie słowa przydają się nam, gdy chcemy zaciągnąć piękną kobietę do łóżka lub dostać kredyt w banku. Chropawe słowa okazują się pomocne, gdy mamy pretensje do niechlujnego kelnera w knajpie, opieprzamy pijanego dozorcę lub gdy trzeba znowu coś wytłumaczyć Lepperowi.
Słowa bywają też okrągłe i kanciaste. Wielu polityków używa słów okrągłych, bo ich się nieźle słucha, choć na ogół niewiele z nich wynika. Mistrzem w żonglowaniu okrągłymi słowami są adwokaci, a z polityków najlepiej szła ta sztuka eksprezydentowi Olo Kwaśniewskiemu. Jednymi słowami można kogoś pochwalić, a innymi obrazić. Zdarza się, że niektórym puszczają nerwy z powodu głupich słów. Bywa, że słowa "uważane powszechnie za obelżywe" stają się powodem procesów o zniesławienie. Rzadko kto wkurza się z powodu słów mądrych. Trzeba jednak przyznać, że natłok mądrych słów może wyrazić głupią myśl. Z kolei kilka głupkowatych słów zbitych może być w całkiem sensowne zdanie.
Żyjemy w epoce, w której słowa potrafią zrobić większą karierę niż Justin Timberlake czy Doda Elektroda. Na początku lat 90. hitem było trudne słówko "pluralizm". O pluralizmie wypowiadali się wszyscy - od prezydenta Wałęsy po sprzątaczki w barach mlecznych. Z biegiem lat, z biegiem dni moda na słówka się zmieniała. U progu nowego stulecia modne stały się takie słowa, jak "holding", "parytet" czy "feminizm". W czasach Leszka Millera i posła Pęczaka hitem było powiedzonko "full wypas". Także IV RP ma swoje słówko, które robi zawrotną karierę i ma już wiele odmian i wersji. Zaczęło się od przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, który krytykując III RP, użył określenia "łże-elity". W błyskawiczny sposób łże-elity zostały przyswojone przez media i zaczęły się piąć w rankingach popularności słówek. Co więcej, opozycja przyswoiła słówka do tego stopnia, że stosuje je w licznych odmianach, krytykując obóz rządzący. O pomówieniach ministra Macierewicza mówiono, że to łże-prawda, a o jego niby-przeprosinach pisano, że to łże-przeprosiny. Pojawiły się także kpiące sformułowania dotyczące liderów PiS, o których ironicznie mówi się teraz "prawda-elity".
Wszystko wskazuje na to, że radosna twórczość nazewnicza związana z łże-elitami będzie się rozwijać nie tylko w polityce. Być może już niedługo usłyszymy coś o łże-piłkarzach, łże-artystach czy łże-kochankach. Tylko czekać, kiedy w brukowej prasie pojawi się jakaś łże-piękność, a w prasie kobiecej łże-macho. Określenie łże-macho wykończy każdego faceta, bo brzmi gorzej niż impotent. Najciekawiej sprawa może się rozwinąć w prasie kolorowej. O Mandarynie będzie się pisać, że to łże-głos, o Dodzie, że to łże-talent, a o Brodzikowej, że to łże-gwiazda.
Prawdopodobnie dzięki łże-elitom z przemówienia Kaczyńskiego epoka IV RP przejdzie do historii jako łże-epoka. No coż "szkoda słów!", jak mówił pacjent do dentysty po wyrwaniu wszystkich zębów.
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 37/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.