Polska polityka unijna powinna umiejętnie lawirować między obozem brytyjskim a niemieckim
Zajedynego stuprocentowego mężczyznę wśród przywódców starej Europy uchodzi kanclerz Niemiec Angela Merkel. Ale nawet dla prawdziwego mężczyzny zadania, które staną przed nią, gdy w styczniu Berlin obejmie przewodnictwo w Unii Europejskiej, wydają się niewykonalne. Niemcy chcą wskrzeszenia eurokonstytucji i zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Europie, ale tylko takiego, które będzie budowane przez Berlin i Moskwę.
Sztuczka językowa
"Polska powinna nie tylko mówić o solidarności europejskiej i oczekiwać tego od innych, ale sama musi się wykazać solidarnością i włączyć w projekty, takie jak konstytucja" - oznajmił Hans-Gert Pšttering, szef chadeków w Parlamencie Europejskim, w czasie, gdy w Brukseli gościł premier Jarosław Kaczyński. Był to celowy manewr. Formalnie nikt Polski nie może zmusić do przeprowadzenia referendum, ale naciski są coraz mocniejsze.
Fiasko referendów w Holandii i we Francji powinno wystarczyć, by złożyć eurokonstytucję do grobu, ale tak się nie stało, bo 15 innych państw powiedziało "tak". Tymczasem jeśli projekt ratyfikuje cztery piąte państw wspólnoty, zostanie on ponownie rozpatrzony przez Radę Unii Europejskiej. Dlatego mnożą się naciski na kraje, które nie podjęły jeszcze decyzji w tej sprawie. Według specyficznej logiki fanów konstytucji fiasku referendów we Francji i Holandii winna jest Polska. Gdyby Leszek Miller w 2003 r. nie opóźnił przyjęcia projektu konstytucji, głosowania odbyłyby się pół roku wcześniej i wtedy Francuzi powiedzieliby "tak". Winny jest też polski hydraulik, który nad Sekwaną wywołał przerażenie. - Nasz rząd powinien się wykazać inicjatywą i zaproponować poprawki do konstytucji. Nie możemy poprzestać na samej negacji - mówi Janusz Onyszkiewicz, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. Na razie inicjatywę przejmują jednak zwolennicy obecnego projektu. - "Jeśli nazwa ÝÝkonstytucjaÜÜ budzi aż tak wielkie kontrowersje, to nazwijmy projekt ÝÝustawą zasadnicząÜÜ" - zaproponował Jean-Claude Junker, premier Luksemburga. Szef niemieckiego MSZ Frank-Walter Stein-meier podchwycił pomysł i podkreśla, że Niemcy "od 40 lat bazują na ustawie zasadniczej i mają się dobrze".
Dużo ważniejszy krok, by wskrzesić eurokonstytucję, wykonała Angela Merkel. Podczas sierpniowego spotkania z papieżem Benedyktem XVI w Castel Gandolfo zadeklarowała wpisanie do preambuły odnosienia do chrześcijańskich korzeni Europy. Invocatio Dei wywołało burzę przede wszystkim we Francji i głównie pod jej naciskiem wykreślono odwołanie do Boga. Z tego powodu teraz Niemcy kibicują kandydatowi na prezydenta Francji Nicolasowi SarkozyŐemu. Deklaruje on, że poprawiony projekt traktatu podda pod ponowne głosowanie. Gotów jest też zaakceptować odwołanie do Boga. W wersji minimalistycznej harmonogramu konstytucyjnego nowy projekt doczekałby się finalizacji właśnie za prezydencji francuskiej w 2008 r. Bóg odgrywa jednak rolę zasłony dymnej wobec zabiegów o to, by w konstytucji w istocie nic się nie zmieniło. Rzeczywistym powodem niemieckiej determinacji jest system podejmowania decyzji. Obecny zapewnia równowagę sił, konstytucyjny daje Niemcom przewagę, a Polsce uniemożliwia blokowanie niekorzystnych dla niej decyzji.
- Niemcy potrzebują silnej Francji, ale we dwójkę też nie podołamy roli unijnych liderów. Konieczne jest wciągnięcie trzeciego partnera - uważa eurodeputowany Alexander von Lambsdorff. Jego zdaniem mogą to być Włochy, Polska lub Wielka Brytania.
Warszawski łącznik
Kolejnym zadaniem niemieckiej prezydencji będzie podpisanie nowej umowy unia - Rosja, obecna wygaśnie w przyszłym roku. Ważne będzie też zakreślenie ram europejskiej solidarności energetycznej. Niemcy są na tym polu w wyjątkowo niewygodnej sytuacji, głównie z powodu niepisanej reguły, że kraj szefujący UE nie powinien zbyt otwarcie promować własnych interesów. Tymczasem słabość Berlina do Moskwy jest znana. Na cenzurowanym znalazła się Merkel, która nie wywiązuje się z deklaracji o odcięciu od prorosyjskiej polityki Schršdera i kontynuuje prace nad rurociągiem północnym. Steinmeier był głównym kreatorem wschodniej polityki Schršdera. Z tych powodów zwłaszcza Polacy i Bałtowie mają uzasadnione obawy, że pod naciskiem niemieckim akcesja Ukrainy i Mołdawii stanie się niemal nierealna. Już teraz (z inicjatywy Niemiec) krajom tym proponuje się "perspektywę europejską", a nie "perspektywę członkowstwa". Niedawno w osłupienie wprawił wielu Europejczyków pomysł Steinmeiera, by do tak zwanej polityki sąsiedztwa UE włączyćÉ Azję Środkową. W istocie chodzi o rozmycie tej polityki i oddalenie silniejszego zaangażowania unii w strefę wpływów Rosji.
Nowa Ostpolitik jest przedstawiana jako szansa dla Warszawy. Ale jest to też lep, dzięki któremu Niemcy chcą przekonać Polskę do konstytucji w korzystnym dla nich kształcie. Na październik jest planowane spotkanie premiera Kaczyńskiego z kanclerz Merkel. Berlin chce podobno zaproponować Polsce wspólne układanie wschodnich puzzli. Teoretycznie może nas zbliżyć sojusz z Waszyngtonem, choć Warszawa, przeciągając zimną wojnę z Berlinem, może sporo stracić za oceanem. USA, mając do wyboru Niemcy lub Polskę, wybiorą silniejszego. - Berlin chętnie widziałby w Polsce sprzymierzeńca. Od waszej dyplomacji będzie to wymagać nie lada akrobacji, ale optymalne byłoby lawirowanie między obozem brytyjskim a niemieckim. Warszawa powinna się wykazać aktywnością, choćby pozorną - uważa Simon Taylor, publicysta "European Voice".
Jeszcze bardziej elastyczna musi być Angela Merkel. Najtrudniejsze może być dla niej balansowanie między forsowaniem niemieckich interesów a prezydencją. Konrad Adenauer postulował, że lepiej będzie, jeśli Niemcy będą europejskie niż Europa niemiecka. Jeśli kanclerz Merkel chce być europejskim przywódcą, musi pamiętać o słowach swojego wielkiego poprzednika.
Sztuczka językowa
"Polska powinna nie tylko mówić o solidarności europejskiej i oczekiwać tego od innych, ale sama musi się wykazać solidarnością i włączyć w projekty, takie jak konstytucja" - oznajmił Hans-Gert Pšttering, szef chadeków w Parlamencie Europejskim, w czasie, gdy w Brukseli gościł premier Jarosław Kaczyński. Był to celowy manewr. Formalnie nikt Polski nie może zmusić do przeprowadzenia referendum, ale naciski są coraz mocniejsze.
Fiasko referendów w Holandii i we Francji powinno wystarczyć, by złożyć eurokonstytucję do grobu, ale tak się nie stało, bo 15 innych państw powiedziało "tak". Tymczasem jeśli projekt ratyfikuje cztery piąte państw wspólnoty, zostanie on ponownie rozpatrzony przez Radę Unii Europejskiej. Dlatego mnożą się naciski na kraje, które nie podjęły jeszcze decyzji w tej sprawie. Według specyficznej logiki fanów konstytucji fiasku referendów we Francji i Holandii winna jest Polska. Gdyby Leszek Miller w 2003 r. nie opóźnił przyjęcia projektu konstytucji, głosowania odbyłyby się pół roku wcześniej i wtedy Francuzi powiedzieliby "tak". Winny jest też polski hydraulik, który nad Sekwaną wywołał przerażenie. - Nasz rząd powinien się wykazać inicjatywą i zaproponować poprawki do konstytucji. Nie możemy poprzestać na samej negacji - mówi Janusz Onyszkiewicz, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. Na razie inicjatywę przejmują jednak zwolennicy obecnego projektu. - "Jeśli nazwa ÝÝkonstytucjaÜÜ budzi aż tak wielkie kontrowersje, to nazwijmy projekt ÝÝustawą zasadnicząÜÜ" - zaproponował Jean-Claude Junker, premier Luksemburga. Szef niemieckiego MSZ Frank-Walter Stein-meier podchwycił pomysł i podkreśla, że Niemcy "od 40 lat bazują na ustawie zasadniczej i mają się dobrze".
Dużo ważniejszy krok, by wskrzesić eurokonstytucję, wykonała Angela Merkel. Podczas sierpniowego spotkania z papieżem Benedyktem XVI w Castel Gandolfo zadeklarowała wpisanie do preambuły odnosienia do chrześcijańskich korzeni Europy. Invocatio Dei wywołało burzę przede wszystkim we Francji i głównie pod jej naciskiem wykreślono odwołanie do Boga. Z tego powodu teraz Niemcy kibicują kandydatowi na prezydenta Francji Nicolasowi SarkozyŐemu. Deklaruje on, że poprawiony projekt traktatu podda pod ponowne głosowanie. Gotów jest też zaakceptować odwołanie do Boga. W wersji minimalistycznej harmonogramu konstytucyjnego nowy projekt doczekałby się finalizacji właśnie za prezydencji francuskiej w 2008 r. Bóg odgrywa jednak rolę zasłony dymnej wobec zabiegów o to, by w konstytucji w istocie nic się nie zmieniło. Rzeczywistym powodem niemieckiej determinacji jest system podejmowania decyzji. Obecny zapewnia równowagę sił, konstytucyjny daje Niemcom przewagę, a Polsce uniemożliwia blokowanie niekorzystnych dla niej decyzji.
- Niemcy potrzebują silnej Francji, ale we dwójkę też nie podołamy roli unijnych liderów. Konieczne jest wciągnięcie trzeciego partnera - uważa eurodeputowany Alexander von Lambsdorff. Jego zdaniem mogą to być Włochy, Polska lub Wielka Brytania.
Warszawski łącznik
Kolejnym zadaniem niemieckiej prezydencji będzie podpisanie nowej umowy unia - Rosja, obecna wygaśnie w przyszłym roku. Ważne będzie też zakreślenie ram europejskiej solidarności energetycznej. Niemcy są na tym polu w wyjątkowo niewygodnej sytuacji, głównie z powodu niepisanej reguły, że kraj szefujący UE nie powinien zbyt otwarcie promować własnych interesów. Tymczasem słabość Berlina do Moskwy jest znana. Na cenzurowanym znalazła się Merkel, która nie wywiązuje się z deklaracji o odcięciu od prorosyjskiej polityki Schršdera i kontynuuje prace nad rurociągiem północnym. Steinmeier był głównym kreatorem wschodniej polityki Schršdera. Z tych powodów zwłaszcza Polacy i Bałtowie mają uzasadnione obawy, że pod naciskiem niemieckim akcesja Ukrainy i Mołdawii stanie się niemal nierealna. Już teraz (z inicjatywy Niemiec) krajom tym proponuje się "perspektywę europejską", a nie "perspektywę członkowstwa". Niedawno w osłupienie wprawił wielu Europejczyków pomysł Steinmeiera, by do tak zwanej polityki sąsiedztwa UE włączyćÉ Azję Środkową. W istocie chodzi o rozmycie tej polityki i oddalenie silniejszego zaangażowania unii w strefę wpływów Rosji.
Nowa Ostpolitik jest przedstawiana jako szansa dla Warszawy. Ale jest to też lep, dzięki któremu Niemcy chcą przekonać Polskę do konstytucji w korzystnym dla nich kształcie. Na październik jest planowane spotkanie premiera Kaczyńskiego z kanclerz Merkel. Berlin chce podobno zaproponować Polsce wspólne układanie wschodnich puzzli. Teoretycznie może nas zbliżyć sojusz z Waszyngtonem, choć Warszawa, przeciągając zimną wojnę z Berlinem, może sporo stracić za oceanem. USA, mając do wyboru Niemcy lub Polskę, wybiorą silniejszego. - Berlin chętnie widziałby w Polsce sprzymierzeńca. Od waszej dyplomacji będzie to wymagać nie lada akrobacji, ale optymalne byłoby lawirowanie między obozem brytyjskim a niemieckim. Warszawa powinna się wykazać aktywnością, choćby pozorną - uważa Simon Taylor, publicysta "European Voice".
Jeszcze bardziej elastyczna musi być Angela Merkel. Najtrudniejsze może być dla niej balansowanie między forsowaniem niemieckich interesów a prezydencją. Konrad Adenauer postulował, że lepiej będzie, jeśli Niemcy będą europejskie niż Europa niemiecka. Jeśli kanclerz Merkel chce być europejskim przywódcą, musi pamiętać o słowach swojego wielkiego poprzednika.
Więcej możesz przeczytać w 37/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.